poniedziałek, marca 10, 2025

My english adventure - odcinek 19 - Cambridge po raz trzeci!

"My english adventure" - trwa w najlepsze, ba! dopiero opuściliśmy Pembroke College. Tym razem jednak zaczniemy od czegoś dla ciała. Po raz pierwszy miałem poznać smak angielskich wypieków! Kawa i ciasto marchewkowe, jako swoisty przystanek w czasie zwiedzania Cambridge. No i się przesłodziłem? Ogrom ciasta i ilość lukru przerosły mnie. Tak, nie byłem w stanie zjeść tych słodkości. W końcu nie po to straciłem ostatnio sporo na wadze, żeby teraz wrócić do wyglądu mutanta popromiennego! 


To była kapitulacja. Jak się miało okazać nie ostatnia wobec tego, co serwuje się w cukierniach angielskich miast. Ale, co kraj to obyczaj (czytaj: smak). Do tego cukierniczego wątku wrócę, kiedy odwiedzimy kolejne angielskie miasto. Jakie? - niecierpliwi się niecierpliwy Czytelnik. Proszę o chwilę cierpliwości, jeszcze chwilę zostaniemy w Cambridge.


Moją uwagę skupiało też to,  co mijałem na urokliwych ulicach miasta. Darwin? symbolika komunistyczna, szyldy, to jest ten niezaprzeczalny koloryt, jaki dodaje charakteru miejscu, w którym się znalazłem. Bo miasta żyje! Oddycha. Że turysta nie dostrzega? Staram się jak umiem. A i tak te detale potem giną w powodzi innych zdjęć, ba! zapominam o nich. To pisanie jest doskonałą okazją, aby sobie przypomnieć. W końcu świat turystyki, to nie tylko katedry, wzniosłe pomniki, pochylone ze starości mury. 



Niesamowite są te zderzenia: powagi zamierzchłej przeszłości z tym, co dopiero paraliżowało świat. Tak, myślę o COVID-19. W pogoni za obejrzenie kolejnego zabytku depczemy to, co jeszcze kilka lat temu rujnowało porządek świata, zabijało na potęgę. Za jakiś czas te wymalowania na chodniku znikną, a takie zdjęcia będą jedynymi śladami tego koszmaru.


Docieramy do Quenns' College. Tu też tylko przedsionek, tylko widok z daleka. I sklepik, gdzie znajduję fotografie obrazów królowej-matki Elżbiety i JKM Elżbiety II. Jak zerknąłem na listę alumnów tej kolejnej szacownej uczelni, to odjęło mi mowę. To lista tak długa, że cytowanie jej byłoby bardzo długim procesem. Szukam nazwisk, które naprawdę coś mi mówią, a nie są podporą narracji na czas tego tu odcinka. I kogo znajduję? Erazma z Rotterdamu? [1]




Trzeba iść dalej. A czeka nie byle jaka atrakcja: Mathematical Bridge! Przypisywano wykonanie tego zabytku samemu Izaakowi Newtonowi, aliści jak czytamy na stosownym portalu: "Newton nie mógł być bezpośrednio zaangażowany, ponieważ  zmarł w 1727 r., dwadzieścia dwa lata przed zbudowaniem mostu" [2] Nic nie zmienia faktu, że MB zbudowano bez jednego gwoździa, ani innego żelastwa! Tylko drewno. I stoi po dzień dziś. Na przejażdżkę gondolą nie porwaliśmy się. 



Nie porwaliśmy się ze względu na koszt takiej przejażdżki! 20 funtów! Dziecko płaciłoby połowę tej kwoty. Nie rozpaczałem nad stratą tego przeżycia. Starczył mi widok i chwila westchnienia przy moście. Dziękuję Orsi za uwiecznienie. Zresztą Jej zdjęcia mają swój klimat


Cały czas słyszałem o... niespodziance. Cały czas byłem przed jej poznaniem. Musiałem zadzierać głowę, aby nie uszły mej uwadze bieżące atrakcje. Cambridge po porostu raz po raz przypominało o tym: patrz! widź! uważaj! Dla kogoś kto prawdopodobnie nigdy więcej tam się już nie zjawi, to naprawdę łowienie wrażeń.



I kolejne kościoły? "WELCOME TO ST. BENE'T'S" - witało przed wejściem. Zerkałem na wyrozumiałość moich gospodarzy i zaraz znikałem w czeluściach napotkanej świątyni. Ciekawe, że w każdej, jaka odwiedziłem znajdowałem... ikony. 
 




A na zewnątrz - groby! Czas ostatecznie dokonany. Tak bardzo skupiający mą uwagę. Nie, nie potrafię obojętnie odejść. Musiałem je wszystkie widzieć, większość sfotografować. Nie udało mi się w cyklu "Nekropolie" zamieścić każdego kadru i zaprawdę wrócę do tych miejsc w najbliższym czasie, tj.  listopadzie tego roku.





Idziemy dalej. Niespodzianka czeka. Cały czas nie wiedziałem czym jest. Ani Orsi, ani Maciej (oboje na zdjęciu poniżej) nie są skorzy do minimalnego zdradzenia. Wiadomo, wtedy nie byłoby niespodzianką. Widać jednak było, że wyczerpywałem limit ich cierpliwości, a deklaracje, że tylko dwa zdjęcia nie przekonywały ich, bo z góry wiedzieli, że będzie ich wielokrotność. I była...




Jeszcze tylko park. Czy to był Parker's Piece? [3] Nie wiem. Rozległy.  Przestrzenny. Jakbym znalazł się w innym świecie. Nie dość na tym, kiedy przeszliśmy go wyszliśmy na drogę i... wryło mnie. Czemu? Bo oto po jej drugiej stronie była polana, łąka, a na nim bydło, krowy! Nie uwieczniłem go, bo tu już wzrok syna wymownie podpowiadał: ojciec, nie przesadzaj!  No i nie przesadziłem.



Jeszcze tylko kilkaset metrów. Mostek kolejny, mijane sklepy i miałem przekonać się czym była dla mnie planowana niespodzianka. Ale o tym w odcinku 20 mego advenczerowania.



A swoją drogą, to trudno nie zakochać się w Cambridge, mieście wielu klimatów. Niestety, nie mogę zanudzać narracją, choć i tak zdaję sobie sprawę, że nadwyrężam cierpliwość wielu Czytelników. A do końca tego cyklu tyle jeszcze do zobaczenia, zwiedzenia. Jak rozumiem dopiero w odcinku 21 zabiorę Was do Keterring, a dopiero później do Leicester. 


Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.