piątek, listopada 21, 2014
Nie zostało mu nic oszczędzone...
Jeśli spojrzymy na zaborowe dzieje Polaków, musimy przyznać, że Galicja miała szczęście, że znalazła w osobie panującego Franciszka Józefa I (1830-1848-1916) człowieka wyjątkowego. Każdy car jawi się nam, jako zamordysta, kat narodu polskiego! Każdy król Prus, a potem cesarz niemiecki raczej (choć nie jest to do końca prawdą) jest symbolem germanizacji. Trudno sobie wyobrazić, aby np. na butelce znanej w Bydgoszczy wody mineralnej pojawił się wizerunek choćby Wilhelma I. A przecież, to też był starzec o pięknych bokobrodach. Tylko, że w Poznaniu czy Bydgoszczy jakoś tak nie wspominano JCM. Nasze prababki, które mówiły z ciężkim akcentem niemieckim wychwalały czasy "starego Wilusia", ale... Franciszek Józef I to naprawdę fenomen.
Jakoś trudno sobie wyobrazić, aby Matejko malował "Batorego pod Pskowem" w Warszawie lub "Bitwę pod Grunwaldem" w Gnieźnie. Autonomia, która była skutkiem przegranej wojny z 1866 r. z Prusami uwolniła we Lwowie (stolicy Galicji) i Krakowie ducha wielkiego. Mogły swobodnie szybować niespokojne duchy epoki, jak Jacek Malczewski, Stanisław Przybyszewski, Stanisław Wyspiański i wielu innych. A wszystko to pod opiekuńczymi skrzydłami Najjaśniejszego Pana!...
Franciszek Józef I nie miał szczęścia w polityce. Nie przesadzę zbytnio, kiedy napiszę: czego się tknął, to popsuł? Wstępował na tron, kiedy pod ciężarem Wiosny Ludów chwiał się tron lotaryńsko-habsburski! Odchodził, gdy ówczesny świat pogrążał się w odmętach krwawej Wielkiej Wojny! Przegrał wojnę z koalicją piemoncko-francuską w 1859 r. Zaczął wtedy tracić północną Italię (Lombardię z Mediolanem), choć traktat w Villafranca ratował jego imperatorską twarz. Kolejna wojna w 1866 r. tym razem z Prusami i jedna bitwa pod Sadową - przekreśliła hegemonię "domu habsburskiego" w Europie. Mało?
Straszliwe ciosy uderzały w serce monarchy w latach 1867, 1889, 1892 czy 1914! Cerro de las Campanas, Mayerling, Genewa oraz Sarajewo! Giną kolejno: brat Maksymilian (jako niefortunny cesarz Meksyku i ofiara obłędnej polityki); jedyny syn i następca tronu Rudolf; zamordowana została cesarzowa Elżbieta, bosko piękna Sisi; ofiarą zamachu padł bratanek i kolejny następca tronu Franciszek Ferdynand. A przecież były i inne przykłady rys na monolicie domu panującego...
Stary cesarz w 1914 r. poprowadził swój naród na wojnę światową! Nie dożył klęski, a tym samym rozpadu monarchii austro-węgierskiej. Na kilka dni przed śmiercią za m. in. JCM pozwoleniem wystawiony został słynny Akt 5 listopada! To w nim Polacy mogli przeczytać przełomowe zdania: "Przejęci niezłomną ufnością w ostateczne zwycięstwo ich broni i
życzeniem powodowani, by ziemie polskie przez waleczne ich wojska
ciężkiemi ofiarami rosyjskiemu panowaniu wydarte do szczęśliwej
przywieść przyszłości, Jego Cesarska Mość Cesarz Niemiecki oraz Jego
Cesarska i Królewska Mość Cesarz Austryi i Apostolski Król Węgier
postanowili z ziem tych utworzyć państwo samodzielne z dziedziczną
monarchią i konstytucyjnym ustrojem". Nie będę tu teraz analizował tego ważnego dokumentu. Proszę się nie obawiać.
Panował 68 lat. To cała epoka! Konkurować mogła z nim w tych czasach tylko królowa Wiktoria (63 lata rządów). Całe pokolenia rodziły się, dorastały, starzały pod berłem tego samego monarchy? Innego nie pamiętano!... To w tym okresie triumfy odnosił "król walca" Johann Strauss-syn. "An der schönen blauen Donau" wzbudzał podziw w całej Europie! Choć na początku rządów w pałacu Schönbrunn rozbrzmiewał triumfalny "Marsz Radetzky'ego" Johanna Straussa-ojca. Śmierć cesarza była swoistym preludium przed upadkiem wielonarodowej monarchii... Zmarł 98. lat temu: 21 listopada 1916 r. Jak wielu Habsburgów pochowany został w Krypcie Cesarskiej w Kościele Kapucynów. Do której, nie zapominajmy, nie wpuścił zamordowanego w Sarajewie z żoną Zofią księżną Hohenberg, Franciszka Ferdynanda. Uparty starzec strzegł zasad?...
Pozostał wizerunek zadumanego, uśmiechniętego starca. Ojca, dziadka, ba! pradziadka Austro-Węgier. Trudno nie ulec czarowi zachowanych wizerunków, choć urzędniczy charakter skrupulatnego biurokraty chyba nie odpowiadałby dzisiejszym wyobrażeniom...
Znowu zaskoczenie. FJ I to ciekawy facet. Proszę coś o, jak to piszesz "bosko pięknej Sisi". Znasz książkę "Kobiety Habsburgów"? Wiele lat emu wydał PIW czy Ossolineum. Nie pamiętam. Taka żółta okładka. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWiem. Znam. Czytałem. Mam w swoim księgozbiorze. Sama Elżbieta bardzo mnie interesuje. Może na 8 marca?
OdpowiedzUsuńZnalazłam w twoim tekście znajomo brzmiącą nazwę miejscowości Villafrnaca, to ciekawe wiedzieć, że sąsiadująca z nami miejscowość, tak przysłużyła się Franciszkowi Józefowi I . Traktat w Villafranka ratował jego imperatorską twarz, jak piszesz, ale nie przysłużył się Italii w drodze do zjednoczenia.
OdpowiedzUsuńWiem, Bożeno, wiem. Naprawdę nie rozumiem siebie dlaczego n i c nie pisze o Risorgimento, uwielbianym Garibaldim, podziwianym Verdim? Widzę oczyma wyobraźni karykaturkę, jak C. Cavour leży na drodze, a powozem via Villafranca odjeżdża stangret-Napoleon III.
UsuńZ chęcią poczytałbym (chyba,że przeoczyłem?) na Twoim blogu o miejscach bitew i innych związanych choćby z rokiem 1859.
Przyłączam się do prośby pierwszego anonimowego komentatora i proszę o tekst o cesarzowej Elżbiecie, bardziej znanej mi, a to za sprawą filmu "Sissi" z niezapomnianą kreacją pięknej Romy Schneider, który oglądałam wielokrotnie. Mam nawet w planach podróż do słynnego kurortu Merano położonego w Alpach, byłoby pięknie zobaczyć okolice, którymi zauroczona była cesarzowa Elżbieta.
OdpowiedzUsuń