sobota, października 26, 2019
Przeczytania... (321) Tadeusz Konwicki "Iwan Konwicki, z domu Iwaszkiewicz. Biografia" (Znak)
Nie jestem kociarzem. Choć w historii rodziny zapisało się kilka kotów, podwórzowców. U moich wileńskich Dziadków, którzy na dobre osiadli w Bydgoszczy przy ul. Lisiej 32. To niemal wieś. Dwa z nich doskonale pamiętam, oba (choć odmiennej płci) nazywały się jednako: "Pietruszka". Czemu o tym wszystkim wspominam, bo dziś wyjątkowa (jak mniema) lektura: autorstwa Tadeusza i Danuty Konwickich "Iwan Konwicki, z domu Iwaszkiewicz. Biografia", wydana przez krakowski "Znak".
Z listu dołączonego od Wydawnictwa do książki: "Szanowni Państwo oto przed Państwem biografia najsłynniejszego kota literatury polskiej!". Muszę targnąć się kułakiem w cherlawą pierś osobistą, ale nic o takowym zwierzu nigdy nie słyszałem. Za to robi na mnie wrażenie, kto zabiegał o względy tegoż: Stanisław Dygat oraz Gustaw Holoubek. Tych Panów raczej nikomu przedstawiać nie trzeba. Jak również Autora biografii.
Już cytując choć we fragmentach, to znajdziemy na okładce rodzi się zachęta do zapoznania się z oryginalnym żywotem Iwana: "Ja się o niego troszczyłem, a on sie troszczył o mnie. Jakaś jego obecność nadal trwa. I w tym nie ma żadnej bujdy". I ja to rozumiem. Przez 12 lat mieszkała z nami wielorasowa suczka "Saba" (dopiero po jej odejściu dowiedziałem się, że to... męskie imię). Brakuje mi tej psiej obecności. Ale to ma być o Iwanie Konwickim, a nie moje psowate wspominanie.
"Nie mieliśmy z żoną jakoś ochoty na zwierzę w domu, dość nas wymęczyło chowanie dzieci, ale właśnie dzieci, obie córki, Ania i Marysia, od dawna męczyły o kota" - z rozbrajającą szczerością napisał Autor o fakcie, że panna Marysia Iwaszkiewiczówna przywiozła do Warszawy, w tekturowym pudełku kota. Tak oto rozpoczyna się historia, która ze smakiem i kunsztem została rozpisana na kartach tej niezwykłej biografii, a do tego cudownie zilustrowana przez panią Danutę Konwicką!
Graficzna oprawa, to po prostu mistrzostwo świata. Można mylnie i nieopatrznie pojąć, że mamy przed sobą książkę dla... dzieci? Nie twierdzę, że nie warto jej czytać dzieciom, ale chyba odbiorca już dawno wyrósł z krótkich spodenek. Można odebrać czytanie, jako swoistą przestrogę dla nas rodziców: "Jak można się było spodziewać, po trzech miesiącach dzieci zapomniały o kocie, bo już miały inne zainteresowania. Więc ja, w poczuciu obowiązku, musiałem się wobec tego zwierzęcia zachować lojalnie, zaprzyjaźnić się z nim i pielęgnować go przez osiemnaście lat". co z tego obowiązku wynikło? A choćby storpedowanie wakacji na owe -naście lat! I ja to rozumiem, bo zwierzę w domu, to obowiązek na wiele lat.
Znowu rozmawiam z książką? Bo siłą rzeczy napotkana treść zmusza do refleksji. Ktoś się obruszy: "Pan nie miałeś kota!". Nie miałem. Już to przyznałem. Ale przy psie jest o wiele więcej do zrobienia, choćby spacery w celu fizjologicznym. "Wcale nie chciałem kota, zawsze byliśmy z żoną uprzedzeni do kotów, ale skoro już się pojawił, skoro dzieci kochają, to jak żyć dalej". No to państwo Konwiccy żyli z Iwanem. I dopadała ich trauma, kiedy zwierzak nagle zaginął. Trzeba było córce Ani wyjawić straszną wiadomość, że kot... że... że... Proszę zerknąć do tekstu, jaka była puenta tej historyi.
Kilka cennych uwag o kocie Iwanie:
"Nie mieliśmy z żoną jakoś ochoty na zwierzę w domu, dość nas wymęczyło chowanie dzieci, ale właśnie dzieci, obie córki, Ania i Marysia, od dawna męczyły o kota" - z rozbrajającą szczerością napisał Autor o fakcie, że panna Marysia Iwaszkiewiczówna przywiozła do Warszawy, w tekturowym pudełku kota. Tak oto rozpoczyna się historia, która ze smakiem i kunsztem została rozpisana na kartach tej niezwykłej biografii, a do tego cudownie zilustrowana przez panią Danutę Konwicką!
Graficzna oprawa, to po prostu mistrzostwo świata. Można mylnie i nieopatrznie pojąć, że mamy przed sobą książkę dla... dzieci? Nie twierdzę, że nie warto jej czytać dzieciom, ale chyba odbiorca już dawno wyrósł z krótkich spodenek. Można odebrać czytanie, jako swoistą przestrogę dla nas rodziców: "Jak można się było spodziewać, po trzech miesiącach dzieci zapomniały o kocie, bo już miały inne zainteresowania. Więc ja, w poczuciu obowiązku, musiałem się wobec tego zwierzęcia zachować lojalnie, zaprzyjaźnić się z nim i pielęgnować go przez osiemnaście lat". co z tego obowiązku wynikło? A choćby storpedowanie wakacji na owe -naście lat! I ja to rozumiem, bo zwierzę w domu, to obowiązek na wiele lat.
Znowu rozmawiam z książką? Bo siłą rzeczy napotkana treść zmusza do refleksji. Ktoś się obruszy: "Pan nie miałeś kota!". Nie miałem. Już to przyznałem. Ale przy psie jest o wiele więcej do zrobienia, choćby spacery w celu fizjologicznym. "Wcale nie chciałem kota, zawsze byliśmy z żoną uprzedzeni do kotów, ale skoro już się pojawił, skoro dzieci kochają, to jak żyć dalej". No to państwo Konwiccy żyli z Iwanem. I dopadała ich trauma, kiedy zwierzak nagle zaginął. Trzeba było córce Ani wyjawić straszną wiadomość, że kot... że... że... Proszę zerknąć do tekstu, jaka była puenta tej historyi.
Kilka cennych uwag o kocie Iwanie:
- ...kot Iwan najczęściej budzi podziw i grozę.
- Iwan mruży i rozwiera oczy jak kratery księżyca.
- Bije mnie jak bokser, po męsku, chowając pazury.
- Dotrzymuję towarzystwa kotu Iwanowi, który nie lubi jeździć na wakacje.
- Lżę go najgorszymi słowami. On milczy krnąbrnie.
- Nasz kot Iwan, syn Bazylego albo jakiegoś żbika w podróży, nasz dachowiec Wania jest głupi, jest po prostu nieopisanie tępy i ograniczony.
- Cierpimy codziennie, wstydząc się przed ludźmi jego bęcwalstwa, chowamy przed światem jego kretynizm, okłamujemy ludzkość, żeby ukryć prawdę.
- Ten egocentryczny, lodowato beznamiętny, pełen azjatyckiej pychy kot zakochał się niepostrzeżenie w mojej starszej córce Marysi.
- Kot Wania czekał na Marysię godzinami i czekał tylko pod jej drzwiami.
- Mieliśmy do wyboru dwie możliwości: albo co trzy miesiące zmieniać podłogę, albo wyrzucić dziecko z domu.
- Roztkliwiłem się nad tym wróbelkiem [tj. ofiarą zwierzęcego instynktu kota Iwana - przyp. KN], podczas gdy na całym świecie giną ludzie, giną zwierzęta, ginie cała przyroda.
- Mój drogi przyjaciel, już kot Iwan, nie miał ambicji.
- Mój kot Iwan od dziecka był pełen powagi, godności i dobrego mniemania o sobie.
- Nie mogę powiedzieć, że kot Iwan był dowcipny, boby to było za wiele.
- Tak, tak, kotu Iwanowi można godzinami czytać "Trybunę Ludu", ale jego nie przekona najbardziej brawurowy publicysta.
- Wszyscy maja wakacje, wszyscy mogą wrócić nietrzeźwi do domu nad ranem, wszyscy są wolni i niczym nieograniczeni, a ja jeden na świecie mam po prostu zawiązane życie, jak się dawniej mówiło, przede mną, niewolnikiem głupkowatego kota, nie ma żadnej przyszłości.
- Ja do dnia dzisiejszego odczuwam dyskretną opiekę Iwana, choć już go dawno nie ma między żywymi.
- Dbam lojalnie o potrzeby kota, tak jak zawsze dbaliśmy o zwierzęta na Wileńszczyźnie.
- Język kota przypomina papier ścierny albo pilnik do paznokci.
- Iwan nie daje wyręki. On jest zajęty swoją starością.
- Koty zawsze ignorują lustro i coś w tym musi być. To na pewno coś oznacza.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.