środa, marca 08, 2017

Przeczytania... (199) Michael Farquhar "Sekrety carów. Intrygi, skandale i zbrodnie Romanowów" (Wydawnictwo Dolnośląskie)

Maria Teodorówna, czyli Dagmara duńska znów na okładce wydanej w Polsce książki. Jeśli napiszę, że znam JCW od wczesnego dzieciństwa, to ktoś dopisze: ten to jest fantasta! konfabuluje! A i jeszcze jedno: mitoman! Spieszę to już wyjaśnić. Mam przed sobą modlitewnik, którego tylko fragment tytułu zacytuję:  "Wielkie offcium albo codzienne nabożeństwo ku czci i chwale Boga w Trójcy Świętej Jedynego...". Wydano w Wilnie w 1901 r. "Nakładem i drukiem Józefa Zawadzkiego". "I co ma piernik do wiatraka?" - niecierpliwi się pan w ciemnym kaszkiecie. Chwilkę. Zanim dotrzemy do pierwszej modlitwy natrafiamy na "Kalendarz całego roku" i pod dniem 22 lipca czytamy: "Imieniny J. C. M. Ces.  Wdowy MARYI TEDORÓWNY". I sprawa jasna? Mam-że prawo pisać, jak powyżej? Owszem, nie wiedziałem po kim było owo wdowieństwo, aliści sama osoba obcą mi nie była. Tu także znajdziemy wpisy o innych członkach carskiej rodziny panującej (uparcie w historiografii nazywanej: Romanowami), ba! kilka stron dalej jest stosowna modlitwa. Ale - to nie ma być pisanie o modlitewniku sprzed stu szesnastu laty, ale o książce, której autorem jest Michael Farquhar pt. "Sekrety carów. Intrygi, skandale i zbrodnie Romanowów", w tłumaczeniu Jacka Szeli, Wydawnictwa Dolnośląskiego.
"Na ulicach zupełny porządek, ale jednocześnie każdy oczekiwał, że coś się wydarzy. wojsko czekało na rozkaz, ale druga strona nie zaczynała. Miało się podobne wrażenie jak w upalny dzień przed burzą. Wszyscy byli podnieceni i na skraju nerwowego wyczerpania" - to JIM Mikołaj II do swej matki, Marii Tedorówny, wdowy po JIM Aleksandrze III. Tak, pamiętny 1905 r. Rosja kipiąca gniewem rewolucji. I ON - imperator, który dźwigał brzemię ponad swe siły i intelektualne możliwości. Niestety ten, który nie potrafił wyciągnąć z tego faktu żadnych wątpliwości. Wiem, że krwawo los obejdzie się z carem i jego familią, niemniej my Polacy najmniej powinniśmy żałować tego ostatniego (formalnie był jeszcze jeden: Michał I Aleksandrowicz) niby-Romanowa, bo bez jego upadku trudno sobie wyobrazić odbudowę Polski od 1918 r.
W dalszym moim pisani daruję sobie pisanie mego "niby-Romanow", aby nie mącić zbytnio w głowach.  Ale ja naprawdę nie rozumiem dlaczego używamy określenia ruskiej dynastii, skoro ta de facto i de iure zgasła z osobą Piotra II w 1730 r. (jak dekadę później Habsburgowie z Karolem VI), panująca od 1762 r. linia Holstein-Gottorp zawłaszczyła sobie prawo do używania nazwiska "Romanow".
"Cara jawił się jako słońce rozsiewające dookoła promienie. Siedział dostojnie na tronie, otoczony przepychem, z berłem w ręce i w koronie na głowie" - i to nie ma znaczenia, że opis dotyczy cara Aleksego Michajłowicza Romanowa (1645-1676). Blask, jaki rzucali kolejni moskiewscy władcy, a w przyszłości ich petersburscy następcy, oślepiał kolejne pokolenia. Dla nas Polaków to ten władca, któremu Bohdan Chmielnicki oddał część Ukrainy. Nie szukajmy w tej książce takich szczegółów. Zresztą podejrzewam, że nikt nie sięga po takie popularne syntezy, aby grzebać się w zawiłościach wojenno-dyplomatycznych. Szukamy... sensacji. Bo i na nią nastawia się każdy, kto przekonuje Czytelnika używając magicznego słowa "sekret".
Pewnie, że wieli interesuje inność moskiewskich samodzierżawców. Na dźwięk samego "Piotr I" (niech mi będzie darowane, ale jeśli to nie cytat, to nigdy nie używam dopisku: "Wielki"/ "Вели́кий"). Pewnie, że imponował posturą, rozmachem reform i bezprzykładnym w swoich czasach okrucieństwem. Michael Farquhar cytuje m. in. Zofię Hanowerską (potomkinią tejże będzie angielska monarchini, Wiktoria Hanowerska): "Ma dużą lotność umysłu oraz ciętą i trafną ripostę, Szkoda jednak, że obok wszystkich zalet, którymi go natura obdarzyła, jego maniery są nazbyt prostacze. [...] Ma bardzo dobre serce i nadzwyczaj szlachetne uczucia. Muszę dodać, że nie upił się w naszej obecności, ale gdy tylko wyszliśmy, jego świta szybko to sobie powetowała". I to było charakterystyczne w zachowaniach Piotra i ocenach mu współczesnych: podziw, ale i prostactwo, mieszało się to w bardzo niebezpiecznych wybuchach mściwego satrapy. M. Farquhar pisząc dalej o pijaństwie swego bohatera i jego otoczenia, cytuje jakiegoś anonimowego uczestnika carskich biesiad: "...pozorna wesołość i hulanka sterowane były żelazną wolą naczelnego pedagoga, który nie znał żadnych granic: wszyscy się weselili na rozkaz, a nawet w rytm wybijany bębnami, i na rozkaz upijali się i zabawiali". Rosja będzie znała jeszcze pewnego "politycznego rubachę", dla którego ten, co nie pił był podejrzanym. To Stalin/Сталин.
Nie szukajcie w narracji Karola XII (choć jest słowo o Połtawie, acz nie kontekście wojny) czy naszego Augusta II. Za to jesteśmy świadkami dwóch okrucieństw tego panowania (1689 -1725): rzezi strzelców i mordu na Aleksym Piotrowiczu. O tym pierwszym zdarzeniu M. Farquhar pisze m. in.: "Przykład dawał sam car: zakasał rękawy i pozbawił głowy przynajmniej pięciu ludzi (jeśli nie więcej, gdyż źródła na ten temat nie są zgodne). [...] Piotr Wielki pokazał w najbardziej plastyczny sposób, jaki los czeka tych, którzy ośmieliliby się zagrażać państwu lub stanąć na drodze reform". Co do zabicia syna: "W rozumieniu cara śmierć syna, choć tragiczna, była konieczna. Aleksy okazał się wrogiem postępu i, gdyby żył, zniszczyłby wszystko, co ojciec zbudował. By upamiętnić ocalenie przed takim nieszczęściem, Piotr kazał wybić medal". Zrozumieć tego, ani ogarnąć rozumem chyba się po prostu nie da.
Czytając rozdział poświęcony Katarzynie I, natrafiamy na zapis z dziennika samej Wilhelminy von Bayreuth de domo Hohenzollern, córki Fryderyka Wilhelma I, a siostry Fryderyka II. Tak pisała o żonie Piotra I: "Caryca jest niska i krępa, ma bardzo ciemną karnację, brak jej szyku i wdzięku. Dość spojrzeć na nią, a widać plebejskie pochodzenie". Wiem, że różnie ocenia się wartość tych wspomnień, niemniej polecam zerknąć do całości, tam m. in dowiemy się skąd w Petersburgu (później Carskim Siole/Царское Село) znalazła się Bursztynowa Komnata, jak po prostacku zajmowali się Moskale z wizytą w Prusach. Dla mnie zaskoczeniem są cytowane fragmenty listów Piotra do Katarzyny: "Nie ma o czym pisać z tego miejsca, poza tym, że dojechaliśmy bezpiecznie, oraz tym, że ponieważ na czas picia wód lekarze zabraniają mi uciech, odesłałem kochankę do Ciebie, gdyż nie byłbym  w stanie oprzeć się pokusie, gdyby ona tu pozostawała".
Sam Michael Farquhar nie pozostawia nam zbyt pochlebnego obrazu Katarzyny I: "...8 lutego 1725 roku niegdysiejsza branka, chłopka Marta Skowrońska, została cesarzową Katarzyną I, jedynowładczynią Wszechrusi. Jej władanie był stosunkowo krótkie i jednostajne, gdyż pierwsze skrzypce grał Mienszykow, a cesarzowa była na ogół pijana. [...] Dwa lata po wstąpieniu na tron czterdziestotrzyletnia była chłopka zmarła".
Piotr II został sprowadzony do kilku zdań wstępu w rozdziale o cesarzowej Annie, bratanicy nieobliczalnego Piotra I. Śmiem twierdzić, że potoczna wiedza o władczyniach w XVIII-wiecznej Rosji ogranicza się tylko do Екатерины II Алексеевны. Warto chyba o Annie i Elżbiecie przyswoić sobie choć kilka zdań. O pierwszej z nim (lata panowania 1730-1740): "W przerwach od mordowania - czytamy w za M. Farquharem. - zwierzyny kierowała Anna uwagę na poddanych, oczywiście nie po to, by im przychylić nieba, ale by tresować ich we właściwych postawach".  O drugiej (lata panowania 1741-1762): "...lubiła kreować się na Matkę Rosję, dbającą o naród jak o własne dzieci. Wizerunek ten miał pozatwierdzać akty łaski i obietnica, że nigdy nie zarządzi egzekucji żadnego z poddanych (co nie dotyczyło tortur)". Cytowane są wypowiedzi francuskich dyplomatów na temat dwóch leków carycy: starzenia się i... śmierci. Szkoda, że przypomniano słownej reakcji Fryderyka II na wieść o jej śmierci. A to byłoby tym cenniejsze, że to wtedy objawił się cud domu brandenburskiego.
Szukam w takich książkach perełek. Autorom ich udaje się wydobyć z morza korespondencji, raportów, diariuszy wydobyć je i przekazać nam. Wiele mówi jedno zdanie o opisywanej osobie. Oto jedno z nich: "Księżniczka Zerbst łączy radość i żywiołowość, tak charakterystyczną dla jej wieku, z rzadko spotykanym intelektem i rozumem". To opinia króla Prus Fryderyka II (1740-1786) o młodziutkiej Zofii Auguście Fryderyce zu Anhalt-Zerbst, czyli przyszłej Katarzynie II. A jakże mamy cytaty z jej pamiętnika. Te, które nas powinny szczególnie interesować, to te o Karolu Piotrze Ulrichu von Holstein-Gottorp, czyli Piotrze III. Opinia jej o nim: "...przestał mnie w ogóle adorować. Doskonale rozumiałam, że chce mnie widzieć jak najrzadziej i że nie żywi do mnie zbyt wiele uczucia". Trudno, aby cytować każdą wypowiedź ówczesnej (przed 1762 r.) wielkiej księżny. To może tym razem coś o starzejącej się cesarzowej Elżbiecie (owa nie dożyła nawet wieku piszącego to tu teraz): "Mój podziw i wdzięczność dla cesarzowej były bezgraniczne. Lubiła powtarzać, że kocha mnie bardziej niż wielkiego księcia". Choć z drugiej strony jest też rys o okrucieństwie córki Piotra I: "Wyrządzała krzywdę bez powodu i wedle swojego widzimisię, nie starając się o żadne uzasadnienie".
Nikogo, kto choć pobieżnie zna biografię Katarzyny II, nie powinny dziwić sercowe podboje wielkiej księżnej. Jest jeden romans godny uwagi. Kochanek pisał: "Całe moje życie złożyłem u jej stóp, z oddaniem głębszym, niż to się dzieje w podobnych sytuacjach".  Trochę chaosu wprowadza sam Autor książki, kiedy podaje: "Romans [...] zaowocował ciążą. Trudno i w tym wypadku dociec ojcostwa dziecka, które nosiła". To był ów ojcem czy też nie? Czemu nas ten wątek tak zajmuje? Bo sprawcą tej ciąży (?) miał być... Stanisław Poniatowski. Ze swej strony dorzucam: stolnik litewski i ambasador Augusta III Sasa przy petersburskim dworze, a w przyszłość JKM Stanisław August, przez niektórych nazywany również "królem Stasiem".
W "Sekretach carów..." znajdziemy wszystko: namiętną miłość, zdrady, tragiczne śmierci, zabójstwa! Niemal, jak w tandetnej powieści romansowej. Z tą jedną różnicą, że to prawda, to fakty historyczne. Nie wiem czy można wierzyć w słowa Katarzyny II na wieść o śmierci jej męża: "Nie umiem wręcz wyrazić, jak bardzo wstrząsnęła mną ta śmierć. Ten cios zwalił mnie z nóg!". A wcześniej nie miała czasu, aby odpowiedzieć na jego listy?...
Zabawnie konkluduje Michael Farquhar rozbiory Polski. Wciska te fakty pomiędzy jej zdobycze łóżkowe: "Wprawdzie Poniatowski musiał w końcu wyjechać z Rosji, gdy wyszły na jaw polityczne intrygi Katarzyny, to jednak gdy kochanka została cesarzową, zrobiła z niego króla Polski po czym wchłonęła spory kawałek jego królestwa". Ten spory kawałek, to: 462 000 km² z 733 000 całości! Bardzo spory kawałek. Czepiam się? Wiem, że to nie książka pisana dla Polaków i przez Polaka. Dlatego zwyczajnie się nie czepiam. Zapewne poszukujący rodak treści bliskich sercu może poczuć się rozczarowany. Dla uspokojenia mogę powtórzyć za "Publishers Weekly": "Porywający styl Farquhara to prawdziwa przyjemność czytania". Ani myślę tego kwestionować. Bo czyta się "Sekrety czarów..." bardzo dobrze.
Na pewno ci wszyscy, którzy szukają podglądania, jak to bywało w carskiej alkowie nie odejdą od czytania, ba! nie będą rozczarowani. Bojąc się, że Katarzyna II zawłaszcza sobie zbyt wiele miejsca w tym "Przeczytaniu...", oddaję raz jeszcze głos Autorowi (co nie znaczy, że żegnamy się z imperatorowa  rodem z pruskiego Szczecina/Stettina) : "Katarzyna płonęła nieugaszonym ogniem namiętności, podsycanym przez nieokiełznaną, władczą seksualność Potiomkina. Znajdowało to swój wyraz w lawinie miłosnych listów, którymi go zasypywała". I sypią się obficie cytaty... Nie wiem czy pora pozwala na ich powielenie. Jeden ognistszy od drugiego: "Czuję się jak kotka w rui". Starczy!... Большой не нужно!...
"Należy się obawiać, że jeśli zostaną mu podcięte skrzydła, stanowczość jego charteru może się przerodzić w tępy upór, mogą pojawić się dwulicowość, tłumiona nienawiść, a nawet małoduszność, a szlachetność, którą można było w nim wykształcić, zostanie stłumiona przez strach, którym od zawsze napawa go własna matka" - to opinia od dorastającym Pawle I Piotrowiczu, synu Piotra III i Katarzyny II. Relacje z matką układały się według najczarniejszego życiowego scenariusza. Michael Farquhar podaje: "Katarzyna była w myślach Pawła jak upiór, który chce go unicestwić, tak jak zrobiła to z człowiekiem, którego uważał za swego ojca. Podobna niechęć oddalała matkę od syna. Im bardziej przekonywała się ona, że syn nie nadaje się na jej następcę, tym większe nadzieje pokładała w kolejnym pokoleniu". Stąd przywiązanie i bezgraniczna miłość do wnuków: Aleksandra i Konstantego (wybór imiona nie przypadkowy). Dwie opinie i Pawle. Pierwsza jego synowej, wielkiej księżnej Elżbiety: "Słyszano, jak mówił pod nosem, że nie zależy mu na tym, by być lubianym, lecz na tym, by się go bano. Jego życzenie zostało w zasadzie spełnione: jest znienawidzony i wszyscy się go boją". Druga ocena pochodzi od ambasadora Wielkiej Brytanii: "Od kiedy [...] wstąpił na tron, jego niepoczytalność pogłębiła się i obecnie objawia się w taki sposób, że zdejmuje każdego zrozumiałą trwogą". To wszystko nie usprawiedliwia mordu, jakiego na carze dokonano 23 marca 1801 r.
Zawsze mnie śmieszy, kiedy czytam o Aleksandrze I jako... zwycięzcy (czy nawet pogromcy) Napoleona Wielkiego / Napoléon  le Grand! "Na jego twarzy można było wyczytać dogłębną rozpacz. Ze łzami w oczach patrzył na resztki pułków, które go mijały" - wspominał świadek rosyjskiego  Imperatora świadek spod Austerlitz. Grzebię w pamięci, w jakiej to bitwie dowodząc osobiście carobójca (na pewno nie było to ... królobójstwo, gdyż nad Newą nigdy nie panowali królowie) zwyciężył Wielkiego Korsykanina? Cenny jest cytat, którego autorem był (po klęsce pod Frydlandem w 1806 r.) jakżeż znany w naszej historii wlk. ks. Konstanty Pawłowicz: "Jeśli nie chcesz zawrzeć pokoju z Francji, to daj każdemu z żołnierzy naładowany pistolet i każ im strzelić sobie w łeb! Osiągniesz dokładnie taki sam skutek, jaki uzyskasz, tocząc kolejną i ostateczną bitwę [...]". Śmieszy stwierdzenie, przy opisie spotkania obu cesarzy w Tylży (w 1807 r.): "Naprzeciw malutki Bonaparte, monarcha od lat niewielu, o pospolitym wyglądzie, ziemistej cerze, z wydętym brzuchem, ale o stalowych oczach". Aż chce się rzucać sarmackie "veto! veto! veto!". 
Dzięki  Michaelowi Farquharowi możemy zajrzeć za kulisy ówczesnej dyplomacji. Tak, cytując prywatną korespondencję Pawłowicza ukazuje jego zmysł polityczny, chytrość (geniusz militarny? mam co do tego wątpliwości): z listu do matki "Na szczęście, przy całym swoim geniuszu, Bonaparte ma słaby punkt. Jest nim  próżność. Postanowiłem więc poświęcić własną dumę dla ocalenia cesarstwa"; z listu do Fryderyka Willema III: "Uzbrój się w cierpliwość. Odzyskamy, co straciliśmy. Złamiemy mu kark. Na zewnątrz w słowie i czynie okazuję mu przyjaźń, ale w głębi serca pozostaję Twoim sojusznikiem". Nie zapominajmy, że obaj monarchowie byli spokrewnieni ze sobą poprzez osobę króla Prus, Fryderyka Wilhelma I (1713-1740), który był ich pradziadkiem. To dodatki skutek lektury. Nie, nie ma w książce drzewa genealogicznego (zbyt raziłoby germańskie pochodzenie panujących w Rosji?), ale samo czytanie (w każdym bądź razie na mnie) wymusza poszukiwania, grzebanie, rysowanie gałęzi. Niewiedza nie dałaby mi spokoju. I za TO właśnie cenię podobne publikacje. Uaktywniają się szare komórki. Nie jesteśmy tylko biernym odbiorcą, ale i odkrywcą! A, co było dalej, cytując klasyka, każdy dobrze wie! 
Na klęsce 1812 Wielkiej Armii gaśnie opowieść o carze? Bo ja wyczekiwałem triumfalnego pochodu tegoż aż nad Sekwanę. Jak czytelnik ma uwierzyć, że Aleksander I to nowe wcielenie Macedończyka czy innego Zdobywcy (może być z Normandii).  Tak, czuję głód wiedzy. Szczególnie w imieniu Czytelnika, który nie ma rozległej wiedzy i nie śledzi uważnie każdego odcinka "Przeczytań..." (patrz 126 i 131 odcinki cyklu). Tyle wątpliwości krąży dookoła ostatnich lat życia "zwycięzcy nad Napoleonem". A tu zaczyna się kolejny rozdział od zdania: "Po bezdzietnym Aleksandrze I na tron wstąpił nie starszy brat Konstanty, prawowity następca, bo ten zrzekł się korony [żeniąc się z polską szlachcianką Joanną Grudzińską, herbu Grzymała - przyp. KN; proszę zerknąć co się kryje pod przypisem 56], ale młodszy brat - Mikołaj". Dość drobiazgowo poznajemy okoliczności wstąpienia na tron wielkiego księcia, który nie był de facto przewidziany do jego dziedziczenia. 
To panowanie można chyba zamknąć w jednym zdaniu, jakie sam monarcha wyraził: "Nie potrzebuję mądrych, potrzebuję wiernych". Sprawa polska pojawia się przy okazji druku projektu konstytucji, który powstał jeszcze za Aleksandra I? Nie rozumiem tego zdania. Konstytucji Królestwa Polskiego - rozumiem, ale kolejny projekt? Nie dowiemy się, że było powstanie listopadowe lub wojskowa interwencja wobec Węgrów w 1849 r. Ważniejszy (i pouczający) jest los fregaty "Rafael". Dobrze, że nie zapomniano wspomnieć o dekabrystach czy wojnie krymskiej, choć o tym drugim zdarzeniu też bez przesadnej rozrzutności faktograficznej. Za to mamy pełną podziwu laurkę dla swej żony, Aleksandry (Fryderyki Luisy Charlotty Wilhelminy von Hohenzollern, córki wspominanego wyżej Fryderyka Wilhelma III), oto fragment listu: "Bóg obdarzył Cię tak cudowną osobowością, że ni ma człowiek żadnej zasługi w tym, że Ci kocha. Istnieję dla Ciebie, tak, Ty jesteś mną, nie wiem, jak wyrazić inaczej, ale ja nie jestem Twoim zbawieniem, jak mówisz. [...] Zawsze starałem się, na ile to było w mojej mocy, uczynić Cię jak najszczęśliwszą, jeśli tylko wiedziałem, jak tego dokonać". Podsumowaniem trzech dekad "żandarma Europy" (Autor tego określenie nie używa) panowania jest opinia jednego ze współczesnych: "Główną wadą panowania mikołaja Pawłowicza było, że całe ono było jedną wielką pomyłką".
Michael Farquhar pisząc o carze Aleksandrze II (1855-1881) skoncentrował się li tylko na okolicznościach zamachów na jego osobę. "A zbryzganym krwią śniegu widać było strzępy ubrań, epolety, szable, kawałki ludzkich ciał" - wspominał pułkownik Adrian Dworżycki. Nie poznamy z lektury "Sekretów carów...", że śmiertelny ładunek cisnął Polak, Ignacy Hryniewiecki. Za to mamy przyjmujący opis ostatnich chwil cara-reformatora pióra bratanka, Aleksandra Michajłowicza.
"Noszę się z zamiarem niewyrażenia zgody na ślub z Dagmarą, gdyż jej nie kocham i nie pragnę. Może byłoby lepiej, gdybym zrzekł się sukcesji. Nie czuję się na siłach panować. Mam za mało szacunku dla ludzi i nie cierpię tego wszystkiego. co wiąże się z tą funkcją" - nie podejrzewałbym, że takie słowa rodziły się w umyślę wilk. księcia Aleksandra Aleksandrowicza,  przyszłego cara Aleksandra III (1881-1894). Chciałbym widzieć jak to zwaliste monstrum płakało w obecności Dagmary Duńskiej. Nie spodziewałem się, że w książce M. Farguhara znajdę zapis z... Hansa Christiana Andersena. Bajkopisarz nie dość, że znał córkę Chrystiana IX od dziecka, to jeszcze był świadkiem, kiedy odpływała do swej nowej ojczyzny, Rosji: "Wczoraj na nabrzeżu, gdy przechodziła koło mnie, zatrzymała się i wzięła mnie za rękę. Łzy napłynęły mi do oczu. Biedne dziecko! Boże, wesprzyj ją na jej drodze! Podobno w Petersburgu dwór jest okazały, a carska rodzina życzliwa, ale zawszeć to nieznany kraj, inni ludzie i odmienne wyznanie. I nie będzie tam miała u boku starych znajomych". Ślub Saszy (śmieszy mnie, kiedy słyszę to imię w wersji... żeńskiej; to samo spotkało Nikitę) z Dagmarą odbył się w kaplicy Pałacu Zimowego. Szkoda, że dla Autora oczywiste jest używanie kalendarza... gregoriańskiego. Ale tu powinien czujność tłumacz (?), żeby zaznaczyć, że w Rosji jednak obowiązywała jego juliańska odmiana i 9 XI w 1866 r. był 24 X nad Newą.
Pewnie, że pikanterii dodają prywatne zapiski wielkiego księcia dotyczące nocy poślubnej: "Leżała już w łóżku. Nie da się opisać uczuć, które mnie ogarnęły, gdy przyciągnąłem ją do siebie. Obejmowaliśmy się i całowaliśmy bardzo długo. [...] Zsunąłem pantofle i podomkę i poczułem ciało ukochanej tuż przy moim". Skoro cytujący ten fragment M. Farquhar ucina to pisanie i ja dalej nie pójdę. Jeśli tą scenę zaliczyć do "carskich sekretów", to dla mnie wielkie zaskoczenie tej lektury. Dagmara Duńska (1847-1928), która stała się Marią Teodorówną (Fiodorówną), bez wątpienia należała do najpiękniejszy kobiet (głów koronowanych) swoich czasów. Moim skromnym (męskim) zdaniem ustępowała tylko pola cesarzowej Elżbiecie z Wiednia, słynnej Sissi (Elisabeth Amalie Eugenie von Wittelsbach). Warto przypomnieć, że w ten sposób Rosja zyskiwała jedyną nie-Niemkę jako cesarzową od czasów Katarzyny II! Warto tu też wyłuskać i taką ocenę przyszłej cesarzowej: "Gdziekolwiek się pojawiła, jej czarujący uśmiech podobijał ludzkie serca. [...] Była w Rosji nadzwyczaj lubiana i każdy obdarzał ją zaufaniem [...]".
Gdybyśmy śledzili tylko uczuciowo-rodzinne sceny z życia Aleksandra III, to otrzymalibyśmy obraz dobrego ojca, zakochanego męża. Autor cytuje chociażby jego list do żony z 1888 r. Mogę odesłać do "Sekretów carów...". Poruszający jest z kolei list Dagmary, jaki wysłała do swej matki królowej Luizy do Danii, po zamachu na teścia: "Nikt, kto na własne oczy nie widział tego potwornego widoku, nie jest w stanie nawet w przybliżeniu sobie tego wyobrazić! Biedny, niewinny cesarz; myślałam, że pęknie mi serce, gdy zobaczyłam go w takim stanie! [...] W życiu nie widziałam czegoś podobnego; nie, to było przerażające". To są te smaczki, dla których warto czytać. Trudno te zdarzenia zakwalifikować do kategorii sekretów, intryg czy skandali. Bez wątpienia mamy szansę podejrzeć rodzinę carską w bardzo dramatycznych i smutnych okolicznościach (bez względu na moje antypatie do JCM).
Michael Farquhar nazywa swego bohatera "reakcyjnym Goliatem", "rosyjskim niedźwiedziem". Podkreśla jego rosyjski patriotyzm. Choć też przypomina: "...genetycznie był niemal stuprocentowym Niemcem, uważał się za Rosjanina i wyglądał jak Rosjanin; także dlatego, że nosił tradycyjny ubiór: bufiaste spodnie, kolorowe koszule czy buty z wysokimi cholewami". Niewiele jest rysu satrapy Aleksandra III. Na szczęście jest wzmianka o planowanym zamachu na życie imperatora w 1887 r. Zerkamy do przypisów i szukamy "62", tam dopełnienie dotyczące Bronisława i Józefa Piłsudskich.
Opis śmierci cara porusza. Wzrusza, to co napisała Maria Teodorówna: "...chwila ściskająca za gardło, w której otworzyła się cała cudowna i pobożna dusza mojego anielskiego Saszy".
Żadnemu carowi nie poświęcono tyle miejsca, co Mikołajowi II (1894-1917). Przeszło pięćdziesiąt stron i aż trzy rozdziały. Dlaczego świat Romanowów runął w czasach rządów kogoś tak nijakiego? Zostawiam w ciekawości Czytelników. Mikołaj Aleksandrowicz i jego żona Aleksandra Fiodorowna (Wiktoria Alicja Helena Ludwika Beatrycze Hessen-Darmstadt) i ich dzieci: Olga, Tatiana, Maria, Anastazja oraz Aleksy - zebrali śmiertelne dla siebie żniwo zasiane m. in. przez poprzednika. 
Michael Farquhar napisał książkę "Sekrety carów. Intrygi, skandale i zbrodnie Romanowów" z myślą o swoim/rodzinnym odbiorcy. Czytelnicy, którzy wyedukowali się na książkach polskich czy rosyjskich (radzieckich?) historyków mogą poczuć niedosyt. Szczególnie nasz ego-historyzm polski poczuje braki. Ale to nie miała być książka pt. "Carowie, a sprawa polska". Inna kwestia czy życie rosyjskiej (niemieckiej) dynastii naprawdę skrywała aura wielu sekretów, intryg, skandali czy zbrodni? Chyba oszczędnie (czy wręcz znikomo) odnajdujemy ślady fascynacji panujących innymi kobietami, niż ślubne małżonki. Jeśli w przypisach znajdujemy dopełnienia od tłumacza pana Jacka Szeli, to może przy podobnych publikacjach pomyśleć o jakimś dopełnieniu "ze strony polskiej", ze strony wydawcy? Warto chyba byłoby dorzuć kilka złotych, aby wybitny historyk epoki uzupełnił to, czego z oczywistych względów nie ujął Autor. Polecałbym książkę M. Farquharowi każdemu, kto chce zainteresować się dynastią Romanowów (i ich potomków). To świetna gawęda, która daje pewne podstawy dla rozumienia Rosji od XVII do XX w. Minusem pozostanie dla mnie brak ikonografii czy bibliografii. Jedyną rekompensatą pozostaje na okładce reprodukcja urokliwego portretu Marii Tedorówny pędzla Władimira Makowskiego/Влади́мирa Его́ровичa Мако́вскoвo (1846-1920), ale to trochę zbyt mało.


PS: Prywatnie zabrakło mi choćby znamiennej wypowiedzi cara/króla Polski, Aleksandra II z 1856 r.: "Nie zamierzam niczego zmieniać. To, co uczynił mój ojciec, było słuszne (…). Szczęście Polski zależy od jej całkowitego złączenia się z ludem mojego cesarstwa. Żadnych złudzeń, panowie, żadnych złudzeń!".  

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.