piątek, września 19, 2014

Przeczytania... (11) - Anotni Czechow "Sachalin. Notatki z podróży"

Jeśli napiszę, że po książkę powinni sięgnąć ci wszyscy, którym nie obcy jest los sybiraków, zesłańców, katorżników, to zabrzmi jak banał. Antoni Czechow / Антон Павлович Чехов (18601904), wielki rosyjski pisarza, lekarz z wykształcenia, skreślił obraz krainy, która kojarzyć się może z jednym strasznym słowem:  k a t o r g a ! "Sachalin. Notatki z podróży", to właściwie reportaż z pobytu w tym odległym zakątku Imperium Rosyjskiego z 1890 r, kiedy w Petersburgu panował car Aleksander III / Александр III Александрович (1881-1894). Czechow miał wtedy 30. lat. Okazał się genialnym obserwatorem. Jego zapis jest chwilami bardzo, bardzo szczegółowy, do perfekcji drobiazgowy. Mam wrażenie, jakbym czytał "Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich" (zresztą polecam to wiekopomne i wielotomowe dzieło). W końcu, kiedy podaje dokładnie ile dusz mieszkało w danej sachalińskiej osadzie czy miasteczku?... Rozczaruję tych, którzy szukaliby poloniców! Wzmianki o Polakach znajdziemy zaledwie na... czterech stronach z 477? Zaskoczenie? Ale o tym może później? Nie zapominajmy, że w czasie, kiedy Czechow odwiedzał Sachalin, to jednym z osadzonych tam katorżników był Bronisław Piłsudski (1866-1918), starszy brat Józefa!... Proszę jednak nie dyskwalifikować książki Czechowa. w końcu nie po to udał się na syberyjski wschód, aby szukać polskich śladów, dość miał rosyjskich. Jest jeden, zaskakujący... smaczek: "Sami osiedleńcy nazywają też swoje osiedle Warszawą, jako że wielu w nim katolików. Mieszkańców 111: 95 m. i 16 k. Z 42 gospodarzy radzony ma tylko 10". Czy tylko kwestia "katolickości" zaważyła na takim nazwaniu? Nie wierzę, panu Antonie Pawłowiczu!...
Trudno, jak zwykle, dokonać w kilku akapitach sumiennej oceny, tego, co przez kilka godzin przemykało przed mymi oczami. Przeszło 100 wypisów z tekstu posłużyło by  mi do oddania blogu jednemu tematowi? Tym bardziej namawiam: tą książkę trzeba posiąść! Uwaga - największa polska platforma transakcyjna on-line wystawia ta książkę bardzo wysoko (89-95 złotych)?...
Rękopis A. Czechowa
"KATORGA NAWET PRZY BENGALSKICH OGNIACH POZOSTAJE KATORGĄ, A MUZYKA, KTÓREJ SŁUCHA Z ODDALI KTOŚ, KTO JUŻ NIGDY NIE WRÓCI DO KRAJU, PRZYNOSI TYLKO ŚMIERTELNY SMUTEK" - właściwie to zdanie powinniśmy mieć przed sobą, jeśli w ogóle chcemy zrozumieć czym było życie na tym okrutnym skrawku rosyjskiej ziemi! Przeszło 72 tysiące km². To 1/4 obecnej Polski. A przecież, to sam Autor chwilami sprawia, że wydaje się nam... jak bardzo życie tam było znośne? Moje wyobrażenie o gehennie pokolenia zaborowego, które rosyjski wymiar sprawiedliwości skazał na katorgę kształtowały m. in.  obrazy Jacka Malczewskiego czy Antoniego Sochaczewskiego (których reprodukcje tu musiałem wykorzystać w drobnym wyborze). Tym bardziej dziwiły uwagi Autora, który już na pierwszych stronach oswajał nas z myślą: "...zesłańców traktuje się jak równych sobie"? Przecierałem oczy ze zdziwienia? Aha - pomyślałem - Czechow zostawiał obraz niemal idyllicznego bytowania, takiego sobie więzienia daleko od Rosji, z ludzkim strażnikiem i serdecznym komendantem więzienia?...

J. Malczewski "W drodze na Sybir"
A jednak sachalińska głusza przeraziła A. Czechowa, skoro napisał: "Przypuszczam, że gdyby wypadało tu nocować pod gołym niebem, bez dymiących ognisk, to można by zginąć z kretesem, a co najmniej zwariować". Kłopoty i wątpliwości wdzierały się w tok myślenia młodego lekarza, skoro na początku drogi już dawano mu do zrozumienia "...absolutnie nie mam prawa zbliżać się do katorgi i kolonii, jako że nie jestem na służbie państwowej. Wiedziałem, oczywiście, że nie ma racji, jednakże na słowa te ogarnął mnie strach (...)". Pierwsze rzeklibyśmy ostrzeżenie? Proszę nie obawiać - pan doktor dotrze do takich miejsc, że budzi poznawczo-historyczną zazdrość?

A. Sochaczewski "Pożegnanie Europy"
Wreszcie stajemy się świadkami pierwszego spotkania Czechowa z "ludźmi stamtąd": "Na brzegu obok przystani wałęsa się, najwidoczniej bez zajęcia,z pięćdziesięciu katorżników: jedni w chałatach, drudzy w kurtkach czy marynarkach z szarego sukna. Na mój widok wszyscy co do jednego zdejmują czapki - takiego uhonorowania zapewne nie dostąpił dotychczas żaden literat". Znajdziemy w tekście, z jakiej odległości one czapki były zdejmowane i co mogło grozić, gdyby pozostała na głowie!... Pojawia się dźwięk, jakiego wolny człowiek po prostu nie znał, a mi przypomina znamienna scenę z III części "Dziadów" A. Mickiewicza: "...katorżnicy w kajdanach, jedni w czapkach, drudzy - bez, dzwoniąc łańcuchami ciągną ciężkie taczki z piachem (...), - brzęk kajdan rozlega się nieustannie". Zaraz pojawia się informacja, która pewnie i współczesnych musiała wprawiać w stan osłupienia, bo Czechow nie krył się ze swego zaskoczenia: "Katorżnicy i osiedleńcy, z nielicznymi wyjątkami, chodzą po ulicach swobodnie, bez kajdan i konwoju, spotyka się ich na każdym kroku wędrujących w pojedynkę czy tez całymi gromadami". Mało tego, czytamy dalej: "Są na podwórzu, w domu, gdyż pracują jako woźnice, stróże, kucharze, kucharki, niańki". Nie ma strachu? "Z początku, wskutek nieprzyzwyczajenia, ich obecność krępuje, budzi zdumienie. Przechodzisz koło jakiejś budowy, a tu katorżnicy z siekierami, piłami, młotami. Ano, myślisz sobie, zamachnie się który i walnie". Czechow uspakaja, że opatrzył się i przywykł. Dał przykład... kobiet i dzieci: "Tutejsze panie są całkiem spokojne, kiedy wyprawiają na spacer dzieci z niańkami skazanymi na dożywocie"? Śmiem twierdzić, że nawet teraz nie mieściłoby się to nam w głowach, a to był przypominam rok 1890!

A. Sochaczewski "Śmierć na taczce"
Baron A. Korf
Ciekawość Czechowa nie mogła zostać zaspokojona właściwie tylko w jednej materii! Został zaproszony do generała-gubernatora, barona Andrieja Korfa / Андре́йa Никола́евичa Корфa (1831-1893) usłyszał m. in.: "Nie mogę panu zezwolić tylko na jedno: na jakikolwiek kontakt z więźniami politycznymi, ponieważ nie mam do tego prawa". Poza tym miał wolną rękę, skoro te same suta orzekły "Zezwalam panu bywać wszędzie i u kogo pan tylko zechce. Nie chcemy niczego ukrywać. Proszę oglądać wszystko, dostanie pan przepustkę do więzień i osiedli, (...) - słowem, wszystkie drzwi stoją przed panem otworem". I trzeba to oddać: dotrzymano słowa, a Czechow okazał się skrupulatnym reportażystą swoich czasów. Za to brawo mu!...


Заковка каторжан в кандалы. Фотография из личной коллекции Чехова. 1890
Wiele zaskakujących spostrzeżeń Czechowa, to naprawdę cenne socjologiczne perełki. Przy tej mnogości życia na Sachalinie warto zwrócić uwagę na... chaty, w których mieszkano. Że często było w nich i biedno, i chłodno nikogo nie powinno zdziwić, ale mój genealogiczny nos znalazł coś intrygującego: "...czuje się brak czegoś ważnego: nie ma ani dziadka, ani babki, nie ma starych obrazów i dziadowskich sprzętów, a więc w gospodarstwie wyczuwa się brak przeszłości, tradycji. Nie ma też poczesnego kata z obrazami, a jeśli jest, to bardzo ubogi, przygasły, bez lampki oliwnej, bez żadnych ozdób; takie tu juz obyczaje".  Dochodzi jeszcze jedna cenność: "...nie ma tu kotów, a w zimowe wieczory nie słychać ćwierkania świerszcza... a co najważniejsze - nie ma ojczyzny".
Długa była lista prac, robót, jakie spadały na barki katorżników. Nikogo nie dziwiło, że z braku jucznych zwierząt wykonywali wszystkie prace pociągowe! Czechow wymienia część innych: "Karczowanie lasu, budowy, osuszanie bagien, połów ryb, sianokosy, załadunek statków (...)". 

J. Malczewski "Zesłańcy"
Rosja stoi na wódce! Truizm! "Na Sachalinie wwóz i sprzedaż spirytusu są surowo wzbronione - czytamy dalej. -  i to właśnie zrodziło specjalny rodzaj przemytu. Spirytus przywożono w blaszankach w kształcie głowy cukru, w samowarach, najczęściej jednak po prostu w beczkach i w różnych zwykłych naczyniach (...)". Jak to mozliwe, że "sito" kontroli było tak duże? Kolejna bolączka "matuszki Rosji": łapówkarstwo!

Polscy katorżnicy pod Irkuckiem, około 1866 r.
Czechow miał szczęście, bo zwiedził m. in. więzienie w Aleksandrowsku! "Więźniowie śpią na twardych narach albo podścielają sobie podarte worki, ubranie i wszelkie łachy, które wyglądają niezbyt zachęcająco". Okazuje się, że skazańcy korzystali z pewnych przywilejów: "...nie noszą kajdan, w  ciągu dnia mogą wychodzić bez konwoju, dokąd zechcą, nie obowiązuje ich jednakowa odzież więzienna". Idylla? Proszę przyjrzeć się losowi pojmanych zbiegów: "Obdarci, dawno nie myci, w kajdanach; obuwie w strzępach, omotane szmatami i sznurkami; jedna połowa głowy rozczochrana, druga ogolona, z odrastającymi włosami. (...) Żadnych posłań, śpią na gołych narach. W kącie stoi kibel; każdy załatwia swe potrzeby naturalne zawsze w obecności 20 świadków".  Oczywiście, że plagą, która doskwierała w celach były wszy i pluskwy. Czechow nie mógł się nadziwić dlaczego więźniowie bardzo szybko popadają w niechlujstwo, zapominają o schludności? Wyjaśnił mu to jeden z osadzonych, że dbanie o higienę nie miałoby sensu! Sam przyznał mu rację, skoro napisał tak: "I rzeczywiście, jaka wartość może mieć dla więźnia jego czystość osobista, jeśli jutro przyjedzie nowa partia więźniów i położą tuż przy nim okropnie cuchnącego sąsiada, od którego na wszystkie strony rozpełza się wszelkie robactwo?". To w celach, a... szpitale lub izby chorych? Znajdziemy opis tego w Korsakowce, gdzie "...przebywało 14 syfilityków i 3 umysłowo chorych, z których jeden zaraził się syfilisem". Nie zwiedził tego miejsca, bo kilka miesięcy wcześniej zamknięto je, co nie przeszkodziło wystawić mu takiej oceny o tym "zdrowotnym miejscu": "...miejscowe warunki szpitalne są opóźnione w stosunku do obecnego stanu cywilizacji co najmniej o dwieście lat".
A. Czechow w 1890 r.
J. Malczewski "Sybirak"
Na pewno spotykaliśmy się z informacjami dotyczącymi kobiet (żon, matek, córek), które szły "za swoimi" na katorgę lub osiedlenie. Mamy wiele szokujących opisów "życia w chatach", gdzie wspólnie mieszkało kilka rodzin, mężowie z żonami i katorżnicy, nieletnia młodzież i katorżnicy: "Te barbarzyńskie warunki mieszkaniowe, w których szesnastoletnie i piętnastoletnie dziewczynki zmuszone są spać obok katorżników, dają czytelnikowi pojęcie, z jakim lekceważeniem i pogardą traktuje sie tu kobiety i dzieci, które dobrowolnie idą na zesłanie (...), jak mało się je szanuje (...)". Oddzielny temat mogłaby stanowić prostytucja kobiet: "Kobiety, nawet stanu wolnego, trudnią się prostytucją; wyjątku nie stanowi nawet pewna kobieta z wyższego stanu, o której opowiadają, że skończyła pensję". Za przywóz prostytutek na Sachalin płacono kapitanom, przybijających do wyspy statków  "...po 100 funtów tytoniu za każdą".  W "Sachalinie" znajdziemy opis np. sytuacji w Korsakowsku, gdzie przybyłe kobiety "przydzielano" wybrańcom! "Wolna kobieta w pierwszym okresie po przybyciu na Sachalin jest oszołomiona. Wyspa i warunki katorżnicze przerażają ją" - to o tych, które z własnej woli podążyły za mężami...
Каторжане на пароходе по пути следования на о. Сахалин. Фотография. 1890-е годы
Czechow nie oszczędza władz więziennych. Wielu naczelników, to były pospolite kanalie i sadyści, tym tylko różniące się katorżników, że stały po drugiej stronie krat! W Dierbińsku, tamtejszy naczelnik Dierbina (o zgrozo, to na tegoż cześć nazwano owa miejscowość!), padł ofiarą mordu. "...chadzał zawsze, i do więzienia, i po ulicach, z pałą, którą zabierał ze sobą tylko po to, żeby bić ludzi. Zabito go w piekarni - broniąc się wpadł do dzieży z rozczynem i zakrwawił ciasto". Nikt nie opłakiwał sadysty, wręcz przeciwnie: "Śmierć jego wywołała ogólna radość więźniów, którzy zebrali dla jego zabójcy sześćdziesiąt rubli miedziakami". W Rykowskiem w więzieniu "panem życia i śmierci" był niejaki Liwin! Tam na oprawcę rzucił się z nożem. Niestety ów przeżył. Czechow kreśląc tegoż sylwetkę, podsumował tak: "...upajanie się karami cielesnymi, okrucieństwo - darują państwo, ale takie zestawienie trudno sobie wyobrazić". Co się stało z zamachowcom? Dokładnie nie wiemy. Musi nam wystarczyć tylko enigmatyczny zapis: "...napaść ta miała zgubne skutki dla napastnika".

Kara chłosty - fotografia z epoki
Czechow poświęca wiele miejsca karom, jakie spadały za niesubordynację! Znowu wspomina o nadużyciach urzędników: "Tam, gdzie urzędnik ma prawo bez śledztwa ukarać chłostą i wtrącić do więzienia, a nawet zesłać do kopalni, tam istnienie sądu ma tylko formalne znaczenie". Niewyobrażalną karą było przykucie do taczek. Z takimi przypadkami zetknął się Czechow w Więzieniu Wojewódzkim, gdzie kilku więźniów spotkał ten los: "Każdy z nich jest zakuty w ręczne i nożne kajdany; do środka kajdan ręcznych przymocowany jest długi łańcuch, chyba ze 3-4 arszynowany [1 arszyn = 0,711167 metra - przyp. K.N.], przytwierdzony do dna taczki. Łańcuchy i taczka krępują więźnia, stara się więc jak najbardziej ograniczać ruchy (...). W nocy, na czas snu, więzień stawia taczkę pod narę; sam lokuje się zazwyczaj na brzegu ogólnej nary". Najpospolitszą karą, jaką stosowano była "kara kijów czy chłosty": "...stosuje się ją jako dodatek do innych kar, czy też stanowi karę zasadniczą, zawsze jest nierozerwalnie związana z każdym wyrokiem". W Due Czechow był świadkiem tego rodzaju egzekucji!

A. Sochaczewski "Ostatni wysiłek"
Pewnie wielu czytelników tej poruszającej książki postawi sobie pytanie: a ucieczka? Temu zagadnieniu poświęcił Czechow rozdział XXII! Okazuje się, że przeszkodą wcale nie było morze, które stanowiło zdaje się najpoważniejsza przeszkodę naturalną? Czechow neguje to! W takim razie CO?! Szybko zaspakaja naszą ciekawość: "Nie tknięte stopą ludzką sachalińskie tajgi, góry, stałe opady, mgły, bezludne przestrzenie, niedźwiedzie, głód, muszki, a zimą straszne mrozy i zawieje - oto prawdziwi przyjaciele nadzoru". Czy to znaczy, że nie podejmowano prób? Oczywiście, że TAK! Znajdziemy liczbowe i procentowe podsumowania. Poznajemy los śmiałków, którzy... padli ofiarą czegoś, co Czechow nazwał "namiętnym umiłowaniem ojczyzny": "Jeśli wierzyć katorżnikom, to życie u siebie, na ojczystej ziemi, jest najwyższym szczęściem, nieustającą radością!". Wręcz cytuje czyjeś westchnienie, modlitwę (?): "Ześlij, Panie, nędzę, choroby, ześlij ślepotę, pohańbienie, odejmij mowę, daj mi tylko umrzeć na ojczystej ziemi!". Koniecznie trzeba wczytać się w te fragmenty, aby pojąć desperację zesłańców. Wstrząsające jest to, co dalej napisał: "Jedni uciekają mając nadzieję, że spędzą na wolności miesiąc, tydzień, innym wystarczy choć jeden dzień".

A. Sochaczewski "Wśród śnieżnej pustyni. Wierny towarzysz"
To, co zostawił nam Antoni Czechow na kartach "Sachalina"  nie jest lektura łatwą, lekką i przyjemną. To kawałek trudnej, ciężkiej historii. Warto jednak odbyć tą podróż w przeszłość wraz z wybitnym pisarzem rosyjskim. Poznać świat, który wcale nie skończył się z chwilą upadku caratu, mało tego - stanie się jeszcze bardziej okrutny, kiedy nastąpią bolszewickie demony pokroju Lenina i Stalina oraz ich następców. Po odłożeniu takiej książki chciałoby się podziękować wszystkim świętym, ze darowany nam był tak okrutny los! Żeby zrozumieć czym jest Sachalin warto zacytować jeszcze jedno zdanie Czechowa: "Stałem długo patrząc to na niebo, to na chaty, i wydawało mi się niepojęte, że jestem ponad dziesięć tysięcy wiorst [1 wiorsta = 1066,78 m - przyp. K.N.] od domu, w jakimś tam Palewie, na tym końcu świata, gdzie nie pamięta się dni tygodnia, bo wcale to niepotrzebne, jako że tu, absolutnie jest obojętne, czy środa jest dziś, czy czwartek...". 


PS: Po tej lekturze warto wrócić do prozy Wacława Sieroszewskiego i Fiodora Dostojewskiego. Trudno mi w takich chwilach zapomnieć o losie moi krewnych okrutnie doświadczonych w latach 1940-1956. Ich pamięci dedykuję ten post.

2 komentarze:

  1. Tak to wyglądało w czasach Czechowa. W 15 lat później było już inaczej na Sachalinie. Po prostu dawano warunki znacznie lepsze do przeżycia i osiedlenia przymusowego. Carat chciał te ziemie zaludnić. Polacy otrzymywali często funkcje urzędnicze gdy byli wykształceni. Warto poczytać książkę Salińskiego "Ptaki powracają do snów". Wielu zesłańcow będąc na przymusowym osiedleniu dorabiało się majątków na Sachalinie.Potem do Polski nie chcieli wracać, czekali na powrót cara po 1917 r, i dopiero zajęcie całej wyspy przez bolszewików zmusiło Polaków do ucieczki - zwykle do Japonii. Ale tam ich nie chcieli ! Japończycy nigdy nic nie kupili od Polaka, nie jedli w polskich restauracjach !Wtedy już powrót do kraju był jedynym wyjściem.(kistun(AT)wp.pl )

    OdpowiedzUsuń
  2. A skąd te informacje o Polakach na Sachalinie i Japonii? Bo o tym Saliński nie pisze.

    OdpowiedzUsuń