czwartek, listopada 27, 2014
Przeczytania... (20) - Mieczysław Grydzewski "Silva rerum" (Wydawnicwto ISKRY)
Często w odniesieniu do książek, które polecam słyszę pytanie: "Gruba?". Staram sie poprawić pytającego i proponuję mu inne pytanie: "Zapytaj czy ciekawa". Co ja będę krył: leży przede mną grubeee tomisko! O podobnych mówiło się kiedyś: "cegła!". Złośliwi dorzucali: "konia byś tym zabił!"... Raz jeden zdarzyło mi się, że wyciągana z najniższej półki w Czytelni Głównej UMK w Toruniu księga (wiekopomne dzieło Włodzimierza Dworzaczka "Genealogia") przewróciła mnie... Jedno jest pewne: książka, którą mam na widoku nie może być zaliczona do gatunku "kieszonkowych".
Wydawnictwo ISKRY sprawiło nam czytelnikom niespodziankę wydając dziełooo Mieczysława Grydzewskiego "SILVA RERUM". Ci, którzy kochają Skamandrytów wiedzą, że bez Grydzewskiego chyba byśmy o nich nie usłyszeli. Był ci bowiem wydawca dwóch ważnych periodyków literackich: "Skamandra" oraz "Wiadomości Literackich" (jak również kolejnych mutacji tego ostatniego tytułu). Urodzony, jako... Zagmatwana sprawa. Jedno możemy z pewnością naskrobać: pochodził z asymilowanej rodziny żydowskiej. Żadna sensacja. Nie chcę brnąc w ten temat. Proszę zerknąć do nagrodzonej "Nike" książki profesora Karola Modzelewskiego "Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca" (takoż wydana przez ISKRY). Tam rewelacyjne rozprawianie się z myśleniem "na ile Polak?". Nie będę tutaj cytował, bo zaiste wkrótce w "Przeczytaniu..." zamieszczę kilka zdań na temat tej książki. We "Wstępie", a mówiąc dokładniej rysie biograficznym czytamy m. in. wypowiedź Zofii Kozarynowej: "Był nacjonalistą polskim, czego się nie wypierał - przeciwnie - i był zagorzałym warszawiakiem. Zachował te cechy, może nawet wzmocnione z latami, chociaż nacjonalizm się zdewaluował [...]". Nawet Jędrzej Giertych (tak, dziadek Romana) nie kwestionował "wkładu Grydzewskiego w polskie życie kulturalne". Oczytaniem, wiedzą z historii Polski ponoć zawstydzał tych, co mienili się 100%-wymi Polakami. Wstęp, w opracowaniu Mirosława A. Suproniuka zajmuje przeszło 120 stron! Już on sam może stanowić oddzielna książkę i kolejny przyczynek dla poznania losów polskiej inteligencji w XX w.
Chcąc zabrać się do lektury 644 stron (całość to jednak 850) musimy wygodnie usiąść w fotelu lub przy stole. Czeka nas długieee czytanie. Na pewno nie w niechlujnej pozie, bo nam na to masa lektury po prostu nie pozwoli! A "Silva rerum" zabiera nas do takiego l a s u , że z każdą stronę spotykamy coraz więcej drzew, a każde oryginalne, a każde ciekawe, każde wciąga...
Właściwie nie wiem, jak mam "ugryźć temat". Kogo zachęcić do czytania? Napiszę: wszystkich! Bo każdy z nas znajdzie tu coś dla siebie! Miłośnik historii - tak! Zakochany w literaturze krajowej i tej zagranicznej - tak! Początkujący literat - jak najbardziej! Felietony, teksty, które publikował w latach 1948 - 1969, to naprawdę gratka. Cięte riposty, rzeczowa krytyka, rewelacyjna znajomość faktów! Nawet nie odważę się cytować, bo wciągnąłbym się w wir! Mogę tylko wzdychać z zachwytu, że oto w jednym tomiszczu pomieszczono takie różności, jak np. Kopernika, Tuwima, Piusa IX, Kochanowskiego, Prusa, Jezusa, Sienkiewicza, Nerona, Szekspira i kuchmistrza w Buckingham Palace ? Ktoś powie: groch z kapustą? Ale ja dodam: jak to podane, jak przyprawione! Chce się to łyżkami jeść!
Anegdota goni anegdotę. Dykteryjka wyskakuje z innej dykteryjki. Głowa jest pełna tego niezaprzeczalnego piękna. Tak, wystawiam laurkę. Chyba, jako belfer, zacznę wystawiać stopnie? Na razie stawiam księgę wśród książek ważnych. I potrzebnych. Bo do tego będzie się wracać. Zerkać. Zaglądać. Na nowo odczytywać. Nawet zaryzykuję: nie czytajcie od A do Z. Wyrywajcie rozdziały na chybił-trafił lub według tytułów. A wtedy będziemy chcieli wiedzieć, co było wcześniej.
"Silva rerum", to wspaniała podróż literacka. Na zimowe wieczory i oczekiwanie na bociany - super! ISKRY dały nam coś, co mogłoby wywołać niejedną dyskusję narodową... Bezcenna do wertowania bez względu na czas i pogodę! Że tak krótko? Wprost proporcjonalnie do objętości?... Może właśnie dlatego? Lakonicznie i lapidarnie!
Ehe tom tomów.
OdpowiedzUsuńJest, co dźwigać. To pewne. Ale warte czytania i przemyślania...
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńAle Grydz był też kontrowersyjny. Np. twierdził, że w Polsce nie było przed wojną antysemityzmu, choć w porównaniu z "hitlerowskim", to chyba nie było...
No i był liberałem, promotorem takiego szkodnika jak Boy-żeleński i antysemity Słonimskiego
(miał kompleks żydowski). W swoich "Wiadomościach Literackich" drukował też autorów masońskich
(wolnomyślicielskich) np. Rzymowskiego, Putka, Wasercuga, Irzykowskiego, Struga.
"Literackie" były dotowane przez MSW sanacyjne aż do 1936. Ponadto komunizowały.
Natomiast u "Grydza" nigdy nie napisał tak wielki Polak jak Wincenty Lutosławski
czy wybitny dramaturg Karol Hubert Rostworowski.
Inną ciekawostką jest, że Grydz w Warszawie mieszkał na tej samej ul. Złotej, co... Adolf Nowaczyński.
Obaj się znali. Nowaczyński miał poświęcić Grydzewskiemu specjalny artykuł w swojej publikacji,
która miałą się ukazać latem 1939. Byłby to prawdopodobnie pierwszy pean ku czci "Grydza-redaktora". Niestety wojna to uniemożliwiła.
Powojenny "Grydz" to
ciekawszy autor, jakim był Wacław Zbyszewski ("WAZ"), facet czynny w publicystyce od 1924 do 1985 r.!!!
Zaczynał w "Czasie" W 1925 r. z manewrów wojskowych napisał ciekawy reportaż, który konkludował
sugestią, "że wojny jeszcze będą".