piątek, stycznia 16, 2015

Poczet poetów zapomnianych - Seweryn Goszczyński - odcinek 2 "Emigrant - piewca gór..."

Chyba nie przesadzę pisząc, że Seweryn Goszczyński był pierwszym, znaczącym piewcą gór! Odwiedził Zakopane, Nowy Targ! Dotarł do Doliny Kościeliskiej czy Stawu Smreczyńskiego! Oto kraina, jak z baśni:
Ziemia, księżyca światłem osrebrzona,
Leżała nago pod niebios błękitem,
Jakby miłosnym ogniem rozpalona,
I nie taiła wdzięków swego łona.
A święte Tatry, jako nocy gmachy,
Nieporuszone czerniały w błękitach,
I srebrne wody, jako srebrne blachy,
Snuły się w krętych, świecących korytach.
Fascynację folklorem odnajdziemy m. in. w poemacie „Sobótka”:

              Na prost za wodą, gdzie tam owa brzózka,
Pierwszegom dostał od Kasi całuska,
I tak mi serce schwycił ten całunek,
Żem odtąd przy niej, jak przy owcy dzwónek,
A ona przy mnie.


Nie mógł zrozumieć „...że dotąd poezja nasza nie dotknęła tych okolic, nie położyła na nich tego uroku widomego, jaki na przykład w nowszych czasach rozlał Walter Scott na górach swej ojczyzny”. Dla mnie, to tym bardziej niesamowite spojrzenie, że przecież pisał to człowiek, który w czasie nocy listopadowej ściskał karabin wpadając przez bramę Belwederu, który lada chwila miał planować kolejne powstanie, konspirator wymykający się tropiącej go policji... Nie wiem dlaczego nie deklamuje się takich strof:
Tam rozmawiały ze sobą niebosiężne Tatry
Ubrawszy czoło w śniegi, a podnóże w kwiecie;
Rozmawiały milczeniem; szalejące wiatry,
Dzwoniąc ową rozmową po szerokim świecie

Pozostawił po sobie Goszczyński „Dziennik podróży do Tatrów”. Można sięgnąć po to unikatowe dzieło korzystając z dobrodziejstwa Internetu. We wstępie czytamy m. in. (podaję z zachowaniem oryginalnej pisowni, ortografii i składni z 1852 r.) : „Autor téj podróży, ogłasza ją głównie dla tego, że chwila jego życia schwycona w tém dziele, jest jedną z tych , w których żył wszystkiemi swojemi władzami, życiem pełnijeszém niż kiedykolwiek”. 

Jan Nepomucen Kowalski (1802-1847) "Widok na Giewont"
Seweryn Goszczyński nie byłby romantykiem, gdyby nie burzliwe uczucie!... W dworze w Juśkowicach nieopodal Oleska poznał pianistkę Annę Kawiecką. Raniony strzałą Amora pisał:

               Moja kochanka jak płomyk wykwita,
Moja kochanka, jak słoneczna strzała,
Która się łamie wieczystym odskokiem
Ku swojej gwiazd koronie –

Musiał to być bardzo celny strzał, skoro z pióra schodziły takie słowa:

               Jakiegoż to dziełem cudu
I przez jaką łaskę Boga
Mogła się począć perła tak droga
W tym morzu błota, w tej konsze brudu,
Ten anioł z niebiosa poety...

Na wzdychaniu do cnej Anny nie ograniczył się. Belwederczyk nie umiał w szumie jodeł dożywać dni? W Galicji wdał się w „konspiracyjna robotę”. Tropiony, jakimś wiedziony instynktem unikał pojmania przez władze austriackie, a tym samy nigdy nie został deportowany do Królestwa kongresowego, gdzie czekał na niego... kat! Jeden z przyjaciół pisał właśnie o Goszczyńskim: „... szukają go tu wszędzie, kryć się musi nawet przed tymi, którym się już dał poznać”. Wincenty Pol uzupełniał: „Policja śledziła czujnie każdy krok jego – wypatrzyła wszystkie domy, w których się kolejno ukrywał – tylko wielka jego przytomność i zimna krew udaremniła niejedną zasadzkę i łapkę na niego zastawioną”. Czyż z każdym krokiem nie jawi się nam inny, ciekawy, niesamowity Goszczyński? Toż to gotowy scenariusz na film sensacyjny! Nie możemy o takich peregrynacjach wspomnieć naszym uczniom? Czy tylko pomniki muszą zapełniać nasze podręczniki?
...dowiedzieliśmy się, że nowe powstanie w Polsce jest na wybuchu, wychodzi od emigracji polskiej we Francji, pod naczelnictwem Zaliwskiego”- wspominał wydarzenia z 1832 r. Aktywnie zaangażował się w organizowanie ruchu na terenie Galicji! Odwiedzał patriotycznie nastawiona szlachtę i zbierał pieniądze. Kupował broń i lokował w miejscach zbornych. O domu jednego z przyjaciół wprost pisał „istne koszary”. Niestety „cała Polska [Kongresowa], cała Rosja [Litwa, Wołyń, Podole i Ukraina] miały powstać w jednym dniu 19 marca”, ale nie powstały. Powstanie zostało rozbite nim w ogóle się rozpoczęło. Wielu uczestników konspiracji aresztowano, kilku stracono! Pozostał ślad w twórczości poety:
Zmarłego Lutego trup
Z nowo narodzonym Marcem
Pląsają szatańskim harcem.
[..........................................]
Wypłynęło wojsko mar:
Wstały lasy chorągiewek
I płyną falą szeregów
Bystrych, czarnych po tle śniegów,
[..........................................]
Świta, świta dzień
Zemsty i cudu!

Kolejny ważny rozdział swego życia zapisał poeta na emigracji! Zazdroszczę mu tego, kogo tam spotykał, z kim rozmawiał. Cały bukiet romantycznego uchodźstwa: Adam Mickiewicz! Juliusz Słowacki! Fryderyk Chopin!... Dla niego to nie były nazwiska z podręcznika czy niedosięgłe gwiazdy, do których mógł wzdychać. Bywał u nich, Oni odwiedzali jego! Szczególnie ciepło pisał o Juliuszu! „...jest ze mną tak blisko i dobrze – pisał w jednym z listów do przyjaciela.- jak z nikim w Paryżu. Często wyspowiada mi całą duszę”. Wieszcz czytał mu pisaną dopiero „Balladynę”: „Rozwijał mi cały plan tej epopei, drobniejsze nawet odkrywał szczegóły, i trzeba przyznać, że ma bardzo, ładne pomysły.” Ujmujące jest stwierdzenie: „...wybiera się nawet pomieszkać ze mną jakiś czas”.

 Jan N. Głowacki "Widok Tatr"
Emisariusze docierają do zniewolonego kraju. Szykują kolejne powstanie! Ale i tym razem kończy się to niepowodzeniem! Szymona Konarskiego wspiera jego przyjaciel, Seweryn Goszczyński. Ich drogi rozchodzą się nieopodal granicy rosyjskiego zaboru. Nigdy więcej się nie spotkają, pojmany Konarski zostanie rozstrzelany w Wilnie! W prasie emigracyjnej pojawiały się i takie głosy: „To są skutki wyprawianych emisariuszów. Kto ich tam wysyła, żeby z piekła nie wyszedł, to jest powszechne życzenie w owych stronach. Zamiast ducha ożywiać, to duch ostyga, bo przeklinają, że Polakami się rodzili – i na sybir idą familie, towarzysząc członkom rodzin tam zapędzonych”. Wręcz padają słowa oskarżenia o „owych wariatach”, którzy „krwi więcej i nieszczęść narobili, jakby rewolucja kosztowała”! Seweryn Goszczyński wspominał przyjaciela w wierszu „Ku czci Szymona Konarskiego rozstrzelanego w Wilnie 19 marca 1839 r.”:
Bracie Konarski! Tobie się dostało
Paść tą ofiarą błagalna dla braci;
Ciebie swym ciosem dosięgli jej kaci,
Skonałeś za kraj – upadło twe ciało...
Lecz tylko ciało, duch wzbił się nad ziemią

Seweryn Goszczyński, który angażował się w działalność konspiracyjną, wszedł również w bliski kontakt duchowy z człowiekiem, o którym wieszcz
Adam pisał: „Zapomnijmy żeśmy synami ziemi, żeśmy Polacy (...), usiłując dusze nasze spić z uchem Chrystusa, z duchem Mistrza”. Skoro Andrzej Towiański owładną umysłami wielkich Wielkiej Emigracji, to dlaczego Goszczyński miał być mniej podatny na mesjanistyczną ideologię: „Byłem w Saint Germain. Widziałem się z Mickiewiczem. Ostatnie wątpliwości usunięte. Nie widzę nigdzie prawdy, tylko w idei Towiańskiego i dlatego ją przyjmuję ostatecznie i na zawsze”. Jakież to pole do popisu dla koleżanek i kolegów polonistów! Omotani w sieci pająka poddawali się jego woli? To właśnie Goszczyński zastępował Mickiewicza w pełnieniu w Kole funkcji, jako... Namiestnik Towiańskiego! 18 lat członkostwa o czymś świadczy. Trudno pisać o chwilowym zaślepieniu. Odsyłam do biografii poety. Towiański naprawdę jawi się tam, jak demon, który wykorzystuje swoich „braci”. Zgroza wieje, kiedy gołym okiem widać szarlataństwo „Mistrza” i kompletne poddanie się członka Koła: „Pokazał mi całą ważność poezji, całą wysokość przed Bogiem prawdziwego pety; wytknął mi dotykalnie całą fałszywość, poziomość, czczość, nikczemność największej części dotychczasowej poezji, całą ich nicość wobec Nowej Epoki”.

Jan. N. Głowacki "Morskie Oko"
Jest jeszcze coś, co łączyło wygnanych romantyków, dożywających swoich dni na „paryskim bruku”: tęsknota za utraconą Ojczyzną. Nie apoteoza uczuć, tylko zwykła ludzka tęsknota za domem, bliskimi, przyjaciółmi! Gorzko brzmią słowa, które czytamy w jednym z jego listów: „Niezdrowy to potwór ta emigrantka. Wieluż to jest przeznaczonych, aby padło jej ofiarą! A co nade wszystko boli, to widok moralnego upadku, zepsucia, wynaradawiania się tych właśnie ludzi, co powinni wyobrażać i przechowywać staropolską poczciwość naszego narodu. Dopiero to w porównaniu z Francją zaczyna się mocniej Polskę kochać”. Zastanawiam się na ile ten głos byłby dziś aktualny? W innym liście zdradzał, jak duszą targały namiętności i żal: „...wszystkie uczucia, myśli, cała moja dusza zostały jeszcze w Polsce: chodzę tu jak siacy pomiędzy marami snu, a na sercu ciężar nie do opisania. Czasami marzę, (...) żem wrócił, w duszy obudzą się cała radość na widok ojczystych Karpatów, przelatuję w zachwyceniu znajome drogi, postrzegam dachy przyjacielskich domów”. Czy te słowa nie mogłyby stanowić dopełnienia epilogu „Pana Tadeusza”? A wcześniej nie bez goryczy pisał o miałkim Lechitów patriotyzmie:
Nasze stoły lśnią wytworem,
Drogi w naszych szkłach napitek;
Czy to rano, czy wieczorem
Nasze ciała tuczy zbytek,
A najlepsi w naszym rodzie
Po więzieniach schną o głodzie.

 (dokończenie w odcinku 3)

1 komentarz:

  1. A ja zaraz idę nad Morskie Oko. I sprawdzę czar.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.