niedziela, listopada 17, 2024

My english adventure - odcinek 7 - Londyn, St Pancras

"My english adventure" - trwa w najlepsze. Oto trzeciego dnia mego pobytu na angielskiej ziemi dotarłem do miasta marzeń: L - O - N - D - Y - N - U ! Bardziej szczęśliwy mógł być chyba tylko Phileas Fogg, kiedy dotarł nad Tamizą po pamiętnych 80-ściu dniach swych niezwykłych przygód i uświadomił sobie, że jednak wygrał zakład.
"Pozdrawiam z Londynu, szczególnie od Lucy, Darwina i Wellingtona. Liczę, że kiedyś razem tu przyjedziemy i sam mnie tu oprowadzisz" - takie pozdrowienie, a zarazem życzenie znalazło się na karcie pocztowej dotowanej prze Royal Mail 7 III 2016 r., jaką wysłał do mnie mój osobisty Syn. Dodać należy, że na karcie widnieje zdjęcie portretowe, na którym uwieczniony został Charles Robert Darwin (1809-1882). I oto nadszedł  t e n  dzień: 18 września 2024 r., kiedy przekroczyłem magiczny próg, niemniej magicznego miejsca: NATURAL HISTORY MUSEUM!



"Ale, ale: przecież ta konstrukcja to nie NHM!"
- oponuje znawca tematu, bywalec stolic świata.  Prawda, proszę pana! Zanim do tego mogło dojść była najpierw podróż z Corby do Londynu! Na sam St Pancras International! Przepraszam, że chwilami mój entuzjazm przypomina zachowanie Buszmena, który niczego nie widział poza swoją kurną chatą i stada wydzierającego się drobiu, ale na peronie międzynarodowego dworca można było poznać potęgę dwóch światów: tego z czasów rewolucji przemysłowej i tego współczesnego, rodem z XXI w. ujrzeć w dziewiętnastowiecznych murach szybkie składy pociągów, a nie parowozów, to naprawdę musi zwracać uwagę. Najchętniej bym każdy nic sfotografował, ale czujne oko mego osobistego Syna udaremniało mi to, bo zaprawdę powiadam za fotografowałbym się na śmierć. I bez tego kilkanaście zdjęć musiało zostać zrobione, np. kunsztowna kratownica zawieszonego nad naszymi głowami sufitu czy zegara. 





Figura, pomnik (nie wiem jak zakwalifikować?) sir Johna Betjamana (1906-1984). Ten eseista i poeta był wielkim admiratorem architektury z czasów JK Wiktorii Hanowerskiej, ze szczególnym wskazaniem na... dworce kolejowe. Jeśli dobrze zrozumiałem i zapamiętałem: były zakusy na przebudowę czy nawet wyburzenie St Pancras. I to on miał rozpocząć batalię o jego zachowanie! I wygrał! Londyn nie pozbył się tego cennego zabytku ery wiktoriańskiej. Brawa dla takich społeczników i nie strudzonych wojowników o zachowanie tego, co cenne pozostawiły poprzednie pokolenia! 



Trudno nie dostrzec The Meeting Place! Krótko pisząc: oni całują się! Nie dość na tym: to jednak dziewięć metrów wysokości i dwadzieścia ton wagi. Dzieło wykonał Paul Day (rocznik 1968) jest hołdem dla miejsca czy nawet roli, jaką odegrał St Pancras. To, że on żegna się z nią (lub wita? - nie wiem która odpowiedź jest prawidłowa), to normalna, ludzka rzecz. Ale sędziwy dworzec był świadkiem burzliwych wydarzeń z historii Londynu i Wielkiej Brytanii. I to ujawnia niezwykły fryz, który zdobi podstawę całości. I moim zdaniem niknie zainteresowanie tymi obojga u góry. Widzimy kalejdoskop z czasu minionego i wcale nam nie do śmiechu. Jeśli ktoś poświęci mu kilka minut, wyłączy lub zwolni zabieganie, to może zafundować sobie pouczającą lekcję historii.  



Jak zwykle wyszedł ze mnie belfer? Norma! A ja oczywiście krok po kroku uwieczniałem kadr po kadrze. I dopiero wtedy mogliśmy opuścić cenny zabytek budownictwa przemysłowego, aby znaleźć się na ruchliwej ulicy Londynu AD 2024.




Tak, kierunek Natural History Museum. I tu kolejna niespodzianka osobistego Syna mego: podróż prawdziwą, ba! legendarną londyńską taksówką! Tak, przeżycie, jakby to co najmniej JKM Karol III przysłał konie na nasz przyjazd. No to ruszyliśmy. Świadomość, że już się jest w Londynie rosła z każdą sekundą! Chciało się, aby ta taksówkowa chwila trwała wiecznie, a to ledwo kilkanaście minut? Kolejna przeżycie zostało zaliczone!



Przed nami kilka kroków i cel podróży: Natural History Museum! Witaj świątynio nauki! 



Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.