niedziela, czerwca 01, 2014

D-Day w zapisakch generała Dwighta D. Eisenhowera - "Krucjata w Europie / Crusade in Europe"

D. Eisenhower (1890-1969)
"Generale na mapie robota ta wygląda lekko, ale teraz, jak się zdaje, szkopy będą miały coś do powiedzenia. Nie może nas spotkać jednak nic tak złego, czego by nie naprawiało wspaniałe zwycięstwo" - taką  opinię jakiegoś sierżanta zapisał w swoich wspomnieniach "Krucjata w Europie / Crusade in Europe" generał Dwight D. Eisenhower (Warszawa 1959). W historii wojen są dni przełomowe. Wiele dni. Można cytować dużo takich dni. 6 czerwca 1944 r. bez wątpienia zaliczmy do nich. Za kilka dni 70. rocznica, kiedy ruszyła aliancka armada w kierunku kontynentalnej Europy! Wdzierając się do Normandii utworzono tzw. II front. Odtąd Moskwa mogła odetchnąć, że Sojusznicy dopełnili obietnic składanych w Teheranie? Feldmarszałek Erwin Rommel miał podjąć wyzwanie, które okazało się jego ostatnią bitwą...
"Znowu miałem przed sobą nie kończące się godziny oczekiwania, następujące zawsze między ostateczną decyzją naczelnego dowództwa a pierwszymi wiadomościami, na których podstawie można wnioskować, czy dane przedsięwzięcie zostało uwieńczone powodzeniem, czy tez spotkała je klęska" - jaka szkoda, że to tylko wspomnienia Eisenhowera, a nie kreślone "na żywo" słowa zwątpienia, wątpliwości, ba! leków. Nie mamy innego wyjścia. Będziemy spoglądać na operację "Overlord" przez pryzmat tych zapisków. Na inne spojrzenie przyjdzie jeszcze czas?

Gen.Dwight D. Eisenhower - przed inwazją...
"Pierwsze meldunki nadeszły od jednostek desantowo-powietrznych, które przed kilku zaledwie godzinami odwiedziłem. Ten meldunku był bardzo optymistyczny. W miarę jak mijał poranek, coraz bardziej oczywiste stawało się dla nas, iż lądowanie przebiega dość sprawnie". Podejrzewam, że dla wielu miłośników historii II wojny światowej, to co działo się na plażach Normandii utrwalił przede wszystkim głośny film S. Spielberga "Szeregowiec Ryan / Saving. Private.Ryan". Drobiazgowa rekonstrukcja tego, co działo się w barkach desantowych, w chwili ataku, wgryzaniu się na brzegu pod ostrzałem niemieckim - znamy z kadrów tego dramatu. Ponoć sami weterani byli wstrząśnięci tego, co oglądali. 

D-Day
"Jeśli chodzi o powstanie planów i decyzji, to, moim zdaniem, żaden dowódca nie może przysiąc, że jakiś poszczególny plan czy koncepcja zrodziły się w jego głowie. Dowódca jest do tego stopnia zajętym sprawami dowodzenia, iż nikt później nie może powiedzieć, czy pierwszy przebłysk jakieś myśli, która następnie przekształciła się w wielki plan, powstała w jego mózgu, czy też był wynikiem czyjejś inspiracji".  Jakiej trzeba miary człowieka, aby tak podejść do oceny planowania bitwy i jej przebiegu. Znamy polskie przysłowie, że "zwycięstwo ma wielu ojców, a klęska jest sierotą". Budzą się takie demony, kiedy pada hasło "bitwa warszawska". Wszystkim krzykaczom (jakiej bądź opcji historyczno-wojskowej) polecam te słowa. 
B. Montgomery (1887-1976)
E. Rommel (1891-1944)
"Rozsądny plan bitwy umożliwia giętkość zarówno w przestrzeni, jak w czasie, potrzebną, aby sprostać stale zmieniającym się czynnikom walki i w ten sposób doprowadzić do osiągnięcia ostatecznego celu dowódcy". Na plażach "Utah", "Omaha", "Gold", "Juno", "Sword" obie walczące strony dawały dowody męstwa, poświęcenia i heroizmu. Dufny w swoje talenta dowódcze, osławiony sukcesami nad "lisem pustyni / the Desert Fox", feldmarszałkiem Erwinem Rommlem, generał Bernard Law Montgomery łamał zęby pod Caen! Minął miesiąc od D-Day, nim zajął to francuskie miasto! Duchy angielskich herosów z wojny stuletniej nie wsparły 1. wicehrabiego of Alamein? To o Cean czytamy: "...walki w tym rejonie, pomimo ich gwałtowności, były wyrównane. Rommel bronił się uporczywie i w miarę rozwoju walk stawało się jasne, dlaczego musiał tak czynić".

E. Rommel wizytuje przygotowania plaż Francji do obrony
"Od dnia, w którym wylądowaliśmy, bitwa nigdy nie ustabilizowała się - z wyjątkiem kilku izolowanych punktów - tak aby przypomniała wojnę pozycyjną z lat 1914-1918".  Ike nie miał za sobą doświadczenia Wielkiej Wojny. W przeciwieństwie do gen. G. S. Pattona czy gen. B. Montgomerego. Ten ostatni walczył m. in. pod Ypres czy nad Sommą. Anglicy obawiali się powtórki sprzed trzydziestu laty...



"Jeśli chodzi o szczęście, to według minimalnej i maksymalnej oceny wpływu tego nieokreślonego czynnika, jaką dawał Bradley, dopisywało nam ono średnio. Sprzyjało nam głównie, jeśli idzie o stopień zaskoczenia, jaki osiągnęliśmy przy lądowaniu na plaży Utah, która zdaniem Niemców, nie nadawała się jako cel większej operacji desantowej (...)". Nie zapominajmy, że feldmarszałek E. Rommel opuścił  Francję, aby świętować w Herrlingen urodzin swej żony, Lucii Marii. Inwazja zaskoczyła go?! To przecież z jego usta padły pamiętne słowa o "najdłuższym dniu", jeśli miałoby dojść do inwazji. Cornelius Ryan zapożyczy je jako tytuł swojej głośnej książki "Najdłuższy dzień / The Longest Day" Film o tym samym tytule (niezapomniane kreacje m. in. H. Fondy czy J. Waynea) przez lata był dla nas jedynym, fabularnym obrazem D-Day. Szkoda, że teraz ginie w cieniu "Szeregowca Ryana"?

E. Rommel z żoną (1894-1971) i synem Manfredem (1928-2013)
"Zainteresowanie zarówno osób wojskowych, jak cywilnych bitwami przeszłości skupia się często na szczegółach, które wówczas, gdy się wydarzyły, bądź nie miały wielkiego znaczenia, bądź nie wywierały takiego wrażenia na ich uczestnikach". To chyba dobrze, że zaczynamy szukać losów pojedynczego żołnierza. 


Nie zapominajmy o pewnym skrywanym cały czas epizodzie: jak wielu Polaków wcielonych do Wehrmachtu tkwiło w normandzkich bunkrach, musiało walczyć i ginąć za... III Rzeszę. Kto wreszcie odda sprawiedliwość dramatowi chłopaków z Katowic, Bydgoszczy, Chojnic, Chełmży, którzy wtedy tam ginęli? Nad tą trumną - cisza? Przed laty TVP Poznań nakręciła poruszający film "Beutekameraden". Ci "zdobyczni koledzy" znaleźli się w takiej sytuacji. Zgroza!... Ale tego problemu jakoś nie chcemy dostrzegać lub po prostu go nie rozumiemy. Polak w centralnej Polsce (mieszkający w GG) nie mógł pojąć, że jego kuzyn w Nakle nad Notecią podpisywał Deutsche Volkslistę? Do dziś nie rozumie tego jego potomek. Parszywie rzucone słowo do dziś kaleczy i uderza we wnuków czy prawnuków. Ale nad tym nikt się nie zastanawia...

Zmęczeni i ranni zwycięzcy...

2 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.