piątek, czerwca 28, 2013
Poznański krzyk wolności - 28 VI 1956 r. - czarny czwartek - cz. I
„Strajk
strajkiem,
manifestacja
manifestacją,
ale żeby
Polak strzelał do Polaka,
to już
bardzo źle.”
„Myśmy się tego
nie spodziewali – wspominała Janina Bączkiewicz.- szliśmy
z gołymi rękami, oprócz transparentów i sztandarów narodowych
nie mieliśmy nic na swoją obronę. Spadło to na nas jak grom z
jasnego nieba”. Karabiny, czołgi i samoloty przeciwko
zbuntowanej klasie robotniczej? Ta miała już dość absurdalnych
norm pracy, obniżania płacy, obcinania premii. Minione jedenaście
lat postawiło pod znakiem zapytania zaufanie wobec władzy, która
utożsamiana była z Polską Zjednoczoną Partią Robotniczą! Oczywiście wszyscy historycy wskazują na przyczyny ekonomiczne. Jerzy Eisler pisząc o przyczynach poznańskiego czerwca napisał m.
in.: „...ważne było poczucie braku społecznej sprawiedliwości
głęboko zakorzenionej wśród wielu robotników. System, który
przynajmniej w sferze werbalnej głosił zasady równości ludzi i
sprawiedliwości społecznej, w praktyce dnia codziennego
wielokrotnie zaprzeczał tym ideom”.
Jako swoiste memento czytamy dalej w relacji J. Bączkiewicz: „...przy mnie została zastrzelona jakaś robotnica – na moich
oczach. Pamiętam jej wygląd: taką biedną spódnicę miała
roboczą, bluzę też roboczą, chustę pod szyją przewiązaną.
Najgorsze, że z nami szło dziecko (bardzo dużo dzieci szło po
bokach, ale razem z pochodem), taki chłopczyk, może miał
jedenaście lat, ciemny blondynek, i on też został zabity.”
Dalej dodała: „...byłam w piekle, w tym najgorszym ogniu”.
D-z-i-e-c-i ! Na poznańskim bruku poległo dziewiętnastu nastolatków! Jeśli przyjmiemy, że ofiar było 67, to stanowili oni bez mała 30 % śmiertelnych ofiar masakry! Proszę mi wybaczyć tą skrupulatność, ale wymienię tu wszystkich poległych, jak również podam przyczyny śmierci:
D-z-i-e-c-i ! Na poznańskim bruku poległo dziewiętnastu nastolatków! Jeśli przyjmiemy, że ofiar było 67, to stanowili oni bez mała 30 % śmiertelnych ofiar masakry! Proszę mi wybaczyć tą skrupulatność, ale wymienię tu wszystkich poległych, jak również podam przyczyny śmierci:
Nazwisko i imię
|
Wiek
|
Przyczyna śmierci
|
Bentke Roman
|
18
|
postrzał czaszki
|
Błażejak Henryk
|
16
|
postrzał tułowia
|
Dutkiewicz Kazimierz
|
17
|
postrzał czaszki
|
Gliński Andrzej
|
15
|
postrzał czaszki
|
Hoppe Andrzej W.
|
18
|
postrzał w głowę i klatkę piersiową
|
Jankowiak Jerzy
|
16
|
postrzał czaszki
|
Kapitan Seweryn
|
18
|
przestrzał głowy
|
Kliche Zenon
|
17
|
postrzał głowy
|
Kłuj Leon
|
16
|
zgnieciony czołgiem
|
Kubiak Marian
|
19
|
kłute rany brzucha
|
Kuźnicki Wiesław
|
16
|
postrzał serca
|
Nowak Bogdan
|
19
|
postrzał nie określony
|
Nowicki Henryk
|
15
|
postrzał potylicy
|
Rau Alfred
|
16
|
postrzał głowy
|
Sikora Ireneusz
|
16
|
postrzał czaszki
|
Strzałkowski Roman
|
13
|
przestrzał klatki piersiowej
|
Wojewódzki Feliks
|
18
|
postrzał brzucha
|
Żabiński Jan
|
15
|
uraz nie określony
|
Ziemnicki Erwin
|
12
|
postrzał nie określony
|
„mamusiu
oczy
mi wyłażą pazury rosną
jęzor
się strzępi jak flaga
ja
nie chcę ginąć
w
tłumie w kontekście
w
chwałach ani sławach
ani
wcale
mamusiu”
Po latach, kiedy władza
ludowa ponownie przeciwko narodowi wyprowadziła czołgi, pisał w
wierszu „Strzałkowski” Roman Bąk.
Jest w Muzeum 1956 r. wstrząsająca pamiątka: koszula, w której zginął Romek Strzałkowski! Miał 13 lat. Świadkiem tej śmierci był Jerzy Czapski: „Jeden z kolejarzy, obok którego stałem z transparentem w ręku razem z Romanem Strzałkowskim, odwrócił się tyłem do funkcjonariusza UB mówiąc: «Możesz mi prosto w d... strzelać i tak się stąd nie ruszę». I wówczas stało się: z trzeciego piętra strzelił serię (...). Chcę dodać, że zostałem ugodzony ostatnimi strzałami tej serii. Stojący po mojej lewej stronie kolejarz, a obok niego Romek, zostali chyba zabici. (...) Być może, że od tej samej serii z karabinu maszynowego zginął mój przyjaciel, ale nie jestem tego pewien. O jego śmierci dowiedziałem się trzy dni później od mojej matki w szpitalu”. Mity tworzyły się równolegle do padających strzałów i ofiar. Anonimowa uczestniczka wydarzeń opowiadała po latach: „...zabity został również kilkunastoletni chłopiec, który rzekomo przedostał się do gmachu MO z granatem w ręku. Ktoś powtórzył nazwisko: Romek Strzałkowski”. Miał 13 lat! Nie ma pewności, co do rzeczywistych okoliczności śmierci chłopca, który stał się symbolem krwawych wydarzeń. Najpopularniejsza wersja przedstawia go, jako dziecko, które podniosło z ziemi sztandar narodowy, który opuściła postrzelona tramwajarka i został zastrzelony. Jedna jest porażająca: „Romek został prawdopodobnie zabity z zimną krwią w dyspozytorni garażowej UB”. M i a ł 13 l a t !
Ciało
przewieziono do Szpitala im. Raszei. Chirurg Henryk Karoń był tym,
który przekazał ojcu hiobową wieść: „...na korytarzu
naszego szpitala zauważyłem starszego, łysawego już pana ok.
pięćdziesiątki, który dopytywał się o swego trzynastoletniego
syna Romka Strzałkowskiego. Znałem prawdę. (...) Z trudem
powiedziałem ojcu, że dziecko jest u nas, ale niestety nie żyje.
Ojciec przez dłuższy czas jęczał i krzyczał...”. Część
zabitych władze pochowały „na Cytadeli”. Taką również
propozycję usłyszała pani Anna Strzałkowska. Mimo nacisków
odmówiła: „Czym mój syn zasłużył się Polsce Ludowej, że
ma być pochowany z honorami? Dziękuję za te honory, mojego syna
pochowamy po chrześcijańsku”.
Jest w Muzeum 1956 r. wstrząsająca pamiątka: koszula, w której zginął Romek Strzałkowski! Miał 13 lat. Świadkiem tej śmierci był Jerzy Czapski: „Jeden z kolejarzy, obok którego stałem z transparentem w ręku razem z Romanem Strzałkowskim, odwrócił się tyłem do funkcjonariusza UB mówiąc: «Możesz mi prosto w d... strzelać i tak się stąd nie ruszę». I wówczas stało się: z trzeciego piętra strzelił serię (...). Chcę dodać, że zostałem ugodzony ostatnimi strzałami tej serii. Stojący po mojej lewej stronie kolejarz, a obok niego Romek, zostali chyba zabici. (...) Być może, że od tej samej serii z karabinu maszynowego zginął mój przyjaciel, ale nie jestem tego pewien. O jego śmierci dowiedziałem się trzy dni później od mojej matki w szpitalu”. Mity tworzyły się równolegle do padających strzałów i ofiar. Anonimowa uczestniczka wydarzeń opowiadała po latach: „...zabity został również kilkunastoletni chłopiec, który rzekomo przedostał się do gmachu MO z granatem w ręku. Ktoś powtórzył nazwisko: Romek Strzałkowski”. Miał 13 lat! Nie ma pewności, co do rzeczywistych okoliczności śmierci chłopca, który stał się symbolem krwawych wydarzeń. Najpopularniejsza wersja przedstawia go, jako dziecko, które podniosło z ziemi sztandar narodowy, który opuściła postrzelona tramwajarka i został zastrzelony. Jedna jest porażająca: „Romek został prawdopodobnie zabity z zimną krwią w dyspozytorni garażowej UB”. M i a ł 13 l a t !
Muzeum Powstania Poznańskiego - Czerwiec 1956 |
„Śpij
spokojnie mój mały chłopczyku
Nie
oddano nad grobem Twym salwy
Ciebie
nocą chowano po cichu
Bez honorów, bez mów i bez Salve
O
słuchajcie mnie chłopcy znad Nilu
Znad
Tamizy, Sekwany, znad Wołgi
Wasz
kolega znad Warty dziś zginął
Kiedy
szedł ze sztandarem na czołgi”
Ulice Poznania stały się
polem bitwy! Nie bacząc na zagrożenie, świstające kule
pielęgniarki próbowały ratować rannych. Siostra Aleksandra
Banasiak niosła pomoc rannemu Marianowi Kubiakowi: „Zobaczyłam
strasznie cierpiącego, rannego w brzuch człowieka z jelitami na
wierzchu. Opanowując zdenerwowanie, wyciągnęła go na chodnik i
zawołałam, żeby mi ktoś pomógł. (...) Podbiegli do mnie (...)
cywile (strzelanina na moment jakby przycichła) i ostrożnie
dostarczyliśmy rannego do szpitala”. Doktor Ireneusz
Cieśliński zapamiętał: „Łóżka bardzo szybko zapełniały
się i przybywało bardzo dużo rannych. Z ciężkich wypadków
pamiętam takiego chłopca, gimnazjalistę
szesnasto-siedemnastoletniego, pokłutego bagnetami”. Cytowany
wcześniej chirurg H. Karoń asystował przy operacji Mariana
Kubiaka: „Twarz tego rannego i moje późniejsze spotkanie z
jego matką, wielokrotnie nachodziły mnie w myślach i do dzisiaj
mam ich oboje żywo w pamięci. (...) zdjęte, zakrwawione części
ubrania odsłoniły dwie głębokie rany kłute, zadane bagnetem w
brzuch, bardzo silnie krwawiące. Operował dr Granatowicz (...).
Nagle, pod oknami bloku operacyjnego (...) rozległa się gwałtowna
kanonada z broni automatycznej i brzęk tłuczonych szyb naszego
bloku operacyjnego. Część personelu wpadła w panikę”. Nie
da się usprawiedliwić tego barbarzyńskiego ostrzału szpitala.
Wspominała o nim również siostra A. Banasiak: „Podczas (...)
operacji – ponieważ w sali operacyjnej paliło się światło, co
było zakazane przez wojsko – ktoś strzelił w okno i kula utkwiła
w ścianie sali operacyjnej”. Dzielna pielęgniarka znalazła
się również w gmachu Urzędu Bezpieczeństwa. Nie oglądała się
na przynależność polityczną rannych... Stanowczo jednak odmówiła,
kiedy chciano ją w siedzibie urzędu zatrzymać. Jak sama
powiedziała: „mam obowiązek udzielać pomocy wszystkim jej
potrzebującym”.
Nazwisko Mariana Kubiaka odnajdziemy na tablicy pomnika „Poległych w Powstaniu”, a jego grób „na Cytadeli”, tam też pochowano m. i. piętnastoletniego Andrzeja Glińskiego.
Ojciec odnalazł go w Klinice Neurologicznej na Przybyszewskiego.
„Byłem tam – wspominał Bolesław Gliński. – żył
jeszcze, ale lekarze nie dopuścili mnie do niego. Rano następnego
dnia poszedłem powtórnie do szpitala, ale usłyszałem wiadomość,
że mój syn nie żyje”.
Zdzisław Wardejn, znany
aktor miał wtedy 16 lat. Był jednym z nastoletnich
uczestników „Powstania Poznańskiego”. Ze śpiewem na ustach
pognał z kolegą na zrewoltowane ulice miasta. I pamiętnego
„czarnego czwartku” słuch po nim zaginął. Następnego dnia
matka, która straciła swego męża w czasie oblężenia Warszawy w
1939 r., rozpoczęła wędrówkę po szpitalach. Wreszcie w Szpitalu
im. J. Strusia „...zobaczyłam – pisała w liście do
„Głosu Wielkopolskiego”. – to był chłopiec z obwiązaną
głową w krótkich kupnych kalesonach. (...) Chłopiec był tak
łudząco podobny do mojego syna, że bez wahania wróciłam do biura
przyjęć. Załatwić formalności”. Pani Annie Wardejn też
zaproponowano pogrzeb na koszt państwa. „Powiedziałam, że to
zbyteczne, bo sama będę pokrywać te koszty”- odparła i
postawiła na swoje. Pogrzeb miał odbyć się w poniedziałek.
Zamówiono mszę, urzędowe akty zgonu sporządzono, „w świat
poszły depesze: «Zdzich nie żyje» i «Pogrzeb Zdzicha w
poniedziałek...»”. Wyrzucono z domu łóżko chłopca. W
sobotę wieczorem stało się coś nieprawdopodobnego: „...usłyszałam
naraz przy furtce głos: «Mamo otwórz!». Zerwałam się i pytam
rodziny: «Co to znaczy?». Rodzina zaniemówiła i tchu jej brakło,
ale ja już biegłam, żeby go zobaczyć, obojętnie, ducha czy
żywego”. Przy furtce stał... Zdzich! Zatrzymany przez
żołnierzy, został przekazany MO i był przez nich przetrzymywany
do 30 czerwca. Milicjanci obserwowali jego powrót do domu, aby
przekonać się, że jest tym za kogo się podawał. Załamał się
dopiero w domu, kiedy okazało się, że jego nowe ubranie, jedyna
elegancka koszula i tyrole trafiły do... trumny. Bo na każde
pytanie syna matka odpowiadała „Zdzisiu, ubrałam
nieboszczyka”. „Mama, mama, coś ty narobiła!”- wyrzucił
z siebie cudownie zmartwychwstały... Ciało nieboszczyka wróciło
do szpitala, a dopiero po roku odnalazła się właściwa rodzina.
Wiele poznańskich matek
opłakiwało tego lata śmierć swoich synów!... Inna pielęgniarka
ze Szpitala im. Raszei, Zofia Pawłowska-Bartoszewska, tak wspominała
piątek 29 VI: „Jeden młody chłopiec może osiemnasto- może
dwudziestoletni konał. Przez całą noc wołał matkę. Podeszłam
do niego. Jeszcze raz zawołał «Mamo!» - i skonał. Wzięłam jego
dokumenty, żeby z portierni nadać telegram do rodziny. Wtem weszła
starsza kobieta i pyta o syna. «Podobno jest ranny» - mówi.
Spóźniła się o dwadzieścia minut. Była wdową i to był jej
jedyny syn”. Żaden z oprawców nigdy nie stanął przed sądem, nie odpowiedział za zbrodnię na Poznaniu, poznańskich dzieciach! Rodziny nie doczekały się sprawiedliwości!...
Muzeum Powstania Poznańskiego - Czerwiec 1956 |
„Może
to także moja przyczyna
może
śmierć twoja – to moja wina –
uczyłam
kochać Biało-Czerwone
odkąd
twe usta mówić uczone...
Dla
Nich się uczyć i dla Nich grać miałeś –
Syneczku
–
widać
sądzono, że to zbyt mało –
dla
Nich musiałeś
i
życie dać”.
Pisała Janina Kołecka w wierszu „Romkowi Strzałkowskiemu”. Matka Romka zmarła w 1988 r. Siedem lat wcześniej była świadkiem, jak jedną z ulic Poznania nazwano imieniem jej syna, a na kamienicy przy ul. Dąbrowskiego zawisła tablica:
Pisała Janina Kołecka w wierszu „Romkowi Strzałkowskiemu”. Matka Romka zmarła w 1988 r. Siedem lat wcześniej była świadkiem, jak jedną z ulic Poznania nazwano imieniem jej syna, a na kamienicy przy ul. Dąbrowskiego zawisła tablica:
ROMEK STRZAŁKOWSKI 1943-1956
CHŁOPIEC BOHATER
ZGINĄŁ OD KULI W DNIACH ROBOTNICZEGO PROTESTU.
(koniec części I)
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.