środa, września 25, 2024

...ze wspomnień generała Stanisława Sosabowskiego

"Starałem się trzymać samego siebie jak najbardziej , to znaczy kontrolować jak najbardziej w stosunkach z moimi obecnymi brytyjskimi zwierzchnikami. Nie było to dla mnie łatwe, a to nie tylko z uwagi na moje usposobienie, ale - przyznaję się szczerze - z powodu mojego krytycznego nastawienia do ich zarządzeń [...]" -  kiedy zamykałem poprzednie pisanie na temat rocznicy desantu pod Arnhem wiedziałem, że muszę jeszcze wrócić do tego, co napisał generał brygady Stanisław Sosabowski. Tak, to Jego wypowiedź. Naprawdę szczera. Znajdziemy ją w kolejnej wspomnieniowej książce, pt. "Najkrótszą drogą" [1] Warto dodać, że wstępem opatrzył ją generał broni Kazimierz Sosnkowski, w lata 1943-44 Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. To będzie okazja spojrzenia na 1 Samodzielną Brygadę Spadochronową przed operacją Market Garden, oczywiście ze wskazaniem na relacje polsko-brytyjskie.

Gen. S. Sosabowski (tu w randze pułkownika) i gen. F. Browning - domena publiczna
"Gdy Naczelny Wódz [tj. generał Wł. Sikorski - przyp. KN] zdecydował, że brygada ma służyć do wsparcia powstania w Kraju, musiał zapewnić sobie u Brytyjczyków, że nie będzie ona wchodzić w skład tych wojsk polskich, które pod operacyjnym dowództwem brytyjskim będą użyte na f roncie zachodnim" -  z takim przeświadczeniem budowano 1 Samodzielną Brygadę Spadochronową. Takiej formacji  w Wojsku Polskim jeszcze nie było. Plany jej użycia nie zmieniły się po 4 VII 1943 r., kiedy zginął ówczesny Naczelny Wódz, wręcz przeciwnie gen. K. Sosnkowski w tym wypadku kontynuował myśl swego poprzednika: "Generał zrobił wszystko, co było w jego mocy, angażował swoją osobę i swój autorytet Naczelnego Wodza, aby brygada nie zmieniła swego zasadniczego przeznaczenia krajowego". Jak wiemy, kiedy zapadły decyzje o przeprowadzeniu desantu w Holandii w Warszawie trwało powstanie.
Nie mam tu czasu, aby na dłużej zatrzymywać się przy okresie, kiedy formowano 1 SBS, jaką rolę odegrał gen. M. Kukiel czy gen. T. Klimecki. Warto chyba jednak zostawić choć dwa zdania tego czasu dotyczące: "Utarło się nawet w Sztabie Naczelnego Wodza, zresztą zdaniem moim nie całkiem słuszne a uszczypliwe powiedzenie, że dowódca brygady spadochronowej nie uznaje nikogo i rozmawia tylko z Naczelnym Wodzem. [...]  Byłoby nieprawdą i pomniejszałbym znaczenie Sztabu Naczelnego Wodza, gdybym powiedział, że pomagał ni on w mojej ciężkiej pracy lub nie szedł mi na rękę lub co gorsza nielojalnie wykonywał zarządzenia Naczelnego Wodza".   

Poczet sztandarowy Samodzielnej Brygady Spadochronowej - domena publiczna

Niestety, nie najlepiej układały się relacje gen. S. Sosabowskiego z brytyjskimi sojusznikami: "Gdybym od samego początku tworzenia i szkolenia brygady spadochronowej miał taką znajomość usposobienia i charakteru Brytyjczyków, jaką mam obecnie, być może uniknąłbym szeregu tarć i nieporozumień, które miały miejsce". Starczy obejrzeć film "O jeden most za daleko", aby się o tym przekonać. Tam sylwetka generała została bardzo ciekawie pokazana, głownie jako tego, który krytycznie oceniał planowanie serwowane m. in. prze gen. F. Browninga. Czy tylko charakter polskiego dowódcy ciążył na wzajemnych relacjach? Oczywiście, że nie! Krótko pisząc: rozbieżności operacyjne i plany wykorzystania 1 SBS przez Aliantów, co znajdziemy w tym stwierdzeniu: "Jeżeli zatem jedna strona uparcie i konsekwentnie dąży do zrealizowania swego przeznaczenia krajowego, druga  zaś widzi przeznaczenie brygady na froncie zachodnim, jest rzeczą jasną, że taka sytuacja musi być źródłem poważnych trudności". No i trudności piętrzyły się, jak ilość planów i alarmów, jakie odwoływali  brytyjscy dowódcy trzymający w gotowości bojowej 1 SBS przez kilka miesięcy! chyba jednak trzeba cywilnej odwagi, aby przyznać: "Brytyjskie władze wojskowe nie miały łatwego życia ani z brygadą, ani ze mną osobiści". I zostawmy już tę sprawę. Dodajmy jeszcze jedno zdanie, bo ono prowadzi nas prostą drogą do wrześniowego dramatu operacji "Market Garden": "Trudności rzeczywiste powstały dopiero w roku 1944, gdy rozegrała się najcięższa walka o przekreślenie krajowego przeznaczenia brygady i użycie jej na froncie zachodnim".
Ciekawym wątkiem na inne pisanie byłoby przytoczenie tego, co gen. S. Sosabowski pisał o swoich relacjach z gen. F. Browningiem - jak doszło do przepoczwarzenia się z bieguna serdeczności na biegun niechęci. To określenia samego dowódcy 1 SBS. Wychodzi na to, że emocje grały tu decydującą rolę, ale i nie bez znaczenia była pozycja w hierarchii wojskowej spowinowaconego z rodziną królewską generała. Wszystko to miało odegrać smutną rolę w ocenie polskiego sojusznika? 
Trudno się dziwić jak wielka rolę gen. S. Sosabowski przykładał do użycia Brygady w walce. W końcu był jej twórcą, kreował ją, planował wsparcie walki w kraju, ba! uchronienie jednostki przed rozmyciem się w ferworze walk gdzieś na Zachodzie. Chyba zrozumiała powinna być taka opinia: "...żołnierz polski nie mógł zniknąć w masie innych żołnierzy brytyjskich czy amerykańskich, gdyż wówczas jego osiągnięcia automatycznie byłby dyskontowane na rachunek większej jednostki brytyjskiej czy amerykańskiej, w której skład wchodził, a o nim samym byłoby głucho. [...] Bojowy czyn polskiej brygady spadochronowej w składzie ograniczonym 1 brytyjskiej dywizji powietrznej byłby czynem tej dywizji i nic więcej". Aby obraz angielskiego sojusznika nie był zbyt chropowaty w odbiorze pozwalam sobie przytoczę, jak oceniony został inny uczestnik walk, generał Robert Urquhart: "Muszę z pełnym uznaniem podkreślić wielki takt i pełne zrozumienie mojej trudnej sytuacji przez generała. stawiają nasze wzajemne stosunki na stopie raczej towarzysko-służbowej aniżeli ściśle formalnej, stworzył on przyjazną atmosferę, która bezpośrednio po operacji arnhemskiej zamieniła się w serdeczność trwającą po dzień dzisiejszy"

Naczelny Wódz gen. K. Sosnkowski i gen. S. Sosabowski (pierwszy z prawej) - domena publiczna

Nie zapominajmy, że żołnierzy polski na obczyźnie nie mieszkał pomiędzy swojemi. Brygada była formowana w Szkocji. Pierwsi Polacy pojawili się tam w trudnym roku 1940, kiedy trwała bitwa o Wielką Brytanię. Los państwa wisiał na włosku. Luftwaffe obiecało A. Hitlerowi podbić wyspę i rzucić na kolana synów Albionu. Ówczesny pułkownik S. Sosabowski obawiał się reakcji miejscowej ludności na pojawienie się obcych żołnierzy z narodu, który przyczynił się do wybuchu wojny. Ale okazuje się dobre imię wyprzedzało żołnierzy-tułaczy: "Fama głosi, że Polacy w walce nie uznają pardonu, że pragną wziąć odwet nie tylko za klęskę w ich własnej ojczyźnie, ale i odpłacić się za okrucieństwa popełniane na bezbronnej ludności cywilnej". Serdeczność spotkała ich w Glasgow, Eliock czy Fife.  A jeśli nawet dochodziło do jakichś tarć, wykroczeń przeciwko porządkowi publicznemu, to jednak Szkoci życzliwie donosili się do Polaków. Ciekawe znaleźć tu można informacje jak układały się stosunku towarzyskie, damsko-męskie, z dygresjami o powojennych losach małżeństw, jakie zawierano w czasie wojennej próby. Oddzielnym tematem pewnie byłaby szarmanckość polskich żołnierzy, którzy nie tylko, że całowali panie po rękach, ale i: "Robili swym dziewczętom upominki, o jakich oszczędne Szkotki czy Angielki nawet nie marzyły".
Sytuację Brygady podminowały wydarzenia, jakie rozgrywały się w kraju! 1 sierpnia 1944 r. w Warszawie wybuchło powstanie! 13 sierpnia doszło do... strajku głodowego! Żołnierze odmówili przyjęcia posiłku! Tak, było o tym wspominane w poprzednim pisaniu o Arnhem.  O emocjach meldował gen. S. Sosabowski Naczelnemu Wodzowi: "Brak pomocy alianckiej żołnierzom Armii Krajowej i nieużycie brygady tam, gdzie przede wszystkim winna być użyta, nie może nie odbić się na nastroju żołnierzy stojących bezpośrednio przed akcją".  Jest wcześniej wzmiankowana m. in. rozmowa z gen. M. Kukielem o użyciu brygady, jako formacji osłonowej przy zrzuceniu do Polski... władz emigracyjnych. Paradoksem dziejów jest to, że w tym samym 1944 r. 1 SBS otrzymała z kraju swój sztandar! "Haftowany był rękoma bohaterskich kobiet Warszawy, walczących z okupantem niemieckim".
Wiem, że często słyszę zarzut o własnej egzaltacji historią. Nic na to nie poradzę, że różne epizody wywołują we mnie dreszcz emocji. Chcę to pisanie zakończyć dość osobliwie. Tym, co wydarzyło się w katolickim kościele w Stamford: "Klęczałem ja, moim podkomendni dowódcy i oficerowie sztabu oraz szara brać żołnierka. gdy przyjmowaliśmy komunię świętą. Oby Bóg pozwolił nam wrócić. Nam wszystkim". Nie trzeba być człowiekiem głębokiej wiary (nie mylić z dewocją), aby poruszyła ta chwila modlitewnej zadumy.  
Operacja Market Garden obnażyła słabość planowania. Hura-optymizm i próżne ambicje głównie angielskiego dowództwa (patrz marszałek polny Bernard Montgomery)  okupiono krwią i poświęceniem żołnierzy alianckich i polskich. Jedną z cenniejszych uwag na temat strategii i tragedii wojny zawarł gen. S. Sosabowski w jednym, cennym zdaniu: "JEŻELI W POLSKIEJ RZECZYWISTOŚCUI NIE SZANOWANO CZASEM KRWI ZOŁNIERSKIEJ, TO BRAK ODPOWIEDZILANOŚCI ZA TO LEŻY W TYM, ŻE UMRALI MILCZĄ: NIE MOGĄ ZAŚWIADCZYĆ, ŻE NIEPOTRZEBNIE GINĘLI". I niech ono stanowi zadumę nad tym, jaki był wkład żołnierzy polskich nie tylko w walkach w operacji arnhemskiej. 
 
[1] Sosabowski S., Najkrótszą drogą, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 1992, s. 269, dalsze cytowania s. 168, 171-172, 176, 177, 178, 185-186, 197, 203, 229, 230, 283, 334 

Brak komentarzy: