niedziela, stycznia 05, 2025
My english adventure - odcinek 14 - Trafalgar Square, czyli witaj Nelsonie!
"My english adventure" - cały czas trwa, kurczowo trzymamy się Londynu! Dopiero dotarliśmy na Trafalgar Square! Kolejne magiczne miejsce. I chyba nie powinno być odwiedzania stolicy Anglii bez obecności na tym placu. Tak, uważam, że obecność tu jest obowiązkowa i bez krętactwa: tak prowadzić swoje advenczerstwa, aby znaleźć się tu, gdzie (jak się okazuje) stały drzewiej... królewskie stajnie! [1]
"Na tę wiadomość ludzie zrywali się z miejsc i bledli, jakby usłyszeli o stracie bliskiego przyjaciela. Nagle odebrano nam obiekt naszego podziwu i miłości, dumy i nadziei. Wydawało się, żeśmy pojęli dopiero teraz, jak bardzo go kochaliśmy i czcili" - pisał na wieść o śmierci admirała poeta Robert Southey (1774-1843). [2] Bo trudno nie myśleć o admirale Horatio Nelsonie (1758-1805), skoro na jego cześć postawiono kolumnę, a plac ozdobiono nazwą wielkiego triumfu nad flotą francusko-hiszpańską! Czasu zabrakło, aby stanąć nad grobem Wielkiego Admirała, którego ciało sprowadzono do Anglii i pochowano w Londynie w katedrze św. Pawła!
Kolumna budzi podziw od pierwszego wzroku rzucenia! Ale nim doszło do wnikliwego obejrzenia tego wyjątkowego pomnika trzeba było coś... zjeść! Tak, głód wygrał w tej chwili z Nelsonem. Coś dla ciała. I w czasie, gdy zabieraliśmy się do konsumpcji przesmacznej pizzy zadzwonił telefon! Z Bydgoszczy! Dzwonił mój serdeczny kolega, Sławek. Chciał się umówić na męskie spotkanie. No i spadła nań niespodziewana moje odpowiedź, że nic z tego... bo... jestem na Trafalgar Square i zabieram się do zaspokojenia głodu, czyli zjedzenia rzeczonej pizzy. "Gdzie jesteś?" - niedowierzanie było silnie akcentowane. Musiałem powtórzyć: "Na Trafalgar Square! w Londynie!". Chciałbym ujrzeć jego minę w tej chwili. Musiała być wyjątkowa. Też by mnie wryło.
Kiedy ciało zostało nasycone (i inne potrzeby, o których niestosownością byłoby pisać) mogliśmy wrócić z synem Maciejem na gwarny plac, cel naszej eskapady spod Westminsteru. Zmęczenie? Ja żadnego nie odczuwałem. Rok wcześniej uciekłem śmierci w ostatnim momencie! A teraz przemierzałem londyńskie ulice, skwery i place z rześkością, o jakiej mogłem w 2023 r. tylko pomarzyć. Taka był też myśl przewodnia mego Syna, aby sprowadzić mnie na kilka dni do Wielkiej Brytanii: abym zobaczył trochę świata. Szkoda, że bez mojej Elki. Czy jednak zdzierżyłaby moje fotograficzne fanaberie? Mój Syn jeszcze jakoś to dźwigał...
To wnętrze sklepu jaki mijaliśmy z tym stylowym autem. Wnikliwie oko dostrzeże moje w szybie odbicie. A propos samochodów! Ciekawe czy ktoś z czytających wie dlaczego po angielskich ulicach jeżdżą różowe taksówki? Krótko pisząc: skutek napływu m. in. nad Tamizę islamskich emigrantów. To taksówki dla samotnych kobiet arabskich. Za kierownicą ich siedzą, albo bardzo sędziwi kierowcy, albo inna kobieta. Widziałem taką w Corby. Widziałem i uwieczniłem na Trafalgar Square!
"Witaj Nelsonie!" - chciałoby się krzyknąć w tym wyjątkowym miejscu. Albo bardziej dostojnie: "Witaj Wielki Admirale!". Ale chyba niewiele widział ze szczytu kolumny, tyle -dziesiąt metrów nad ziemią. Jestem duchowo wychowany na dorobku imperialnego Rzymu i takie monumentalne uczczenie Wodza, którego kilkumetrowy posąg wznosi się wśród chmur, robi na mnie wrażenie. Wiadomo Rzym ma m. in. kolumnę Trajana, nasza Warszawa Zygmunta III Wazę, a cesarskim Berlin Kolumnę Zwycięstwa. Dla mnie ważne kroki, aby ukazać na czym polega dziedzictwo europejskie. I znowu bardziej mnie zachwyca kunszt kamieniarzy, którzy wydobyli ze skały trzon tak niezwykłego pomnika, niż to kto w ogóle zaprojektował całe dzieło. Niestety mój aparat, to tylko dodatek do mego smartfonu. Efekt jaki wydobyłem proszę samemu ocenić. Mnie on do końca nie zadowala. Cieszy jednak fakt, że byłem właśnie na Trafalgar Square!
Ech, te lwy! Tu bronią dostępu do kolumny? Mi imponują swoim majestatem. Jestem nimi po prostu zachwycony. Kiedy za kilkanaście minut mieliśmy stanąć przed pałacem Buckingham powiedziałem memu Synowi, że powinienem napisać tekst: "Londyńskie lwy". Byłoby o czym pisać, bo przecież najpierw była katedra westminsterska, teraz Trafalgar Square, potem droga ku pałacowi, a na koniec siedziba JKM Karola III. Lwów ci tu pod dostatkiem.
Ale Trafalgar Square to nie tylko upamiętnienie herosa z przełomu XVIII i XIX w. Ciekawe ile osób, na podstawie wykorzystanego tu kadru, określi jakiego państwa ambasada ma swoją siedzibę kilkadziesiąt metrów od miejsca, które głównie skupiało moją uwagę? A gmach artystycznej świątyni? Kolejne antyczne odniesienie! To National Gallery. Pozostało tylko nieznaczące spojrzenie w jej kierunku. Myśl o zwiedzeniu? Niestety nierealna. Na to musielibyśmy na dłużej zakotwiczyć w Londynie. I z tym się musiałem liczyć nawet nim wyleciałem tu, gdzie byłem. Mój Syn wybrał kilka ważnych miejsc i ku nim dążyliśmy, i je widzieliśmy. Raz jeszcze: dziękuję!
Trafalgar Square, to też upamiętnienie dwóch monarchów. Obu widzimy na wierzchowcach. Obu w dość majestatycznych pozach. JKM Jerzy IV (1820-1830) chyba nie wzbudza żadnych emocji w polskim odbiorcy historii Anglii. Wiadomo, że pomnik jest idealizacją i kreacją wizualną, która przeczyła rzeczywistemu wizerunkowi monarchy! Gdzie monstrualna nadwagą Jego Królewskiej Mości? Tu nam się jawi mąż przystojny, szczupły. Oto kolejny przykład, jak sztuka oddawała swoje talenta na usługi domu hanowerskiego!
Drugi z konnych monarszych pomników był bohaterem cyklu "Kartki z podróży". Tam dość szczegółowa historia pomnika JKM Karola I Stuarta (1625-1649). Nie czas tu pisać o burzliwych losach tego władcy, jego wojnie z parlamentem, zwycięstwie O. Cromwella, egzekucji i czasowym upadku monarchii angielskiej. Przypomnę, że pomnik znikał z placu. Upadł król, upaść też miał jego pomnik! Początkowo nawet miał być zniszczony, aliści znalazł się człowiek, który z narażeniem siebie samego ów przechował i oddał JKM Karolowi II (1649-1685), gdy ten powrócił na ojczyzny łono... Chwała temuż, bo dziś cały czas możemy podziwiać dzieło z XVII-wieku w niezmienionej formie i treści!
Ubawiły mnie tablice informacyjne, ostrzegawcze. Okazuje się, że gołębie to nie tylko problemy bydgoski. Okazuje się, że dyscyplina turystów też pozostawia wiele do życzenia. Zatem przypominam: po pierwsze: nie dokarmiamy ptactwa!; po drugie: nie wspinamy się i nie siadamy na rzeczonych lwach! Czujne oko kamer jakby co zerka na nas. Chyba szkoda tracić bezcenne funty na mandaty.
Trzeba pożegnać Trafalgar Square! Trzeba skorzystać z przejść dla pieszych. Żadna sensacja! - obruszy się jakiś światowy bywalec. A nieprawda! Tu moją uwagę skupiła... sygnalizacja świetlna. Nie, żeby takowej nie było w mej rodzimej Bydgoszczy. Ale takich cudaków nad Brdą nie widziałem, a i nie wiem czy są w jakichś innych miastach między Odrą, a Bugiem...
Niby nic takiego, a moją uwagę zwróciło. Z żalem żegnałem Trafalgar Square. Czekał nas spacer w kierunku Buckingham Palace! kolejny dreszczyk emocji. Skąd mogłem wiedzieć, że wkrótce spotkam bohaterów, których podziwiam od lat? Wzbudzałem radość i zadowolenie mego syna Macieja, bo dane mi było dzięki niemu przeżyć kolejny dreszcz emocji. Szczegóły poznacie w kolejnym, piętnastym już odcinku cyklu, pt. "Droga do Buckingham Palace". I to będzie ostatni odcinek poświęcony Londynowi. A może skroi się jednak jeszcze jeden?
[2] cytat za Ch. Hibbert, Nelson, tłum. J. Kozłowski, PIW, Warszawa 2001, s. 371
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.