sobota, grudnia 06, 2014
Przeczytania... (21) - Philippe Burrin "Faszyzm, najconalizm, autorytaryzm" (Wydawnictwo UNIVERSITATIS)
...i znowu książka z rekomendacją: "Poleca Adam Michnik". Wydawnictwo UNIVERSITATIS udostępniło nam pracę Philippe'a Burrin'a "Faszyzm, nacjonalizm, autorytaryzm". Z informacji wydawniczej niewiele dowiadujemy się o Autorze. Wykłada w Genewie, dwa tytuły wcześniejszych monografii raczej uświadamiają nam, że w kręgu jego zainteresowań pozostaje holocaust, nazizm, Hitler. Pocieszające, że nie mamy do czynienia z kimś przypadkowym. Warto pogrzebać w Internecie. Jest francuskim historykiem uradzonym w Szwajcarii. Trochę skomplikowane? Treść daję pod rozwagę na okoliczność zbliżającej sie ponurej rocznicy: 16 grudnia 1922 r.
Nie wyobrażam sobie, aby ktoś kogo interesują problemy, jakie zdradza juz sam tytuł książki nie posiadał jej w swoim księgozbiorze. Na jedno się można nastawić: to nie jest nudny, ciężki wykład akademicki. Wręcz przeciwnie. Przerzucamy kolejne strony, trafiamy na pewne może dla nas oczywistości, ale chcemy dalej iść tokiem myślenia Ph. Burinn'a. Ja na taki odbiorze łapałem się. Dla mnie wciąż intrygujące jest zagadnienie, o którym czytamy już we "Wstępie": "Z historycznego punktu widzenia istotne jest nie tyle dojście partii faszystowskiej do władzy, w czym zasadnicza rolę odegrała koniunktura, ile raczej przychylny odbiór, z jakim sie spotkały, a który pozwolił im osiągnąć stabilną pozycję". Oto, według mnie, istota poznawania i rozumienia tych wszystkich zbrodniczych systemów politycznych!
Raptem trzy rozdziały ("Porównania", "Kryzys nazistowski" i "Francja w godzinie próby") wciągają nas w sferę rozważań historycznych, społecznych i socjologicznych. Bez mała czterysta stron czyta się, zapomina o bożym świecie, a po odłożeniu pozostaje... niedosyt! Dla kogoś, jak ja, który (pisałem o tym choćby z okazji rocznicy 30 I 1933 r.) pochłania różne aspekty nazizmu, komunizmu/stalinizmu (niewiele na blogu?) ta książka stanowi dopełnienie wcześniej poznanych pozycji. Nie twierdzę, że każda teza Autora przypada mi do gustu. Mam wrażenie, jakby bagatelizowano okrucieństwo komunizmu? "...w szczególności nazizm można obarczać główną odpowiedzialnością za samobójstwo Europy, ponieważ do bitewnych rzezi pierwszej wojny światowej dodał jeszcze zagładę ludności cywilnej podczas drugiej wojny". Statystyki, o których Burrin milczy raczej przemawiają za komunizmem/stalinizmem, jako zbrodniarzem wszech czasów.
Na szczęście rozdział "Hitler i Stalin" otwiera zdanie, które nie pozostawia złudzeń kim były te dwa demony: "Hitler i Stalin zbroczyli krwią swoją epokę w stopniu, w jakim tylko niewielu uczyniło w przeszłości. Jako władcy [...] zadali niewypowiedziane cierpienia swoim własnym, ale także i innym narodom, wzbudzając emocje i potężne nadzieje w swoich krajach i na całym świecie". Wielu Rosjan nie może pojąc, że my Polacy stawiamy między obu zbrodniarzami znak równości. Ciekawe, jak podobna literatura odbierana jest w Moskwie. Wszak czytamy o... podobnym pochodzeniu, pozycji społecznej, relacji rodzinnych: "Ludzie ci potrafili wykorzystać dramatyczne czasy kryzysu, aby przejąć władzę i ją utrzymać, a potem rozwinąć kult swojej osoby na miarę faraonów". Kiedy Burrin zestawia sylwetki Hitlera i Mussoliniego wskazuje nam niemalże na mesjańskie pierwiastki w biografiach wodzów (Duce, Führer): "...skromne dzieciństwo, znaki świadczące o wyjątkowości, poddawanie kolejnym próbom, olśnienie, samotne posłannictwo i tryumf zbawiciela". Istna mitologizacja postaci?.. Potwierdzenie tej tezy znajdziemy na wielu stronach tej książki. Mój egzemplarz jest chwilami od góry do dołu zakreślony ołówkiem. I nie robiłem tego dla potrzeb tego pisania. Powoli gubię się w tym moich bazgrołach, bo staram się wiedzieć, że to i owo jest w danym miejscu. Ile ołówków padło ofiara takiego czytania? Wiele!
Ciekawe, że dostrzeżono problem "przymusowej germanizacji". Pisanie o niej tu w Bydgoszczy jakoś ostatnio przycichło. Problemu znów nie ma? Do czasu! Do czasu jak jakiś niedouczony oszołom polityczny nie znający realiów "ziem wcielonych do Rzeszy" wyciągnie "dziadka z Wehrmachtu": "Proces przymusowej germanizacji dotyczył osób niemających żadnych więzi językowych czy kulturowych z Niemcami, ale którym, po zbadaniu, przypisywano germańskie pochodzenie. Należało jeszcze poddać te osoby akulturacji, czemu równolegle miała towarzyszyć także i nazyfikacja, z zastosowaniem w razie konieczności środków przymusu wobec osób opornych". Ciekawe, że Burrrin nie dostrzegł, jak sprytnie sprawę załatwił Stalin na ziemiach polskich zagarniętych po 17 IX 1939 r. I znowu ma wychodzić, że tylko Hitler był "bee"?
Jak bumerang przy takich okazjach wraca problem i pytania, które i tutaj stawia sobie Autor: "Z całą pewnością Niemcy byli narodem, z którego pochodzili kaci, Ale czy Niemcy są w związku z tym narodem katów?". Przypomnijmy sobie choćby problem wystawienia "Niemców" L. Kruczkowskiego (proszę mi przypomnieć, w których Niemczech: DDR czy BRD?)? Nikt dziś nie szczuje na Niemców kolejnych pokoleń, ale czy pytania umarły?
Skupiłem się na "dwóch demonach", a gdzie Duce? Wiele miejsca jest, bo inaczej być nie może, o korzeniach faszyzmu, kolebka przecież była Italia. Porównania "Benito czy Adolf?" wypadają różnie. My Polacy raczej mamy dość obojętny stosunek do Mussoliniego. Kiedy czyta się pamiętniki hrabiego Galeazzo Ciano (w końcu zięcia dyktatora), to znajdziemy wiele serdeczności pod adresem Polski i Polaków 1939 r. Zaciekawia personalna polityka Duce: "Mussolini wyznawał napoleońską koncepcję władzy. Zazdrośnie jej strzegąc, dokonywał częstych zmian personalnych, tak w rządzie, jak i w partii. Z kolei Hitler...". A nie - proszę zerknąć do książki.
Francuzów od czasu do czasu też dopada historia! Epizod, który wiążę się z II wojną światową / la Seconde Guerre mondiale, to: kolaboracja! Vichy! marszałek Philippe Pétain! Nie miałbym nic przeciwko temu, aby "Francja w godzinie próby" stanowiła zalążek nowej książki. Jak na razie mój obraz tego okresu głównie kształtowały książki rodzimego historyka prof. Jerzego Eislera oraz niedawno wydana "Francja Vichy" Roberta O. Paxtona.
Przemiany, które targały Francją po 1918 r. powinny zaskoczyć nas Polaków? Starcia między skrajną lewicą, a takąż prawicą były nieomal na porządku dziennym? Zaskakują pewne metamorfozy: "...aby przejść od marksizmu do faszyzmu, trzeba bowiem porzucić klasę społeczną na rzecz narodu". Jak bardzo możemy oniemieć czytając o fascynacji totalitaryzmem, ideologią faszystowską! Sprowadzano ta ostatnią do mechanizmu, który pozwalał "...stworzyć narodową wspólnotę, która byłaby w stanie ciągłej mobilizacji, odnosząc się do takich wartości jak wiara, siła i walka". Tak rodził się podziw, na tym, co zbudował później "bohater spod Verdun". Szukając dalszych odpowiedzi nad siłą przyciągania faszyzmu nad Loarą warto zapamiętać i taka tezę autora: "Kiedy staramy sie zdefiniować najczęściej stosowane metody, którymi faszyzm potrafił przyciągać, okazuje się, że ludzi, którzy znaleźli się pod jego wpływem, zarówno z lewicy, jak i prawicy, musiał łączyć przynajmniej projekt zjednoczenia narodu". Wszystko oddaje to stwierdzenie, jakże niebezpieczne również dziś, dlatego piszę je wielkimi literami, potraktujcie to jako ostrzeżenie: "FASCYNACJA FASZYZMEM MOGŁA PRZEOBRAZIĆ SIĘ W FASZYZACJĘ".
Pewnie, że pojawia się "dobrotliwy starzec", "dziadek narodu", "bohater wielkiej wojny" marszałek Philippe Pétain! Podejrzewam, że większość z nas ma jednoznaczny stosunek do dawnego herosa, który w 1916 r. bronił twierdzy Verdun - po prostu zdrajca! Burrin nie puszcza oka do "grabarza III Republiki". Nie stara się go tłumaczyć. Kreśli wyważony osąd, daje nam obraz roku 1940 i lat następnych. "...Pétain jawił się jako zwornik łączący krótkoterminowe ustępstwa z nadziejami w dalszej perspektywie czasu; był postacią o chlubnej przeszłości, która niosła ze sobą obietnicę przyszłej wielkości kraju, a teraz wzięła pod swoja opiekę wszystkich Francuzów". Zaskoczyło mnie co innego, jak bardzo osobowość sędziwego weterana (nie zapominajmy, że w 1940 miał 84 lata, rocznik 1856!) mogła... paraliżować chęć odwetu za klęskę? Bo jak czytać takie zdanie: "Wydaje sie oczywiste, że osoba Pétaina i jego polityka wzmocniły postawę wyczekiwania i zniechęciły do rozwijania się ducha oporu". Proszę szczególnie wczytać się w krótki, ale bardzo treściwy rozdział "Vichy, do historii do pamięci". Zapewne prędzej czy później (czerwiec 2015 r.?) wrócę do tematu kolaboracji francuskiej, Vichy, marszałka Philippe'a Pétain'a i tego, co na ten temat napisał imiennik marszałka Burrin.
"Faszyzm, nacjonalizm, autorytaryzm" czyta się doskonale. Nawet, jeśli wydaje sie nam, że już wszystko na ten temat wiemy. Warto po zamknięciu ostatniej strony sięgnąć po film "Fala" / "Die Welle" w reżyserii Dennisa Gansela z rewelacyjną rolą Jürgena Vogla (jako nauczyciela Rainer Wenger; niedawno mogliśmy podziwiać jego rolę w serialu "Tajemnice w hotelu Adlon", gdzie wcielił się w role SA-mana Siegfrieda von Tennena). Dlaczego taka kompilacja? Ano właśnie, aby wrócić do kiedyś stawianego pytania: czy grozi nam faszyzm? Książka Ph. Burrina powinna dotrzeć do masowego odbiorcy (ale znowu cena wykosi wielu z nich). Szczególnie tego, co lubi oglądać profil każdego swego adwersarza (jeszcze lepiej do rozporka?), podnosi łapsko w znanym geście i udowadnia wyższość swojej rasy... Ta i jej podobne książki na pewno nam wyjaśnią dokąd to nas zaprowadzi... Dlatego na koniec jedno ze zdań zamykających ta książkę. Że dotyczy Francji i Vichy - nieistotne. Ważna jest idea, a ona wypływa z tego: "...przedstawienie Vichy jako reżimu bez korzeni i początków, wymienia się i potępia różne formy jego szkodliwości, ale sam reżim, jak sie wydaje, wziął się nie bardzo wiadomo skąd. Warto jednak przypomnieć, że ów autorytarny reżim wypływa z Republiki, że wyłonił się z kryzysu wartości demokratyczny w latach trzydziestych przynajmniej w takim samym stopniu, jak wynikało to z szoku wywołanego klęską". Każda porażka demokracji może obudzić demony...
Ciekawe, że dostrzeżono problem "przymusowej germanizacji". Pisanie o niej tu w Bydgoszczy jakoś ostatnio przycichło. Problemu znów nie ma? Do czasu! Do czasu jak jakiś niedouczony oszołom polityczny nie znający realiów "ziem wcielonych do Rzeszy" wyciągnie "dziadka z Wehrmachtu": "Proces przymusowej germanizacji dotyczył osób niemających żadnych więzi językowych czy kulturowych z Niemcami, ale którym, po zbadaniu, przypisywano germańskie pochodzenie. Należało jeszcze poddać te osoby akulturacji, czemu równolegle miała towarzyszyć także i nazyfikacja, z zastosowaniem w razie konieczności środków przymusu wobec osób opornych". Ciekawe, że Burrrin nie dostrzegł, jak sprytnie sprawę załatwił Stalin na ziemiach polskich zagarniętych po 17 IX 1939 r. I znowu ma wychodzić, że tylko Hitler był "bee"?
Jak bumerang przy takich okazjach wraca problem i pytania, które i tutaj stawia sobie Autor: "Z całą pewnością Niemcy byli narodem, z którego pochodzili kaci, Ale czy Niemcy są w związku z tym narodem katów?". Przypomnijmy sobie choćby problem wystawienia "Niemców" L. Kruczkowskiego (proszę mi przypomnieć, w których Niemczech: DDR czy BRD?)? Nikt dziś nie szczuje na Niemców kolejnych pokoleń, ale czy pytania umarły?
Skupiłem się na "dwóch demonach", a gdzie Duce? Wiele miejsca jest, bo inaczej być nie może, o korzeniach faszyzmu, kolebka przecież była Italia. Porównania "Benito czy Adolf?" wypadają różnie. My Polacy raczej mamy dość obojętny stosunek do Mussoliniego. Kiedy czyta się pamiętniki hrabiego Galeazzo Ciano (w końcu zięcia dyktatora), to znajdziemy wiele serdeczności pod adresem Polski i Polaków 1939 r. Zaciekawia personalna polityka Duce: "Mussolini wyznawał napoleońską koncepcję władzy. Zazdrośnie jej strzegąc, dokonywał częstych zmian personalnych, tak w rządzie, jak i w partii. Z kolei Hitler...". A nie - proszę zerknąć do książki.
Francuzów od czasu do czasu też dopada historia! Epizod, który wiążę się z II wojną światową / la Seconde Guerre mondiale, to: kolaboracja! Vichy! marszałek Philippe Pétain! Nie miałbym nic przeciwko temu, aby "Francja w godzinie próby" stanowiła zalążek nowej książki. Jak na razie mój obraz tego okresu głównie kształtowały książki rodzimego historyka prof. Jerzego Eislera oraz niedawno wydana "Francja Vichy" Roberta O. Paxtona.
Przemiany, które targały Francją po 1918 r. powinny zaskoczyć nas Polaków? Starcia między skrajną lewicą, a takąż prawicą były nieomal na porządku dziennym? Zaskakują pewne metamorfozy: "...aby przejść od marksizmu do faszyzmu, trzeba bowiem porzucić klasę społeczną na rzecz narodu". Jak bardzo możemy oniemieć czytając o fascynacji totalitaryzmem, ideologią faszystowską! Sprowadzano ta ostatnią do mechanizmu, który pozwalał "...stworzyć narodową wspólnotę, która byłaby w stanie ciągłej mobilizacji, odnosząc się do takich wartości jak wiara, siła i walka". Tak rodził się podziw, na tym, co zbudował później "bohater spod Verdun". Szukając dalszych odpowiedzi nad siłą przyciągania faszyzmu nad Loarą warto zapamiętać i taka tezę autora: "Kiedy staramy sie zdefiniować najczęściej stosowane metody, którymi faszyzm potrafił przyciągać, okazuje się, że ludzi, którzy znaleźli się pod jego wpływem, zarówno z lewicy, jak i prawicy, musiał łączyć przynajmniej projekt zjednoczenia narodu". Wszystko oddaje to stwierdzenie, jakże niebezpieczne również dziś, dlatego piszę je wielkimi literami, potraktujcie to jako ostrzeżenie: "FASCYNACJA FASZYZMEM MOGŁA PRZEOBRAZIĆ SIĘ W FASZYZACJĘ".
Pewnie, że pojawia się "dobrotliwy starzec", "dziadek narodu", "bohater wielkiej wojny" marszałek Philippe Pétain! Podejrzewam, że większość z nas ma jednoznaczny stosunek do dawnego herosa, który w 1916 r. bronił twierdzy Verdun - po prostu zdrajca! Burrin nie puszcza oka do "grabarza III Republiki". Nie stara się go tłumaczyć. Kreśli wyważony osąd, daje nam obraz roku 1940 i lat następnych. "...Pétain jawił się jako zwornik łączący krótkoterminowe ustępstwa z nadziejami w dalszej perspektywie czasu; był postacią o chlubnej przeszłości, która niosła ze sobą obietnicę przyszłej wielkości kraju, a teraz wzięła pod swoja opiekę wszystkich Francuzów". Zaskoczyło mnie co innego, jak bardzo osobowość sędziwego weterana (nie zapominajmy, że w 1940 miał 84 lata, rocznik 1856!) mogła... paraliżować chęć odwetu za klęskę? Bo jak czytać takie zdanie: "Wydaje sie oczywiste, że osoba Pétaina i jego polityka wzmocniły postawę wyczekiwania i zniechęciły do rozwijania się ducha oporu". Proszę szczególnie wczytać się w krótki, ale bardzo treściwy rozdział "Vichy, do historii do pamięci". Zapewne prędzej czy później (czerwiec 2015 r.?) wrócę do tematu kolaboracji francuskiej, Vichy, marszałka Philippe'a Pétain'a i tego, co na ten temat napisał imiennik marszałka Burrin.
"Faszyzm, nacjonalizm, autorytaryzm" czyta się doskonale. Nawet, jeśli wydaje sie nam, że już wszystko na ten temat wiemy. Warto po zamknięciu ostatniej strony sięgnąć po film "Fala" / "Die Welle" w reżyserii Dennisa Gansela z rewelacyjną rolą Jürgena Vogla (jako nauczyciela Rainer Wenger; niedawno mogliśmy podziwiać jego rolę w serialu "Tajemnice w hotelu Adlon", gdzie wcielił się w role SA-mana Siegfrieda von Tennena). Dlaczego taka kompilacja? Ano właśnie, aby wrócić do kiedyś stawianego pytania: czy grozi nam faszyzm? Książka Ph. Burrina powinna dotrzeć do masowego odbiorcy (ale znowu cena wykosi wielu z nich). Szczególnie tego, co lubi oglądać profil każdego swego adwersarza (jeszcze lepiej do rozporka?), podnosi łapsko w znanym geście i udowadnia wyższość swojej rasy... Ta i jej podobne książki na pewno nam wyjaśnią dokąd to nas zaprowadzi... Dlatego na koniec jedno ze zdań zamykających ta książkę. Że dotyczy Francji i Vichy - nieistotne. Ważna jest idea, a ona wypływa z tego: "...przedstawienie Vichy jako reżimu bez korzeni i początków, wymienia się i potępia różne formy jego szkodliwości, ale sam reżim, jak sie wydaje, wziął się nie bardzo wiadomo skąd. Warto jednak przypomnieć, że ów autorytarny reżim wypływa z Republiki, że wyłonił się z kryzysu wartości demokratyczny w latach trzydziestych przynajmniej w takim samym stopniu, jak wynikało to z szoku wywołanego klęską". Każda porażka demokracji może obudzić demony...
To nie jest łatwa książka, ale masz rację, że cenna.
OdpowiedzUsuńUważam, że warta posiadania. Szkoda tylko, że stalinizm został delikatnie potraktowany. Może to jakaś francuska słabość?
OdpowiedzUsuń