czwartek, listopada 16, 2017

Tryptyk wyspiański - odsłona I - "Wyzwolenie" - "Modlitwa"

28 listopada 1907 r. skończyło się wyjątkowe życia. Umarł Stanisław Wyspiański. Miał 38 lat. "...sam widzę, że wobec Wyspiańskiego trzeba mi zejść dalej niż na drugi plan. Jestem sprawiedliwy, ale nie mogę powiedzieć, żeby mi to zrobiło przyjemność" - przypominam opinię Kazimierza Przerwy-Tetmajera*. Nie miała polska kultura podobnego Mocarza! Proszę mi wskazać kogoś, kto zbliżył się do artystycznego geniuszu tego jednego MISTRZA. Może ma egzaltacja trącać tanim uwielbieniem młodopolskiej pensjonarki - nic to. Nie stoję o to. Wiem, że NIKT równać się nie może temu, co pozostawił nam krakowski twórca.


"Ja jestem wiecznie jakiś marzeniem, jakimś zachceniem, jakimś pragnieniem bez nadziei dojścia... jakimś poematem wydaje mi się życie moje... ale wciąż drżę, ze ten poemat się nagle rozerwie... że przepadnie niedokończony" - sam pisał o sobie**. 

Nie wiem czy istnieje osobny blog, który sławi Ducha tak niezwykłego, jakim był S. Wyspiański. Mój podziw jest niezmienny od dziesiątków lat. 110. rocznica śmierci, to doskonała okazja, aby wrócić do świata fascynacji. To nie przypadek, że otwieram tą wędrówkę cytatem z "Wyzwolenia". Uwielbiam ten dramat. Cenię go wyżej od "Wesela". Mam wrażenie, że zepchnięto je w cień chocholego tańca. Takie mam odczucie. Dlatego będę chciał listopadową rocznicę czcić cytatami m. in. z "Wyzwolenia".
Tym razem "Modlitwa". Natchniona. Błagalna. Prorocza. Bardzo aktualna. Będę chciał, aby na tym blogu pojawiła się Nike Napoleonidów i jej gra w karty z generałem Chłopickim.

Pamiętam, niegdyś wchodziłem
do księdza, do pustelni,
i przystanąłem w sieni.
Pamiętam, gdy pozdrowiłem,
ci czyści i nieskazitelni
pojrzeli ku mnie zdziwieni.

O Boże! pokutę przebyłem
i długie lata tułacze;
dziś jestem we własnym domu
i krzyż na progu znaczę.

Krzyż znaczę Boży nie przeto,
bym na się krzyż przyjmował;
lecz byś mnie, Boże, od męki,
od męki krzyża zachował.

Byś mnie zachował od tego,
coś zasię za mnie przebył;
bym ja był z twoich wiernych,
a niewolnikiem nie był.


Bym ja miał z Ciebie siłę,
jak wierzę w Twoją wiarę,
i żebym się doczekał,
jak miecze ślesz i karę.

Byś to, coś zapowiedział,
dopełnił w moim życiu:
by zeszło światło w nocy
i trysnął zdrój w ukryciu.

By trysło źródło świeże
za laską Mojżeszową
i byś mi wskazał leże
i dach nad moją głową.

Byś zwiódł z wędrówki długiej
mój naród do Wszechmocy!
Byś dał, co mają inni,
GDY PRZYJDZIESZ JAKO DZIECIĘ TEJ NOCY.

Bożego narodzenia
ta noc jest dla nas święta.
Niech idą w zapomnienia
niewoli gnuśne pęta.


Daj nam poczucie siły
i Polskę daj nam żywą,
by słowa się spełniły
nad ziemią tą szczęśliwą.

Jest tyle sił w narodzie,
jest tyle mnogo ludzi;
niechże w nie duch twój wstąpi
i śpiące niech pobudzi.

Niech się królestwo stanie
nie krzyża, lecz zbawienia.
O daj nam, Jezu Panie,
twą Polskę objawienia.


O Boże, wielki Boże,
ty nie znasz nas Polaków;
ty nie wiesz, czym być może
straż polska u twych znaków!

Nie ścierpię już niedoli
ani niewolnej nędzy.
Sam sięgnę lepszej doli
i łeb przygniotę jędzy.

Zwyciężę na tej ziemi,
z tej ziemi PAŃSTWO wskrzeszę.
Synami my twojemi,
błogosław czyn i rzeszę!

- - - - - - -
Gwiazdka zeszła i świeci,
nad kolebką dziecięcą,
nad miłością zabłysła matczyną.
Światło błysło stuleci,
radość nocy tej święcą:
Gwiazda zeszła nad ŚWIĘTĄ RODZINĄ.

Oto dziecię w kolebce,
matka nad nim schylona.
Około niej Anieli?
Domże to mój? Mnie żona?
Któż te słowa mi szepce?:
ta z tobą dolę podzieli.

Koniec memu błąkaniu,
koniec mojej udręce.
W czyimże to szeptaniu?:
z tą ślubem sprzęgniesz ręce...


Idzie mi w... mesjanizm? Uderzam w religijną nutę? To po prostu ukłon w kierunku tego, który od 110. lat spoczywa na Skałce. W lutym 1906 r., a więc półtorej roku przed śmiercią,  Stanisław Wyspiański pisał do Elizy Pareńskiej: "Droga Pani! W tej chwili właśnie nastąpiło w gardle oderwanie języczka z jednej strony. Wobec tego proszę o łaskawe zatelefonowanie do Pana Baurowicza, aby mnie jak najśpieszniej odwiedził i aby się skomunikował z Drem Meyzlem. Najmocniej Drogą Panią przepraszam, ale piszę do Drogiej Pani, dlatego że nie wiem, o której godzinie teraz służąca zastałaby Dra Baurowicza w domu, a u Drogiej Pani jest telefon, to i porozumienie łatwe. Serdeczne załączam pozdrowienie, Stanisław Wyspiański"**. Kiła bezlitośnie pustoszyła organizm Artysty. 
Ostatnie chwile życia tego niespokojnego ducha tak oddała w swej książce, która jest tu kopalnią dla mnie źródeł, pani Monika Śliwińska: "We wrześniu 1906 roku Stanisław Wyspiański przeniósł się z rodziną do podkrakowskich Węgrzyc. We własnym gospodarstwie przeżył ponad rok, przez większość czasu przykuty do łóżka. Pracował w gorączkowym pośpiechu, na przekór postępującej chorobie. Pisał i rysował bezwładną, ropiejącą ręką ujętą w dwie deseczki i obandażowaną razem z palcami. Do tej ręki przywiązywano mu ołówek. Trzy palce u lewej ręki miał bezwładne"**. Cóż za degradacja zdrowia. 
Warto na koniec tej części planowanego tryptyku zacytować fragment listu do Lucjana Rydla z 1896 r.:

"WIESZ, ŻE NA SAMĄ MYŚL ŚMIERCI NIEDALEKIEJ TO CZUJĘ,
 JAK MI RUMIENIEC NA TWARZ WYSTĘPUJE I ROBI MI SIĘ GORĄCO, 
ZE WSTYDU ŻE JESZCZE NIC NIE POTRAFIŁEM,ŻEM NIC NIE ZROBIŁ"**.

* cytat za T. Januszewski "Kazimierz Przerwa Tetmajer", Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2015
** cytat za M. Śliwińska "Muzy Młodej Polski", Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2014

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.