piątek, listopada 15, 2024
Myśli wygrzebane - 151 - Krzysztof Wielicki
"Trzeba umieć czasem przegrać, chociaż mierzyć należy wysoko. Nie próbujesz - nie osiągasz" - ten cytat pojawił się najpierw na moim profilu Facebooka, pt. Czytalandia. Później umieściłem go na stronie głównej tego blogu (czy bloga?), w oknie "Parole, parole, parole...". Taki skutek czytania książki "Solo. Moje samotne wspinaczki", jakie wydała Agora. Korzystam z tego cyklu, aby zostawić kilkanaście myśli wybitnego himalaisty Krzysztofa Wielickiego (rocznik 1950).
Krzysztof Wielicki - 2018 r. - Pol'andRock Festival - domena publiczna
Ilekroć piszę o swojej fascynacji górami, ludźmi gór (patrz wiele odcinków "Przeczytań"), to zawsze powtarzam jedno: jestem człowiekiem nizin. I choć poza wejściem na Skrzyczną czy Klimczok nie zdobywałem żadnych szczytów, to mój podziw dla ludzi pokroju Krzysztof Wielicki nie gaśnie. Niestety z powodu mego zawału nie mogłem wziąć udziału w spotkaniu z Aleksandrem Lwowem i Januszem Majerem, jakie odbyło się w Bydgoszczy 15 IX 2023 r. To był pierwszy dzień po mojej operacji, kiedy wszczepienie dwóch bajpasów uratowało mi życie. Po co o tym piszę? Bo ominęła mnie okazja spotkania ludzi dla mnie naprawdę wyjątkowych. Z tej samej, wyjątkowej gliny jest też K. Wielicki.
Nie będę tu recenzował tej konkretnej książki. Zostawiam kilkanaście przemyśleń, które trafią zapewne do serc i dusz tych, którzy się wspinają i tych, którym to jest nawet obojętne. Starałem się znaleźć myśli na tyle uniwersalne, aby mogły pomóc w różnych sytuacjach życiowych. A jeśli kogoś natchną, aby pójść w góry lub z nich zawrócić? - to będzie ukryta tu wartość dodana. Zatem idźmy śladami tego, co potrafił s o l o zmierzyć się z siłami natury, ale przede wszystkim z samym sobą.
- Nie znam nikogo, kto nie byłby zafascynowany piękną piramidą, jaką jest K2.
- Długo myślę, czy położyć plecak pod tyłek, czy raczej schować w nim nogi.
- Niby jesteśmy osobno, a jednak razem. Teraz nie łączy nas lina. Wiąże nas chęć przeżycia i powrotu do domu.
- Wszystko za nami, ale i wszystko przede mną.
- K2 zostało zdobyte, ale będzie jeszcze czekało na zimowych wojowników.
- Styl może nie był najlepszy, ale zwycięzców się nie osądza.
- Nie ma obowiązku zdobywania Korony. Ja też przez całe lata nie czułem żadnej presji.
- Znałem Jurka i nigdy nie odniosłem wrażenia, że on "kolekcjonuje ośmiotysięczniki", w dodatku rywalizując z Reinholdem.
- Ja najwyżej mogłem sobie życzyć haseł w stylu: nie jesteś szósty, jesteś piąty!
- Nie jest łatwo po zdobyciu takiej góry jak K2 zdecydować się na następną. Powinno się raczej wrócić do domu, aby się zresetować.
K2 niestety nie została nigdy podbita przez Polaków w czasie zimowych szturmów. Tak wyszło. Wiele tu o wyborach, stratach, decyzjach, które należało podjąć. Co wybrać: szczyt czy szansę na powrót do domu, do rodzin, do świata, który został daleko od szczytów? Niech nikogo moje tu pisanie nie zwolni od chęci przeczytania książki, która stanowi tu źródło kolejnych przepisywanek. Bo wiem, że tak odbiera się moje tu wyszukiwania myśli wszelakich lub w "Przeczytaniach" cytowania Autorów. Zachęcam do podobnego wyszukiwania. Na ile to mechaniczne znalazł-przepisał-wrzucił na bloga.
- Nie wiem nawet, jak wygląda w rzeczywistości ściana Nanga Parbat.
- Koledzy, wyczuwając jakoś mój wewnętrzny niepokój, nie narzucali mi swoich pomysłów, nie wygłaszali opinii.
- ...nie jestem samotnikiem, muszę mieć ludzi wokół siebie, bo alpinizm to nie góry, lecz ludzie, którzy ożywiają materię.
- Jestem sam. Wokół pustka i lekkie podmuchy wiatru, wzeszedł księżyc.
- O ryzyku nie pamiętam, bo przecież "sprawdzam siebie".
- Znów kolejne tysiące uderzeń czekanami wolno przybliżają mnie do kopuły szczytowej.
- Zejście tą lodową ścianą jest nierealne, mogę iść tylko do góry. Ale jak?
- Stres powoduje, że zaczynam konsultować wybór drogi z kimś, kogo obok mnie nie ma, z kimś bez twarzy. Może to anioł stróż?
- Halucynacje powtarzają się, a moje próby wyjścia ze ściany nie dają rezultatu.
- Mogę liczyć tylko na siebie, na moje doświadczenie.
Są takie chwile, kiedy przy czytaniu takich opowieści chciałoby się wesprzeć bohatera. Nie ma mamy tej mocy. Możemy tylko biernie przyglądać się trudowi, jaki sam podjął. Na własne życzenie! - odzywa się bardzo krytyczny głos z tyłu sali. To prawda. Trudno odbiera się zapisy o śmierci kolejnego uczestnika wyprawy. Trudno odbiera się zapisy o kolejnej amputacji palców alpinisty, który choć wygrał, to niestety musiał zapłacić taki okrutny haracz.
- Nawet gdy jestem sam, nie czuję się samotny.
- Boję się samotności w życiu.
- Zrozumiałem, że człowiek wiele może, musi być tylko zdeterminowany i uwierzyć w siebie, jasno stawiając sobie ambitne cele.
- Znów kalkulacje, wszystkie za i przeciw decyzji, by pójść samotnie na ścianę Diamir.
- Często się zdarza w górach, że przyjaciele potrafią być rozsądniejsi, i wtedy jest problem. Mogą zmienić bieg zdarzeń.
- Chwilami jestem wściekły na sytuację, chciałbym wreszcie być sam, żeby już nie mieć wątpliwości ani okazji do dywagacji.
- Każdy pragnie sukcesu, a jeśli góra mnie pokona? A czy to pierwszy raz?
- Łatwo zestawić jakieś dwójki i atakować szczyt, tymczasem siedzę sam w maleńkim namiocie wsunięty do szczeliny skalnej, by trochę osłonić się od wiatru.
- Nic nie zachęca mnie do opuszczenia namiotu. Słyszę schodzące pylówki.
- No tak, dziś moje urodziny. Pewnie myślą: dokąd on polazł? Taki stary, a taki głupi. Hm... Nie taki stary, bo dopiero czterdziestka na karku.
To naprawdę niezwykłe, dla mnie na pewno, kiedy czytam, gdy Krzysztof Wielicki wspomina: "Mogę to powiedzieć dopiero teraz: odebrało mi wtedy rozum, wolałem słuchać emocji, które pozwoliły mi być co najmniej nierozsądnym". Samoocena! Samokrytyka! - ilu z nas potrafi się na podobne zdobyć? Jeśli czegoś nie wiem, to mówię, że nie wiem! I nie będę udawał alfy i omegi! Bo to prowadzi prostą drogą do zbłaźnienia się, utraty wiarygodności.
Może będzie kiedyś okazja, aby osobiście poznać pana Krzysztofa Wielickiego. Chciałbym bardzo. Czy wtedy znajdę w sobie odwagę i zadam choć jedno pytanie o sensie i logice ich górskiego trudu. Bo ja naprawdę mam w sobie wiele pytań i jak ciągle piszę: im więcej czytam, tym więcej ich gromadzi się we mnie. Książka "Solo. Moje samotne wspinaczki" też po sobie takie zostawiają. I to chyba dobrze, bo w przeciwnym razie czytanie i oglądanie (wiele cennych kadrów ubogaca narrację) przeszło dwustu stron byłoby tylko stratą czasu...
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.