sobota, maja 11, 2013

Był Ziuk i... nie ma - cz. II (kwiecień-maj 1935)


Pod datą 6 kwietnia adiutant M. Lepecki zanotował: „...Marszałek wygląda źle. Cerę ma szarą, policzki wpadnięte i bardzo chudą szyję. Jest przecież już ciężko chory. Jednak nie leży. Codziennie rano wstaje, ubiera się w swój zwykły, szary strój, zasiada do stołu pracy, przyjmuje, wydaje polecenia. Jego wychudzone ręce wciąż jeszcze mocno trzymają ster władzy”. Zarządza wyjazd do Sulejówka! To ostatnia podróż. Lepecki dyskretnie obserwuje i notuje: „Marszałek wolnym krokiem, opierając się na lasce, udaje się do ogrodu. Mija dom i zatrzymuje się przy kępie krzaków. Pilnie ogląda pękające pączki liści, potem nachyla się i zrywa stokrotkę, zaszytą nieśmiało w trawie. Marszałek nie lubił, aby w spacerach przeszkadzano Mu”. Na tym spacerze powie do obecnych: „Ja już tego roku nie przeżyję”. A kiedy usłyszy sprzeciw Lepeckiego obruszy się: „Cóż wy chcecie, to przecież zwykła rzecz”. Zanim samochód powiózł go z powrotem do Warszawy „...przystanął na chwilę, odwrócił się i patrzył na cichy, biały dworek, na zeschłe dzikie wino oplatające ganek, na kobierce trawników, na sosny...”.

 
Trzy dni później zmarł gen. Daniel Konarzewski, którego Marszałek wysoko cenił. Był jednym z architektów zamachu majowego, uwieczniony na słynnej fotografii z listopada 1925 r., kiedy gen G. Orlicz Dreszer bardzo dobitnie manifestował przywiązanie do Marszałka. Krewnym zmarłego był poeta... Władysław Broniewski (jego babka była de domo Konarzewska).
Wielkanoc 1935 r. (21-22 IV) rodzina Piłsudskich spędziła w Belwederze, choć pierwotnie miano jechać do Sulejówka. Pani Aleksandra Piłsudska napisała w swoich wspomnieniach: „...mąż był za słaby na wyjazd z Warszawy. Święta przesiedział w fotelu na werandzie, czytając, kładąc pasjanse i karmiąc gołębie. Z dnia na dzień nikł w oczach. Zaniepokojona tym, zażądałam od lekarzy, aby zawezwali jakiegoś znanego specjalistę z Wiednia. Mąż na tę propozycję początkowo się obruszył...”. Wierzył w długowieczność „linii Butlerów”.
Nadal pracował! Wbrew wszystkiemu! Jakby chciał oszukać wyniszczającą organizm chorobę. Po świętach wrócił do Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych. Degradacja fizyczna była nie do przyjęcia przez najbliższych: „Marszałek z trudem uniósł się z fotela, ale, aby stanął na nogi musiałem podeprzeć Go mocno. (...) Wolno, suwając nogami i prawie ich nie unosząc, posuwał się Marszałek przez Narożny, przez pokój księżnej Łowickiej i jeszcze dwa duże pokoje (...). chciało mi się płakać. Myślałem o tym, czemu to nie mnie tak prowadzą, tylko Jego”. W takim stanie fizycznym opuszczał Belweder.
Na pewno Marszałek nie należał do potulnych i spolegliwych pacjentów. „Ten wasz Wenckenbach to na pewno taki sam dureń, jak inni doktorzy. Mądrale!”- wydał opinię. Skapitulował jednak. Sprowadzony z Wiednia specjalista postawił diagnozę: rak! Miło posłuchać, jakie epitety miotał na lekarzy: „Szubrawcy! Łajdaki! Po co oni mnie tak męczą, dziecko? (...) Ja przecież idę na śmierć zupełnie spokojnie”.
Kilka dni później Lepecki usłyszał z ust chorego: „są takie wózki... dla chorych”. Adiutant poszedł do specjalnego sklepu. Kupił, co trzeba. Wierzył, że w ten sposób Marszałek dojdzie szybciej do siebie, wzmocni się. „...głupstwa gadacie”- uciął te spekulacje. Wkrótce był świadkiem, jak Marszałek patrząc na swoją fotografię z 1926 r. powiedział: „Był taki silny, wspaniały Ziuk, i... nie ma”. Lepeckiego wstrząsnęła forma tej wypowiedzi: w czasie przeszłym! „...Marszałek mówił o sobie, za życia, jak o kimś, kto już odszedł”. 4 maja opuszczono gmach G.I.S.Z.-u i powrócono do Belwederu.
Marszałek cały czas piastował godność Ministra Spraw Wojskowych! Ostatnim urzędowym dokumentem, jaki podpisał, była Konstytucja Kwietniowa z 23 IV 1935. To bardzo chaotyczny podpis, niewyraźny. Widać, że stawiał go bardzo chory człowiek.. Dzieło życia, krojone na niego po maju 1926 r. miało służyć innym. I jakkolwiek wyszydzane w PRL-u dało prawo do ciągłości państwa na emigracji. Czyż to nie kolejne „zza grobu” zwycięstwo Marszałka?

Marszałek na łożu śmierci.
Niepojęta jest energia, jaką wykazywał Marszałek. Skąd w tym dogasającym ciele było tyle siły? Pracował! Przyjmował ministra spraw zagranicznych Józefa Becka, premiera Walerego Sławka. Każdemu z nich dawał jakieś dyspozycji, żywo interesował się pracą w podlegających im resortach. Fenomen i istota życia Marszałka kryje się w jednym zdaniu: „Choć nieraz mówię o durnej Polsce, wymyślam na Polską i Polaków, to przecież tylko Polsce służę”. Przeżywał wizytę ministra P. Lavala w Warszawie.
Belweder, ostatnia straż Marszałka.
Rano, 10 maja, poczuł się nawet lepiej, ba! był w dobrym humorze. Wieczorem nastąpiło załamanie! Mamrotał do siebie: „Ziuk, biedny Ziuczek... Lavala, ja muszę, Rosja – ja muszę, muszę...”. A jeszcze następnego dnia przyjął swego ulubionego eks-adiutanta, gen. Bolesława Wieniawę Długoszowskiego. Pod wieczór nastąpił krwotok z ust...
12 maja znowu krwotok! Z Lasek przywieziono księdza Władysława Korniłowicza. Wykonano jeszcze jeden telefon do Wiednia. Prof. Wenckenbach miał wyjechać tego samego dnia. Przy łóżku konającego czuwał m. in. gen. F. Sławoj Składkowski: „W pewnym momencie Komendant zachłystuje się i oddech Jego ustaje. Doktór Mozołowski robi ruch, jakby chciał jeszcze Komendanta ratować, ale za chwilę ręce jego opadają bezsilnie. To już śmierć”.
Żałobna wieść rozeszła się po kraju! „I teraz dopiero, gdy oczy zamknął – napisał Władysław Pobóg Malinowski – okazywało się dla wszystkich już, czym dla Polski był. Kraj cały został wstrząśnięty do głębi. (...) Poczucie osierocenia było bliskie trwogi. Cóż teraz, skoro jego już nie ma?...”. Zapewne wielu współczesnych podpisałoby się pod tą opinią.


Niespełna tydzień przed śmiercią Marszałek patrząc na fotografię matki powiedział: „Kochana mamusia czeka już na swego Ziuczka. I ciocia Zula czeka, i Broniś czeka i tylu żołnierzy do defilady się szykuje”.

Marszałek J. Piłsudski - Wawel - Krypta św. Leonarda - pierwotna trumna
 „Gdy mogąc wybrać, wybrał zamiast domu 
Gniazdo na skałach orła, niechaj umie 
Spać, gdy źrenice czerwone od gromu 
I słychać jęk szatanów w sosen szumie
Tak żyłem.” 
J. Słowacki

3 komentarze:

  1. http://youtu.be/pxVs0J1hzvA historia niekiedy nie jest taka jaką nam przedstawiają hehe :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. W drodze rewanżu zapraszam do postu o psach w czasie wojny secesyjnej. Tam pytanie-zagadka dotycząca psa Marszałka. Też takiej historii nam nie przedstawiają. Tylko te pomniki i pomniki...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojcem gen. Konarzewskiego był gen. major armii carskiej, prawdopodobnie Polak.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.