poniedziałek, stycznia 13, 2025
My english adventure - odcinek 16 - Buckingham Palace
"My english adventure" - osiąga finałowy punkt zwiedzania, pamiętnej dla mnie środy 18 września AD 2024. To już ostatni odcinek tego cyklu poświęconego stolicy nad Tamizą. "Wszystko w życiu ma swój kres" - śpiewała przed laty Anny German. Tak też musiało się stać i tym razem. Na liście, którą sobie stworzył mój syn Maciej, to punkt wieńczący dzieło naszego advenczerowania tego konkretnie dnia. Zwieńczenie niemal-że z przytupem? Dla mnie na pewno - tak. Każda minuta spędzona na tym wędrowaniu, to dla mnie przeżycie przeżyć. Starczy sprawdzić ile odcinków poświęciłem tylko tej środzie. Kogoś może dziwić rozwlekłość tej relacji? Ja tak to widzę, ja tak to opisuję. Że się na ten czas blog zrobił mono-tematyczny? Oto moja przygoda z historią! Wyjątkowa! Jeśli jednak będzie mi kiedyś dane, aby znowu przejść od Westminsteru pod Buckingham Palace, to już nie będzie ta emocja.
Staram się nie uronić niczego z otoczenia placu. Stąd i nie dziwota, że moją uwagę skupia uliczny... słupek. "Warum?" - zapyta nieznajomy z Bundesrepublik. A, bo zostały na nim umieszczone inicjały zmarłej królowej Elżbiety II (1952-2022). Dla mnie to owe smaczki, na które uczulam każdego. Taki pałac, pomnik czy kamienicę dostrzeże każdy i każdy mu pstryknie foto lub uwieczni na swoim selfi. Ale jakiś tam słupek? Zatem patrzmy i widźmy! I fotografujmy. Warto. Obraz miasta z takimi detalami naprawdę staje się jeszcze bardziej interesujące.
To nie jest brama do Buckingham Palace. To wejście do ogrodu, którym ruszymy, kiedy już ostatnie pstrykanie pomnika królowej Wiktorii Hanowerskiej (1837-1901) wygaśnie. Wtedy też po raz kolejny spotkamy szare wiewiórki. Jedna autentycznie zapozowała mi. Efekt oceńcie sami.
Oto brama Buckingham Palace! Dla niewtajemniczonych: proszę nie mylić pałacu z bohaterem książki A. Dumasa-ojca "Trzej muszkieterowie". Ten z powieści, to George Villiers, 1. książę Buckingham (1592-1628). Sam Buckingham Palace został wzniesiony dopiero na początku XVIII w. Prawie osiemdziesiąt lat po zamachu w Portsmouth, którego skutecznie dokonał John Felton na wspominanym tu księciu, faworycie m. in. JKM Karola I (1625-1649).
Niestety, nie byłem świadkiem zmiany warty przed siedzibą JKM Karola III. Gwardziści w swych historycznych mundurach stali, a jakże. Nie dysponuję jednak sprzętem, który umożliwiłby mi wykonanie dobrej jakości zbliżenia ich sylwetek. Tu też dostrzegłem strażników monarszej siedziby. Życzliwy uśmiech dodał mis skrzydeł.
Nie pozostało mi nic innego, jak zachwycać się fasadą, a potem pomnikiem pierwszej cesarzowej Indii. Krótka, w jednym słowie zaklęta ocena? Olbrzym! Na miarę czasów i znaczenia JKM Wiktorii Hanowerskiej, której imię stało się synonimem epoki, jak wcześniej JKM Elżbiety I. Mam problem, kiedy w znanym sobie programie produkcji angielskiej słyszę o stylu: edwardiańskim czy gregoriańskim. Bo po prostu nie wiem, do którego władcy przypisać ów styl!
Oto prawdziwe zwieńczenie londyńskiego advenczerowania! Czy byłem zachwycony? Tak. Czy byłem zmęczony? Nie. Zabrakło dnia, aby nasycić się każdym kątem, każdą cudownością, jaką można odnaleźć nad Tamizą. Wiedziałem, że tak będzie. I wolę tego nie rozdrapywać, bo to... boli. Że tak mało, choć i tak dużo. Byłoby ojcowską niewdzięcznością z mojej strony, gdybym robił z tego powodu wyrzuty mojemu synowi Maciejowi. Po prostu Londyn kusi tyloma cudami, że ukontentowaniem musiałby być tydzień tylko tam!
To już powolne wycofywanie się. Park. Stacja metra: Green Park. Znowu bramki. Byliśmy już tu? Tak, w odcinku o metrze. I powrót na stacje kolejową, od której wszystko się zaczęło. St Pancras. Oczekiwanie na pociąg do Corby. Ale to nie było jałowe wlepianie się w zegarek czy to już na nas czas...
To tu wypiłem prawdziwą, angielską herbatę! Tak, londyńska bawarkę. "Z mlekiem?" - kwasie się pan z logo Realu Madryt na wypłowiałej bluzie. Z mlekiem, proszę pana! Na początku się wzdrygnąłem. Do tego stopnia, że syn chciał już zamówić herbatę bez mleka. ale doszło do mego rozumu, że skoro już tu jestem, to przecież grzechem byłoby nie skosztować angielskiej herbaty! No to ją wypiłem. Do ostatniej kropelki. "I smakowało?" - pan od kwaszenia nie dowierza. Napiszę coś, co zaskoczy wielu: bardzo! Trochę, jak nasza kawa zbożowa z mlekiem. Niestety tego faktu nie uwieczniło fotograficzne oko.
Na otarcie łez było kupowanie drobiazgów dla moich osobistych Wnuczków i zerknięcie do księgarni, aby się przekonać ile książek historycznych czeka na angielskich miłośników historii. Pewne polonica też natrafiłem! Oj, cud, że nie znam języka...
No i powrót do Corby! Która już była? Po 23?
Koniec odcinka 16, londyńskiego. Zamykam wspominanie dnia 18 września 2024 r. Czekał na mnie czwartek. Czekało na mnie kolejne magiczne miejsce: CAMBRIDGE!
Strony, na które i ja spoglądałem...
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.