niedziela, listopada 02, 2014

Przeczytania... (16) - Sławomir Cenckiewicz "Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów" (Wydawnictwo ZYSK i S-KA)

Starczyło mi trzech niezakłóconych obowiązkami rodzinnymi wieczorów, aby kolejna książka Sławomira Cenckiewicza została zaliczona do grona "tych przeczytanych". Tyle tytułów "czeka na swój czas", a tu - o! To przywilej tego co i jak pisze Autor? Różnie, różni oceniają dorobek autorski Sławomira Cenckiewicza. Staram się być na  dostępnych spotkaniach autorskich, choć nie ukrywam, że wychodzę chwilami... zniesmaczony? Zbyt często przybyli zamieniają je w mini-protest-song swoich historycznych frustracji? Mego Syna zniechęciło jedno z takich spotkań. I to na tyle skutecznie, że kiedy słyszy nazwisko prelegenta odmawia mi towarzystwa i sam jadę... 
Sławomir Cenckiewicz rocznik '71 należy do średniego pokolenia historyków. Wyrósł na żyznej glebie Instytutu Pamięci Narodowej. Pod tym "szyldem" pojawiło się kilka z jego znanych książek, w tym jedna z głośniejszych pt. "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" (razem z P. Gontarczykiem). Dzięki wydawnictwu  ZYSK i S-KA mieliśmy okazję czytać np. "Anna Solidarność. Życie i działalność Anny Walentynowicz na tle epoki (1929-2010)", "Długie ramię Moskwy. Wywiad wojskowy Polski Ludowej 1943–1991" czy  "Wałęsa. Człowiek z teczki". Tym razem "ATOMOWY SZPIEG. RYSZARD KUKLIŃSKI I WOJNA WYWIADÓW".
Od razu chcę zastrzec, że nie widziałem filmu "Jack Strong" Władysława Pasikowskiego. Pewnie ciekawym dopełnieniem byłaby książka Douglasa J. MacEachina "Amerykański wywiad i konfrontacja w Polsce 1980-1981" (wydana przez Dom Wydawniczy REBIS w 2011 r.).
Co "od ręki" przemawia za chęcią przeczytania kolejnego tomu autorstwa Cenckiewicza? Bogactwo ikonograficzne! Oto prawdziwa wartość nabyta każdej książki historycznej: ilustracje! zdjęcia! Nie przesadzę dodają: bezcenne skany głęboko ukrytych w archiwach dokumentów. Chciałoby się osobiście znaleźć "sam na sam" z nimi i móc je analizować. Osobistej kwerendy nie jest w stanie oddać żaden komputer. Papier pozostanie papierem - nikt mnie nie przekona, że jest inaczej.
544 stron nie są bariera, ani straszakiem dla chcącego znaleźć się w świecie Ryszarda Kuklińskiego. To dzięki tej książce naprawdę możemy znaleźć się blisko Niego, niemal czuć napięcie, jakie towarzyszyło jego szpiegowskiej działalności. Piszący te słowa pamięta, jak zdemaskowano wielkiego mistrza olimpijskiego Jerzego Pawłowskiego, jak sypały się zaoczne wyroki śmierci po 13 grudnia 1981 r. na Romualda Spasowskiego, Zdzisława Najdera czy Zdzisława Rurarza. Sam do czasu nie potrafiłem określić jednoznacznie swego stosunku do Ryszarda Kuklińskiego (1930-2004). Po lekturze "Atomowego szpiega" nikt raczej nie powinien mieć wątpliwości, jak zakwalifikować czyn Pułkownika.
Nigdy nie miałem złudzeń, co do lojalności sowieckiego sojusznika i innych "bratnich armii". Nigdy nie przysięgałem na wierność LWP i jej sojuszniczej Armii Czerwonej. Choć w bydgoskim WKU słyszałem z ust pewnego pułkownik "No i co?! - patrzył na mnie ze swych 164 centymetrów wzrostu. - Koledzy już dawno odsłużyli, a wy?". Wy, czyli ja, w liczbie pojedynczej. Dwie belki i trzy gwiazdki dawały temu tam prawo do podobnego języka. To dlatego nie oddałem papierów na wyższą uczelnię wojskową. Dziś by mi pokolenie Cenckiewiczów zarzucało... wojskową wasalność? Uff. Ale wracając do książki. Przerażające są ujawnione fakty o przygotowywanych planach wojennych Układu Warszawskiego! Uderzenie jądrowe na zachodnią Europę z datą 20 czerwca 1989 r.? To prawdziwy cios dla tych, którzy wierzą w "mechaniczne" i "magiczne" wymarcie systemu po 4 czerwca tegoż roku! Trzeba dużej naiwności, aby to kupić. Cytowana "Ogólna koncepcja strategicznej obrony..." ze stycznia 1968 r. nie pozostawia żadnych złudzeń: "Układ Warszawski jest zdolny do rozpoczęcia i prowadzenia szeroko zakrojonych działań przeciwko NATO. (...) agresja nuklearna na dużą skalę, mająca na celu zniszczenie jak największej części potencjału wojskowego". Punkt po punkcie (od "a" do "h") wyszczególniono ewentualne oblicze przyszłego konfliktu. Moje sielskie dzieciństwo mogło zostać brutalnie unicestwione! Plan sytuacyjny na froncie ewentualnej III wojny światowej to dopiero cios - nad moim rodzinnym miastem, Bydgoszczą, symbol wybuchu jądrowego!... Jakiej mocy? Cenckiewicz cytuje materiał gry wojennej o kryptonimie "Szaniec - 79": "...przeciwnik może wykonać na wojska frontu od 300 do 400 uderzeń rakietowych operacyjno-taktycznymi i artyleria atomową.(...) W razie przerodzenia się konfliktu w powszechna wojnę jądrową w uderzeniach mogą wziąć również udział rakietowe atomowe okręty podwodne, które są w stanie wykonać na Polskę do 1000 uderzeń o mocy od 20 do 100 MT (...)". 
"O tym, jak Kukliński dojrzewał do [...] decyzji i jak wyglądały kulisy jego atomowego szpiegostwa, jest ta książka" - zamyka jeden z rozdziałów Cenckiewicz. Śledzimy jego ścieżki wojskowej kariery. Biografia, jaki wiele w powojennym okresie: "dobre chłopsko-robotnicze pochodzenie", poparcie takich bossów stalinowskiego LWP jak choć generał Stanisław Popławski, ale i "ideowa plama" w postaci związków z organizacją "Miecz i Pług". Jakieś dobre duchy czuwały jednak nad młodym sierżantem podchorążym? Droga do przyszłości miała swoje zakola i wądoły, ale... jakoś z tego się wywijał. Chyba, po przeczytaniu tej książki, można zaryzykować opinię, że do pewnego momentu Kukliński był dzieckiem szczęścia? Po usunięciu z szeregów "jedynie słusznej" P.Z.P.R. właściwie powinien nastąpić kres! Dlaczego nie? Proszę sięgnąć do Cenckiewicza.
"Nie ulega wątpliwości, że na entuzjastyczne oceny, jakie zbierał Kukliński, składały się również jego poprawne relacje z wszechobecnym kontrwywiadem wojskowym. A te zasługują na baczna uwagę" - informuje nas Autor, ale szybko gasi naszą nadzieję, na "odkrywanie kart": "Niestety, zachowały się jedynie szczątkowe informacje". I bez tego jesteśmy dopuszczeni do takich zakamarków ówczesnego wywiadu wojskowego, że ho! ho!...
"Byłem świadkiem okrucieństwa tej wojny, widziałem dzieci z obciętymi głowami, pomordowane całe rodziny: ojciec, matka, siedmioro rodzeństwa, leżący rzędem pośrodku wsi. Widziałem też straszne sceny, kiedy Wietkong wtargnął do Sajgonu. Było mi wstyd, że jestem nie po tej stronie, po której chciałbym być" - cytuje Cenckiewicz fragment wywiadu (wspomnień z pobytu w Wietnamie), jakiego Kukliński udzielił Marii Nurowskiej. To bodaj jeden z najbardziej skrywanych epizodów w historii LWP? Od czasu do czasu gdzieś w mediach padało o "misjach pokojowych". Nie pamiętam, abym odnajdywał w nich określenie: Międzynarodowa Komisja Nadzoru i Kontroli w Wietnamie. Kukliński był tam, jako kierownik Grupy Kontrolnej. Nie łudźmy się, że swój pobyt ograniczano tylko do "bratniej pomocy". Jest okazja poznać "walory prywatnego przebywania" w dalekiej Azji? "...każdy miał tam miejscową dziewczynę, którą zwykle przejmował po poprzedniku" - to stwierdzenie autorstwa samego... generała Czesława Kiszczaka. "...korzystanie z usług prostytuujących się wietnamskich kobiet było wśród polskiej delegacji powszechne" - uzupełnia naszą wiedzę Autor "Atomowego szpiega...". Jak było z naszym bohaterem nr 1? :Lubię takie przerywanie w najciekawszym miejscu!
Można pozazdrościć Kuklińskiemu - był w samym "oku cyklonu" różnych decyzji polityczno-wojskowych. Jeśli próbowano przez lata pomniejszyć Jego rolę, zdeprecjonować zasługi, to ta książka wytrąca wiele argumentów! Manewry "Pochmurne lato 68" było preludium przed agresją na Czechosłowację (C.S.R.S.)! "...myśl o agresji LWP na Czechosłowację była dla niego na tyle wstrząsająca, iż - również pod wpływem wiedzy płynącej z zachodnich dzienników i mediów -zaczął powątpiewać w sens swojej służby" - czytamy w rozdziale 5. "Na mapach sztabowych jednostki armii czechosłowackiej były oznaczone kolorem niebieskim - wspominał sam Kukliński - a takim kolorem oznaczano armie wroga. Przeżyłem szok, myśli kłębiły mi się w głowie: co robić, przecież nie wolno dopuścić, abyśmy wzięli udział w bratobójczej walce".  Powoli rośnie świadomość... zdrady!
Dla człowieka, który posiadł wiedzę o nuklearnej wizji zagłady drogi były dwie: brnąć dalej z całą koszmarną konsekwencją (a przy tym godzić się na biologiczną zagładę własnego kraju), albo nawiązać kontakt z tymi "zza żelaznej kurtyny". Kukliński przejrzał na oczy: "...Sowietom o to chodziło, nasze wojska miały być krwawą tarczą, torującą im drogę do serca Europy". Cenckiewicz dodaje: "Okazało się [...], że jego koledzy ze Sztabu Generalnego są tak zsowietyzowani i oportunistycznie nastawieni do służby, że ni dręczyły ich zupełnie podstawowe pytania". Kolejnym ciosem miały stać się wydarzenia grudniowe na Wybrzeżu w 1970 roku!
Bez wątpienie możemy nazwać Kuklińskiego "mistrzem kamuflażu". Rejsy jachtem "Legia" ułatwiły mu przenikanie na "grunt zachodni". Dziwi beztroska służb, które przymykały oczy na oddalanie się oficera LWP, znikanie na kilka godzin, powroty nie wiadomo skąd... Oni mu naprawdę ufali! Nikomu na myśl nie przyszło, aby sprawdzić co i jak. W tym momencie monografia staje się doskonałą opowieścią sensacyjno-szpiegowską. Może Sławomir Cenckiewicz powinien o takiej prozie pomyśleć? Wspaniałe są zdjęcia pierwszych listów pisanych do Amerykanów. A "operacyjne" wykorzystywanie... kobiet? Co z tego, że wyjeżdżał z nimi "za miasto", skoro w lesie przepadał na długie minuty, aby po powrocie zaraz wracać do Warszawy?... Sam po latach przyznał: "...przecież bez ich wiedzy wplątywałem je w swoje rozgrywki z systemem. Nie,mniej uważałem, że moja misja wymaga ofiar. Ja sam narażałem się najbardziej".
Czy w Sztabie Generalnym nikogo nie zastanowiło, że pan pułkownik "...na wszelkie sposoby starał się torpedować pomysły zmierzające do awansowania go i odesłania do któregoś z okręgów wojskowych"? Jego zaangażowanie, usłużność względem przełożonych nie wzbudzała podejrzeń WSW.
Swoista statystyka pozyskanych dokumentów prze pułkownika Kuklińskiego jest naprawdę imponująca. Trudno przewidzieć, jak dalej potoczyłaby się jego działalność, gdyby nie długi język dyrektora CIA Williama Caseya. Jak ktoś piastujący takie stanowisko mógł wykazać się taką ignorancją?! W czasie rozmowy z papieżem Janem Pawłem II nieomal zdekonspirował "Jacka Stronga". W otoczeniu Papieża był agent polskiej bezpieki! "Lamos" i "Latynos", to ksiądz Januariusz Bolonek.
Smutne, co dalej na tego temat pisze Sławomir Cenckiewicz: "W 2012 r. prezydent RP odznaczył go Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej «za wybitne zasługi w rozwijaniu współpracy między Rzecząpospolitą Polska i Stolicą Apostolską, działalność na rzecz środowisk polonijnych i promowania polskiej kultury»".  Jak można było nadać tak zaszczytne odznaczenie zdrajcy! szpiegowi! I to gdzie działającemu?! W Stolicy Apostolskiej?! U boku polskiego Papieża!Minus dla prezydenta Bronisław Komorowskiego. Dlaczego nie wymienionego personalnie?...
Smutne są losy pana Pułkownika po 1989 r. Długo i mozolnie dochodzono do rehabilitacji "zdrajcy"? Trudno się dziwić, skoro u władzy pozostawali ludzie pokroju Jaruzelskich, Kiszczaków czy Siwickich! Ostatni przypadek pochowania stalinowskiego oprawcy z wojskowymi honorami jest tego najdobitniejszym kuriozum ostatnich lat! Źle się działo, że lata trzeba było czekać na przywrócenia dobrego imienia "Jacka Stronga". Teraz, kiedy pułkownik Kukliński nie żyje, a demony czasu minionego również znikają (bez kary i degradacji, w świetle generalskich szlifów) - czas dopiero na ocenę tamtego czasu? Swoja książkę zamyka Cenckiewicz nietypowo: na kilkudziesięciu stronach opublikował "PLAN OPERACJI ZACZEPNEJ FRONTU NADMORSKIEGO"  z 1962 r. To materiał na kolejne pisanie.
Bez względu na nasze opcje polityczne i historyczne każdy komu bliski jest okres historii PRL powinien sięgnąć po "Atomowego szpiega". Jedno gwarantuję: ta książka nie pozwala nam się nudzić. Zmusza nas do skupienia, porywa i przeraża... Poznajemy człowieka wyjątkowego pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, czy samotnego w swej walce z sowietyzacja polskiej armii? Na to trzeba przeczytać najnowszą książkę Sławomira Cenckiewicza.

2 komentarze:

  1. Pomocna recenzja, jednak coś Pan bredzi z tymi odznaczeniami. Jak Bolonek mógł zostać odznaczony w 2012 przez L. Kaczyńskiego ykhm... świętej pamięci od 2010...? Odznaczenie nadał B.Komorowski, a wg trybu ustawowego wnioskował MSZ - R.Sikorski.
    [M.P. 2013 poz. 230]

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za spostrzegawczą uwagę. Choć nie ukrywam wyrażenie użyte przez Anonima chyba trochę poniżej pewnego poziomu... Swoją nieścisłość poprawiłem. W końcu błądzić jest rzeczą ludzką. Będę się starał unikać ich, jak diabeł wody święconej.

    OdpowiedzUsuń