poniedziałek, grudnia 08, 2014

Gabriel Narutowicz - ostatni tydzień... (9-16 grudnia 1922 r.)

"Rodacy i towarzysze broni! Wy, nie kto inny swoją piersią bohaterską osłanialiście, jakby twardym murem granice Rzeczypospolitej, rogatki Warszawy. W swoich czynach chcieliście jednej rzeczy, Polski! Polski wielkiej, niepodległej. W dniu dzisiejszym Polskę tę, o którą walczyliście, sponiewierano. Odruch wasz jest wskaźnikiem, iż oburzenie narodu, którego jesteście rzecznikiem, rośnie i wzbiera jak fala" - tak w Alejach Ujazdowskich pamiętnego 9 grudnia 1922 r. przemawiał do niezadowolonego z wyboru na prezydenta tłumu "błękitny generał" Józef HALLER. Miast uspokoić rodzącą się histerię ulicy - dolał oliwy do ognia. Rzucił tłumowi nieomal swoje błogosławieństwo, bo czym innym są te słowa, jak nie namaszczeniem go na "głos Narodu"? Ci, którzy od tego dnia siali wiatr stali się moralnie odpowiedzialni za burzę, która gromem wpisała się w historię II Rzeczypospolitej 16 grudnia 1922 r.

Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni.
Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie,
Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni,
Chodźcie, głupcy, do okien - i patrzcie! i patrzcie! 

Trzeba przypominać tą datę i tamten grudzień, aby w niczyim zdegenerowanym mózgu nie narodził się pomysł "usuwania zawady", "niechcianego prezydenta" itd. Analiza ówczesnej skrajnej prawicowej prasy może okazać się dla nas głębokim szokiem.  Już sam wiersz Juliana TUWIMA "Pogrzeb prezydenta Narutowicza", który już był cytowany na tym blogu - jest oskarżeniem ludzi, kół politycznych i kościelnych, które nakręciły spiralę nienawiści. Jad, jaki sączył się z ust różnych księży Lutosławskich, dziennikarzy Strońskich i im podobnych, to nauczka i nauka, jak nie powinno się nawet myśleć o przeciwnikach politycznych. I tak, jak było przy poście "Piłsudski & Polska" smutne jest to, że głosy, jakie podnoszono przeszło 90. lat temu wracają do nas, znowu staja się aktualne.

Z Belwederu na Zamek, tętnicą Warszawy,
Alejami, Nowym Światem, Krakowskiem Przedmieściem,
Idzie kondukt żałobny, krepowy i krwawy:
Drugi raz Pan Prezydent jest dzisiaj na mieście. 

Oddaję głos prezydentom i politykom II Rzeczypospolitej. Atmosferę dnia wyboru opisał jeden z kontrkandydatów, a później następca Gabriela Narutowicza, kandydat PSL-Piasta Stanisław WOJCIECHOWSKI: "Prosty rozum nakazywał pogodzić się z wyborem Narutowicza jako dokonanym zgodnie z wymogami Konstytucji. Niestety, prawica straciła zimną krew i wszczęła kampanię mającą zmusić elekta do zrzeczenia się wyboru. Zgromadzona przed Sejmem młodzież narodowa ruszyła do miasta z okrzykami: «Nie chcemy takiego Prezydenta! Nie znamy go! Precz z Żydami!»". 20 grudnia Zgromadzenie Narodowe wybierze S. Wojciechowskiego na urząd prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. 
To, co się stało na ulicach Warszawy 11 grudnia 1922 r. doskonale oddał w swoim filmie "Śmierć prezydenta" Jerzy Kawalerowicz. Ulice opanowane przez uzbrojone, endeckie bojówki, bezkarnie hulały. Atak wymierzony w majestat odrodzonego Państwa był pogwałceniem wszelkich norm! Bierna postawa policji, jakaś niewytłumaczalna indolencja premiera Juliana Nowaka dawało tłumowi w garść broń groźną: bezkarność! Znane są przypadki, że posłowie chcąc przedrzeć się do Sejmu używali broni! Sponiewierano nietykalność osobistą nestora polskich socjalistów Bolesława Limanowskiego, wówczas lat 87! Profesor Ignacy MOŚCICKI wspominał: "Na ulicach prowadzących do Sejmu napotykał elekt szeregi barykad. Z tej przyczyny jazda odbywała się bardzo powoli, gdyż szwadron przyboczny musiał usuwać napotkane przeszkody. Ale szwadron przyboczny nie był w stanie zagłuszyć uwłaczających krzyków rozagitowanej gawiedzi, ani tez osłonić pierwszego Prezydenta Rzeczypospolitej przed pociskami bryłek śniegu i lodu, wymierzonych w tragicznie smutną, lecz spokojna postać".

Zimny, sztywny, zakryty chorągwią i kirem,
Jedzie Prezydent Martwy a wielki stokrotnie.
Nie odwracając oczu! Stać i patrzeć, zbiry!
Tak! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie!  


Jeśli sądzimy, że tylko ulica wrzała "świętym oburzeniem" (?), to proszę zwrócić uwagę, jak  ten sam dzień opisał ówczesny marszałek Sejmu, Maciej RATAJ. Proszę nie zapominać, że to jedyny w naszej historii polityk, który dwukrotnie pełnił obowiązki prezydenta: w grudniu 1922 r. oraz maju 1926 r. Już po zaprzysiężeniu G. Narutowicza w gmachu Sejmu wydarzyło się: "Posłowie lewicowi, zwłaszcza Wyzwolenie postanowiło wziąć odwet na posłach prawicowych. Rzucano sie na Klub Związku Ludowo-Narodowego. Na korytarzu I piętra tumult! W Klubie PPS leży poseł Piotrowski nieprzytomny z wstrząsu nerwowego". To niemal preludium do ciągu dalszego: "W czasie narady [marszałek zaprosił na nią przywódców klubów, starał się godzić zwaśnione strony - przyp. K.N.] słyszę hałas w westybulu. Wybiegam - kłótnia między Hallerem i towarzyszami z jednej, a Moraczewskim i towarzyszami z drugiej strony. Udało mi się rozdzielić strony, choć z trudem".

J. Piłsudski & G. Narutowicz
Ciekawe, że ta sama "ulica", która jeszcze 9 grudnia wznosiła okrzyki "Witos zdrajca!"  nie wylała na przywódcę PSL-Piasta swych zbrodniczych pomyj? W ferworze szkalowania "nie Polaka! i nie katolika Narutowicza!" zapomniano czy nie chciano wywlekać, że to głosy ludowców z Piasta de facto zadecydowały o zwycięstwie kandydata PSL-Wyzwolenia! Uparte powtarzanie o głosach, demonicznej "mniejszości narodowej" (w podtekście: Żydów!), która "narzuciła Szwajcara!", to utrzymujące się pomówienie. Zapewne znajdziemy wielu, którzy do dziś wierzą w ten slogan. Groźny, bo zabił wyjątkowego człowieka. Prezes Wincenty WITOS o 16 grudnia 1922 r. wspominał: "Wbrew ostrzeżeniu wybrał się [Gabriel Narutowicz - przyp. KN} też bez żadnej ochrony na otwarcie wystawy w lokalu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, w dniu 16 grudnia 1922 r. Tam też został kilkoma strzałami rewolwerowymi zamordowany. Mordercą jego był urzędnik państwowy, Eligiusz Niewiadomski. Nie żałował on wcale swojego czynu, a raczej ubolewał nad tym, że kule posłał pod niezupełnie właściwym adresem. Twierdzono, że mówiąc to, miał na myśli Piłsudskiego".

Przez serce swe na wylot pogrzebem przeszyta,
Jak Jego pierś kulami, niech widzi stolica
Twarze wasze, zbrodniarze - i niech was przywita

Strasznym krzykiem milczenia żałobna ulica.

Pogrzeb zamordowanego Pierwszego Obywatela Odrodzonej Rzeczypospolitej odbył się w Warszawie 19 grudnia 1922 r. Stanisław THUGUTT, prezes PSL-Wyzwolenia i poseł Sejmu RP, był tym który wysunął kandydaturę bezpartyjnego G. Narutowicza do stanowiska prezydenta. Już miał za sobą wstrząsające doświadczenie z 4/5 stycznia 1919 r., kiedy jako członek rządu Jędrzeja Moraczewskiego padł ofiara zamachu Januszajtisa-Sapiehy. Teraz stał bezsilny wobec zbrodni, jaką było zabójstwo Głowy Państwa. Wiadomość o zamachu zastała go w sejmie. 19 grudnia szedł Krakowskim Przedmieściem w kondukcie żałobnym: "Dzień pogrzebu był nie tylko w kolorze, ale i w nastroju, jednym z najbardziej ponurych dni, jakie przeżyliśmy w Warszawie. Droga od Belwederu do starej katedry była męczarnią dla każdego, kto odczuwał istotne znaczenie chwili. Straszny był czarny i niemy tłum, wśród którego posuwał się kondukt, straszny wspaniały podwórzec zamkowy ze szpalerami pochodni, z żałobnie grzmiącym hymnem narodowym i straszne były mroczne sale zamkowe z wyłaniająca się u progu wielkiej sali żałobnej straszliwą wizją Rejtana". 
Nie dano Polsce szansy sprawdzić, jakim prezydentem byłby Gabriel Narutowicz. Stanisław CAR taką wystawił o zamordowanym opinię: "Śp. Gabriel Narutowicz był Europejczykiem w najlepszym słowa tego znaczeniu. A był nim nie tylko ze względu na cechy zewnętrzne, tak dodatnio go wyróżniające, i nie tylko ze względu na ujmujące formy towarzyskiego obcowania, które w życiu politycznym nie są bez znaczenia, lecz i ze względu na całą konstrukcję wewnętrzną jego intelektu, sposób ustosunkowania się do zjawisk i zwłaszcza metodę pracy".  
30 grudnia 1922 r. rozpoczął się w Warszawie w Sądzie Okręgowym rozpoczął się proces mordercy prezydenta Gabriela Narutowicza, Eligiusza NIEWIADOMSKIEGO. Cała Polska śledziła ten bezprecedensowym proces. To w jego trakcie padną znamienne słowa sprawcy: "Strzały, od których padł Prezydent Narutowicz, pierwotnie nie dla niego były przeznaczone. Miał od nich zginąć Piłsudski, Naczelnik Państwa. Dopiero ostatnie przesunięcia na szachownicy sejmowej wysunęły siłą jakiegoś fatalizmu osobę p. Narutowicza". 
10 stycznia 1923 r. zapadnie wyrok: kara śmierci...

Fasada "Zachęty" [XII 2006 r.]

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.