niedziela, grudnia 11, 2022

Staropolskie strofy... - część 5 - Jan Stanisław Jabłonowski

Że był w historii Stanisław Jabłonowski (1634-1702), to każdy miłośnik sarmackiej Bellony wie.  W końcu chodzi o samego hetmana wielkiego koronnego, jednego z bohaterów wiedeńskiej odsieczy. Ale jakoś mej uwadze uszło, że wojenny sarmata miał syna. Ten ci, Jan Stanisław obojga imion Jabłonowski, osiągnął wiele zacnych stanowisk, ba! w latach 1706-1709 piastował urząd kanclerza wielkiego koronnego. Nie trzeba być geniuszem historycznym, aby zrozumieć, że wziął tę godność za sprawą narzuconego przez Szweda króla, Stanisława Leszczyńskiego. Był ci zatem Jan Stanisław herbu Prus odmiana III przeciwnikiem JKM Augusta III Sasa. Nie dość na tym za swą politykę trafił tam, gdzie wielu wrogów elektora/króla trafić musiało: do twierdzy Königstein. 
Nie, nie będę skrobał tu pełnej szczegółów biografii eks-kanclerza. Z rzadka zaglądam do tego cyklu. Jest druga okazja w tym roku, aby do niego powrócić, odświeżyć. Tak, nowe rozdanie. Trafia zresztą Imć Jabłonowski między godne persony! Był bowiem tu obecny Jan Kochanowski, Samuel Twardowski, Wespazjan Kochowski i Franciszek Karpiński. Na pewno politycznie nikt równać się bohaterowi części 4 nie miałby szans. Każdy to inna historia staropolskiej literatury. Ale i na korzyść J. S. Jabłonowskie przemawia fakt, że jedynie znawcom epoki jest znany, może nawet bliski. Dla mnie, to prawdziwa to do teraz prawdziwa tabula rasa! Ale po to jest ten cykl, aby takich plam i niepamięci było coraz mniej.
Dlatego sięgnąłem po ulubionego historyka literatury, jakim dla mnie jest prof. Ignacy Chrzanowski. I tu rozczarowanie, bo w napisanej przezeń monografii jest o Jabłonowskim tylko jedenaście linijek. Z czego niemal połowę zapisu zajmuje tytuł dzieła, który zaczyna się słowami: "Skrupuł bez skrupułu w Polszcze, albo oświecenie grzechów, narodowi naszemu polskiemu zwyczajniejszych, a za grzechy nie mianych. Traktat, po prostu te grzechy roztrząsający, a na rozdziały podzielony [...]". Autor dzieła nie uważał nawet za stosowane nadmienić, w jakich latach żył wojewoda ruski. Okazuje się, że sarmata piętnował wady narodowe, takie jak: kłamstwo, plotkarstwo, malwersacje finansowe, próżniactwo, liberum veto! Jak zamyka ów zapis monograficzny Profesor: "Słowem, jest to książeczka bolesnym, ale zasłużonym rachunkiem sumienia narodowego". I kropka.  Żadnego cytowania! Ani prozy! Ani poezji!
Skąd zatem pomysł, aby w ten czas letniej kanikuły odgrzebywać tego akurat poetę? A dostała się w me ręce, zupełnie przypadkowo, książka Zdzisława Libery "Poezja polska XVIII wieku". Samej poezji blisko czterysta stron! Raj dla duszy. Tym bardziej, że kazano nam wierzyć, że w tym okresie, to albo ciemnota saska, albo błyski geniuszu w czasach narzuconego przez petersburska potencję Stanisława Augusta. Czy ktoś na lekcji literatury słyszał o Janie Stanisławie? Nie chodzi, abym teraz usprawiedliwiał swoje braki, ale może ktoś mi palcem pokaże: o! tu! na stronie tej a tej jest o poeci-polityku z tak zacnego rodu. Proszę o link do takiego podręcznika. Chętnie nad nim usiądę.
To z książki/antologii Z. Libery (zresztą ojca Antoniego) dowiemy się, że Jan Stanisław Jabłonowski (1669-1731), to: "Wierszopis, pamiętnikarz, mówca, pisarz dewocyjny". Nie ukrywam, że z chęcią bym poczytał owe dewocyjne dzieła wierszopisa, bo nawet nie zasłużył na określenie "poeta". Raptem mamy tu dwa wiersze: "Bogaty a głupi, uczony a ubogi"  oraz "Lis, wilk i kura". Zatem pierwszy, bo dłuższy? Obcowanie jednokrotne, no chyba, że ktoś rzuci się do poszukiwania i znajdzie inne objawy  poetyckiego uniesienia wojewody ruskiego: 

Bogaty głupi to prawie zwyczajna,
Uczon ubogi, i to też nie tajna:
Że się to trafia i tego próbować
Nam nie potrzeba, ale dyszkurować:
Co lepiej ludziom? czyli być bogatym,
A bez rozumu? czyli mieć dość na tym,
Żeby naukę mieć, ale bez pieniędzy,
W estymie ludzkiej żyć coraz i w nędzy?
Otóż dysputę ta bajka rozstrychnie,
I prawdę znaczną samą rzeczą wytknie,
Był w mieście bogacz, czyli to z rodziców?
Czy z sukcesyi innych swych dziedziców?
Miał się aż nazbyt dobrze na prostaka,
Ten z ubogiego szydził nieboraka,
Który ni handlu prowadził, ni szynku,
Ni się pokazał nigdy on na rynku,
Tylko jak mól w księgach zawsze siedział,
Mało co on miał, ale siła wiedział.
Każdy go w mieście i czcił, i szanował,
ale mu rzadko kto co podarował.
A zaś bogacz, choć kto miał za błazna,
Lecz mu szkatuła dała honor ważna.
Przeto swym mieniem dobrym on nadęty,
Mniemał, że go czczą, a nie jego sprzęty.
I tak mądremu mówił ubogiemu:
"Mądryś ty, widzę, rozumowi twemu
Jać nie wydołam, lecz cóż? choć nie zgadam
Twoich tajemnic, przecie lepiej jadam;
Mniej mam ksiąg w domu, ale więcej w skrzyni,
Biblijotekę moja worek czyni;
Jam ma dom cały, ty na piętrze czwartym
I w  pokoiku bez okien otwartym;
Ja suknie drogie i co miesiąc mienie,
Twoje na lato też w zimie odzienie;
Miasto czeladzi, cień za tobą chodzi,
Jeżeli cię, bracie, prawdę mówić godzi,
Cóż po nauce? Ba, co temu miastu
Jest pożytek z takich i piętnastu?
Kupca, przekupki pewnie nie zbogacisz,
Sentencjami kiedy tylko płacisz".
Tak od drwił z niego. Ten, zamiast urazę,
Rzekł bogaczowi: "Czas jeden pokaże,
Co potrzebniejsza ludziam: czy nauka,
Czyli bogactwa, który każdy szuka".
I tak się stało. Nieprzyjaciel przyszedł,
Mieczem i ogniem pustoszyć tam wyszedł.
spalił browary, aż nie masz i szynku;
Zrabował miasto, aż trawa na rynku;
Bogaty wszystko, mądry nic nie stracił,
Ni kontrybucyi nikomu nie płacił.
Bogacz o kiju i żebranym chlebie
Chodzi, a mędrzec przeniósł się w potrzebie
Swej do innego miasta, gdzie ma znajomych
Znalazł i jego nauki wiadomych.
Każdy go przyjął, przytulał i żywił,
Że się mój bogacz ze wstydem zadziwił,
Ta najbogatsza skrzynia, co jest w głowie,
Jako hiszpańskie uczy nas  przysłowie:
 Że mądra głowa przez swoje staranie
Czy kapelusz, czy czapki dostanie.

Cudowna nauka! Cudowna przestroga! Byli więc za Sasa (i to tego, co podkowy łamał i tynfy na bale trwonił) jednak ludzie, co dobra nauki, edukacji byli świadomi! Że wierszopis to pisał? Ja w tych linijkach odnajduję zapowiedź mistrza, arcybiskupa Ignacego Krasickiego, którego za czasów Autora "Bogatego a głupiego..." jeszcze na świecie nie było, bo zjawił się nań dopiero w 1735 r. I po raz kolejny chcąc nad tezą dyszkurować okazałoby się, że nic, a nic od XVIII w. nie zmieniło się. Ważyć wiedzę nad głupotą? Naszły takie terminy, że niestety głupota triumfuje, a brak poszanowania prawa panoszy się z pogardą memu pokoleniu nieznaną! Prawdziwą wiedzę zastępuje dogmat, a Rzeczpospolita tak dumna ze swych wolności i praw znowu staje się pośmiewiskiem Europy! 
Jest-że sens odgrzebywać poezję Jana Stanisława Jabłonowskiego i mu podobnych? Na to pytanie niech sobie każdy sam, we własnym sumieniu, odpowie. Mogę tylko dodać od siebie: dobrze, że wykorzystałem ten wiersz. Wart tego. Nawet, jeśli to tylko twór troski wierszopisa. Jak się dobrze w Internecie pogrzebie, to dzieło z 1730 r., "Skrupuł bez skrupułu...", dostępny po jednym myszki kliknięciem! Oto jedna ze znalezionych tam mądrości: "Ale prócz grzechu w przeciwko polityce, jest w tym i prawdziwy grzech na duszy: bo fałszywych nowin wymyślanie, i ich rozgłaszanie, nie jest co inszego, tylko kłamstwo pisane; każde zaś kłamstwo jest grzechem [...]". I tyle na ten raz. Czy piszący w XXI w. pojęli naukę z pisania Jana Stanisława Jabłonowskiego?
_______________________________
Chrzanowski I., Historja literatury niepodległej Polski (965-1795), Warszawa 1930, s. 393-394
Libera Z., Poezja polska XVIII wieku, Czytelnik, Warszawa 1976, s. 82-84
https://rcin.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/32711?id=32711&from=FBC (data dostępu 4 VII 2022)

Brak komentarzy: