sobota, lutego 14, 2015
Wrocławski spacer... (01) - Kłódki miłości
Moją pierwszą wizytę we Wrocławiu rejestrował wuj Telesfor na zdjęciach z grudnia 1967 r. To było jedyne Boże Narodzenie, które przyszło mi przeżyć poza domem rodzinnym. Potem mijały długie lata, aż do połowy tych 70-tych w XX w. Prawdziwy plener urządziłem sobie dopiero w sierpniu 1981 r. Tak, tego gorącego lata za "pierwszej Solidarności". To wtedy m. in. fotografowałem resztki cmentarza ewangelickiego na wrocławskim Biskupinie. Moje szczęście polegało na tym, że wkrótce i te pozostałości zostały zniwelowane. Nie ma śladu po tych mogiłach! Na szczęście są moje kadry i jedyne odbitki, których jeszcze nigdy nigdzie nie upubliczniłem. Będzie czas na tym blogu? Na szczęście nikt nie wpływa na treści tego tu pisania....
Tym razem jednak nie będzie Katedry i urokliwych uliczek. Z racji 14 lutego zabieram ciekawskich na Zielony Most! Jak w Wilnie?... Oczywiście, że zorientowane oko dostrzeże jedną z wież katedralnych!
Zakochani są wśród nas
Zakochani pierwszy raz
Tak po prostu bez pamięci zakochani
Mają po 20 lat
Mają swój beztroski świat
Swoje ścieżki, które wiodą ich w nieznane
Znają tylko kilka słów, kilka marzeń ze swych snów
Romantyczni, zagubieni między nami
Obowiązkowo trzeba było zaśpiewać przebój, który wylansowała Helena Majdaniec (kolejna córa Kresów, tych wołyńskich). Ponoć, to właśnie Wrocław dzierży prym w zawieszaniu "kłódek miłości" na mostach i mostkach naszych miast. Niesprawiedliwe jest kolportowanie jakoby tylko tam! My bydgoszczanie od razu podnosimy rwetes i veto!... O tym na pewno w jednym z kolejnych "Smakowań Bydgoszczy". Jeśli to urokliwe upamiętnianie naprawdę zaczęło się nad Odrą, to jej nurtem rozpłynęło się chyba po całej Polsce. 'Też piknie" - jak rzekłby Pyzdra do Kwiczoła.
On i ona pierwszy raz
Zapatrzeni tylko w siebie zakochani
Jeszcze szczęścia swego ukryć nie umieją
Tego szczęścia, które odnaleźli dziś
Jeszcze wierzą jeszcze łudzą się nadzieją
Że to prawda że tak zawsze musi być
Niech nam będzie w duchu Amora i Wenery rozpocząć spacerowanie od tak miłego wszystkim symbolu serduszka. Postaram się pokazać moje ukochane kąty wrocławskie. Bo nic tak nie zaskakuje, jak... Nie, zmilczę. Przed laty organizowałem wycieczkę i ktoś mnie poraził pytaniem: "A, co takiego ciekawego jest we Wrocławiu?". Rozumiem, że swoisty "kanon" ogranicza się do Warszawy, Krakowa czy Zakopanego, ale... Naprawdę odjęło mi wtedy mowę.
Jak wiemy Wrocław stał się "drugim domem" dla Dzieci Kresów (głównie lwowskich), które po 1944 r. w bydlęcych wagonach "jechały z Polski do Polski". Dawni mieszkańcy Breslau zdziwiliby się 100. lat temu, gdyby ktoś im powiedział, że będzie tam stał np. pomnik innego kresowiaka: Juliusza Słowackiego. To skoro ma być miłośnie, to zakończę strofą Wieszcza:
Anioł ognisty — mój anioł lewy
Poruszył dawną miłości strunę.
Z tobą! o! z tobą, gdzie białe mewy,
Z tobą pod śnieżną sybirską trunę,
Gdzie wiatry wyją tak jak hyjeny,
Tam gdzie ty pasasz na grobach reny.
PS: Post dedykuję Marcie i Danielowi, tegorocznym maturzystom z XX LO w Bydgoszczy.
Wrocław jest piękny i wypiękniał w ostatnich latach bardzo , bardzo. Dawno jednak nie byłam we Wrocławiu, most pamiętam- ten z fotografii. A pozostając w walentynkowym temacie to znalazłam zapis zakochanej pary na podwórku Casa di Giulietta takiej o to treści "Szkoda, że nie ma miejsca, gdzie rodzi się miłość, byłoby to najczęściej odwiedzane miejsce na Ziemi " Ładna wydała mi się ta myśl i podaję ją dalej.
OdpowiedzUsuńPozwolisz, że wrzucę to zdanie na mego Facebooka. Pozdrawiam z lekko przymrożonej Bydgoszczy.
OdpowiedzUsuń