sobota, sierpnia 01, 2015
Mój Broniewski IV - "63"
Po blisko roku powracam do poezji Władysława Broniewskiego? Czy nie należałoby stworzyć odrębnego blogu dla przywracania tej nietuzinkowej twórczości? A może taki jest? Nie szukałem. Wielu z nas pozostaje pod urokiem, siłą, mądrością strof Poety. Sierpień przyniesie jeszcze okazję, aby wrócić do Niego - tylko, że w trochę innej "formie". Jakiej? A, to niech na razie będzie moją słodką tajemnicą.
1 sierpnia może tylko kojarzyć się z godziną "W"? Dla wielu z nas na pewno TAK. Wybuch powstania, 63 krwawych dni, śmierć tysięcy, męka, zagłada. Tak, warszawskie dzieci poszły w bój!... A na "tygrysy" miały visy? Nie zapominajmy o przerażającej statystyce: co 10 powstaniec miał jakąkolwiek broń. Dookoła nas coraz mniej uczestników, świadków tamtych dni. Z każdym rokiem kogoś ubywa. Na naszych oczach odchodzi "pokolenie kolumbów". Kiedy mój wnuk dorośnie - nikogo z Nich już nie spotka.
Ten wiersz Władysława Broniewskiego ma bardzo wymowny tytuł: "63". Mariusz Urbanek w poruszającej biografii "Broniewski. Miłość, wódka, polityka" (Wyd. Iskry 2011), której trochę już jest na tym blogu, wspomina: "Opublikowana w lipcu w dwutygodniku «W drodze» pierwsza część «Bani» wzbudziła zachwyt. Pisano, że to poetycki klejnot, utwór o szerokim oddechu i wielkiej formie, a Broniewski zasiadł do kolejnej części. Ale nie zdążył wiele napisać. Wybuchło powstanie warszawskie. Przyglądał się z daleka, jak umiera miasto, któremu poświęcił tyle wierszy". O tym okresie nie dowiemy się więcej, poza tym, że wiadomości nadchodzące znad Wisły wytrąciły Mu pióro z ręki. Że dotarła wiadomość o rzekomej śmierci żony? O "63" nie wspomina, nie analizuje. Szkoda.
Ujazdowskiej już nie ma Alei,
została Golgota Męstwa.
Ja wykreślam Aleję Nadziei
i Most Zwycięstwa.
Ja nie jestem urbanistą, specem
od ustawiania cegły,
ale moje słowa dolecą
do Niepodległej.
Ockną się martwe ulice,
spojrzą milcząc:
Wolska, Krakowskie, Waliców,
Krucza, Wilcza,
skrwawiony łeb Żoliborza
padnie na tors Śródmieścia,
upiory szepną: "Może?
Wreszcie!...",
zarąbany wstanie Mokotów,
Praga, wielekroć krwawa,
nieugięte Wola z Ochotą...
Wierzcie: z orlim skrzydeł łopotem
zmartwychpowstanie WARSZAWA!
"Bani z poezją" nie dokończył. Idę drogą M. Urbanka i zacytuję fragment z tego dzieła, z którego zachowało się raptem "560 wersów z planowanych dziesięciu tysięcy, choć w liście do Tuwima Broniewski chwalił się, że ma już gotowe około półtora tysiąca":
Pół roku próżnowała "Bania
z poezją". Czemu? Od Powstania
w Warszawie - źle poetą być,
i wolę grzęznąć w ciężkie smutki
(na rym czytelnik czeka: wódki -
Nieprawda: wolę nie chcieć życ).
I choć tak nie chcę, choć tak wolę,
zalewam rozpacz alkoholem.
Obcowanie z Broniewskim za każdym razem jest jakimś zaskakującym odkryciem. Mam przed sobą wydanie "Wierszy i poematów" z 1970 r. (Wyd. PIW). Poszukajcie wiersza "Ja i wiersze". Niemożliwe, aby przejść obok tych strof obojętnie. Skoro je zostawiam tu, to znaczy, że mną targnęły (jak wiele innych w tym tomie).
troska, troska okrutna
o świat plugawy
i nieskończenie smutna
pamięć Warszawy,
o świat plugawy
i nieskończenie smutna
pamięć Warszawy,
o której myślę codziennie
że może tam wszystko wymarło,
i co noc powtarzam bezsennie
twe imię, Mario.
Widziałem pod Nahariją
słońce, jak w "Smutno mi, Boże",
słońce było twoją wątłą szyją,
przerżniętą nożem.
Myślałem: "Z dymem pożarów
padły mury Starego Miasta..."
Miła, ja płaczę, daruj:
rozpacz narasta...
i co noc powtarzam bezsennie
twe imię, Mario.
Widziałem pod Nahariją
słońce, jak w "Smutno mi, Boże",
słońce było twoją wątłą szyją,
przerżniętą nożem.
Myślałem: "Z dymem pożarów
padły mury Starego Miasta..."
Miła, ja płaczę, daruj:
rozpacz narasta...
Bezradny, samotnie sterczę
u wód Lewantu
i tępo musztruję te wiersze
na wzór sierżantów.
A mnie to na nic, na nic,
i niepotrzebne nikomu,
skoro moja ojczyma bez granic,
serce - bez domu.
i tępo musztruję te wiersze
na wzór sierżantów.
A mnie to na nic, na nic,
i niepotrzebne nikomu,
skoro moja ojczyma bez granic,
serce - bez domu.
Że wyszło więcej, niż chciałem? "63" był tylko pretekstem. Do powrotu do Poety. Do innego zatrzymania się nad 1 sierpnia 1944 r. I tego, co działo się do 2 października 1944 r. W odległej Palestynie Poeta cierpiał, tęsknił. Dziwić się potem, że wrócił nad Wisłę? Że stał się piewcą rewolucji? On - jeden z wielu bohaterów wojny polsko-bolszewickiej, więzień sowieckich łagrów, żołnierz II Korpusu Polskiego? I dlatego warto wracać do Broniewskiego. Nie tylko 1 września, i nie koniecznie z samym tylko "Bagnetem na broń"...
Umiesz zaskoczyć czytelników. Niemniej zaskakująca jest twórczość Broniewskiego. Już szukam tego zbioru poezji o którym wspominasz. Yaga
OdpowiedzUsuńStaram się. Tym bardziej, że druzgocące są ponoć statystyki. 7 % młodych ludzi kojarzy historycznie datę 1 VIII 1944 r.? Zgroza!
UsuńCenny wpis. Lubię poezję Broniewskiego może i dlatego, że ją rozumiem.
OdpowiedzUsuńWitam w klubie!... Czas sięgać po Jego wiersze i tych, którzy wtedy tworzyli. Zapomnieć tak cenne dziedzictwo byłoby barbarzyństwem.
OdpowiedzUsuńDziękuję za przypomnienie Broniewskiego i zapraszam na wpis o innym świadku tamtych dni: http://mojepodrozeliterackie.blogspot.com/2015/08/powstanie-warszawskie-odnalezione.html#comment-form
OdpowiedzUsuńSkorzystam z zaproszenia. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń