wtorek, lutego 04, 2014

Generałowie wojny secesyjnej/civil war - częśćI - generał Joseph E. Johnston bohater znad Bull Run / pod Manassas (21 lipca 1861 r.)

Historia lubi igrać sobie! I ze swoimi uczestnikami i... z nami, którzy ją po latach na nowo odkrywamy. 14 lutego 1891 r., kilka dni po swoich 71. urodzinach, zmarł generał William Tecumseh Sherman. Wśród uczestników pogrzebu człowieka, który spalił Atlantę, obrócił w ruinę Południe/Dixi i de facto rzucił na kolana Skonfederowane Stany Ameryki (C.S.A.) znalazł się sędziwy starzec, kiedyś przeciwnik/wróg, a teraz przyjaciel: 84-letni generał Joseph E. Johnston. To oni 26 kwietnia 1865 r. w pobliżu Durham spotkali się. Z tym, że nieboszczyk Sherman przyjmował kapitulację Johnstona, jako jednego z ostatnich dowódców podległych generałowi Robertowi E. Lee i stolicy Richmond! Teraz ten sam Johnston stał nad grobem tego samego Shermana. Deszczowa pogoda nie była chyba odpowiednią dla sędziwego weterana civil war. Upór, ale przede wszystkim chęć oddania czci temu, który go ostatecznie pokonał sprawiło, że Johnston stał nad grobem z odsłoniętą głową, kapelusz trzymał w ręku. Żadne prośby i naciski nie zmieniły jego decyzji? Uparty starzec miał nawet odpowiedzieć, że gdyby Sherman stał nad jego mogiłą też nie miałby nakrycia głowy. Skutki nie kazały na siebie długo czekać. Bohater m. in znad Bull Run zaziębił się, a wynikłe z tego powikłania po prostu zabiły go! Zmarł 21 marca 1891 r. Chciałbym choć w drobnym zakresie przypomnieć wojenną (secesyjną) kartę z życia generała Josepha Egglestona Johnstona. Jedną! Ale jakże ważną - nazywa się: bitwa nad Bull Run lub pod Manassas. Amerykanie dodają jeszcze: pierwsza bitwa nad lub pierwsza bitwa pod...


Gen. Robert E. Lee
Znowu, jak głodny zwierz rzucam się między amerykańskie strony i szukam ciekawostek z życia Generała, którego znam, jako jednego z najwybitniejszych najwyższej rangi oficerów Skonfederowanych Stanów Zjednoczonych. Gdybym miał porównywać Jego biografię z tą, którą napisało życie Roberta E. Lee musiałbym stawiać wiele znaków równości. Wiemy już doskonale, że obaj byli synami Południa/Dixi, że obaj byli na tym samym roku West Point (Johnston ukończył ją z 13 lokatą, kiedy Lee z 2!) i walczyli w wojnie z Meksykiem! Ale, kiedy Robert tylko dosłużył się w armii Stanów Zjednoczonych stopnia podpułkownika, to Joseph był generałem. Nie mam jednak tak głębokiej wiedzy na temat talentów dowódczych obu Generałów, a by rozstrzygać, który z nich był zdolniejszym i wyśmienitszym strategiem. Okazuje się, że dla wielu, to Johnston, a nie Lee zasługiwał na to, aby na stałe dowodzić Armią Północnej Wirginii. Pozostawmy te spory specjalistom i prawdziwym znawcom epoki. Było jeszcze jedno spoiwo, które łączyło obu przyjaciół: obaj byli synami ojców, którzy uczestniczyli w I wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Jak to "pierwszej"? Bo dla Amerykanów z Alabamy, obu Karolin, Wirginii i pozostałych "zbuntowanych stanów", wojna, która rozpętała się po zdobyciu Fortu Sumter nazywana jest: DRUGĄ WOJNĄ O NIEPODLEGŁOŚĆ! Ojcem przyszłego Generała był Peter Johnston. I to jemu zawdzięczamy, że dziecko urodzone 3 lutego 1807 r. w Longwood House nazwano  Joseph Eggleston po dowódcy, pod jakim służył pan Johnston  w czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych (1775-1783). Na tym nie koniec związków z tym okresem. Mało tego - matka dziecka, Mary Wood, była siostrzenicą samego Patricka Henry'ego - jednego z "ojców założycieli", ba! autora słynnych słów "WOLNOŚĆ, ALBO ŚMIERĆ!/GIVE ME LIBERTY, OR GIVE ME DEATH!". Gdyby to dotyczyło naszego bohatera narodowego, to napisalibyśmy: wzrastał w domu o głębokich tradycjach patriotycznych. 
Flaga Skonfederowanych Stanów Zjednoczonych (C.S.A.)
Kiedy Wirginia ogłosiła secesję, pamiętnego 17 kwietnia 1861 r., generał Joseph E. Johnston  nie wahał się, jak ma postąpić. 22 kwietnia dotychczasowy generał brygady i Kwatermistrz Generalny Stanów Zjednoczonych oddał swój talent dowódcy na usługi zrewoltowanej Ojczyzny! Bardzo wysoko cenił go generał Winfield Scott. Drogi podwładnych (bo do nich tez zaliczał się R.E. Lee) i synów Wirginii rozchodziły się w dramatycznych okolicznościach. Joseph i Robert wybrali swoje "małe Ojczyzny", kiedy Scott został wierny przysiędze złożonej na gwieździsty sztandar Stanów Zjednoczonych. 
Źle rokowało karierze Johnstona, że nie potrafił się porozumieć z prezydentem Jeffersonem Davisem
Gen. P.G.T. Beauregard
(również, a jakże, absolwentem West Point). Prozaicznie chodziło o... awanse generalskie. W końcu  był najwyższej rangi generałem z dawnej armii jankeskiej, który opowiedział się za Konfederacją! Mógł spodziewać się czegoś więcej, a nie zrównania z wczorajszymi pułkownikami? 

Jego dzieckiem była Armii Shenandoah, którą dowodził w czerwcu i lipcu 1861. Wśród mu podległych dowódców znaleźli się wtedy m. in. generałowie Thomas Jackson (w nadciągającej bitwie zyska swój przydomek: "Stonewall") oraz Edmund Kirby Smith (jako ostatni skapitulował dopiero 2 czerwca 1865 r.). Chrzest bojowy Armia gen. J. E. Johnstona przeszła 21 lipca tego roku nad Bull Run, zwanej też pierwszą bitwą pod Manassas.  
Gen. Pierre Gustav Toutant Beauregard uginał się pod ciężarem ataków wojsk gen. Irvina McDowella. Jak podaje Leon Korusiewicz: "Żołnierze obu stron walczyli dzielnie. Pod silnym natarciem wojsk Unii lewe skrzydło południowe zaczęło ustępować w nieładzie, zwycięstwo wydawało się przechylać na stronę Unii". Jak dalej czytamy "...raporty wysyłane do Richmond, jak i Waszyngtonu donosiły o zwycięstwie Północy". I wtedy na polu bitwy zjawił się Johnston!
Gen. Th. Jackson na Wzgórzu Hilla - 21 VII 1861 r.
Paniczny odwrót wojsk Unii znad Bull Run - 21 lipca 1861
Prezydent A. Lincoln
"...oddziały gen. Johnstona wprost z pociągów ruszyły do ataku" - podaje Korusiewicz. Ofensywa wojsk Unii rozsypała się, jak domek z kart! W jej szeregi wdarła się panika?! Nagle przeciwnik, który już miał kapitulować urósł w siłę! Oto zwierzyna stała się myśliwym! Żołnierze McDowella, po godzinie walki. rozpoczęli... paniczny odwrót? Fortuna zaświeciła nad wojskami Beauregarda i Johnstona! Żeby było zabawniej (?) w Waszyngtonie niemalże świętowano już zwycięstwo nad Konfederatami! Chciałbym widzieć, jak prezydent Abraham Lincoln wrócił ze swego rekonesansu, na którym poznał prawdziwy przebieg "zwycięstwa McDowella". Powiedział zebranym: "Nie mówcie nikomu. To nie jest prawda. Bitwa jest przegrana. Telegraf donosi, że McDowell jest w pełnym odwrocie i apeluje do gen. Scotta, żeby ratował stolicę". Poruszający jest zapis stanu ducha uchodzących z pola bitwy jankeskich żołnierzy korespondenta "Timesa", który donosił do Londynu: "...przyglądając się bliżej ludziom, zauważyłem, że należeli oni do różnych pułków: z Nowego Jorku, Michigan, Rhode Island, Massachusetts, Minnesoty - wszyscy pomieszani bezładnie. Wielu z tych ludzi było bez tornistrów, strzelb i pasów na naboje. Niektórzy nie mieli ani płaszcza, ani butów, inni byli okryci kocami". 
Wielki przegrany znad Bull Run - gen. Irvin McDowell
Nie zapominajmy o... pikniku, jaki beztroskie "waszyngtońskie towarzystwo" urządziło sobie na polanach i wzgórkach nad Bull Ran. Panika wśród żołnierzy, to jedno, a panika wśród krynolin i cylindrów, powozów i piknikowych koszy - to dopiero dopełnienie dramatu. I jeden, ceglany most. Oj! gdybyż umiał opowiadać... Stoi do dziś i jest niemym świadkiem bezgranicznej beztroski i głupoty ówczesnych "pań i panów z towarzystwa". Szybko wywietrzało im z lokowanych głów, że wojna, to przedstawienie. Krew i śmierć stanie się udziałem dziesiątków tysięcy Amerykanów!...
Most nad Bull Run
Nadciąga odsiecz Johnstona!...
Zarzucono później m. in. Johnstonowi, że wykazał się zbytnią ostrożnością, że powinien był zadać morderczy cios przeciwnikowi, a nie wycofać się, ba! uderzyć na Waszyngton? To pogoda (i tym razem ulewny deszcz zmienił bieg historii), zmęczenie walką i dezorganizacja wojsk konfederackich uniemożliwiły pościg. W konsekwencji ratując... Unię?
Jefferson Davis
To właśnie po Bull Run posypały się owe generalskie awanse, o których już wspomniałem. Johnston nie potrafił powstrzymać emocji i napisał list do prezydenta Davisa, w którym padły pod adresem głowy państwa ciężkie słowa "...nadszarpnięta została moja, uczciwie wywalczona sława. Zlekceważona tą decyzją mnie jako żołnierza i człowieka". Prezydent, który zaliczał się do osób dość drażliwych i wyczulonych na swoim punkcie, a do tego pamiętliwych odebrał te słowa, jako obelgę i niesubordynację rozgoryczonego generała! Ta sprawa kładła się cieniem na stosunkach obu panów w przyszłym okresie. Nigdy nie znaleźli linii wspólnego porozumienia.
Wojna miała trwać jeszcze bez mała cztery lata...
Pole bitwy dzisiaj...

2 komentarze:

  1. Kurde - ile można o tej wojnie secesyjnej???? A mi ciągle MAŁO! A może temat sex w historii. W końcu idą Walentyny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde - temat rzeka! A dopływy, a delty? Końca nie widać! Co do sexu, to chyba nie ten profil blogu. Ale o miłości na szczytach historii? Dlaczego nie?

    OdpowiedzUsuń