niedziela, marca 03, 2013

Caduta / Burza odc. 4

       Dawno już księżniczka Chiara nie wyjeżdżała na polowanie z taką ekscytacją. Kochała swoje sokoły, kochała swego gniadego wałacha, prezent, jaki dostała od matki. Księżna Isabella sprowadziła na dwór najdoskonalszych nauczycieli, by kształcili jedynaczkę. Śmierć okrutnie doświadczyła rodzinę! Obaj synowie książęcej pary odeszli w tym samym czasie!
       To był straszny okres na zamku. Najpierw zachorował Lodovico. Choroba szybko zaatakowała młody organizm. Księżna nie odstępowała od łoża chorego na krok. nim Bóg powołał jednego syna do siebie, stało się coś jeszcze. Giuliano, którego wszędzie było pełno zakradł się do rusznikarni. Zabawa wykradzionym pistoletem zakończyła się postrzałem w brzuch!... Trzy dni agonii chłopca były strasznym ciosem. Jednego dnia książęca para chowała Lodovica i Giuliana. Obie nadzieje rodu zgasły, nim Italia poznała ich imiona.
      Po śmierci synów tylko Chiara, stała się dziedziczką fortuny rodu. Zawsze była oczkiem w głowie starzejącego się ojca. ale odkąd zabrakło chłopców ona wypełniła jego świat. O jej rękę zabiegał Ranuccio Farnese.  Nie chodziło tylko o stosowny do pozycji mariaż, ale i bezpieczeństwo! Dwór, który stworzyła matka został wzmocniony przez zbrojny poczet, na czele którego postawiono Paola Santoro.
         Księżniczka lekceważyła środki bezpieczeństwa, które przedsięwziął ojciec. Udawało się jej wymknąć z ponurego, jak uważała, zamczyska gubiąc Paola i jego zbirów. Inaczej nie postrzegała rosłych Szwajcarów, którzy, niczym dwunastu apostołów Jezusa, otaczało swego dowódcę. Ich maniery względem niej były nienaganne, ale dla kogoś, kto czuł się, jak motyl tych trzynastu zbrojnych było, jak osaczenie przez niezdarne słonie.
Przybycia do zamku Lorenza z Pizzy nikt nie odnotował. Nie był pierwszym artystom, który szukał na dworze di Verronich wsparcia dla swego talentu, po prostu zarobku, zleceń, dachu nad głową i pełnej misy! Znalazł jeszcze coś: ujmujący uśmiech księżniczki Chiary.
Kiedy odwiedziła jego pracownię akurat szkicował jakąś panoramę. Ich dłonie spotkały się... To były muśnięcia. Niby przypadkowe. Ale ona nie broniła mu coraz większej śmiałości. Kiedy poczuła jego rozpalone palce na swej piersi cofnęła się, ale nie uszła, jak spłoszona łania. Po chwili jego zachłanne usta wdzierały się w jej włosy, szarpały ucho, ślizgały się po jej kształtnej szyi. Odkrywał się przed nią świat zakazanych doznań. Nawet nie wiedziała, że staje się kobietą. Z dnia na dzień stała się obiektem pragnień.
W oczach Lorenza była boginią? Bo była! Tylko, że nie wolno było w ten świat wkraczać byle komu. A on, dla di Verroni, był nikim. Wyrobnikiem, rzemieślnikiem, którego najmowano dla podniesienia splendoru domu i upamiętnienia jego chwały lub stworzenia pięknej bajki o przodkach i czynach. Malował, tworzył za wikt i opierunek. Brzmi banalnie, ale do tego sprowadzały się wzajemne relacje. Pierwsze dotknięcie Chiary było, jak otwieranie tajemnej księgi. Nie wolno mu było! Ale przekroczył nieprzekraczalne! Znaleźli się blisko ze sobą... Chiara nie broniła się. Cofnęła nieznacznie, ale nie było to stanowcze „nie!”.
Orszak opuszczał zamek pod czujnym okiem Szwajcarów. Posępni, małomówni najemnicy z górzystego państewka, byli bezgranicznie oddani rodowi di Verroni od kilkunastu laty. Regularnie wypłacany żołd czynił z nich wiernych i oddanych żołnierzy. Paolo Santoro zyskał zaufanie swych podkomendnych i byli mu posłuszni, jak potulne barany prowadzone na rzeź.
Chiara starała się skupić na swym sokole. Piękny ptak siedział majestatycznie na skórzanej rękawicy. Jego szpony, to straszliwa broń. Przekonały się o tym okoliczne ptaki, zające. Silny dziób dopełniał arsenał, jakim dysponował. Księżniczka kazała nawet wyszyć go na swej pelerynie. Lorenzo z Pizzy namalował ptaka na fresku w jej komnacie.
Polowanie nie szło po myśli myśliwych. Wypuszczane ptaki wracały bez łupu. A jeden chwycony zając był marną dla nich pociechą. Kiedy na horyzoncie pojawił się jakiś poczet zlekceważono go. Paolo Santoro zlekceważył to. Czy wziął go za kupiecką karawanę? Widział, jak do zamku wjeżdżał d’ Perugio. Nie mógł go pomylić. To nie mógł być d’ Perugio.
Atak nastąpił z mocą huraganu. Około trzydziestu zbrojnych uderzyło na poczet, jakby z góry wiedziało kogo ma przed sobą. To nie był przypadkowy atak. Paolo Santoro zbyt późno zrozumiał swój błąd. Wyszarpnął rapier. Szwajcarzy utworzyli ze swoich koni i ciał mur, tarczę, która miała uchronić ich panią przed atakiem. Na ucieczkę nie było już czasu. Zamek był zbyt daleko. Odsiecz? Nie mogli na nią liczyć.
- To siepacze Gaetaniego!- wydarło się z gardła Santoro.
Zbrojni spięli się z sobą. Chiara była bezbronna. Niewielki sztylet u jej boku był raczej cenną ozdobą, aniżeli bronią mogącą przeciwstawić się sile rapiera lub nawet mizerykordii. Nie miała złudzeń: jej ratunkiem mogli być teraz tylko mężni Szwajcarzy. Nikt i nic więcej. Sokół przestraszony jazgotem broni poderwał się ku górze. Chiara wypuściła go. Ptak wzbił się i poszybował wysoko nad ich i koni głowy. Chiara próbowała uspokoić swego wałacha, który otoczony wierzgającymi wierzchowcami sam stawał się coraz bardziej nerwowy. Ściągnęła mocno wędzidło. Słychać było, jak zgrzyta w końskich zębach. Zwierzę obróciło się dookoła własnej osi.
Dla Chiary nastały chwile chaosu. Nagle konie i jeźdźcy spięli się z sobą w jedną, kotłująca się dookoła niej masę. Barwy mieszały się przed jej oczyma. Parskanie koni, krzyki jeźdźców, jakieś rzężenie. Chciała zakryć oczy! Nagle usłyszała rwany okrzyk:
- Ra... t... ujcie!... Pani! Ucie...- nie dosłyszała więcej. Młyn trzaskających nad jej głową rapierów przeraził ją. Jakaś siła kazała jej jednak cisnąc się w tą ciżbę. Łeb wałacha miał być taranem ku wolności i oswobodzeniu?! Koń runął przed siebie, ale szczelina, która zdawała się widzieć między walczącymi raptem zamknęła się! Chciała krzyknąć!...
W tej chwili czyjaś dłoń chwyciła z prawej strony uzdę jej wierzchowca i mocno szarpnęła. Chiara osadziła konia w miejscu. Ułamek sekundy wystarczył, by rozpoznała twarz Ettore Gaetaniego. Nie miała żadnych wątpliwości. Ciężki oddech kondotiera przypominał sapanie rozsierdzonego niedźwiedzia. Ścisnęła nogami brzuch wałacha. Koń zadrżał. Szarpnął. Stalowy uścisk nie ustąpił. Ettore triumfował. Takiego łupu nie spodziewał się nawet on. Wiedział, że jakiś poczet di Verroni opuścił zamek. Nie wierzył jednak własnym oczom, kiedy okazało się, że na jego sztych została wydana córka księcia. Perła pośród klejnotów rodowych di Verroni! A teraz sięgał w dosłownym tego słowa znaczeniu po zdobycz godną weneckiego doży. Chiara miotała się przed nim, jak złoty motyl, który wpadł w sieć okrutnego pająka!
- Pani...- usta jego syczały. To był jad.
Chiara ściągnęła brwi. Czuła, jak krąg zaciska się wokół niej. Obok niej runął pod kopyta swego konia Sandro Salvai! Skrwawione ramię upuściło broń, usta nie wydały nawet ostatniego okrzyku. Zachwiał się rodowy proporzec i osunął się w to kłębowisko koni, i ludzi. Ettore Gaetani mógł być z siebie dumny. Już widział się panem dnia! Samym atakiem upokarzał di Verroniego, ale podchodząc jego córkę zdobywał bezcenną kartę do wyciskania korzyści dla siebie!
Wtem stała się rzecz zgoła przez niego niepojęta. Kiedy w takich chwili sycił się już zwycięstwem w zgrabnej dłoni Chiary coś błysnęło. I nagle niewielkie ostrze wbiło się w jego twarz. Czuł, jak wbija się, uderza w zaciskające się zęby... Chiara wyszarpnęła swój sztylecik i ugodziła napastnika. Uderzyła ze zdwojoną siłą konia piętami. Wałach, jak rażony uderzył łbem w jednego z koni napastników i rozerwał krąg. Gaetani zachwiał się w siodle.
Chiara wyrwała się z kleszczy, które zdawało się zamknęły się na dobre. Ale nie. Skręciła i zaczęła gnać na złamanie karku! Jej koń był już zmęczony. Pochyliła się nisko. Widziała tylko jedno: rosnący z oddali zamek. To był ratunek. Nie mogła pojąć, że nikt nie nadciąga z odsieczą. Myliła się.
Cosimo d’ Perugia sunął ze swoim pocztem z siłą huraganu. Dostrzegł uciekającą z pola Chiarę. Skinął tylko na Amadeo Zanettiego. Rozumieli się bez słów. Ten odłączył się z czwórką swoich żołnierzy i ruszył w kierunku księżniczki. Sam Cosimo pospieszył oddział. Dopadli na pole, kiedy Ettore Gaetani ocierał skrwawioną twarz. Na widok nadjeżdżających przymrużył oczy. Nadjeżdżali ze słońcem. Nie wiedział kto zacz, jakiej jest barwy. Kiedy dotarło do niego, że ma przed sobą samego d’ Perugia nie pozostało mu nic innego, jak przeciwstawić się nadciągającej burzy.
(c. d. n.)

2 komentarze:

  1. W tej części Caduty, dynamiczna akcja kusiła nie przerywać czytania i zajrzeć do części V Caduty, ale przyjemność bardziej smakują, jak się je dozuje. Idę zażyć trochę sportu- 30 minut marszobiegu.Ciekawa jestem, jaki temat z polskiego wybrała córka? Pamiętam swój... dotyczył pozytywistycznych idei twórczości Stefana Żeromskiego w szczególności "Ludzi bezdomnych" i ich głównych bohaterów- nauczycielki Joanny Podborskiej i młodego lekarza Tomasza Judyma, końcówka rozbudowanego tematu brzmiała jakoś tak ...Czy Judymi są wśród nas? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Śmiem twierdzić, że "pokolenie Judymów" wyginęło, jak mamuty! Pisała porównanie "Gloria Victis" Elizy Orzeszkowej oraz wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego "Mazowsze". Ogólnie zadowolona. I tak trzymać. kolejne egzaminy przed Nią. O tym najważniejszym napisze na blogu.
    A mnie korci, żeby po spacerze z "Sabcią" wskoczyć na rower i pojechać choćby na Wyspę Młyńską!...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.