piątek, kwietnia 03, 2015

Przeczytania... (34) Božidar Jezernik "Dzika Europa. Bałkany w oczach zachodnich podróżników" (Wydawnicwto UNIVERSITAS)

...i ponownie trzymam w ręku książkę Wydawnictwa UNIVERSITAS  z serii "Poleca Adam Michnik". Tym razem skusił mnie Božidar Jezernik i jego "Dzika Europa. Bałkany w oczach zachodnich podróżników". I zacznę od chwalenia? Tak, nie mam innego wyjścia. Uczciwość czytelnicza skazuje mnie na pisanie w samych superlatywach. Bo poznałem lekturę wyjątkową. Od pierwszej do ostatniej literki skupiała moją uwagę. Bałkany, to mimo wszystko jakaś inna bajka. Dla kogoś kto gania między Chorwacją, a Macedonią czy Czarnogórą - powszedniość. Piszący te słowa pozostaje w sferze "teorii"? Pewnie chwilami konfrontacja z rzeczywistością może być... bolesna? Nie zawiodłem się na Autorze i jego dziele. Czaruje od samego początku! Ale i powieje grozą, choćby przy historiach o... wznoszonych mostach? Tym bardziej, że podparte przykładami nie tylko z zamierzchłej przeszłości. Przecież 1870, to nie jakaś abstrakcja. Dla mnie rok urodzenia pradziada Stanisława...
Chciałbym zobaczyć miny tych Czytelników, którzy poznają pierwsze zdanie książki: "Aż do początku XIX w. Półwysep Bałkański nie miał nazwy". Czy to nie intrygujące? Jeżeli ono nie stanie się magnesem, które przyciągnie, to szkoda czasu na "Dziką Europę...". Nie wierzę, że tak będzie.  Kolejny ważki argument za trwaniem przy 247 stronach (+ bardzo bogate przypisy, niestety większości pozycji raczej u nas nie osiągalnej?). Zawodu nie będzie. Na dalszych stronach (podpowiadam: rozdział 9) stoi: "Na Bałkanach przestrzeń geograficzna często pokazywała się mniejsza niż polityczne aspiracje, a sama nazwa Bałkany szersza niż ich całe terytorium".
Proszę, dla zachęty, wczytać się w niektóre tytuły rozdziałów: "Kobiety o tłustych palcach", "Ludzie z ogonami", "Romantyczny urok wolności", "Gdzie raj był tylko na odległość łyku piekielnego naparu". Nie uwierzę, że nie zaczynają się pod naszymi czuprynami lub łysinami piętrzyć znaki zapytania... Naprawdę trafiamy do magicznego świata, niemal z pogranicza cywilizacji i  barbarzyństwa!
O jakim to "piekielnym naparze" można przeczytać?  W rozdziale jest cytowany m. in.  sir Thomas Herbert, który pisał o: "naparze z piekielnego jeziora, czarnym, gęstym i gorzkim", a w Anglii sypały się gromy na "napój z piekła", "piekielną truciznę" czy "truciznę, którą Bóg uczynił czarną, by przybrała prawdziwy kolor diabła". Ki diabeł? No to trzymamy się fotela:  k a w a ! A czym był "domy złych postępków"?
Że nie zacząłem chronologicznie tego "Przeczytania...". A dorzucę coś... "heretyckiego": książka Jezernika należy do gatunku tych, które można czytać bez względu na numerację rozdziałów. Jedno jest wspólne każdemu z nich: poniekąd walczy ze stereotypami, nagromadzonym przez stulecia banialuctwem wokół pewnych spraw głównie obyczajowych, kultowych, zwyczajowych.  Po takich książkach przestaję dziwić się opowieści mego kresowego Dziadka, kiedy w 1946 r. bydlęce wagony zatrzymały się na tzw. Ziemiach Odzyskanych "tamtejsi Polacy" patrzyli ze zdziwieniem na Kresowiaków i Dziadek, który nigdy nie nosił żadnego zarostu, usłyszał: "To wy nie macie bród do pasa?". Tu też się dowiemy, jak czczym wymysłem były "kobiety o piersiach do pępka" czy "ludzie z ogonami". Śmieszne? Chyba tylko do tego momentu, kiedy nas samych podobne bzdury nie dotykają... To w rozdziale "Ludzie z ogonami" jest pouczająca dygresja, która warto sobie przyswoić: "To, co dana grupa wyobraża sobie na temat innych, jest bowiem zwierciadlanym odbiciem tego, jak postrzega ona samą siebie". Niestety w czasach Tity w obozie Goli Otok więźniów oznaczano... przyczepiając im "szmaciane ogony"! "Wydaje się - pisze dalej Božidar Jezernik - że ludzie z ogonami byli konstruktem kulturowym korzystnym dla tych, którzy pragnęli zdegradować określone jednostki do poziomu zwierząt [...]".
Czy aż tak bardzo peregrynacje z minionych stuleci są oddalone od tego, co staje się też naszym udziałem?  Jezernik tak ocenił wiarygodność przekazów i bezmyślność podróżników: "Dziwne to i znamienne, że podróżni z Zachodu przyjmowali owe historie, pomimo zawartych w nich oczywistych sprzeczności, za dobra monetę. Jechali do dalekich krajów, aby ujrzeć nie znane im krainy, gdy już jednak się tam znaleźli, przymykali oczy na to, co naprawdę widzieli, ponieważ byli przygotowani tylko na «ujrzenie» tego, czego oczekiwali". Czy obecnie Transylwania jest odwiedzana dla tamtejszej, rzeczywistej historii? Gro szuka śladów Draculi, nie zastanawiając się ile z tego, co wie jest wybrykiem literatury...
Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś zaczął czytanie od rozdziału siódmego. Już w samym tytule kroi się niesamowitość? "Namiętność łowców głów"! Swoja drogą Božidar Jezernik wie, jak zarzucić na czytelnika haczyk zaciekawienia!  Znowu pierwsze zdanie: "W wieku XIX Bałkany stały się ziemią obiecaną dla poszukiwaczy dziwnych zjawisk, takich jak na przykład odrąbane głowy". No i podnosi się w kilku miejscach głos oburzenia? Rozdział oznaczony "18"?  Dla tych, którzy w grymasie gniewu zaczną ciskać gromy na barbarzyństwo mieszkańców Bałkan Autor zażył sposobu: "W pierwszych stuleciach doby nowożytnej most londyński stanowił atrakcję dla turystów, którzy przyjeżdżali ujrzeć głowy złoczyńców, nabite ba włócznie i wystawione na pokaz". A jednak "kult ściętych głów", bardzo szeroko potraktowany (i może budzić mieszane uczucia) miał chyba coś na rzeczy jeszcze w XX w., kiedy na terenie dawnej Jugosławii rozpętała się krwawa wojna domowa: nie robiono wtedy zdjęć odciętym głowom?... Trochę dalej znajdujemy jedno z wyjaśnień tego procesu: "Odcinanie głów było znakiem triumfu nad zasługującym na pogardę nieprzyjacielem i środkiem zdobycia sławy w społeczności czarnogórskiej. Waga zwycięstwa lub klęski liczona była ilością zdobytych głów".
Dostrzegamy wpływy otomańskie? "Okropieństwa. o które oskarża się Czarnogórców można w większości przypisać Turkom, prawdopodobnie najdzikszemu i najokrutniejszemu narodowi, który kiedykolwiek najechał Europę. To oni wprowadzili zwyczaj obcinania głów i podnieśli go do rangi kultu" - cytuje tu niemiecką opinię. Na ich temat znajdziemy wiele innych  ciekawostek. Swoistą perełką pośród tych opowieści jest historia wieży w Cetinju. Proszę nie czytać przy obiedzie...
Nic tak nie kojarzy się nam z tureckością, jak... taniec brzucha. Jezernik cytuje Rebekę West (de facto Cicely Isabel Fairfield), która taki pozostawił opis wydarzenia, którego była świadkiem w Sarajewie: "Korpulentna, ubrana w wyszywane cekinami muślinowe spodnie i stanik, stała na podwyższeniu i kręciła brzuchem w rytm dźwięków pianina i skrzypiec". Ciąg dalszy pozostawię zainteresowanym Czytelnikom. Ciekawa jest ocena spragnionej ciekawości turystów: "wyglądali jak wygłodniałe wilki patrzące na owcę!".
Spodobać się może wielu czytającym spór o... Aleksandra Wielkiego. Kim był? Czy aby na pewno Macedończykiem? A może jednak... Albańczykiem? Tak więc widać nie my jedni prowadzimy jałową dyskusję z Niemcami "kim był Kopernik?". Jedno jest pewne: ani Aleksander, ani Mikołaj nie byli kobietą! Można pogubić się w zawiłościach statystycznych? Jedyny rozdział, kiedy żwawa narracja została zastąpiona ekonomiczno-statystycznym wyrachowaniem? Tytuł "Prawdziwa komedia omyłek" skrojony na miarę żywego problemu. Ciekawe: Karol Wielki to Niemiec czy Francuz?... Bez sensu!... Doskonałe są podawana przykłady dotyczące właśnie narodowości (czytaj: płytkiego pojmowania narodowości): "Byłem Bułgarem, a teraz jestem Serbem" czy "Jestem prawosławny, byłem pod zwierzchnością Egzarchatu, a teraz jestem Serbem". Prawda - jakie to proste? Ostatecznie rozbroić może  opinia, jaką przytacza Jezernik: "Słowa takie jak «rasa», «narodowość», «rodowód», którekolwiek z nich weźmiemy, aby wprowadzić rozróżnienie pomiędzy Macedonią a resztą świata bałkańskiego, straciły znaczenie, a chłop gotów jest przyjąć każdą narodowość, jeśli przedstawić mu przekonywujące argumenty".
Od Božidara Jezernika można się nauczyć, jak pięknie można pisać o... mostach? Chciałoby się zaraz gnać do opisanych miejsc i przejść z jednego brzegu na drugi. A jeszcze lepiej zacytować za Fra Grgą Martićem:
Kto na moście mostarskim stanie,
Pyta zaraz o jego powstanie.
Jeden mówi: to mądrzy Rzymianie,
Drugi Turkom zaś rację przyznaje.

Ryciny (najstarsza z 1530) są bezcennym dopełnieniem. Oczywiście ciekawszym, gdyby Autor uwiecznił je dziś cyfrowym aparatem. Na szczęście było to nam darowane. Zaburzyłoby to klimat... czytania. Bo te opowieści o mostach naprawdę rozmarzają!
"Ostatni rozdział - czytamy  Božidara Jezernika - zabiera nas w podróż po rozmaitych małych i dużych miastach «strasznej» i «dzikiej» Europy". Zaczyna się, jak klasyczny przewodnik, z tą różnicą, że cofa nas o jakieś 300 lat! Na zachętę dorzucę ostatni cytat, tym razem sir Edwarda Pearsa: "Pod rządami tureckimi Konstantynopol stał się najbardziej zacofaną stolicą Europy. Pod takim rządem, osiemdziesiąt lat temu Ateny, Bukareszt, Belgrad i Sofia były tylko zbiorowiskiem lepianek zamieszkanych przez przygnębionych i dotkniętych ubóstwem ludzi". Jest okazja poznać los ateńskiego Akropolu. Pomyśleć, że kilka wieków temu Partenon miał zupełnie dobrze, a zachowanych w stanie idealnym greckich świątyń było wielokrotnie więcej, niż meczetów.
Książka Božidara Jezernika "Dzika Europa. Bałkany w oczach zachodnich podróżników" powinna zainteresować każdego komu miła jest nowa przygoda, odkrywanie świata egzotycznego w samej Europie, ze szczyptą orientalnej pikanterii. Nie katalogowałbym jej, że historyk kultury czy miłośnik  Bałkanów. Język ,jakim jest napisany nie zanudza nas. Nie przytłacza tez mnogością cytatów. Autor nie poszedł w stronę chowania się za relacjami uczestników. Dawkuje nam te przyjemności. Potrafi zaskoczyć i trzyma przy sobie tak długo, póki ta "podróż" (jak sam to określa) nie skończy się. Niech więc ostatnie słowo należy do Niego:
"Widzieliśmy, jak żarliwie ludzie z «górzystego półwyspu» walczyli o postęp i jak wspaniałe rezultaty wydały ich wysiłki zmierzające do zeuropeizowania się".

Brak komentarzy: