środa, sierpnia 07, 2024
Głosy o powstaniu warszawskim (04) - Joseph Goebbels
"Z raportu z Warszawy wnoszę, że miasto utraciło już 200 00 ludności, co wydaje mi się grubą przesadą. Poza tym Warszawa nadal wszędzie płonie, a miasto znosi straszliwe katusze. Nie mam żadnego współczucia dla Polaków" - tak 23 sierpnia 1944 r. pisał w swoim dzienniku minister propagandy III Rzeszy, doktor Joseph Goebbels [1] Chyba zaskoczyłem tym cytatem? Nie takiego autora chcielibyśmy spotkać w okresie rocznicy 80-lecia wybuchu powstania warszawskiego? I błąd myślenia. Warto poznać poglądy, opinie, oceny wroga. Nie uciekniemy od tego. Albo inaczej: każde źródło historyczne jest cenne, aby poznać realia czasu minionego. A takim bez wątpienia są dzienniki nazistowskiego zbrodniarza zza biurka. skoncentrujemy swoja uwagę tylko na zapisach z sierpnia 1944 r., a więc pierwszego miesiąca walk, które jak wiemy potrwały do 2 października.
"Koło Warszawy sytuacja trochę się poprawiła, ale w Warszawie wybuchło powstanie. Nasze tamtejsze formacje próbują je stłumić i mają nadzieję, że im to się uda" - zanotował 3 sierpnia Goebbels. Wspominałem, pisząc o D-Day i zamachu z 20 lipca, o uwagach na temat kondycji Adolfa Hitlera. Tego samego dnia nie omieszkał dodać: "Führer dzięki kryzysowi tylko się wzmacnia. Czuje się, tak mi mówi, jak stary narodowy socjalista, który ze starogermańską zaciętością zabiera się do rozwiązywania obecnie zaistniałych problemów".
Okazuje się, że następnego dnia J. Goebbels zjawił się w Poznaniu i był podejmowany przez namiestnika w Kraju Warty / Wartheland, obergruppenführera SS Arthura Greisera. I to no staje się źródłem informacji tego, co dzieje się w Generalnym Gubernatorstwie: "Greiser przekazuje alarmujące wiadomości z Warszawy, które są bardzo nieprzyjemne. Twierdzi, że tamtejszego powstania, wznieconego przez partyzantów, zupełnie nie można stłumić. Jednakże te meldunki pochodzą od generalnego gubernatora Franka i dlatego nie mają należytej wiarygodności". No, musze przyznać, że to ostatnie sformułowanie kompletnie mnie zaskoczyło. To Hans Frank był, w oczach jednego z czołowych polityków III Rzeszy, niewiarygodny? Dziwi mi również brak rozeznania, co naprawdę działo się wtedy w Warszawie. Czy minister propagandy był pozbawiony najświeższy informacji z miejsca, w którym wybuchło powstanie?
Wnikliwie analizował poczynania J. Stalina / И. В. Ста́линa. I jego relacje z Polakami. 5 sierpnia zanotował: "...Stalin wykonuje swoje ruchy na szachownicy polityki wojennej. Najpierw rozsiewa przed opinią publiczną pogłoski, że nie ma zamiaru przyjąć Mikołajczyka. Potem jednak Mikołajczyk jest jego gościem na Kremlu, a Stalin rozmawia z nim dwie i pół godziny". Dalej napisał m. in. tak: "Nie może być również mowy o tym, że Warszawie grozi upadek. Jednak bolszewicy próbują, forsując Wisłę, wziąć Warszawę w kleszcze. co naturalnie mogłoby być dla nas bardzo nieprzyjemne". Wspomina też o Krakowie, w którym nie powinno dojść do żadnych walk: "Natomiast sytuacja w Warszawie ciągle jest bardzo groźna. Nasze tamtejsze placówki służbowe policji i Wehrmachtu mają nadzieję, że jednak zdołają zdławić powstanie". Tego dnia zapis wykorzystany w polskim tłumaczeniu kończy: "...sytuacja w Warszawie umocniła się na naszą korzyść, choć również tu i daleko nam jeszcze do ostatecznego zaprowadzenia porządku. Istnieje nadzieja, że ruch oporu w Warszawie zostanie złamany w ciągu mniej więcej dwóch dni. To byłoby wprawdzie szczęście, bo nasze oddziały nie mogą walczyć, mając wroga na tyłach".
Nie wiem jak polskie wydanie ma się do niemieckiego oryginału. Bo kolejny zapis jest dopiero z 10 sierpnia. Goebbels zanotował: "Położenie w Warszawie wyjaśniło się na tyle, że partyzanci muszą wzywać pomocy i prosić o broń. Zostali oni przez nasze oddziały tak przyciśnięci do muru, że przynajmniej nie mogą stawiać oporu na głównych ulicach". I tylko jeszcze jedno zdanie tego wpisu: "W Warszawie nadal toczą się walki i nie ustępujemy w nich [wrogowi]". Znajdujemy tu ciekawe ślady dotyczące choćby PKWN. Ale nie to teraz koncentruje moją uwagę, tylko powstanie. Zresztą Goebbels dość wnikliwie analizował relacje między rządem polskim w Londynie, a Moskwą. Tak do tego nawiązał: "Najwyraźniej polscy emigranci w Londynie wezwali warszawskich partyzantów do oporu, ponieważ sądzili, że Stalin niezwłocznie wkroczy do Warszawy. Stalin jednak nie zrobił im tej uprzejmości. Wskutek tego warszawski ruch oporu został wystawiony na masowe działanie naszej broni; skutki można sobie wyobrazić". Nieomal już wtedy wieszczył koniec powstania: "Ruch podziemny poniósł ogromne straty i można go uważać za całkowicie wyeliminowany". Jak wiemy minister propagandy III Rzeszy pomylił się w swoich rachubach, co do kapitulacji, ale nie miał złudzeń, co do dalszych losów walczących Polaków. Był zdania już wtedy, że "...polscy emigranci w Londynie utracili swoje jedyne oparcie w polskiej stolicy, a Stalin w najtańszy sposób skatynizował polską arystokrację i obóz narodowy. I taki był chyba cel tego przedsięwzięcia".
Ciekawy termin: skatynizował. Trochę trwało, nim moje starzejące się szare komórki pojęły sens tego neologizmu. Bez wątpienia bierność Stalina wobec powstania, to kolejny akt zaplanowanej polityki eksterminacji wobec krnąbrnych Polaków! Okupacja! Zsyłki na sybir i do Kazachstanu! Katyń, Charków, Miednoje! Nie trzeba było być geniuszem i przewidzieć, że ewentualna (a jak się tez okazało: rzeczywista) klęska powstania będzie z korzyścią dla Stalina i jego bolszewickich adherentów, którzy już stawali do rządzenia wyzwalaną Polską, zrzekali się Wilna i Lwowa, wspólnie mordowali żołnierzy rozbrajanych oddziałów Armii Krajowej. Chyba niemal proroczo wieszczył 23 sierpnia (o ironio w piątą rocznicę zawarcia paktu Ribbentrop-Mołotow): "Sowieci jeszcze zgotują krwawą łaźnię Polakom, jak tylko nie będą już potrzebowali ich wsparcia". Cenne, moim zdaniem, jest też spostrzeżenie z 17 sierpnia: "...wpędzenie polskiego ruchu podziemnego pod gąsienice niemieckich czołgów to również z punktu widzenia strony wrogiej zbrodnia polityczna pierwszej klasy". Goebbels nie omieszkał też odnotować dwa dni później taki fakt: "Walka między Sowietami i polskimi emigrantami w Londynie rozwija sie radośnie dalej. Radziecka pras startuje z grubiańskimi, wręcz obraźliwym artykułem przeciwko polskiemu generałowi Sosnkowskiemu. Jest w nim określony jako reakcyjny łajdak, któremu nie można wierzyć ani za grosz". Wrócił do sprawy 21 sierpnia: "«Prawda» zwraca się ponownie w bardzo ostrej formie przeciwko polskim emigrantom w Londynie, obciążając ich odpowiedzialnością za krwawą łaźnię w Warszawie. W szczególności radziecka prasa kieruje intensywne ataki przeciwko polskiemu tak zwanemu generalissimusowi Sosnkowskiemu". Nie miał też żadnych wątpliwości, co do postawy angielskich sojuszników Polaków: "W Londynie panuje oburzenie na ton, którego użyto w tej sprawie. W tym momencie może się to jednak zdać na niewiele. Obecnie bowiem Anglicy nie mogą wejść z Sowietami w konflikt polityczny". Polska karta była zgraną kartą?
Dzień wcześniej dokonał nieomal analizy porównawczej między Kałmukami (chyba doskonale wiemy o kim nadmieniał), a Wehrmachtem. Bestialstwa, gwałty, grabieże, to ci z RONA od Kaminskiego i ewentualnie zbiry od Dirlewangera: "Natomiast niemieccy żołnierze i funkcjonariusze policji zachowywali się nadzwyczaj poprawnie". Nie odważyłbym się tego czytać publicznie w obecności żyjących jeszcze powstańców. Idealizacja Wehrmachtu, nie uznanie go za formację zbrodniczą do dziś robi wiele szkody prawdzie historycznej! Szlachetny niby Wehrmacht nie mordował?! nie plądrował?! nie gwałcił?! Tu też znajdujemy kolejną ocenę walk nad Wisłą: "W Warszawie w powstaniu chwyciło za broń 20 000 insurgentów. Zostali całkowicie wycięci w pień. Polski ruch podziemny złożył wielką daninę krwi i tymczasem można go spisać na straty". Kto udzielał herr ministrowi tych nieprecyzyjnych informacji, co do trwania walk? Zaskoczył mnie zwrot o daninie krwi. Czyżby jednak podziw dla warszawskich insurgentów? Konsekwentnie używał też zwrotu polscy emigranci w Londynie, na określenie Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie.
Kolejny zapis o powstaniu znajdujemy 22 sierpnia: "Z Warszawy nadchodzi raport o prawdziwej niedoli. Rozkazy generała Bora w Londynie wmanewrowały warszawski ruch podziemny w beznadziejne położenie". Autor przypisów do "Dziennika" Eugeniusz Cezary Król zwraca uwagę (i to kilkakrotnie), że Goebbels mylił generałów Sosnkowskiego i Komorowskiego, nieprecyzyjnie określał kto i jakie wydawał rozkazy, gdzie de facto zapadały decyzje o walkach w Warszawie itp. Ze zrozumiałych względów nie publikuję tu cennych przypisów do "Dziennika". Dalej czytamy m. in.: "Ludność ogarnęła prawdziwa panika. miasto płonie we wszystkich swoich zakątkach. Nie ma gazu, elektryczności, a przede wszystkim wody". Los miasta porównał do sytuacji z Września '39.
Wracam do zapisu z 23 sierpnia, którego fragment otworzył tę część cyklu: "Nie mam żadnego współczucia dla Polaków. Zrobiliby lepiej, gdyby się powściągnęli. Gdyby powstanie stało się sukcesem, z pewnością odnotowalibyśmy powstanie na całym jeszcze przez nas okupowanym obszarze Polski. Po tym, jak pucz w Warszawie tak żałośnie się załamał, tego rodzaju niebezpieczeństwo już nie istnieje". Kilka dni zajmuje się swojemu zaangażowaniu w wojnę totalną, sytuacją w Rumunii i na Zachodzie czy kwestią ewentualnego wstrzymania produkcji słodyczy czy... piwa. Wzmianka o Warszawie pojawia się 26 sierpnia: "...powstanie w Warszawie podziałało trochę trzeźwiąco na ruch sabotażystów i insurgentów. Na temat powstania toczą się przede wszystkim w pozostałej Polsce intensywne dyskusje. Gdyby przyniosło sukces, to z pewnością inne polskie miasta poszłyby za przykładem Warszawy". Ciekawe, że spokój w Czechach przypisuje jako wypadkową powstania warszawskiego? Trzy dni później zanotował: "Sytuacja w Warszawie ciągle nie jest jeszcze jasna. Powstańcy walczą dalej, choć słabszymi siłami. Ponownie wystąpili o pomoc do swoich tak zwanych sojuszników, ale to wołanie o pomoc pozostało bez echa". Wrócił też do kwestii relacji na linii Sowieci-Anglicy-Amerykanie: "Jedna strona zrzuca na drugą winę za krwawą łaźnię". Analityczny umysł Goebbelsa trafnie oceniał sytuację, skoro napisał: "Jestem jednak głęboko przekonany, że Kreml ponosi właściwą winę. Albowiem tylko w jego interesie może leżeć zdruzgotanie pod niemieckimi lufami warszawskiego ruchu oporu, o ile ma on charakter narodowy". Trzeba przyznać: strzał w "10"! I to jest ostatnie spostrzeżenie na temat powstania w Warszawie w sierpniowych zapiskach dra J. Goebbelsa. Jest ciekawy zapis z 30 sierpnia o sowieckich planach granicznych wobec Polski. Choć wykracza to poza temat tego cyklu, to jednak przytoczę na zakończenie jedno zdanie: "co sie tyczy Polski, to obiecuje się jej na razie Prusy Wschodnie jako rekompensatę za planowane formalnie radzieckie rozszerzenia terytorium na Wschodzie".
Zamykam "Dzienniki". Wrócę do nich we wrześniu? Nie wykluczone, że tak. Wbrew pozorom w drugim miesiącu walk w Warszawie zapisy na ten temat są bardzo rzadkie i oszczędne, więcej pewnie znajdziemy o ogólnej sytuacji Polski i Polaków. W końcu dookoła walił się misternie pleciony obóz sojuszniczy III Rzeszy (czytaj: Węgry, Finlandia), sowiecki walec parł naprzód. Jedno nie ulega wątpliwości: zapiski J. Goebbelsa, to cenne źródło dla poznania choćby wojennych losów III Rzeszy, ale też relacji prywatnych i zawiłości personalnych wokół piszącego (np. zaginięcie pasierba na froncie zachodnim). Warto, naprawdę warto dotrzeć do "Dzienników". Szczęśliwym ten kto czytał je w całości i oryginale? Na pewno wrócimy do nich, kiedy nadejdzie 80-ta rocznica upadku reżimu hitlerowskiego i zakończenia II wojny światowej w Europie.
[1] Goebbels J., Dzienniki, tom 3: 1943-1945, tłumaczenie, wybór i opracowanie E. C. Król, Świat Książki, Warszawa 2014, s. 392; w kolejności cytowania ze stron 379, 383-384, 384-385, 386, 387, 390, 392, 396, 398, 399
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.