piątek, sierpnia 09, 2024
Przeczytania (505) Iza Klementowska "Szczęście i inne przypadki. Mikroreportaże" (Wydawnictwo Marginesy)
"Iza Klementowska wysłuchuje ludzi z różnych stron świata – od
pięciolatki, przez nastolatków, aż po dziewięćdziesięciolatków – i
próbuje uzyskać odpowiedzi na wszystkie te pytania. Mikroreportaże
złożone w trzy osobne części – Szczęście, Zmiana, Wybór – składają się
na opowieść o życiu. Nie brakuje w nich śmiechu, który miesza się z wydarzeniami przełomowymi, dotykającymi spraw granicznych, bolesnych i ostatecznych. W końcu codzienność tylko z pozoru tylko jest banalna i prozaiczna" - nieznacznie różni się zapis, jaki znajdziemy na okładce książki, od tego, co cytowałem w innym cyklu książkom poświęconym, który jest zachęceniem do sięgnięcia po proponowany przez Wydawnictwo tytuł. Teraz leży przede mną pachnący świeżością egzemplarz książki pani Izy Klementowskiej, pt. "Szczęście i inne przypadki. Mikroreportaże". Wydawnictwo Marginesy tym razem nie zawiodło.
Nie przesadzę, jeśli napiszę: t a k i e j książki jeszcze w "Przeczytaniach" nie było? Trzeba delikatności, aby zmierzyć się z zapisami doświadczeń, wspomnieniami, otwieraniem się i odpowiedziami na jeden temat: co to jest szczęście, dlaczego się zmieniłem, jakiego dokonałem wyboru. Od wypowiedzi bardzo lakonicznych (ograniczających się do jednego, dwóch zdań) po przemyślenia na stron kilka. Jednego się nie odważę: wartościowania. Tak, która godniejsza, intelektualnie wyrobiona, sensowna lub pozbawiona polotu. To nie o to chodzi w tej wyjątkowej książce. Tak odczytuję sens tego mikroreportażu. Doceniam rolę pani Izy Klementowskiej: ona jest tu tylko słuchaczką i ograniczyła swą rolę do zapisu, rejestracji i przekazania tego, co usłyszała od Maksa lat 10, Agnieszki lat 41, Emilki lat 6, Tadeusza lat 88, Kaliny lat 19 czy Iwony lat 39. Na tak wybranych wypowiedziach, które są swoistą wędrówką po pokoleniach, latach żyć i różnych doświadczeń. Ale niech nas tytuł nie zwiedzie. To nie będzie banalna peregrynacja po radosnych dolinach i uniesieniach wiekuistego szczęścia. Bo też niech nas nie zwiedzie tytuł. Bo tam też stoi: "...i inne przypadki". A one to dodatkowo: "Zmiana" i "Wybór".
Czy zabrałbym i tę książkę na wakacyjne wędrowanie? Czytam ją właśnie w czas wakacji, kiedy za oknem upały rodem z Sahary. I nie chodzi tylko o prozaiczne zobowiązanie wobec Wydawnictwa. Ciekawość bierze, jak ktoś inny postrzega szczęścia, jak zmienił swoje życie i co wybrał. Czy powyrównujemy się z samymi sobą? Oczwyiście, że tak. Czy znajdziemy tu swoje definicje szczęścia, zmian i wyborów? Bez dwóch zdań. Nie, nie zdradzam, która z wykorzystanych tu myśli przypada mi do gustu, serca, jest mi bliska lub nawet najbliższa. Wybrałem kilkanaście różnych wypowiedzi. Ciekawi mnie ile z zebranych wiadomości pani Iza Klementowska zostawiła tylko dla siebie? Na ile swoista selekcja zatrzymała w zakamarkach archiwum inne pojmowania o szczęściu, zmianie czy wyborze? Co kierowało Autorką, aby zostawić tu wypowiedź Magdaleny lat 40, Malwiny lat 28, Grzegorza lat 77, Witolda la 69 czy Igora lat 10.
SZCZĘŚCIE
Kiedy kleknął na szczycie Kasprowego i wyciągnął ze skarpetki pierścionek zaręczynowy. Mało brakowało, żeby spadł, bo przykucnął na krawędzi. Ze strachu, że zaraz runie w dół, od razu powiedziałam "tak" - Ewa, 29 lat.
Za każdym razem, kiedy jem lody - Antek, 5 lat.
Patrzyłam, jak promyki słońca tańczą z kurzem, kręcąc się bez opamiętania czy rytmu, i coś rozsadzało mi klatkę piersiową. Czułam ciepło ze strony męża, a w piersi jakaś kila, gorąca, rozszerzała mi żebra i mostek, i nie przestawałam się uśmiechać. Zwykły moment, zwykły poranek, zwykłe promienie słoneczne, ale ten dzień, chcociaż zdarzył sie ponad dziesięć lat temu, uważam za jeden z najszczęśliwszych w życiu - Katarzyna, 40 lat.
Piweczko, słoneczko, ławeczka, nicnierobionko, to jest szczęście, kochana pani. Tak jak w reklamie z Woronowiczem. kiedy zimny łyczek browara spływa w dół gardła i łaskocze, a poliki spala słońce. I nic się nie chce, tylko leżeć, nawet jeśli jest to beton pośrodku miasta - Tomasz, 44 lata.
Wpadłem po uszy. Kiedy podniósł głowę i zerknął przelotnie na mnie, poczułem, jakbym się znowu zakochał. Ciepło rozlało mi się w piersi i dopiero po chwili zobaczyłem, że piesek mi się zwyczajnie zlał na bluzę. Ale to właśnie było to szczęście, owa bliskość, którą czuję teraz każdego poranka, kiedy nas budzi - Paweł, 38 lat.
Ta książka jest dla nas wszystkich. Wielu przecież uważa, że nie ma szczęścia w życiu, nie wie czym jest szczęście, gania za szczęściem po całym świecie, straciło wiarę w swoje szczęście. Jedno, co na pewno przebić się powinno, to abyśmy nie byli ofiarami wmawiania nam szczęścia na... siłę. Rozumiem to jako realizację niespełnionych marzeń rodzica zostania lekarzem czy drugim Wojciechem Fibakiem. Piękne jest (i smutne), kiedy tatuś chce, aby syn grał w tenisa, a ten kocha muzykę i może drzemie w nim kolejny Rafał Blechacz czy Krystian Zimerman. Jak wybrać? Zostać sobą wbrew ojcu? Ale kiedy ma sie lat 10? "Tylko że chcę widzieć uśmiech mojego taty i poczuć klepanie jego dłoni po moich plecach" - nie zdziwię się, kiedy po przeczytaniu całej tej wypowiedzi ktoś uroni łzę, albo chwyci go za grdykę, bo znajdzie swe odbicie w tym chłopcu ale jeszcze gorzej, gdy będzie to ów ojciec. A przecież ten chłopiec musiał dokonać wyboru. A to wpływałoby na zmianę jego całego życia, bycia naprawdę sobą.
ZMIANA
Kiedy PiS wygrał wybory, po raz drugi przestałem wierzyć w rozsądek Polaków. Dotychczas myślałem, że jesteśmy rozsądnym narodem, mądrymi ludźmi nauczonymi doświadczeniem oraz historią, a tu taka dupa. dlatego trochę nie wierzę w te wybory 15 października. Że coś się zmieni. ale chciałbym się mylić - Tomasz, 55 lat.
Depresję wyleczyłam dopiero po czterech latach - ale czy można ją do końca wyleczyć? Mam nawroty, nie tak silne, jak zaraz po jego niknięciu, ale wciąż są. I na razie nie potrafię zaufać kolejnemu mężczyźnie. Nie potrafię już chyba zbudować związku - Marta, 39 lat.
...nie potrafiłem sobie poradzić z zagadką tej śmierci. Niedawno minęły dwa lata, odkąd Michael się powiesił, a ja czuję, jakby mnie też nie było. Czy możliwe jest, że wraz z nim umarła też część mnie? Bo kompletnie nie czuję, że żyję - Andrew, 77 lat.
Alkoholu do ust nie biorę, odrzuciło mnie. I tak sobie myślę, że gdyby nie ta mina w Sarajewie, nie wiem, czy wciąż bym jeszcze żył. Zachlałbym się i zaćpał na śmierć - Mariusz, 51 lat.
Zasnął za kierownicą. Drzewo. Obudziłam się w szpitalu po dwóch dniach, a jego już nie było od dwóch dni. Ponoć umarł od razu. I to był koniec mojego świata. Na następne trzy lata - Matylda, 31 lat.
Myślę chwilami o ludziach, których w życiu poznałem, którzy przeminęli, którzy zostawili we mnie ślad swojego bycia. Darek żyje. Jest po pięćdziesiątce. Od lat przybity do wózka. Ale o dziwo nie przybity psychicznie. Wręcz przeciwnie. Jest zdania, że... wózek uratował mu życie! Był tak pijany, że nie pamiętał, że znajduje się na czwartym piętrze. Spadł. Nie zabił się. Nie dość na tym: narodził się na nowo! On ten upadek traktuje, jak dar od losu. Sam mi to powiedział i porównał do życia swego brata Mirka (mego rówieśnika i szkolnego kolegi), który stoczył się do życiowej rynsztoku. Jakimi pokrętnymi drogami szczęście kroczy! Wózek nie był jego wyborem, ale... Tak lektura "Szczęścia i innych przypadków" działa. Nie pozostawia nikogo obojętnym. To nie tego gatunku książka. Przygotujmy się na wzruszenia, chwile zadumy, możność sprawdzenia też siebie.
Trzeba, tak uważam, odwagi, aby pisać nawet o swoim szczęściu, ale i owych innych przypadkach (np. śmierci bliskiej osoby, porzuceniu przez osobę, którą się kochało). Bo to jednak jest formą otwierania się na świat. To nie jest proste. Patrzę na siebie, na swoje siłą rzeczy belferskie doświadczenie. Gdy mnie ktoś zapyta jakie szczęścia spotkały mnie na 40-letniej drodze pracy na pewno wspomnę dwa przypadki: promocję do klasy V szkoły podstawowej Marysia i przebicie się przez skorupę licealisty Wiktora! Nie, nie przekroczę granicy i nie będę teraz sypał szczegółami. Zostawiam je dla siebie. Chcę tylko dodać, że czym innym jest szczęście w różnych okresach życia naszego. Banał? Możliwe. Moim szczęściem ostatniego roku jest to, że w ogóle żyję. I mogę teraz pisać to tu i teraz, bo lubię, bo odczuwam satysfakcję, kolejną postać szczęścia. Po co to robisz? Dla kogo to robisz? - dla siebie, do cholery! Jedyną satysfakcją jest pozyskanie kolejnej cennej książki, porażką, że tak niewiele osób komentuje to pisanie. Cieszy, gdy widzę zainterweniowanie blogiem, a ktoś z zaprzyjaźnionego Wydawnictwo docenia moje wystukiwanie tu kolejnych literek i napisze dobre słowo uznania. No i kwestia wyborów? Iść prosto, w prawo, w lewo, a może zawrócić, a może okopać się i zza zastawionej reduty być tylko obserwatorem innych żyć? Tak trudno jest wybrać. To przecież skazuje nas na tego skutki. A powrotu na naprawę nie ma!
WYBÓR
Dziecka nie chciał. Do dziś go nie chce, mimo że moja córka właśnie skończyła osiemnaście lat. Mama dała mi wtedy wybór: albo urodzę i wychowam ją sama, bez jej pomocy, skoro poczułam się tak dorosła, żeby uprawiać seks, albo zrobię aborcję. Urodziłam, skończyłam szkołę i studia zaocznie. Dziś jestem psycholożką dziecięcą, bo wiem, co dzieje się z dzieckiem wychowanym bez jednego rodzica - Arleta, 33 lata.
A po co wybierać, skoro można mieć wszystko? - Aleksander, 25 lat.
Mamy po siedemdziesiąt swa lata i zaczęłam się coraz częściej zastanawiać, czy nie byłoby lepiej, żebyśmy się po prostu rozwiedli? Bo może szkoda te ostatnie lata życia spędzać na użeraniu się ze sobą? - Zuzanna, 72 lata.
Operacja związana jest z ryzykiem uszkodzenia mózgu. Lekarz przedstawił mi wybór: jeśli się uda, będę kompletnie zdrowy. Jeśli nie, mogę zostać kaleką. jak można podjąć taka decyzję w wieku dwudziestu trzech lat? - Tomasz, 23 lata.
Agresja wróciła, Zdobywałem medale i mam ich pełną ścianę. Ścianę w domu, który jest pusty - Marcin, 50 lat.
Nikt o zdrowych zmysłach nie chce, aby omijało go szczęście. Być szczęśliwym w pionie i poziomie bycia swego, jakie to spełnienie! "A czy bark wyboru to też wybór?" - stawia ja 81-latek. I dalej przygnębia mnie (czy również nas?): "...mam wrażenie, że nigdy nie miałem możliwości podjęcia wyboru, którego pragnąłem". Jakie to straszne. Nie chciałbym stojąc nad kresem życia przeżywać tego, co JKM August II Sas, który... przeklinał swoje życia, a więc i swoje wybory (włącznie z objęciem polskiego tronu). Ale też nie chciałbym stać wobec dramatu: "Musieli obciąć mi nogę aż do pachwiny. Pamiętam, że powiedziałem im wtedy, że równie dobrze mogą mi amputować całe moje życie". To o żołnierzu Legii Cudzoziemskiej, którego okaleczyła wojna w Sarajewie. Jak przetrwał, co dało mu siłę, co dziś jest jego szczęściem? - przeczytajcie. Może w zderzeniu z takim losem wasze problemy staną się banalne, a może właśnie teraz czeka Was podobna amputacja.
To nie jest łatwa książka. O! nie! Nie dręczy nas na szczęście nadętym dydaktyzmem. Może dlatego, że Autorka zachowała milczenie? Przypominam, to trzy rozdziały: Szczęście, Zmiana, Wybór. Kolejno 126, 335 i 74 wypowiedzi. Ile w tym upadków, euforii, podnoszenia się, zagubień i rozpaczy? Mnóstwo. Trudno napisać brać i wybierać, bo to nie ta skala literatury. Jak uderzenie patelnią apodyktycznego ojca mogło zmienić świat i życie rodziny? Utrata nogi (zatem trwałe kalectwo) przyczynkiem do... naprawienia relacji z synem i odbudowanie relacji z żoną, z którą było się na krawędzi rozwodu? 535 wypowiedzi. A każda ważna, każda istotna, każda stanowiąca o odradzaniu się życia lub upadaniu? Trudno chwilami odłożyć czytanie. Wracamy do raz poznanych żyć, chcemy spojrzeć ze swego punktu widzenia. Na ile nasze losy nagle bledną wobec dramatów tu poznanych. Jak udźwignąć świat bez córki, która zniknęła bez śladu? Robimy problem z powodów banalnych. A tu dramat matki, która mimo 81 lat czeka, nawołuje, musi wstać, aby żyć.
"Szczęście i inne przypadki..." - to opowieść nie zawsze optymistyczna. Ile tu o depresji, śmierci, przemijaniu. Mimo tego uważam, że może stać się lekiem na całe zło, którego padamy ofiarami, ale i takiego, które wytwarzamy sami, kalecząc swoich bliskich. Nie chciałbym odchodzić od tej książki z tym, co powiedział Kazimierz lat 65: "A co pani jest nowy Paulo Coelho? Szczęście to banał". Ile w tym goryczy, smutku, rezygnacji? Jednak oceniam? Przepraszam. Zuzanna lat 56 gubi się w Sasari, nie ma telefonu, uciekła, aby być samą, ale szybko zapragnęła powrotu do świata i... zgubiła się, kluczyła, a potem szczęśliwa rzucała się na każdego napotkanego człowieka: "Pewnie potem brali mnie za jakąś wariatkę, ale miałam wrażenie, że wydobyłam się z najgłębszych i najmroczniejszych czeluści mojego jestestwa". I znowu pozwalam sobie na osobistą dygresję: po ciężkiej operacji budzę się, widzę nad sobą lampy i słyszę gwar, jestem tak szczęśliwy, że proszę każdą mijająca osobę, aby... uścisnęła mi dłoń!
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.