sobota, czerwca 29, 2013

Poznański krzyk wolności - 28 VI 1956 r. - czarny czwartek - cz. II


              „Zwierają się, zwierają w proteście szeregi,
Gdy o godność chodzi – apeli nie trzeba.
Cierpliwość mas ludzkich rozlana po brzegi
Więc masy żądają: «Wolności i chleba!»

«Wolności i chleba!», « Prawa i Godności!»
Maszerują tłumy pod czerwonym niebem,
Pod pomnik Wieszcza i piewcy wolności,
Wkrótce pierwsze strzały zmieszają się z chlebem!”
Czytamy w wierszu Konrada Doberschuetza „Gdy o godność chodzi...”. O tych samych miejscach wspominał uczestnik walk Michał Gerwel: „...silne wrażenie wywarł na mnie pl. Stalina (Mickiewicza), gdzie pędzące czołgi powywracały krawężniki i starowały płyty chodnikowe. Wcześniej widzieliśmy kilka przewróconych tramwajów i powalone słupy trakcji elektrycznej”. Kilka chwil wcześniej był świadkiem, jak czołg rozjechał piętnastoletniego Leona Kluję!
Śmiem twierdzić, że gdybyśmy przeczytali tą i poniżej cytowaną relację wielu słuchaczy odpowiedziałoby: powstanie!... powstanie warszawskie!... Poznań naprawdę przypominał pole bitwy. Ten sam świadek wspominał o przelatujących „nad dachami MIG-15. Na wysokości kościoła św. Marcina jeden z przechodniów położył się na ulicy ze strachu”. A dalej: „Ulicami krążyły bojowe wozy piechoty. Żołnierze trzymali palce na spustach karabinów maszynowych”. To Poznań – roku 1956! Nie wolno zapominać!



Muzeum Powstania Poznańskiego - Czerwiec 1956
Żołnierze? Warto się przyjrzeć tym, których gąsienice tratowały centrum miasta, zmiażdżyli ciało piętnastolatka, strzelali do tłumu z broni maszynowej. Na ul. Dąbrowskiego (tam, gdzie zginął L. Kluj) starszy, siwy mężczyzna z krzyżem w dłoni zatrzymał... czołg i nie bacząc na ryzyko wołał: „Jeśli jesteście Polakami, jeśli jesteście ludźmi, to nie będziecie strzelać do nas, Polaków!”. Ireneusz Kubacki, wówczas student opisał to, co stało się po chwili: „W tym momencie otwarł się właz pierwszego czołgu, wyszedł oficer w hełmofonie, miał trzy gwiazdki, i powiedział: «Wojsko polskie jest zawsze z narodem i nigdy przeciwko narodowi nie podniesie broni – jesteśmy z wami!». Ludzie rzucili się na czołg, całowali żołnierzy w przystępie entuzjazmu. Wołali: «Dajcie nam broń!». Oficer wyjął z kabury pistolet i dał blisko stojącemu”. Ów nieznany z imienia i nazwiska porucznik mylił się. Bardzo się mylił! Gdyby tak było nie musiałbym przytaczać relacji Feliksa Sztula: „Każdy z następnych czołgów, który zbliżał się do naszego stanowiska, został zasypany lawiną butelek z benzyną. Odcinek ulicy o szerokości około dwudziestu, trzydziestu metrów cały płonął. Następne czołgi dojeżdżały do ściany ognia i strzelały po oknach i bramach”.
Muzeum Powstania Poznańskiego - Czerwiec 1956
W czasie obchodów XXV-lecia „wydarzeń poznańskich” rejestrowano też wypowiedzi oficerów L.W.P. Retoryka, forma i treść niektórych z nich nie pozostawia żadnych wątpliwości czy ów pociągnął za spust swojej broni i strzelał do tłumu. Ofiarą była m. in. pewna tramwajarka, którą postrzelono w udo: „Strzały do tramwajarki mówił pułkownik Henryk Juszyński.która niosła sztandar w otoczeniu ludzi z butelkami z benzyną i młodzieżą (...) była sprawą życia lub śmierci. (...) Tak więc trzeba było wybierać między niepotrzebną masakrą młodych ludzi, a odpowiednim strzałem dla unieszkodliwienia rozwydrzonej tramwajarki”. Żadnej skruchy? Wykonawca rozkazów! Patriota?!... Bandyta!...
Muzeum Powstania Poznańskiego - Czerwiec 1956
Tragiczny okazał się los porucznika Mariana Sepkowskiego, którego czołg stał u zbiegu ulic Dąbrowskiego i Kochanowskiego, a jego lufa wycelowana była w gmach Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Świadkiem jego śmierci był Kazimierz Lurc: „Do żołnierza stojącego na czołgu i trzymającego flagę narodową z gmachu UB oddano strzały z ręcznej broni maszynowej. (...) Po chwili, w wyniku paniki powstałej po tym wydarzeniu, powstał nieopisany tumult wśród zebranych, rzucających setki przekleństw, pod adresem morderców z UB”. Postrzał w głowę zabił dwudziestoośmioletniego oficera! W relacji znajdujemy słowa oburzenia: „...rzeczą niepojętą jest, że z zimną krwią można strzelać do człowieka, do żołnierza, który solidaryzował się z ludźmi domagającymi się zniesienia ucisku i zakłamania socjalistycznego”.
Jest na Cytadeli grób: ZYGMUNT IZDEBNY 25 – 11 – 1930 28 – 06 – 1956 ZMARŁ ŚMIERCIĄ TRAGICZNĄ. Milcząca płyta, bez wyciętego na niej krzyża. Nie wyobrażam sobie tej śmierci. Kapral UB, więzienny strażnik, zostaje rozpoznany jako funkcjonariusz. W okolicach Dworca Głównego, a potem na peronie IV tegoż rozgrywa się dramat człowieka, który na sobie skupił nienawiść rozszalałego tłumu! Jerzy Korczak pisał swoje notatki „na żywo”, to jedyna taka relacja: „Godzina 18,00 Przyszedł Janek. (...) Opowiada o potwornej masakrze strażnika UB. Tłum dopadł go na dworcu i rozerwał niemal na strzępy. W innym wypadku pewien oficer UB uniknął samosądu dzięki jakiemuś starszemu mężczyźnie, zasłonił go własnym ciałem”. Na dworcu był Zbyszko Markiewicz: „...na peronie czwartym zauważyliśmy grupkę ludzi. Podeszliśmy bliżej, leżał tam Izdebny. Właśnie dogasał – lekko podnosił głowę, która mu zaraz opadała. Z głowy ciekły mu cienkie strużki krwi. Zainteresowałem się nim i chciałem wezwać Pogotowie Ratunkowe. Tłum spojrzał na mnie groźnie; poinformowano mnie, że jest to ubowiec, który zabił człowieka. Wycofałem się”. Lekarze trzykrotnie próbowali dotrzeć do zmasakrowanego. Nie udawało się to: „...po raz czwarty podjechała karetka w asyście trzech samochodów wojskowych, tłum dopuścił lekarzy do Zygmunta Izdebnego, jednak na ratunek już było za późno”- pisze w swoim opracowaniu Kinga Przyborowska. Podaje szczegóły obdukcji: „...liczne rany tłuczono-cięte głowy, wgniecenie kości czaszkowej przy sklepieniu, rany tłuczone i cięte twarzy, otarcia szyi, barków, a także górnej części klatki piersiowej”. Dziś leży w cmentarnej alei, obok tych, którzy szli naprzeciw czołgom, sypali barykady, ciskali butelkami z benzyną.


Przeraziło mnie, to, co 25 V 1981 r opowiedział pułkownik Zbigniew Harasimiuk. Wspominał „...transportery wywoziły zabitych w nocnej egzekucji oficerów z różnych jednostek (...). Z ul. Solnej trzy transportery wywoziły trupy, a każdy z nich mógł zabrać około trzydzieści zwłok. (...) Po kilku godzinach transportery wróciły. Nic mi nie wiadomo dokąd wieźli zwłoki i gdzie je pochowano. Rodziny zabitych zawiadamiano, że taki a taki zginął w wypadkach poznańskich. (...) Żołnierzy szeregowych nie rozstrzelano, ale podoficerów zawodowych – tak”. Potajemnie, nocą rozstrzeliwano zawodową kadrę L.W.P., tych którzy odmówili strzelania do tłumu? Czy wśród nich znalazł się też oficer, który dał się rozbroić?...

Muzeum Powstania Poznańskiego - Czerwiec 1956
Poczucie honoru było jednak wysokie w sercach niektórych oficerów, skoro L.W.P. straciło kapitana Tadeusza Dobrzańskiego: „Po kilku dniach dowiedziałem się, że dowództwo sporządziło wniosek o Krzyż Walecznych dla mnie za postawę w walce z reakcyjnym podziemiem i imperialistycznymi agentami. W uzasadnieniu napisano, że zniszczyłem gniazdo «erkaemu». A przecież ja nie zniszczyłem żadnego gniazda, nie walczyłem z reakcyjnym podziemiem i imperialistycznymi agentami, ale rozganiałem moim czołgiem takich samych jak ja ludzi. Za to nie dam sobie przypiąć Krzyża Walecznych”. I nie dał. Syn legionisty i uczestnika wojny polsko-bolszewickiej przeniósł się do cywila.


 * * *
Anonimowe poeta napisał:
Tyle miałem jeszcze zrobić
Chciało się żyć
Nie dali
Ja i tych dwadzieścia głupich lat”.


Literatura:
Czubiński A., Poznań czerwiec 1956-1981, Poznań 1981
Eisler J., „Polskie miesiące” czyli kryzys (y) w PRL, Warszawa 2008
Machcewicz P., Odwilż 1956, /w:/PRL od lipca 44 do grudnia 70, pod red. K. Persaka i P. Machcewicz, Warszawa 2010
Przyborowska K., Poznańskie procesy 1956: „Proces trzech”, Poznań 2009, tom I
Ziemkowski A., Poznański czerwiec 1956. Relacje uczestników, Poznań 2008
„Czarny czwartek. Wiersze o Poznańskim Czerwcu ‘56”, wybór i wstęp Stefan Drajewski, Poznań 2006

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.