środa, lipca 16, 2014
Przeczytania... - (2) - Ludwika Włodek "Pra. O rodzinie Iwaszkiewiczów. opowieść prawnuczki Jarosława"
"Nie miałam ambicji napisania kolejnej biografii Iwaszkiewicza ani dzieła o kulturotwórczej roli Stawiska. Interesowało mnie, jaka była ta rodzina i jak życie w niej wpłynęło na najbliższe osoby, ze mną samą włącznie" - usprawiedliwiała się (broniła?) Ludwika Włodek, rocznik 1976, na pierwszych stronach swej książki "Pra. O rodzinie Iwaszkiewiczów. opowieść prawnuczki Jarosława". Trzeba dodać pani Ludwiko: odważyła się Pani zabrać czytelnika (czytaj mnie) do świata nieomal bajecznego? do świata osobistych przemyśleń? I to jest odwaga! Odsłaniać przed obcym (obcymi) świat rodzinnego domu. Że od czasu do czasu wielu z nas (włącznie z piszącym te słowa) poważa się na taka desperację i publikuje wybrane opowieści rodzinne? Tylko, że żadne z nas nie jest z Iwaszkiewiczów, choćby po kądzieli...
Ma Pani rację kończąc swoją opowieść m. in. zostawiając takie zdanie: "I nie dlatego ta rodzina jest dla mnie ważna, że to jego - słynnego pisarza - rodzina, tylko dlatego, że to moja rodzina. Też się zastanawiam, co we mnie jest z nich wszystkich". Takie rodzinne puzzle? Takie wspólne doszukiwanie się na ile jestem z Nich wszystkich? Czy oskarżamy się za przeszłość? Pani musiała zmóc się z przeszłością swego klanu. Chwilami ciężko dźwigać na sobie brzemię przeszłości. Dlatego nie ukrywam jestem Pani wdzięczny, że nie zapomniała Pani wspomnieć o... pogrzebowym uniformie Pani Wielkiego Pradziadka. "...w sam raz do trumny. Oszczędzi się na ubraniu" - zacytowała Pani Pra, kiedy pojawił się w górniczym mundurze. Mało tego dodała Pani zdjęcie tej chwili do książki. Nie wspomniała Pani (choć o samym I sekretarzu KC PZPR Edwardzie Gierku - wiele ciepłych słów) o tym, jak "ulica" komentowała ten fakt - raczej dość jednoznacznie politycznie, służalczo wobec ówczesnej władzy partyjno-państwowej. Choć sama Pani ów określiła owo ubranie: "kompromitującym strojem"! Jeśli szczątkowo wiedza o tym czasie dotrwa do XXVII w. n.e. będą mieli problem archeolodzy skąd taki przyodziewek na ciele Wybitnego Pisarza?
Ma Pani rację kończąc swoją opowieść m. in. zostawiając takie zdanie: "I nie dlatego ta rodzina jest dla mnie ważna, że to jego - słynnego pisarza - rodzina, tylko dlatego, że to moja rodzina. Też się zastanawiam, co we mnie jest z nich wszystkich". Takie rodzinne puzzle? Takie wspólne doszukiwanie się na ile jestem z Nich wszystkich? Czy oskarżamy się za przeszłość? Pani musiała zmóc się z przeszłością swego klanu. Chwilami ciężko dźwigać na sobie brzemię przeszłości. Dlatego nie ukrywam jestem Pani wdzięczny, że nie zapomniała Pani wspomnieć o... pogrzebowym uniformie Pani Wielkiego Pradziadka. "...w sam raz do trumny. Oszczędzi się na ubraniu" - zacytowała Pani Pra, kiedy pojawił się w górniczym mundurze. Mało tego dodała Pani zdjęcie tej chwili do książki. Nie wspomniała Pani (choć o samym I sekretarzu KC PZPR Edwardzie Gierku - wiele ciepłych słów) o tym, jak "ulica" komentowała ten fakt - raczej dość jednoznacznie politycznie, służalczo wobec ówczesnej władzy partyjno-państwowej. Choć sama Pani ów określiła owo ubranie: "kompromitującym strojem"! Jeśli szczątkowo wiedza o tym czasie dotrwa do XXVII w. n.e. będą mieli problem archeolodzy skąd taki przyodziewek na ciele Wybitnego Pisarza?
Przy tak skomponowanej książce odpoczywa się. Trudno chwilami zrozumieć wybory Pani Pradziadka, ale widać rodzima trauma sięgająca czasów powstania styczniowego była silna w świadomości syna powstańca. Kiedy ja, początkujący nauczyciel historii, opowiadałem własnemu dziadkowi (rocznik 1906 r. z guberni wileńskiej), że uczę o Murawiowie-Wieszatielu, to ten chwytał się za głowę i wołał, że mnie ze szkoły wyrzuco... Nie wyrzucili. Skoro na mnie w 1984 r. padał cień 1863 r., to co powiedzieć o Wielkim Pisarzu? Proszę mi wierzyć - łatwiej mi to zrozumieć.
"Wojna w historii Iwaszkiewiczów, czyli wojna opowiedziana mi przez babcię Marysię i Teresę, jawi się jako pasmo zabawnych anegdot, zgryw, dziwacznych postaci i smiesznych pomyłek. Mało tam tragicznych wydarzeń" - zaczyna Pani trzeci rozdział swej gawędy. Mnie od zawsze nurtowało jedno pytanie: jak to mozliwe, że w czasach bestialskiego mordowania polskiej inteligencji okupant hitlerowski nie zdawał sobie sprawy kto mieszkał na Stawiskach? Czy to byli bezmyślni imbecyle? Nikt "z życzliwych" nie doniósł? Przecież Pani Pradziad nie był trzeciorzędnym pisarzyną, powiatowym gryzipiórkiem!... Pozostaję bez tej jednej ważnej odpowiedzi: jak to możliwe?
"Nigdy niczego nie pisałem nieszczerze i ten wiersz też jest całkiem szczery" - cytuje Pani list z 24 IV 1952 r. (akurat mój bydgoski dziadek kończył wtedy 42. lata). Oto smutny epizod uwikłania w pochwałę stalinowskiego zbrodniarza, jakim był Bolesław Bierut i pamiętny wiersz "List do prezydenta". Nawet pojawił się fragment tego panegiryku. Ja dam część z ciągu dalszego:
Więc przebacz mi te śmiałość i ton tego listu,
W Tobie zawsze dostrzegam wzór takiej prostoty,
Że Ci śmiele przesyłam proste pozdrowienie.
Nie czas już teraz na olbrzymie słowa,
Bo teraz czas na olbrzymie czyny
Mówię więc Ci zwyczajnie zwyczajne wyrazy:
„Żyj długo, pracuj długo – my Ci pomożemy”.
W Tobie zawsze dostrzegam wzór takiej prostoty,
Że Ci śmiele przesyłam proste pozdrowienie.
Nie czas już teraz na olbrzymie słowa,
Bo teraz czas na olbrzymie czyny
Mówię więc Ci zwyczajnie zwyczajne wyrazy:
„Żyj długo, pracuj długo – my Ci pomożemy”.
Odwieczny dylemat: twórca i władza? Pani cytuje mądrą wypowiedź Pradziadka: "Ja na przykład nie am nigdy wyrzutów sumienia i nie staram się tłumaczyć siebie. Tak wyszło, bo myślałem, że tak musiało być. Potem zobaczyłem, że byłem naiwny jak dziecko i bardzo sie myliłem (w ocenie Bieruta na pewno nie tak bardzo, jak sie dzisiaj, w tej chwili sadzi) - i kropka". Pani powie, że to jakieś doczepianie się do dyszla Pani opowieści, ale w dniu, kiedy Pisarz stawiał te litery rodził się mój brat!... Dobrze, że to Pani, jako prawnuczka napisała: "Ja zastanawiam się głównie , czy rzeczywiście można było, będąc człowiekiem mądrym i wykształconym oraz mającym za sobą doświadczenia, które miał mój pradziadek, dać się tak omamić". Pani Prababka też miała okres fascynacji osobą Bieruta? Sama napisała w 1947 r. "Ze szczerym wzruszeniem śledziłam dni otwarcia Sejmu, przysięgę Prezydenta, do którego mam głębokie zaufanie, wszystkie jego posunięcia dowodzą wielkiego rozumu i niezwykłego taktu. Chciałabym bardzo poznać go osobiście". Sama Pani dodała: "Gdy [komuniści - przyp. K.N.] zaczęli otwartą wojnę z klerem i Kościołem, stosunek prababci do nich diametralnie sie zmienił. Hania nigdy nie chodziła z mężem na przyjęcia do ambasady radzieckiej". Ranić może wiele uczuć opinia Pisarza o KOR-ze i jego działaczach: "...zaczęły się te bzdury z KOR-em, czyli komitetem Obrony robotników. Tak, jakby polski robotnik (wspaniały i rozumiejący) nie umiał dać sobie rady i potrzebował opieki starego durnia i pijanicy Andrzejewskiego i jeszcze podobnych facetów. I znowu Zachód będzie twierdził, że to jedyna Polska, ten zapijaczony pederasta Karol Modzelewski, Żyd rosyjski nie mający w sobie ani kropli krwi polskiej w żyłach, i tym podobne chaziajstwo".
I właśnie dla takich obrazów należy sięgnąć po książkę pani Ludwiki Włodek. Raz dla walorów historycznych, dwa dla języka. Nie wiem ile z geniuszu Pradziada przeniknęło w Prawnuczkę, ale "Pra." czytać można i przy profesorskim biurku, i pod wiklinowym koszem na plaży, i na łące wśród traw wszelakich. Uważam, że ta opowieść-gawęda-saga możne nam ułatwić kontakt z biografią, której autorem jest Marek Radziwon pt. "Iwaszkiewicz pisarz po katastrofie". Zafascynowany postacią Pisarza (już dałem tego wyraz kiedyś) będę chyba szukał tez biografii (na razie wyszedł tylko tom I ?) Radosława Romaniuka "Inne życie. Biografia Jarosława Iwaszkiewicza". Na razie jej cena trochę mnie paraliżuje... No i trzeba będzie poszukać "Listów do córek" oraz tomów "Dzienników". Całkiem przypadkowo wpadło mi w ręce: "Książka moich wspomnień"!
Spójrzmy na opowieść pani Ludwiki Włodek jeszcze pod... naszym, czytelniczym kątem. Zaczynamy stawiać pytania o... samych siebie i o przeszłość swoich rodzin, ich uwikłanie w czas przeszły... Wtedy wybory Pisarza oceniamy zupełni inaczej?... Nic nie jest już takie proste?... A może pora abyśMY sami zaczęli pisać o swoich Pra?
I właśnie dla takich obrazów należy sięgnąć po książkę pani Ludwiki Włodek. Raz dla walorów historycznych, dwa dla języka. Nie wiem ile z geniuszu Pradziada przeniknęło w Prawnuczkę, ale "Pra." czytać można i przy profesorskim biurku, i pod wiklinowym koszem na plaży, i na łące wśród traw wszelakich. Uważam, że ta opowieść-gawęda-saga możne nam ułatwić kontakt z biografią, której autorem jest Marek Radziwon pt. "Iwaszkiewicz pisarz po katastrofie". Zafascynowany postacią Pisarza (już dałem tego wyraz kiedyś) będę chyba szukał tez biografii (na razie wyszedł tylko tom I ?) Radosława Romaniuka "Inne życie. Biografia Jarosława Iwaszkiewicza". Na razie jej cena trochę mnie paraliżuje... No i trzeba będzie poszukać "Listów do córek" oraz tomów "Dzienników". Całkiem przypadkowo wpadło mi w ręce: "Książka moich wspomnień"!
Spójrzmy na opowieść pani Ludwiki Włodek jeszcze pod... naszym, czytelniczym kątem. Zaczynamy stawiać pytania o... samych siebie i o przeszłość swoich rodzin, ich uwikłanie w czas przeszły... Wtedy wybory Pisarza oceniamy zupełni inaczej?... Nic nie jest już takie proste?... A może pora abyśMY sami zaczęli pisać o swoich Pra?
Koniecznie sięgnę
OdpowiedzUsuńRzekłbym: obowiązkowo.
OdpowiedzUsuńCzytałam z dużym zainteresowaniem historię, którą opowiedziała o swoim Pra Pani Włodek. To interesująco i przystępnym językiem "opowiedziana" biografia. Może faktycznie prawnuczka Jarosława Iwaszkiewicza odziedziczyła talent po swym sławnym przodku.
OdpowiedzUsuńNarracja naprawdę ujmuje. To się dobrze czyta. Z chęcią poszukałbym innych, prozatorskich dokonań prawnuczki Pra.
OdpowiedzUsuń