środa, sierpnia 21, 2019

Spotkajmy się na Unter den Linden 7 / Treffen wir uns in Unter den Linden 7 (50)

- Fotografujemy każdą zatrzymana osobę - major  Hannibal Langhorn położył kilka fotografii. - Proszę się nie spieszyć.
Kira Gauss pochyliła się nad zdjęciami. Było ich osiem. Na trzech kobiety w mundurach, jedno przedstawiało dziewczynę może nastoletnią, cztery kolejne bez wątpienia były cywilami. Nie miała czasu przyglądać się im. Do ręki wzięła jedną fotografię. Ręce zaczęły jej drżeć.
- Coś się stało? - major bacznie śledził reakcje przesłuchiwanej kobiety.
Ta podniosła fotografię:
- Nie wierzę.

Wyjął jej z rąk zdjęcie. Z tyłu był podpis ołówkiem, przeczytał na głos:
- Bärbel Sonntag z Breslau. Jest pani pewna?
- Nie mam żadnych wątpliwości - wskazała na kobietę w swetrze. - To ona. Skąd się tu wzięła?
- Tak jak wielu z was - major spojrzał w okno. Słychać było gwar. To nie był obóz dla jeńców. Przeznaczono go dla cywili. Naiwnością byłoby sądzić, że nie ma wśród uciekinierów, byłych żołnierzy czy nawet zbrodniarzy wojennych. - Chyba nie sądzi pani, że tu są sami wylęknieni cywile.
- Nie mogę zrozumieć kto i dlaczego doniósł na mnie.
- Może chodziło o pani pryczę, porcję zupy, albo że według mniemania jest pani zbyt piękna...
- A gazeta?
- Może akurat zapychał nią dziurawe buty i skojarzył, że kobieta z fotografii, to pani?
- Nic nikomu złego nie zrobiłam. Kiedy skonfrontujecie mnie z Bärbel? Ona pewnie myśli, że jej córka... że Cornelia nie żyje...
- Tak - przeciągle powiedział przesłuchujący. - Zaraz pójdziemy do Browna.
Odezwał się telefon.
- Tak? Ehe... Już idziemy.
Odłożył słuchawkę telefonu.
- Idziemy.
Oboje wyszli.
Musieli przejść długi korytarz i schodami zejść na dół. Wszędzie widać było żołnierzy w stalowych hełmach z białym napisem "MP". Pod ścianą stało kilka krzeseł, na których siedzieli ludzi. Kobiety i mężczyźni w różnym wieku. Na twarzach widać było zmęczenie, zniecierpliwienie, zdenerwowanie, ale i brak snu. Uwagę zwracała młoda dziewczyna o bardzo jasnych włosach w nadniszczonym mundurku  Mädelbund in der HJ. Ostre rysy zdradzały buńczuczne i zadziorne usposobienie. Drzwi jednego z pokoi otworzyły się, stanęła w nich kobieta w amerykańskim mundurze:
- Heidrun Probus?!
Dziewczyna drgnęła.
- To ty?
Nie odpowiedziała. Tylko weszła do pokoju. Drzwi za nimi zamknęły się.
- Dalej - przynaglił major.
Kira Gauss miała wrażenie, że zna tych ludzi, te twarze. Czy tak samo nie wyglądała? W przepoconej sukience, potarganych włosach, bez szminki na ustach. Kiedyś nawet po kartofle do piwniczki tak by nie zeszła. "Czupiradło" - wróciło do niej to słowo. Tak mawiała gosposia w ich domu, frau Hildegarda Mann. Odeszła lub porzuciła ich dom, kiedy naziści doszli do władzy. Zginęła w czasie sierpniowego bombardowania Berlina w 1940 r.
- To tu - major H. Langhorn otworzył drzwi do pokoju z wymalowanym numerem "8a". Weszli razem. Kira rozejrzała się po pokoju. Dostrzegła kapitana Browna i jakieś dwie kobiety w takich samych mundurach, bez dystynkcji. Jedna siedziała za biurkiem, na którym stała maszyna do pisania, a druga otwierała szerzej okno. Nie dostrzegła jednak nikogo więcej.
- Bärbel nie ma? - zaniepokoiła się.
- Szukamy jej - powiedział kapitan Brown.
- Nie rozumiem.
- My też nie! Pani znajoma uciekła dziś rano w grupie chyba ośmiu zatrzymanych.
- Chyba? O co tutaj chodzi?! - zaniepokojenie przeszło w egzaltację.
- Nic pani o tym nie wiedziała? - kapitan Brown ożywił się.
- Przecież nie wiedziałam, że Bärbel jest w obozie!
- O tym pani wiedziała jednak, przypomnę - dorzucił major Langhorn.
- No... tak... ale... nie widziałam jej...
- Tej dziewczynki też nie ma - dorzuciła znad maszyny kobieta w mundurze.
- Cornelia zniknęła? - Kira zrobiła ogromne oczy. Spojrzenia obu oficerów nie wróżyły hura-optymizmu.
- Raczej uciekła! - poprawił ją Brown.
- Cornelia uciekła?
- Na to wychodzi...
- Nawet wiemy kto im pomógł - spojrzenie majora dobiło Kirę.
- Ja? Ja nie mam nic z tym wspólnego. Nie było powodu, aby uciekać.
- Zna pani Heidrun Probus?
- Nie. A kto to?
- Taka przemądrzała suka... - major Langhorn przejmował inicjatywę. - Była w tym babskim Hitlerjugend.
- Sama też uciekła?
- Tak, ale skręciła kostkę i nasz patrol szybką ją złapał.
- Nie rozumiem...
- Czego pani nie rozumie frau Gauss? - major usiadł na skraju biurka.
- Po co miałaby uciekać? Powiedziałam wam, że ona jest angielskim...
- Informowaliśmy się Anglików. Nie mają w zestawieniu żadnej agentki CV070
- CV074 - poprawiła Kira.
- Nieważne.
- Nie rozumiem... - powtórzyła Kira. Szczególnie tego, że Anglicy zaprzeczali istnieniu swej agentki. - Czy powiedzieliście jej o mnie?
Major spojrzał na kapitana, kapitan na major.
- No... - zaczął stękać niższy stopniem oficer.
- Nie?! Nikt z panów oficerów nie powiedział  Bärbel Sonntag, że to ja zdradziłam jej tożsamość?!
- Jakoś... jakoś... - stękał kapitan Brown. - Nie złożyło się...
- A jeśli ona pomyślała, że w obozie jest ktoś kto jej zagraża...
- Mąż?
- Nieważne kto! Mąż czy inny sąsiad! - wzburzenie kompletnie opanowało Kirę Gauss. - Uciekła, bo poczuła zagrożenie! Imbecyle! Debile! Rozum zostawiliście w domu?!
- Pani Gauss!
- Pani Gauss jest wściekła! - uderzyła otwartą dłonią o blat stołu. Czuła, że pot występuje jej na czole. Jedna z kobiet podeszła do niej ze szklanką wody. Nie skorzystała z tej formy uprzejmości. Odepchnęła rękę.
- Czy pani Sonntag zna te stron? - sytuację próbował ratować kapitan Brown.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia.
Oficerowie znów wymienili spojrzenia.
- Jesteście pewni, że Cornelia też z nią zniknęła? - zapytała.
- Nie ma obu w obozie. I kilku więźniarek...
- To mógł być swoisty kamuflaż.
- Myśli pani, że chciała ukryć w ten sposób swe zniknięcie?
- To przebiegła osoba - zapewniła Kira.
Rozmowę przerwał warkot telefonu.  Kapitan Brown spojrzał na majora Langhorna.
- Nie patrz tak na mnie. To twój gabinet. I twój numer telefonu.
Kapitan Brown podniósł słuchawkę:
- Tak... Kapitan Bill Brown... Pułkownik Audley? Tak... bo... Nie rozumiem... Tak jest!
Odłożył słuchawkę. Mina zdradzała stan podniesionego ciśnienia.
- Pułkownik Roy Audley - powiedział jakoś przytłumionym głosem.
- Kto to taki? - major wzruszył ramionami i nie wiedzieć dlaczego przeniósł wzrok na Kirę. - Nie znam.
- Angol!
- Anglicy.
Kapitan spojrzał na zegar.
- Będzie za pół godziny.
- Po co? Nie mają swoich kłopotów?
- Chyba mają nasze uciekinierki.
- Żartujesz.
- Powiedział: mamy waszą zgubę.

cdn

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.