piątek, października 18, 2019
Przeczytania... (320) Jonasz Kofta "Jej portret" (Prószyński i S-ka)
Jonasz Kofta (1942-1988) tylko raz jeden zjawił się na kartach tego blogu: w odcinku 3 cyklu "Spotkanie z Pegazem". Nie dość na tym, to przecież tę twórczość na uczczenie moich 50-tych urodzin. Tak, tekst ukazał się 29 maja 2013 r. I potem ani nigdy? Sam się sobie dziwię. Nie rozumiem. Przepraszam.
Po co to kajanie się? Bo wiele we mnie z mistrza Jonasza. Wtedy, pięć late temu, napisałem m. in.: "Zanim uświadomiłem sobie, jak wiele zasłyszanych
piosenek, to Jego dzieła, istne perły - prędzej stał mi się bliższy,
jako satyryk! Jego dialogi ze Stefanem Friedmannem, to była dopiero
uczta dla słuchu! «Dialogi na cztery nogi» i niezrównani «Fachowcy», co
to «czy słońce czy śnieżek czy słota!» snuli swoje opowieści. «Docent»
w jego wykonaniu był po prostu obrazem polskiej (peerelowskiej)
inteligencji! Na przeciwwagę miał swojego niezrównanego i doświadczonego «Majstra»! Dziś wiele współczesnych kabaretów (w większości pospolitych
wygłupiaczy!) mogłaby się od Nich wiele nauczyć"*. Cytowanie siebie jest dziwne?
Leży przede mną blisko trzysta pięćdziesiąt stron piękna. Cudownej poezji, która pod różną postacią jest ze mną. "Jej portret", to tytuł tomu jaki wydał w tym roku Prószyński i S-ka. To nie pierwszy raz to cenne Wydawnictwo daje nam do rąk dzieła geniuszu poetyckiego, jakim był Jonasz Kofta. Gdybym miał stawiać na jednym szczeblu twórczości wspaniałości słowa, to powstała by triada: Osiecka - Młynarski - Kofta.
Nie da się tych strof czytać bez emocji. Czytelnik w moi wieku (rocznik '63 XX w.) przyzna, że znajduje tu siebie, swe uniesienia, swoje klęski, swe rozczarowania, odejścia i powroty. Co zatem mogę zrobić? Wybrać kilka(-naście?) wersetów. Tak wydrzeć je i rzucić na samotność cytowania. Przepraszam Autora za takie okaleczenie. Bo kaleczę tę poezję. Trzeba ją cytować w 100 %! Trzeba ją poznać od pierwszej do ostatniej literki. Postawiłem znak zapytania w ostatnim postawionym tu nawiasie. Bo ja naprawdę nie wiem ile wyłowie czaru z "Jej portretu". Zostanie niedosyt? Musi. Ciekawe, jaki zostanę ja tu ukazany?
Gdy spadają jak liście
Kartki dat z kalendarzy
Kiedy szaro i mgliście
Trzeba marzyć
W chłodnej pustej godzinie
Na swój los się odważyć
Nim Twe szczęście Cię minie
Trzeba marzyć
Kartki dat z kalendarzy
Kiedy szaro i mgliście
Trzeba marzyć
W chłodnej pustej godzinie
Na swój los się odważyć
Nim Twe szczęście Cię minie
Trzeba marzyć
Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt
To prawda nie potrzebna wcale mi
Gdy nie po drodze będzie razem iść
Uniosę Twój zapach snu
Rysunek ust, barwę słów
Niedokończony, jasny portret Twój
To prawda nie potrzebna wcale mi
Gdy nie po drodze będzie razem iść
Uniosę Twój zapach snu
Rysunek ust, barwę słów
Niedokończony, jasny portret Twój
Tych piegów było
Trzydzieści
A może trzydzieści dwa
W tym czasie
A może trzydzieści dwa
W tym czasie
Się mieści
Blondynka, plaża i ja
Blondynka, plaża i ja
Kochać znaczy żyć
oglądać z tobą świat
Wszystko albo nic
o taką stawkę gram
Kochać znaczy żyć
i pobiec razem przez deszcz
tam, gdzie chcesz
gdzie tylko chcesz
oglądać z tobą świat
Wszystko albo nic
o taką stawkę gram
Kochać znaczy żyć
i pobiec razem przez deszcz
tam, gdzie chcesz
gdzie tylko chcesz
Pytasz mnie o to, jak żyłem
Póki cię nie spotkałem
Sam nie wiem, jaki byłem
Myślałem, kochałem, spałem
Taki sam byłem i inny
Nie jesteśmy na szczęście niezmienni
Mam jeszcze przed tobą, miła
Kilka niewielkich tajemnic
Póki cię nie spotkałem
Sam nie wiem, jaki byłem
Myślałem, kochałem, spałem
Taki sam byłem i inny
Nie jesteśmy na szczęście niezmienni
Mam jeszcze przed tobą, miła
Kilka niewielkich tajemnic
* * *
Taką cię wymyśliłem
Wśród tylu słów bezimienną
Kiedy ciszy motywem
Niebo szarzało nade mną
Kiedy za dużo chciałem
W swoim łagodnym obłędzie
Wtedy nie przewidziałem,
Że będziesz
Los dobrze się ze mną obszedł
Przy tobie wszystkiemu sprostam
Tylko o jedno cię proszę –
POZOSTAŃ!
Wśród tylu słów bezimienną
Kiedy ciszy motywem
Niebo szarzało nade mną
Kiedy za dużo chciałem
W swoim łagodnym obłędzie
Wtedy nie przewidziałem,
Że będziesz
Los dobrze się ze mną obszedł
Przy tobie wszystkiemu sprostam
Tylko o jedno cię proszę –
POZOSTAŃ!
Tą ulicą doszedłem aż do baru
Było pusto poza jedną ładną parą
On coś mówił głupawego
Niewidzialny siadłem obok
Ona tak wpatrzona w niego
Że już być przestała sobą
I poczułem żal do losu
Że jest miłość, ta prawdziwa
Żal niemądry, że w ten sposób
Nigdy na mnie nie patrzyłaś
By im nie przeszkadzać, cicho
Zamykałem baru drzwi
To był fatalny dzień
Nie chcę więcej takich dni
To był fatalny dzień
Tą kobietą byłaś ty
Było pusto poza jedną ładną parą
On coś mówił głupawego
Niewidzialny siadłem obok
Ona tak wpatrzona w niego
Że już być przestała sobą
I poczułem żal do losu
Że jest miłość, ta prawdziwa
Żal niemądry, że w ten sposób
Nigdy na mnie nie patrzyłaś
By im nie przeszkadzać, cicho
Zamykałem baru drzwi
To był fatalny dzień
Nie chcę więcej takich dni
To był fatalny dzień
Tą kobietą byłaś ty
Wypij do dna
Gorzkie wino samotnych
Wypij
Niech czarny blask
Zamigoce we szkle
W świecie ze ścian
Tylko siebie usłyszysz
W ciszy
Gorzkie wino samotnych
Wypij do dna
Gorzkie wino samotnych
Wypij
Niech czarny blask
Zamigoce we szkle
W świecie ze ścian
Tylko siebie usłyszysz
W ciszy
Gorzkie wino samotnych
Wypij do dna
Być jak wiatr
I rozumieć cały świat
Obok drogi
Słuchać długo
Co mi powie
Szelest traw
Nad płynącą wolno strugą
Swoich dni obmyślić plan
Kochajcie starszych panów
To dobry sposób
Żeby się poczuć damą
Uśmiechem losu
* * *
Nie oślepiaj! – Przymruż oczy na chwilę
Nie oślepiaj! – Bo drogę pomylę
Nie oślepiaj! – Bo mi wszystko przesłaniasz
Nie oślepiaj! – Włącz światła mijania
Nie oślepiaj! – Promienna, urocza
Nie po oczach, kochanie, nie po oczach
Nie oślepiaj! – Bo drogę pomylę
Nie oślepiaj! – Bo mi wszystko przesłaniasz
Nie oślepiaj! – Włącz światła mijania
Nie oślepiaj! – Promienna, urocza
Nie po oczach, kochanie, nie po oczach
Kiedy serce śpi, miłość zbudzi je
Znów tęsknota, lęk, gorycz, radość
W nie, wejdzie w nie
Kiedy serce śpi, daj odpocząć mu
Przecież czeka je nowy ból
Na czas jakiś wejdź w codzienności tło
Mniejsze dobro w niej, mniejsze zło
Pośród zwykłych spraw niech mijają dni
A ty żyj!
Kiedy serce śpi, daj odpocząć mu
Przecież czeka je nowy ból
Znów tęsknota, lęk, gorycz, radość
W nie, wejdzie w nie
Kiedy serce śpi, daj odpocząć mu
Przecież czeka je nowy ból
Na czas jakiś wejdź w codzienności tło
Mniejsze dobro w niej, mniejsze zło
Pośród zwykłych spraw niech mijają dni
A ty żyj!
Kiedy serce śpi, daj odpocząć mu
Przecież czeka je nowy ból
Wiem to, czuję
Życie mnie nie mija
Obok ciebie
Ważna każda chwila
Żyję znów
Gdy jesteś tu
W obłoku snu
Piękny świat
znów mam sens
Naprawdę jest
to takie proste
Przeliczę piasek w dłoniach twych
A z niego wielość dni wywróżę
Może cierpliwa jestem zbyt
Chcę, by to trwało jak najdłużej
Zagarnij piasku jak najwięcej
Ile się da na jeden raz
Może za małe mamy ręce
Żeby zagarnąć nimi czas
A z niego wielość dni wywróżę
Może cierpliwa jestem zbyt
Chcę, by to trwało jak najdłużej
Zagarnij piasku jak najwięcej
Ile się da na jeden raz
Może za małe mamy ręce
Żeby zagarnąć nimi czas
Wróć, gdziekolwiek jesteś
Tam trawy szept
Tam trawy szept
Oddechu wiew
Kiedy myślę - szczęście
Wiem, gdzie to jest
Daleko stąd
Kiedy myślę - szczęście
Wiem, gdzie to jest
Daleko stąd
I najbliżej stąd
O wielki czas, o mały błąd
Mój albo twój
O wielki czas, o mały błąd
Mój albo twój
Nie wiem
* * *
Ziemio, do której nie wrócę
Pozostań ziemią niczyją
Ogrodzie moich zasmuceń
Niech obcy gdzie indziej żyją
Niech drzewa twoje dziczeją
Niech cierpną twoje owoce
Trawa zarasta ścieżki, nadzieje
Świty, wieczory i noce
Pozostań ziemią niczyją
Ogrodzie moich zasmuceń
Niech obcy gdzie indziej żyją
Niech drzewa twoje dziczeją
Niech cierpną twoje owoce
Trawa zarasta ścieżki, nadzieje
Świty, wieczory i noce
Miałem sen
Dziwny sen
Byłaś w nim
Inna i
Nieznajoma
Może stąd
Niepokój
W jasnym świetle
Szukam smugi mroku
Patrzę na nas dwoje
Jakby z boku
Dziwny sen
Byłaś w nim
Inna i
Nieznajoma
Może stąd
Niepokój
W jasnym świetle
Szukam smugi mroku
Patrzę na nas dwoje
Jakby z boku
Teraz wszystko już o mnie wiesz
Wciąż jesień i wciąż wieczny deszcz
I z niskich obłoków
Jest światło twych oczu
Zabłysło w mroku
Wciąż jesień i wciąż wieczny deszcz
I z niskich obłoków
Jest światło twych oczu
Zabłysło w mroku
Ile szczęścia, ile męki niesie w sobie serca śpiew
Czas miłości – czas udręki
Wszystko, co tym samym jest
Miód tak słodki – piołun gorzki
W pocałunkach czuje się
Żal bezbrzeżny – śmiech beztroski
Zawsze słońce rzuca cień
Gwiazd jest na niebie
Ile westchnień i łez
Jedna wśród nich
Ukryta jest
Czas miłości – czas udręki
Wszystko, co tym samym jest
Miód tak słodki – piołun gorzki
W pocałunkach czuje się
Żal bezbrzeżny – śmiech beztroski
Zawsze słońce rzuca cień
Gwiazd jest na niebie
Ile westchnień i łez
Jedna wśród nich
Ukryta jest
Umęczoną, starą zieleń
Spaliła rdza
Czerwona rdza
Razem pogrzeb i wesele
Uśmiech i łza
Tak dobrze znam
Jesieni znak
* * *
Daj mi słowo
Słowo niezwykłe
Co jutro zakwitnie
Co jutro zakwitnie
Jak sad
Biały sad.
W sercu schowam
Przejść wtedy mogę
Przez ogień i wod,
Bo wiem
Biały sad.
W sercu schowam
Przejść wtedy mogę
Przez ogień i wod,
Bo wiem
Że ja mam
Oczu mową
Oczu mową
Dawno nazwane
Zwyczajne, nieznane
Zwyczajne, nieznane
Tak trwa.
Daj mi słowo
Pierścień ze słońcem
Daj mi słowo
Pierścień ze słońcem
Zgubiony na łące
Już czas!
Już czas!
Nachyl swoją bladą twarz
Pocałunku lodem sparz
Jestem podeptany płaz
A ty to dobrze wiesz
Że mnie ze wszystkim masz
Femme fatale
Ja oszalałem wściekle
Jestem w piekle
Piekle twoich sennych póz
Twoich wrogich ust
Zniszczył mnie twój biust
Zniszczył mnie mój gust
Słyszysz?
Pocałunku lodem sparz
Jestem podeptany płaz
A ty to dobrze wiesz
Że mnie ze wszystkim masz
Femme fatale
Ja oszalałem wściekle
Jestem w piekle
Piekle twoich sennych póz
Twoich wrogich ust
Zniszczył mnie twój biust
Zniszczył mnie mój gust
Słyszysz?
Masz mnie kochać
Chociaż trochę, ale zaraz już!
Chociaż trochę, ale zaraz już!
Co rzekł raz sobie
Że chce być wolny
Wolny jak ptak
Przestał się śpieszyć
Życie go cieszy
To nic trudnego, spróbuj tak
Czy pamiętasz, jak ze mną
Tańczyłeś walca
Patrzył z portretu Matejko Jan
Czy pamiętasz, jak ruszył
Patrzył z portretu Matejko Jan
Czy pamiętasz, jak ruszył
Świat do tańca
Tysiące płócien i ram
Coraz nowe posadzki
Coraz nowe zasadzki
Siemiradzki w przepychu swych ciał
Choć on dla mnie jest wszystkim
Przelatuję poślizgiem
Amfilady, parkiety tych sal
Bo tak trudno zatrzymać
Tysiące płócien i ram
Coraz nowe posadzki
Coraz nowe zasadzki
Siemiradzki w przepychu swych ciał
Choć on dla mnie jest wszystkim
Przelatuję poślizgiem
Amfilady, parkiety tych sal
Bo tak trudno zatrzymać
Się jest, kiedy tarcia
Wciąż brakuje, oparcie
Ucieka spod stóp,
Gdy na filcach
Ucieka spod stóp,
Gdy na filcach
Nie powstrzyma nikt walca
Raz na twarz, raz na de
Pół na pół
Raz na twarz, raz na de
Pół na pół
Zmieniamy się z dniem każdym
W sekundzie, w okamgnieniu
By coraz nowe prawdy
Odkrywać w swym istnieniu
Podajmy sobie ręce
By drogi nie zagubić
Będziemy coraz więcej
Potrzebni jedni drugim
Dość! Basta! Czytam. Włączam YT. Kreatywne "Przeczytanie...". Nie byle przepisanie strof. Gro jednak odkrywana. Nie samo się powtarzanie. Proszę sprawdzić z tym, co napisałem w 2013 r. Ile dubli? Ile nas? Nie jesteśmy z drewna! Nie jesteśmy z plasteliny! Emocje się rodzą. Kilka strof jednak usunąłem. Było bezpieczniej. Łatwo sprawdzić, że płynąłem od wiersza do wiersza. Ułożył mi się cenny materiał do... płyty? Odrębnego tomiku poezji? Tylko mojego? Swoją drogą ciekaw jestem, jaki byłby wybór każdego innego Czytelnika "Jej portretu".
Kiedy chcę
Opowiedzieć o sobie
Wtedy wiem
Zawsze braknie mi słów
Jaka długa droga
Długa i daleka
Od milczenia do słowa
- do człowieka**.
PS: Jestem... gapa. okazuje się, że ja już wcześniej zacząłem pisać ten odcinek. Oto jego cały zapis: "Jonasz Kofta. To między innymi ON zadbał, aby pokolenie lat 60-tych i
następnych wzrastało w kontakcie z wysublimowanym smakiem dobrej poezji,
poprawnej polszczyzny. Najpierw były bez wątpienia piosenki. Często nie
wiedziałem, że oto słucham tekstu Jonasza Kofty. Moim zdaniem swoistą
triadę twórczą jednego pokolenia tworzyli: Agnieszka Osiecka, Wojciech
Młynarski & Jonasz Kofta.
Prószyński i S-ka podsuwa nam tom "Jej portret". To chyba ta pierwsza z
piosenek, która podbiła mnie, choć miałem przy jej premierze raptem". Tak, nie dokończyłem. wiem. Trudno.
*https://historiaija.blogspot.com/2013/05/spotkania-z-pegazem-2-jonasz-kofta-czy.html?q=kofta
** Wykorzystane wiersze:
- "Trzeba marzyć" (s. 13)
-"Jej portret" (s. 15)
- "Wakacje z blondynką" (s.18)
- "Kochać znaczy" (s. 20)
- "Pytasz mnie o to, jak żyłem" (s. 24)
- "Taką cię wymyśliłem" (s. 28)
- "Popołudnie" (s. 35)
- "Wino samotnych" (s. 42)
- "Być wszędzie" (s. 52)
- "Kochajcie starszych panów" (s.58)
- "Nie oślepiaj" (s. 61)
- "Kiedy serce śpi" (s. 71)
- "Z tobą chcę oglądać świat" (s. 78)
- "Piasek" (s. 82)
- "Ballada o czasie nieutraconym" (s. 86-87)
- "Wygnanie z raju" (s. 89)
- "Miałem sen" (s. 92)
- "Będziesz przy mnie" (s. 109)
- "Tyle szczęścia" (s. 117-118)
- "Smak jesieni" (s. 127)
- "Daj mi słowo" (s. 133)
- "Famme fatale" (s. 141)
- "Opium" (s. 143)
- "Grande valse frottée" (s. 147)
- "Bądź, nadziejo, z nami" (s. 161)
Uwielbiam poezję!!!
OdpowiedzUsuńKofta, cudowny!!!
Wybór bardzo ciekawy.
Zapewne każdy ma własne skojarzenia związane z poezją. I to jest najwspanialsze,że każdy ma swoje a magia ukryta w strofach wierszy pozwala na to...
ps. Ze słowami "Popołudnia" wiąże się zabawna anegdota. Usłyszałam ją z ust M.Bajora,nbędąc na jego koncercie.
Niekiedy by Pegazowi dodać skrzydeł ,potrzebna jest ingerencja Dionizosa...
Za Koftę,wielkie dzięki
Anna
Dziękuję za dziękowanie. Cieszy, gdy moje wybory i moje pisania przypadaja do gustu moim Czytelnikom.
OdpowiedzUsuń