czwartek, października 15, 2020
Przeczytania... (365) Maciej Gablankowski "Piłsudski. Portret przewrotny" (Wydawnictwo Znak)
Nie ukrywam, że brałem się do czytania z pewną... rezerwą. Słyszę jeszcze głos współmałżonki i krytyczne jej spostrzeżenie: co można nowego napisać? Wiadomo, że nie pierwsza to biografia komendanta, po którą sięgnąłem. Wychowywałem się na klasykach gatunku tej miary, co W. Pobóg-Malinowski, W. Jędrzejewicz, S. Hińcza, L. Wasilewski, W. Lipiński, M. Lepecki, K. Iłłakowiczówna, K. Świtalski, S. Thugutt, J. Pajewski, A. Garlicki, T. Nałęcz, B. Urbankowski, W. Suleja czy nawet S. Arski czy W. T. Kowalski. Chcąc wymienić każdą posiadaną pozycję zbudowałbym tu niezłą tematyczną biblioteczkę. Widzę nie jeden z tytułów w zamieszczonej bibliografii. Czytałem, co mi w ręce wpadło. Czytałem wiele z tych książek, kiedy Autora omawianej tu biografii jeszcze... na świecie nie było.
Widziałem, że tak będzie. Jak? Że znowu wypłynie moje "ja", moje "ego". Tak musiało się stać. Właściwie powinienem zabrać się do dialogu z Maciejem Gablankowskim. Jednego mogę zazdrościć temuż, dla kogoś urodzonego w pamiętnym 1980 r. dotarcie do źródeł, to żaden wysiłek. nie musiał podchodzić niczym Kmicic pod Chowańskiego, aby czytać przedwojenne publikacje. Memu pokoleniu (rocznik 1963) było to zabrane. Jeszcze w 1986 r. w bibliotece głównej UMK w Toruniu pisma Marszałka były opatrzone klauzulą: wypożycza się za specjalnym pozwoleniem. Dziś dotrzeć do książki nawet z przełomu XIX i XX nie ma problemu. Wierzę, że dla kogoś kto dopiero wkracza na pokrętne ścieżki żywota Józefa Klemensa obojga imion Piłsudskiego tak zbudowana bibliografia powinna stanowić cenne wskazanie, jak poszerzać swe horyzonty.
Po co komu kolejna książka o Piłsudskim? Wielu pewnie stanie przed tym pytaniem. A to ja z chęcią odpowiem. Bo jak zobaczy "Kronikę życia..." W. Jędrzejewicza, to godzien uciec. To samo i stać się może, gdy ujrzy tomu autorstwa A. Garlickiego czy B. Urbankowskiego. A tego nikt by nie chciał. Śmiem twierdzić, że po emisji kinowego filmu "Piłsudski" i serialu w TVP ten i ów zechce osobiście poznać meandry życia Józefa Piłsudskiego. Śmiem twierdzić, że poza kilkoma podręcznikowymi faktami przeciętny uczeń nic nie wie o Naczelniku Państwa. No to ma okazję.
Walor nr 1 książki? Objętość. Zakładam, że dla większości czytelników, to będzie podręczna biografia obranego pośród zainteresowania biografii. Należy założyć, że dla wielu czytelników, to będzie pierwsze i ostatnie obcowanie z biografią JP. Dla części, to będzie pierwszy przystanek. Szczęściarze. Nie miałem takiej możliwości. Dla moich rówieśników, równie jak ja zainteresowanych J. Piłsudskim legalnym docieraniem do życia tegoż były książki A. Garlickiego. O ile posiadł np. "U źródeł obozu belwederskiego". Zapytuję dziś nastolatków, co im sugeruje tytuł i czy w ogóle sięgnęli by po nią? Odpowiedź jest dwojak: nic i nie. Oni mają m. in. Macieja Gablankowskiego.
Walor nr 2 książki? Zawartość ikonograficzna. Jak na objętość książki (całość s. 315) sporo zdjęć z różnych okresów życia i działalności Józefa Piłsudskiego. Już sam wybór fotografii na okładce skupia naszą uwagę. Wykonane w latach 1916-1917. W czasie służby w Legionach Polskich. Chwała Autorowi, że jasno i klarownie wyjaśnia genezę tychże. Nie grilluje po raz enty fałszywego mniemania, jakoby Józef Piłsudski twórcą Legionów był. Tak, jako piłsudczyka z przekonania i wychowania do furii doprowadza mnie czytanie, że były... Legiony Piłsudskiego! Wiem, że apologetom Komendanta przez gardło nie przeciśnie świadomość faktów, które tu zapisano: "...wobec groźby pozostania za burtą Piłsudski zgłasza akces do NKN i otrzymuje komendę 1 Pułku Legionów. [...] Legiony miały Piłsudskiego ustawić w szeregu i podporządkować, bo zaczynał stanowić zagrożenie". I tym Autor w moich oczach zyskał uznanie. Bo to jest prawdziwe rozprawianie się z najczęściej powtarzanymi mitami na jego temat.
Nie, nie będę uprawiał teraz żadnych wyliczanek. Może podobać się język M. Gablankowskiego, kiedy pisze o listopadzie 1918 r., np.: "W tych pierwszych dniach po uwolnieniu linia działania Piłsudskiego okazała się zadziwiająco pragmatyczna. Wyraźnie formułował swój priorytet: najważniejsza jest armia. Żadnego kiwania łodzią, ani w lewo, ani w prawo". Nie ma jednak mojej zgody na tykanie głównego bohatera. "Ziuk nigdy nie martwił sie swoim zdrowiem" - cenne, ale nie w tej formie. Czy w każdym momencie uzasadnione jest pisanie Ziuk lub Ola? Miał-że Autor jakieś familijne powiązania z rodem Piłsudskich? Raczej nie sądzę. Jestem zdania, że powaga postaci powinna wykluczać taki styl: "Ziuk, tata, Naczelnik stąd wyrusza na front, by osobiście dowodzić pierwszą wierszą ofensywną akcją wojskową odrodzonej Rzeczypospolitej: wyprawą na wolni". Tu minus! "Ola wspominała, że brzmiał, jakby szedł na śmierć" - to chyba lekka przesada. Z całą powagą godniej byłoby napisać: pani Aleksandra Szczerbińska. Ja bym tak napisał, nie inaczej. Albo: "Felicjan jest zadowolony, bo Piłsudski jest z niego zadowolony". Można nie kochać Składkowskiego, ale pisać o nim wspominając tylko imię? Równie dobrze można było użyć formy: Felek był zadowolony.
Jestem czuły na wydarzenia z 4/5 stycznia 1919 r. To, że w niby-żart obrócił go Tymczasowy Naczelnik Państwa, to jemu wolno było, ale... Jak powiadają jakież ważne jest owo "ale" dla narracji. Może i operetkowy styl towarzyszył poczynaniom panów Sapiehy i Januszajtisa oraz ich pomagierom, ale była okazja, aby trochę szerzej napisać na ten temat. Tym bardziej, że ów prawicowy zamach ginie w pomrokach dziejów, jakby go nigdy nie było. "Piłsudski postanowił utopić organizatorów zamachu w salwach śmiechu, zamiast surowo ukarać jego uczestników" - czytamy.
Naprawdę brawa, że M. Gablankowski nie podłączył się do różnych niedouczonych historyków wojskowości, którzy z upodobaniem (a ku oburzeniu jak mniemam każdego piłsudczyka) piszą o jakimś... cudzie nad Wisłą! Tu nie ma żadnego cudu. Jest krótki rys o bitwie. Odrzucam spekulacje Autora na temat planu bitwy, ale warte jest cytowania zdanie: "...Piłsudski wziął odpowiedzialność na siebie i podpisał odpowiednie rozkazy". I tego powinien trzymać się każdy kto uczciwie uczy czy mówi o bitwie warszawskiej. Szkoda, że w jednym zdaniu zamknął znaczenie bitwy nad Niemnem. Smutne to. Naprawdę. Była okazja, aby kroczący drogami życia Marszałka czytelnik w ogóle zwrócił uwagę na fakt decydującej bitwy w wojnie polsko-bolszewickiej. I nie zrobiono tego. Umknęło. Szkoda.
Bardzo dobrze zarysowany został dramat majowy 1926 r. I znowu Autor miast Marszałek rzuca Ziuk? Nie powiedziałbym swoim uczniom: na moście Poniatowskiego spotkali się prezydent S. Wojciechowski i Ziuk. Ale poza tym jest dramaturgia. Stan psychiczny J. Piłsudskiego. Dziwne, że nie pada żadne oficerskie nazwisko ze strony piłsudczykowskiej. Jest pamiętna fotografia, a na niej m. in. gen. G. Orlicz-Dreszer, ale... Ale o tym czytelnik nie dowie się. Bo zdjęcie jest podpisane: "Na moście Poniatowskiego". Zatem i o geście księdza J. Panasia należy zapomnieć. Należało choć wspomnieć ilu zginęło żołnierzy i cywilów. Jest o postawach generałów W. Sikorskiego i K. Sosnkowskiego.
Na pewno nie broniłbym autorytarnych rządów Marszałka rzucając je na tle tego, co robili J. Stalin i A. Hitler w swoich krajach. Dobrze, że nie zapomniano o tzw. sprawie gen. W. Zagórskiego. A sprawa prezydentury? Ani słowa. Trudno zresztą odnaleźć, jak doszło do nominacji pana profesora Ignacego Mościckiego. Mało w ogóle Wieniawy czy Sławka! Można było dopisać do fotografii ze s. 255, że stoi tam podpułkownik Józef Beck, ktoś równie ważny w życiu J. Piłsudskiego. Dlaczego narracja kończy się na 18 maja 1935 r.? Zapomniano o uroczystościach, jakie odbyły się w bliskim sercu Marszałka Wilnie, 12 maja 1936 r.?
To dość wybiórcze spojrzenie na książkę Macieja Gablankowskiego? Gdzie inne okresy? Zułów, dzieciństwo, gimnazjum, zesłanie, Cytadela, PPS? Jest wszystko. I Broniś,i Leosia, i Maria, i doktor Lewicka. Jednego nie można odmówić Autorowi: stylu. Książkę czyta się dobrze. Swobodnie przechodzimy od jednego do drugiego rozdziału życia. Ciekaw jestem czy faktycznie zainspiruje do historycznych dyskusji. Warto ją mieć w swoim księgozbiorze. W końcu mamy nowe spojrzenie. Oto kolejne pokolenie bierze się za bary z postacią i epoką tak ważną w historii Polski. Mimo wszystko jednak, lektura ta powinna stanowić tylko początek drogi. Nie wolno nam na tej jednie książce zacząć i skończyć poznawania biografii Pierwszego Żołnierza Odrodzonej Rzeczypospolitej, Józefa Piłsudskiego
PS: Pamięci mego wileńskiego dziadka Stanisława (II) Poźniaka w dniu 114-tych urodzin, 15 X 1906 r.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.