niedziela, marca 24, 2013

Maria Ludwika /Ludwika Maria Gonzaga - cz. I - francuska królowa (1645-1648)


"Król JMość Władysław IV, z pierwszej żony Zygmunta III Anny [Habsburżanki - przyp. K.N.] narodzony, w roku tym, gdy o nowym małżeństwie zamyślał, był już na drugiej połowie żywota, w której sił nie przybywa, zwłaszcza gdy pierwsza szafowało się hojnie"- chyba niezbyt pochlebnie rozpoczynał opis monarchy Józef Ignacy Kraszewski w powieści "Na królewskim dworze". Potem jest już tylko... gorzej. Oczywiście "gorzej" dla JMości: "Z bardzo urodziwego niegdyś młodziana usposobienie chorobliwe, sposób życia uczyniły go teraz ociężałym, otyłym, z obrzękłymi od podagry nogami, z twarzą rozlaną i bez wyrazu, mężczyzną starszym na pozór, niż był w istocie". 51. lat to w XVII w. był poważny wiek. Średnia wieku była dość niska. Monarcha nie mógł wiedzieć, że zostało mu ledwie dwa lata życia. Kraszewski uświadamiał czytelnika o kondycji JMości: "Często się już bez laski poruszać nie mógł, a całymi tygodniami w łóżku leżeć i na rady senatorskie z łożem się musiał kazać nosić". Smutny zaiste musiał to być widok. Potomek potężnych Wazów, Habsburgów, Jagiellonów, Sforzów wnoszony z łożem pomiędzy senatory?!

 
I ten ci panujący od 14. lat władca Rzeczypospolitej Obojga Narodów (tytularny król Szwecji i wielki książę moskiewski) miał prawo kręcić nosem, kiedy na jego dwór przybywała kolejna małżonka i powiedzieć publicznie o niej: "Więc to jest ta piękność, o której tyle naopowiadaliście mi cudów?". Myślałby kto, że to jakiś adonis lub wyperfumowany diuk znad Sekwany, na którego widok mdlał fraucymer królowej Anny Austriaczki... Nie zapominajmy, że u boku Wazy była wtedy jeszcze jego kochanka (metresa) Rozyna Małgorzata (niem. Rosine Margarethe) von Eckenberg lat 21 mająca. Była dwórką śp. JMości Królowej Cecylii Renaty Habsburżanki, a później piastunką jej dzieci. Późniejsza księżna Czartoryska zmarła w tym samym czasie, co jej królewski kochanek. Więcej taktu okazał kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński, który zwrócił się do monarchini: "Korona polska otoczona nowym blaskiem prześwietny ród twój, w którym drga ostatnia kropla Paleologów, z pewną, przy pomocy boskiej, nadzieją odzyskania dawnej potęgi". Oto, co w XVII w. postrzegano, jak "gładką dyplomację"!...
Gaston de Bourbon
A nowa żona? Maria Ludwika Gonzaga! W jej żyłach płynęła po ojcu ( Karolu I Gonzaga de Nevers, fr. Charles de Mantoue, wł. Carlo I Gonzaga) krew władców Mantui, po matce (Katarzynie de Guise, fr. Catherine de Mayenne,  Catherine de Lorraine) potomkini słynnych i potężnych Gwizjuszy (de Guise). Jej krewni odcisnęli swój ślad w historii Francji XVI w. Niejasna jest rola, jaką odegrał jej dziadek Ludwik IV Gonzaga de Nevers (Louis de Gonzague, duc de Nevers) w czasie pamiętnej nocy świętego Bartłomieja! On, stronnik domu panującego miał ukryć kilku hugenotów. Nie przystąpił jednak do Ligii Katolickiej uważając ją za opozycję wobec dworu Walezjuszy. Nie bez znaczenia był i ten fakt, że wśród swoich przodków miała też... cesarzy Cesarstw Wschodniorzymskiego! Ale najważniejsze, że wnosiła zasobne finansowo wiano, które miało poratować skarbiec koronny. Znawca epoki Władysław Konopczyński podał z godną skrupulatnością: "...miała 800 000 talarów, uzyskane ze sprzedaży do rąk króla francuskiego dóbr we Francji - kilkakroć więcej, niż wnieść miały (ale nie wniosły) jej poprzedniczki z arcyksiążęcego domu [Habsburgów - przyp. K.N.]". A dalej dodaje, odkrywając uroki niewieściej duszy: "Sprytem i kapitałem postanowiła sobie skaptować markotnego męża i po trosze dopięła celu".
Złośliwe języki przypominały o romansach księżniczki! Pierwszy z bratem Ludwika XIII, Gastonem Bourbonem, księciem Orleanu (fr. Gaston Jean-Baptiste, duc d'Orléans). Drugi był Henri Coiffier de Ruzé d'Effiat, markiz de Cinq-Mars. O ile Orleańczyka zmuszono do poślubienia Marii Medycejskiej, o tyle de Cinq-Mars zginął w 1642 r. na... szafocie! Niefortunnie spiskował i przeciwko królowi Ludwikowi XIII, i kardynałowi Richelieu! Nawiasem mówiąc monarcha przeżył spiskowca o dziewięć miesięcy,  a potężny kardynał niespełna trzy... J. I. Kraszewski w "Wizerunkach książąt i królów polskich" bronił Ludwikę Marię (cytuję za reprintem wydania z 1887, zachowując składnie i ortografię): "Najpewniejsze jednak źródła świadczą, iż w tych miłostkach nic nie było takiego, coby Maryi Ludwiki uwłaczać mogło".
Bp Wacław Leszczyński
Krzysztof Opaliński
Kontrakt ślubny podpisano 26 września 1645 r. w Fontainbleau. "Z tą chwilą Maria stała się Ludwiką Marią - podaje biograf króla Henryk Wisner. - Nie wiadomo, co spowodowało zmianę imienia. Być może miało to być symbolem nowego i królewskiego życia, nawiązaniem do imienia władców Francji". Raczej odrzuca względy religijne i przypomina, że imię "Maria" było nadawane w rodzie Wazów: "...otrzymała je córka Władysława i Cecylii Renaty". Uroczysty wjazd polskiego poselstwa do Paryża przypomniał nad Sekwaną, jak to było w XVI w., kiedy Polacy zjawili się "po Walezego". Françoise Bertaud, Dame de Motteville zanotowała w swoim pamiętniku: "Widać jeszcze w nich pewne ślady ich dawnego barbarzyństwa. Mimo to nasi Francuzi, zamiast kpić sobie z nich, jak mieli zamiar, musieli ich chwalić". Czyż dworowi Ludwika XIV nie zależało, aby utrzymać Rzeczpospolitą w swoim obozie i mieć ją przeciwko domowi austriackiemu?... Na czele poselstwa stał ówczesny biskup warmiński Wacław Leszczyński (a w przyszłości zdrajca w czasie "potopu" i... prymas Polski) oraz wojewoda poznański Krzysztof Opaliński (a w przyszłości zdrajca spod Ujścia w 1655 r.). To temu drugiemu przyjdzie w udziale zawrzeć z nową monarchinią 5 listopada 1645 r.  per procura związek małżeński!... On też w liście do brata swego napisał: "Królową mieć będziemy panią ze wszystkim i gładką, i dorodną, i grzeczną, i ludzką, i nabożną". 8 lutego 1646 r. królowa przekroczyła granice obcego sobie państwa, któremu miał poświęcić ostatnie 21. lat swojego życia!
Wjazd królowej Ludwiki Marii Gonzagi do Gdańska (1646 r.).
Nim doszło do spotkania rzeczywistych małżonków nową monarchinię wystawnie powitał Gdańsk.  Oddaję pola prozie Kraszewskiego, znowu otwieram "Na królewskim dworze", aby znaleźć opis tego wydarzenia: "Na drodze już z Oliwy do Gdańska, w przeciągu milki jednej, na którą pięć godzin czasu straciła królowa, poczęły się powitania. Na pół drogi stały gwardie królewskie w sześciu oddziałach, w barwach niebieskich podbitej żółtą, za nimi pachołkowie króla piesi, halabardnicy, dragoni, kozacy, ustawieni szeregami, całą prawie drogę aż do bram miasta zajmowali". Król nie mógł być świadkiem tego wydarzenia, gdyż po drodze zaniemógł i musiał zawrócić z drogi. Popełnił za to faux pas. Biograf Władysława IV podaje: "W przeznaczonym dla Ludwiki Marii [futrze - przyp. K.N.] znajdowała się kartka z nazwiskiem poprzedniej właścicielki, Rozyna Małgorzata von Eckenberg". Ta niedelikatność musiała być dla Ludwiki Marii gorzką pigułką do przełknięcia...
Hetman S. Koniecpolski
Prymas M. Łubieński
Ślub Ludwiki Marii i Władysława IV odbył się 10 marca. U Kraszewskiego znajdziemy, jak Kraków okazywał swoją radość: "U wjazdu do miasta stały wrota tryumfalne, całe napisami okryte, życzeniami i proroctw przyszłości. Z prawdziwym zbytkiem rozsiadał się na nich łacińska epigrafika, zastępująca malownicze ozdoby. (...) Pismo święte i mitologia, historia domowa i obca musiały służyć im za wątek, a poeci starożytni podarci na kawałki, do niepoznania, pełnili skromne obowiązki heroldów króla". Opis samej koronacji mógłby wypełnić ten post: "Przed wielkim ołtarzem królowa uklękła znowu, a po odmówieniu modlitw arcybiskup [gnieźnieński Maciej Łubieński - przyp. K.N.] na skronie jej włożył koronę, dał jabłko i berło, a biskupi odprowadzili na tron obok królewskiego. (...) Maria Ludwika pomimo znużenia i wzruszenia przetrwała zwycięsko długie godziny tych ceremonij kościelnych; król nawet starał się nie okazywać tak zmęczonym, jak był w istocie". W cieniu tej dostojnej uroczystości dopełniał się pewien dramat hetmana wielkiego koronnego. Oto w Brodach zmarł bohater spod Trzciany, pogromca "Lwa Północy" Stanisław Koniecpolski! U Pawła Jasienicy w I tomie "Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Srebrny wiek" znajdziemy wypowiedź hospodara mołdawskiego Stefana II Muszatowicza: "Wy, Polacy, nie wiecie jeszcze, coście stracili, ale nie miną dwa, najpóźniej trzy lata, kiedy nie tylko wy, ale całe chrześcijaństwo żałować będziecie stary tak wielkiego senatora i hetmana". Nie pomylił się. "Dziecina", czyli syn Aleksander Koniecpolski, okaże się marnym następcą rodowej chwały... Ku uciesze całej Kozaczyzny!
Zygmunt Kazimierz Waza
Pod złą wróżbą zaczynało się to małżeństwo i pobyt między Polaki i Litwiny JMości Ludwiki Marii Gonzagi. Ciekawe, że nie postrzegano nowej władczyni, jako... matki. Dynastia miała zapewnioną ciągłość w osobie królewicza Zygmunta Kazimierza Wazy (ur. 1640 r.). Rezolutny dzieciaczek utrwalił się upartym stwierdzeniem, które skierował do matki, Austriaczki, gdy ta próbowała nauczyć go niemieckiego: "Jestem Polakiem więc mów do mnie po polsku". Kraszewski w "Wizerunkach..." przytoczył opinię Giovanni Tiepolo, "ambasciatore veneto in Polonia, 1645-1647": "Dziecko postaci anielskiej, najlepszej natury, najpiękniejszej nadziei pod wszystkiemi względami. Mówi po polsku i po niemiecku, uczy się po łacinie i po włosku. Dobrze też toczy koniem i robi dzirytem....". Los jednak okazał się okrutny!
Bp. Karol Fryderyk Waza
Dramat nastąpił A.D. 1647: "...9 sierpnia, ku strasznej rozpaczy króla, umarł siedmioletni Zygmunt Kazimierz, dla którego król przed rokiem skapitulował przed szlachtą - czytamy u Konopczyńskiego.- Fatum niosło Władysława w ciemność". Pierwsze egzekwie nad chłopcem odprawili stryjowie? Oddaję pola Kraszewskiemu: "Niewysłowiony zamęt sprawiło to na zamku. Nie śmiał nikt oznajmić o tym królowi. (...) Marszałek [ Adam Kazanowski - przy. K.N.] nadbiegł, gdy Zygmunt już leżał martwy z dziecięcym na ustach uśmiechem. Książę Karol [Fryderyk] i [Jan] Kazimierz byli tutaj, a pierwszy z nich modlitwy odmawiał". Nadzieja rodu spoczęła w podziemiach wawelskiej katedry... W każdym opracowaniu jest wzmianka o polowaniu, którego król nie odwołał. Kraszewski tak kreśli psychologiczny obraz króla: "...pod skorupą lodowatą, którą wyrobiły obyczaje, którą może czynił twardszą rodzaj męskiej dumy nie chcącej się poddać boleści, Władysław cierpiał straszliwie". To przecież o 1647 r. pisał Henryk Sienkiewicz: "...był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Współcześni kronikarze wspominają, iż z wiosny szarańcza w niesłychanej ilości wyroiła się z Dzikich pól i zniszczyła zasiewy i trawy, co było przepowiednią napadów tatarskich. Latem zdarzyło się wielkie zaćmienie słońca, a wkrótce potem kometa pojawiła się na niebie. W Warszawie widywano też nad miastem mogiłę i krzyż ognisty w obłokach; odprawiano więc posty i dawano jałmużny, gdyż niektórzy twierdzili, że zaraza spadnie na kraj i wygubi rodzaj ludzki. Nareszcie zima nastała tak lekka, że najstarsi ludzie nie pamiętali podobnej". Tak zaczyna się "Ogniem i mieczem". Na Rzeczpospolitą nadchodziły ciężkie terminy! Zbliżał się rok 1648!
Juliusz Kossak "Napad Bohuna na Rozłogi"
koniec części I

2 komentarze:

  1. Kiedy będzie ciąg dalszy? Bo się wkurzę panie Narocz i znajdę inny blog!Jak można tak dręczyć stałych czytelników?
    Joanna76

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Joanno! Kolejna część będzie opublikowana lada dzień. Proszę o cierpliwość. Warto zaczekać, a nie zaraz uciekać do konkurencji. Zapewniam, że ciąg dalszy wart jest tego
    Karol Narocz

    OdpowiedzUsuń