piątek, lutego 07, 2014

I'm sorry Mr. Frank Blair-Sr.!...

Nad gustami się nie dyskutuje. Nad urodą - też. Wiem. I ja ani myślę wdawać się w "ranking" (skądinąd bardzo sympatyczny i nieprzewidywalny w treści i odczuciach) - jaki ożywił moich moich Czytelników postu "Gray Fox - Virginian Soldier - Robert E. Lee... - zanim upadł Fort Sumter - cz. II lata 1829-1861" . W tekście musiało (?) pojawić się zdjęcie jednego z bohaterów. Chodzi o pana Franka Blaira-seniora (1791-1876). Żadna fantazja nie podpowiedziałaby mi nawet (na dwoje uszu), że zdjęcie zasłużonej persony w historii U.S.A. wywoła tyle humorystycznych złośliwości... Proszę tego negatywnie nie odbierać. Mnie też Wasza fantazja ubawiła! Tym bardziej, że polemika rozgrywała się "ponad moja głową"?


"F. Blair - senior" wygląda jak zombie..". - pisze Anonim. Właściwie trudno dyskutować nad tą oceną. Fizjonomia twórcy Partii Republikańskiej (tak, tak - zwolennicy śp. prezydenta R. Reagana mają pewnie w poszanowaniu Jego pamięć) nie nastraja... optymistycznie? Dlatego zamieszczam tu również wcześniejszy portret F. Blaira. Chyba nic nie zapowiadało dziwnego (?) zestarzenia się twarzy. Pozwalam sobie tu zacytować większość wypowiedzi. Niczego nie zmieniałem, to w najczystszej treści źródła pisane! Piotrek z Poznania dorzucił: "Dołączę się do rozmowy i podbiję stawkę - wygląda jak mumia :)". No i otworzył się "worek egiptologiczny"? Jest wsparcie rodaka z Poznania: "no ok niech Ci będzie piotrku poznaniaku mumia też brzmi dobrze - a ja będę przy swoim to jest zdjęcie pośmiertne wykonane kilka dni po śmierci Blaira!". Kolejny Anonim  wtrącił wątek genealogiczny, widać znawca tej nauki pomocniczej historii: "no identyczny jak Ramzes (pewnie to jego ojciec)". Pan Piotrek z Poznania nie dał za wygraną i dobił własną żonę: "proszę o więcej takich "strasznych" ludzi będę miał czym żonę straszyć! Bo Pana Mumię ustawiłem jej na tapecie laptopa i było śmiesznie :D". Panie Piotrku, jak bardzo czuję mięte dla Poznania, niech Pan nie straszy Małżonki swojej. Bo potem ja będę miał moralnego kaca. Nie chcę Pana Żony mieć na sumieniu. A i pan Blair-senior chyba tego by nie chciał. Objawił się też wątek... nekrofilski: "Mi to zdjęcie wygląda na takie specyficzne - pośmiertne. Pan Blair wygląda na nim jakby nie żył od kilku dni... te białe strasznie oczy. ps: nie wiem o jakim pięknie można mówić jeśli myślimy o tym zdjęcie chyba że kogoś kręci nekrofilia xD". Stephen King nie byłby równie pomysłowy?
I'm sorry Mr. Blair!

Jeszcze kilka podstawowych informacji. W 1830 r. założył wpływowy "Washington Globe", którego był redaktorem przez kolejne 15. lat. W chwili ciężkiej próby, kiedy padł Fort Sumter, Frank Blair zjawił się w Białym Domu. Rozmowa z prezydentem Abrahamem Lincolnem przeprowadzona została 11 marca 1861 r. Biograf prezydenta Stephen B. Oates, na którego powołuję się przy rożnych okazjach, przyznał: "Jednym z jego [tj. A. Lincolna - przyp. K.N.] najbardziej natarczywych gości był wiekowy Frank Blair starszy, potężny republikanin z Marylandu (...)". Dalej dodaje: "...lubił starego Blaira i w końcu zrobił go czymś w rodzaju nieoficjalnego członka swego gabinetu - starszego ministra bez teki". Co panowie sobie powiedzieli tamtego dnia - chyba nie wiadomo. Na stronie Mr.Lincoln's White House cytuje się fragment biografii autorstwa Elberta B. Smitha, że "...po powrocie do domu, Blair był zdumiony własną zuchwałość, że użył w obecności prezydenta Stanów Zjednoczonych  dość namiętnego języka"?. Emocje były duże, gra o wielką stawkę - utrzymanie Unii. Prosił swego syna Montgomeryego, aby w jego imieniu wystosował list z przeprosinami do Lincolna?
I'm sorry Mr. Blair! 
I to właśnie  Frank Blair-senior otrzymał misję szczególną: przeprowadzić rozmowę z pułkownikiem Robertem E. Lee. Jak ona wyglądała? Pewne o niej wyobrażenie może nam dać powieść Jeffa Shaara "Bogowie i generałowie", tudzież film, na podstawie książki nakręcony. Przyznaję, że pan Blair raczej przypomina tam rumiany pączuszek, a nie oryginał znany nam z publikowanego zdjęcia. W powieści znajdziemy taki opis: "Dojechawszy przed dom Blaira, wysiadł z powozu i ujrzał na ganku starszego mężczyznę. Kamienny wyraz jego twarzy sprowadził Lee z powrotem na ziemię, do miejsca i czasu, w którym się znajdował. Był to Francis Blair". Odsyłam do książki i filmu. Jedna warta drugiej - na pewno nie będzie to czas stracony. Że Blair poniósł wtedy klęskę? Odmowy Roberta E. Lee należało się spodziewać. Niemniej, to właśnie sędziwy Blair był wykorzystywany do misji i kontaktów z... Richmond! Prezydent zgodził się na nieoficjalne spotkanie z samym Jeffersonem Davisem! Skutkiem tych zabiegów doszło 3 kutego 1865 r. do konferencji w Hampton Roads, która niestety nie zakończyła bratobójczej walki.
Jak więc widać w czasie wojny secesyjnej/civil war dyplomacja północnoamerykańska korzystała z doświadczenia i usług Franka Blaira-seniora. Prosiłbym więc o wyrozumiałość dla Niego. W końcu, to nie wygląd jest miarą człowieka, a jego zasługi. A te, nawet w tak drobnym zarysie, wskazują, że Frank Blair-senior był postacią nietuzinkową. Z drugiej strony, gdyby nie emocjonalność moich Czytelników nigdy bym na dłużej nie skupił swej uwagi na założycielu Partii Republikańskiej, który nawiasem mówiąc później ciałem i dusza oddał się pracy dla... demokratów!...
I'm sorry Mr. Blair!

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.