wtorek, listopada 18, 2014

Przeczytania... (19) - Drew Westen "Mózg polityczny" (Wydawnictwo ZYSK i S-KA)

Wybory, wybory i po wyborach? Spóźniłem się? Ależ - nie! Celowo publikuje rzecz po niedzielnych "wizytach u urn". Nie będę zajmował się ani analizą wyników, ani ujawnianiem swoich preferencji polityczno-lokalnych. Najgorsze, że przez kolejne tygodnie będą mnie straszyć na poszarzałych plakatach wyblakłe uśmiechy, przeterminowane obietnice i cały ten lukier, który płynął z ust, oczu i propagandy zwalczających się stron.
Mam przed sobą książkę wyjątkową. Jak na mnie - dodaję szybko. Raczej z dziedziny politologii, socjologii i... niemalże psychiatrii. Wydawnictwo ZNAK i S-KA pozwoliło sobie na wydanie książki Drew Westena "MÓZG POLITYCZNY", w tłumaczeniu Tomasza Bieronia. Bez mała 370 stron penetracji kory mózgowej. I tych polityków i naszych. Bo to prawdziwy naukowy drenaż. Jeśli ktoś uważa za zbyteczne takie na sobie eksperyment przeprowadzać, to  odkłada dzieło. Ale powiem krótko: nie warto tego robić!
Z okładki szczerzą się do nas dwie prezydenckie facjaty: George W. Bush oraz Barack H. Obama.Barwa ich oblicz nie jest przypadkowa. Raz na cztery lata Stany Zjednoczone są w dwóch kolorach: niebieskim i czerwonym! Brakuje tylko republikańskiego słonia i demokratycznego osła?...
Proszę się nie obawiać - na 370 stronach spotkacie wielu mieszkańców Białego Domu w Waszyngtonie. I to same sławy! Od F. D. Roosevelta po B. Clintona! 
Ktoś powie: to lektura zbytnio... amerykańska! Da się dostrzec od pierwszych stron. Ale spójrzmy na doświadczenia Drew Westena (skądinąd politologa i doktoranta z psychologii klinicznej), jako... uniwersalne treści. a może coś z tego udałoby się przeszczepić na lokalny grunt? To, że jedne wybory mamy za sobą nie oznacza, że kolejne za sto lat. W 2015 r. będzie się działooo - bój o prezydenturę. I to dzięki książce "Mózg polityczny" dopiero nabierzemy ogłady i dostrzeżemy, jeśli jesteśmy ze sztabu kandydata (?),  jakich zakrętów unikać.
Drew Westen prowadzi nas między prezydentów Stanów Zjednoczonych. Ilu z nas miało okazję przyglądać się tej burzy, jaka tam, "za wielka wodą" wybucha. Jakieś migawki mamy na różnych kanał TV, no chyba, że jesteśmy tam na miejscu. To dopiero przeżycie. Namiastkę tego daje nam ZYSK i S-KA.
Kto tworzy głowy państw? Kto daje się zwieść cukierkom rzucanym przez elektów? Opinia publiczna! Z kim muszą się słoń z osłem liczyć? Z opinią publiczną! Co na jej temat czytamy w rozdziale "Racjonalne umysły, nieracjonalne kampanie"? A choćby to: "Według większości naukowców problem polega na tym, że opinia publiczna generalnie odzwierciedla skutki manipulacji w wykonaniu grup interesów i elit politycznych, często filtrowanej przez media, które tylko niekiedy pełnią funkcję «czwartej władzy» przewidzianą przez ojców założycieli". Wiele miejsca poświęca emocjom, które determinują nasze zachowanie i nasze wybory. Również te polityczne.
Trudno nie zgodzić się z opinią, że "...niekiedy idziemy na skróty, gdy brakuje nam czasu albo zainteresowania". Nie wierzę, żebyśmy w 100 % czy nawet 15 wczytywali się w programy wyborcze. Albo idziemy za dawnym ciosem, omijamy wielkim łukiem "zgrane gęby" - po prostu nie analizujemy tego za czym wrzucamy kartkę do urn!...
Może nas zaskoczyć stwierdzenie, że my "...ludzie często  stosują heurystykę dostępności, czyli przeceniają częstotliwość jakiegoś zdarzenia" i podaje przykład skutków zamachów z 11 września 2001 r.. Czytamy dalej: "...potem telewizja wielokrotnie ostrzegała przed możliwością kolejnych zamachów, wyborca przypisywał zamachowi terrorystycznemu większe prawdopodobieństwo niż wypadkowi samochodowemu, chociaż w 2001 roku w wypadkach samochodowych zginęło dziesięć razy więcej ludzi niż w wieżach World Trade Center".  Szokujące wnioski? a może po prostu perfekcyjna manipulacja telewizji! W wytwarzaniu atmosfery zagrożenia media i partie nie maja sobie równych. Czy my nie jesteśmy świadkami takich oślo-słoniowych starć nad Wisłą?
Wiele mogliby się nasi politycy nauczyć z doświadczeń Billa Clintona? "Clinton wykorzystał daną mu szansę. Najpierw wyraził zainteresowanie losami samej pytającej [w  czasie debaty G. Bush- senior został zapytany przez pewną kobietę jak "może rozumieć los ludzi w okresie recesji, skoro sam jej nie odczuwa" - przyp. K.N.] Kiedy już nawiązał kontakt emocjonalny (...) przedstawił słuchaczom diagnozę i odrobinę programu (przypisał recesję złej polityce gospodarczej za dwunastoletnich rządów republikanów, po czym zakomunikował, że on pójdzie inną drogą". Pikanterii na pewno dodają wątki "towarzysko-erotyczne" z życia  42. prezydenta USA.
Przekaz niewerbalny od zawsze wzmacniał lub masakrował ludzi polityki. Zdradzał ich ukryte intencje, wspierał. Jeśli ktoś tego jeszcze nie pojął, to niech wczyta się: "Mimika, ton głosu i gestykulacja kandydatów często zdradzają pewne aspekty charakteru, na które reagują wyborcy - i czasami jest to wskazane, ponieważ można w ten sposób uzyskać wgląd w duszę danego człowieka, która tylko niewyraźnie majaczy za szkłem ekranu telewizora".
Polecam każdemu rozdział "Ewolucja emocjonalna mózgu". Już pierwsze zdanie w podrozdziale "Ewolucja emocji" mobilizuje nas do działania: "Ewolucyjna historia ludzkiego mózgu ma w sobie coś z niedokończonej powieści detektywistycznej".  Czy daleko odbiega od norm i standardów politycznych takie stwierdzenie: "Prymitywne odczuwanie i myślenie (wrażenia i percepcja) zawsze były ze sobą powiązane". Razi medyczny język? Warto sie z nim oswoić. Nie tylko w poczuciu wczytywania się w dzieło D. Westena, ale i zrozumienia rodzimej sceny politycznej.
Na wiele pytań znajdziemy odpowiedzi w rozdziale "Emocje za zasłoną". poleciłbym go szczególnie prelegentce, która swego czasu szkoliła m. in. piszącego te słowa. I była obruszona, kiedy broniłem swej tezy o wdziewaniu różnych masek przed bliźnimi (czytaj: uczniami). Tu trafiamy na kolejną oczywistość: "W polityce sporą karierę zrobiło rozróżnianie kampanii pozytywnych i negatywnych, czyli odwoływania się do pozytywnych lub negatywnych emocji". Czy ktoś z nas ma wątpliwości czytając: "Pozytywne i negatywne emocje w sposób niezależny od siebie wpływają na zachowanie, w tym zachowanie wyborcze, toteż rezygnacja z kształtowania i pobudzania negatywnych skojarzeń z przeciwnikami może mieć również katastrofalne skutki, jak rezygnacja z kształtowania i pobudzania pozytywnych skojarzeń z własnym kandydatem". Przerabiamy to za każdym razem. I nie dane nam bedzie odpocząć od "wojny polsko-polskiej"! Nigdy! Pogódźmy sie z tym!...
Obawiam się, że moje analizowanie "Mózgu politycznego" w pewnym momencie powinno "przejść" w "myśli znalezione". Pod tym względem, to istna kopalnia. I nie zdziwcie się, kiedy ta książka stanie sie źródłem dla postu z tej serii... "Analogie, które polityce uznają za przekonujące i które próbują  «sprzedać» opinii publicznej, często noszą na sobie głębokie piętno celów partyjnych". A celem jesteśmy My - wyborcy. A skutkiem samozadowolenie partyjnych bonzów i tych, którzy dzięki nam doczłapią się do stosownych foteli!... Chwilami niedobrze mi się robi!
I docieramy do mądrości, która potwierdzą wszyscy, którzy kiedy bądź pochylali się nad wyborczą urną: "Lata badań ankietowych wskazują, że przy urnach wyborczych ludzie kierują się uczuciami, a uczucia te odzwierciedlają zakres, w jakim obywatele wierzą, że dana partia lub kandydat troszczy się o ich interes i wartości".  Szczególnie przy wyborach prezydenckich wróci do nas, to co teraz zacytuję i proszę sobie ono zdanie wynotować i powiesić nad łóżkiem, dlatego piszę je tu drukowanym alfabetem: "POŁĄCZENIE STRACHU I WROGOŚCI CZĘSTO PROWADZI DO ENTUZJAZMU DLA JEDNEGO Z KANDYDATÓW - A ZATEM UCZUCIA, KTÓRE RACZEJ NIE JEST POSTRZEGANE NEGATYWNIE". Alboż nie będziemy w maju AD 2015 w stanie strachu, ba! istnej oblężonej twierdzy? Wybrać "A"  - przeciwko "B"! Jak w grudniu 1990 r.: nie byłem za "D", ale przeciw "C", bo mój "F" odpadł w pierwszej turze. Proste. Jak budowa cepa.
Naprawdę polecam wszystkim, którzy budują kampanie wyborcze swych wodzów: przestudiujcie "hierarchię celów, którą powinni się kierować wszyscy kandydaci, odzwierciedlającą hierarchię najważniejszych czynników sukcesu wyborczego". To recepta na sukces? Myślę, że tak. Ale chciejcie sięgnąć po "Mózg polityczny". Drew Westen nie trudził się dla "samej sztuki" pisania. Oj! dostaje się mediom, które "...generalnie nie mają ochoty odgrywać wybitnie edukacyjnej roli podczas kampanii wyborczych (poza informowaniem obywateli o aktualnym stanie preferencji społeczeństwa)".
I wpadamy we własne sidła? Nie jesteśmy czarowani, czytamy okrutna prawdę: "...najważniejszym zadaniem każdej kampanii politycznej jest wyskakanie partyjnych sympatii osób, które utożsamiają sie z partią reprezentowaną przez kandydata". Cała filozofia i istota? Dodajmy do tego "...że kandydat jest dobry, kiedy potrafi nas rozśmieszyć, wzruszyć do łez, wyrazić wyznawane przez nas wartości w taki sposób, że ciarki nas przechodzą, tak wygłosić mowę pogrzebową albo komentarz do tragedii narodowej, że słowa więzną nam w gardle (...). To się nazywa charyzma".
Jeśli myślimy, że spory wokół problemu aborcji, to tylko "polski koloryt", to jest w błędzie. Znają to doskonale Amerykanie. Rozstrzygając ową kwestię Westen zwraca naszą uwagę na sprawę przekonań, preferencji: "Jeśli powiesz prawdę o swoich przekonaniach, zwiększysz prawdopodobieństwo tego, że ludzie usłyszą twój przekaz, zwłaszcza jesli będzie to zbieżne z ich własnymi odczuciami". Chyba nikogo nie zdziwi, że wiele miejsca poświęca problemom związanym z dostępem do posiadania broni. Jak "gra się kartą rasową" - to problemy, które tylko z pozoru nas nie dotyczą. Jak będzie nad Wisłą za pięćdziesiąt lat? Trudno wieszczyć, ale dostępne są dokumenty, w których przeczytamy, że skutkiem niskiego przyrostu naturalnego będzie napływ emigrantów z Azji i Afryki, a to wyzwoli demony ksenofobii, szowinizmu i rasizmu.
Niech optymistów ostudzi zdanie: "Wysoka inteligencja emocjonalna nie gwarantuje wysokiej inteligencji politycznej". Dorzuca Autor takie modne określenie: "empatia"! I ku przestrodze przypomina: "Adolf Hitler był mistrzem czytania i kształtowania uczuć społeczeństwa, jednakże nie miał za grosz empatii, a na dodatek był mistrzem nakłaniania innych do wyłączania empatycznego stresu, który jest elementem naszego dziedzictwa emocjonalnego". W końcu, jak dalej nam przypomina: "Emocje są zaraźliwe". Dlaczego w takim miejscu widzę parteig w Norymberdze?...
Czy książka może być "instrukcja obsługi"? Ta, która jest efektem pracy D. Westena na pewno -  T A K . ilość cytowanych doświadczeń socjologicznych jest kolejnym walorem tej książki. Dla przypadkowego czytelnika zapewne dziwnej. Sam łapię sie na tym, że moje zbyt długie recenzje mogą zniechęcić? Bo, jak czytamy na stronie 253 "...lepsze rezultaty osiągano po obejrzeniu filmików 5-sekundowych niż półminutowych". Jest coś o "sterowaniu kandydatami": "...sztab wyborczy powinien uważnie monitorować komunikaty niewerbalne wysyłane przez kandydata podczas całej kampanii i zadbać, żeby jego pozawerbalne «ostrze» nie stępiało".
Nie ma co się czarować "dziewczęta i chłopcy z plakatów", to majstersztyk pozerstwa. Jak mnie ostatnimi czasy drażnił bilbord z pewnym kandydatem pewnej opcji. Nie dość, że kilka lat temu po pijaku jeździł po Bydgoszczy i nonszalancko wymachiwał poselską legitymacją, to teraz z rozbrajającą miną wskazywał na zegarek? Tu Westen nie odkrywa Ameryki: "Żeby namalować portret kandydata, trzeba go nakłonić do pozowania". Ale czy tak nachalnego? A może to miała być reklama zegarka?...
Chyba przed wyborami prezydenckimi, kiedy ruszy machina "negatywnej selekcji", warto przyswoić sobie kolejna prawdę: "Jeśli ktoś chce przekonać ludzi do zmiany korsu, generalnie musi pobudzać nie tylko entuzjazm do swojej kandydatury, ale również strach i gniew [...], że jego pełniący urząd konkurent zachowuje się niekompetentnie lub nieetycznie". Obrzucanie błotem? Proszę bardzo! Insynuacje? Dorzucamy!
Należy ta książkę czytać uważnie i rozważnie. Raz, żeby nie popełnić wyborczego samobójstwa. Dwa, aby nie paść ofiarą bardziej ruchliwego przeciwnika. Warto, aby zaopatrzyli się w nią ludzie od modelowania wizerunków kandydatów na różnego szczeblach stanowiska. Może wtedy uniknięto by porażek (poniżej progu wyborczego) i rozczarowań, jak kilka dni temu?...

Brak komentarzy: