czwartek, stycznia 03, 2019
Warszawa - 4/5 I 1919 r. - zamach Januszajtisa i Sapiehy
"Więc już zamachy... Rozmyślał, w jak znacznym stopniu droga wielkiego człowieka podobna jest do utraty formuły powieści kryminalnych. Ty «na nich», oni «na ciebie» - oto wszystko... Zszedł jeszcze na dół, upewnić się, czy przybyła już nowa zmiana podoficerska... W razie zamachu miał ją alarmować potrójnym dzwonkiem do loży portiera. Zresztą był przekonany, że sam sobie poradzi" - to cytat z powieści "Generał Barcz" Juliusza Kaden-Bandrowskiego*. Literacki rys wydarzeń, które rozegrały się równe 100 lat temu: 4/5 stycznia 1919 r. Warszawa stała się widownią zamachu Januszajtisa/Sapiehy. Tej rocznicy chyba nikt nie będzie obchodził. Skrajni wybrańcy prawicy? Wątpię. To niewygodne dla tego środowisko 100-lecie nie powinno ginąć w tle innych ważnych wydarzeń rodzącej się niepodległości II Rzeczypospolitej. Obraz byłby nie pełny. Oto młodziutkie, budujące się z ruin państwo, musiało zmóc zamach stanu! Nie można go bagatelizować. Nie stać nas na to. Nie urodziliśmy się Piłsudskim. Zresztą Tymczasowy Naczelnik Państwa miał swoje powody, aby wyśmiać spiskowców. Nigdy się wszak nie dowiemy na ile na serio bagatelizował, to co mogło zmienić bieg wydarzeń zapoczątkowanych 10 XI 1918 r.
2 stycznia 1919 r. z Poznania przybył do Warszawy Ignacy Jan Paderewski. "Owacje nadzwyczajne. Witała go z prawdziwym uwielbieniem cała Warszawa. Sam stałem z żoną przeszło godzinę przed dworcem kolei" - wspominał świadek**. 4 stycznia doszło do spotkania Paderewski-Piłsudski. Leon Wasilewski zostawił nam ślad po tych rozmowach w swoich wspomnieniach: "Komendant nam opowiadał, że kiedy w przeddzień zamachu zakomunikował Paderewskiemu, że stanowczo nie pójdzie na proponowaną przez Stanisława Grabskiego koncepcję rządu (specyficznie przez narodowych demokratów pojmowanej) «koalicji», Paderewski nagle zbladł, pot mu wystąpił na czoło i był bliski omdlenia. Komendant to tłumaczył tem, że Paderewski wiedział, iż odrzucenie propozycji Grabskiego oznacza usunięcie gabinetu Moraczewskiego w drodze zamachu. To go też skłoniło do natychmiastowego wyjazdu do Krakowa". Kiedy padną pierwsze strzały Maestro będzie bezpiecznie w Krakowie.
Od lewej: ks. E. Sapieha i płk./gen M. Żegota Januszajtis (okres II wojny światowej)
Około godziny 3,20, 5 stycznia, gwałtowne stukanie do drzwi obudziło ministra spraw wewnętrznych Stanisława Thugutta. Oto, co zostawił nam w swej "Autobiografii": "Spuściłem łańcuch i otworzyłem drzwi. Zdążyłem tylko zauważyć śmiertelnie bladego dozorcę ze świecą w ręku i w tej chwili buchnęły dwa strzały. Pierwszą myślą było: strzelali ślepymi nabojami, bo nie podobna, żeby na dystans paru kroków chybili. Równocześnie ogarnęło mnie uczucie żalu i niezawinionej krzywdy. Zabić? Za co? Nie zrobiłem nikomu nic złego, nie broniłem się nawet przed atakiem"***. Wezwana żandarmeria znalazła na podłodze łuski po parabellum i... aresztowała ministra. Kilka minut później stanął przed obliczem jednego z wykonawców zamachu, pułkownikiem Marianem Żegotą-Januszajtisem. Aresztowanego odwieziono do gmachu endeckiego stowarzyszenia "Rozwój". Zatrzymano tam też m. in. premiera Jędrzeja Moraczewskiego i ministra spraw zagranicznych Leona Wasilewskiego. Stawało się jasne kto politycznie stał za zamachowcami. Uwolnienie nadeszło koło godziny 15 tego samego dnia, gdy w owym budynku pojawił się bezbronny płk. Leon Berbecki. Zwymyślał zamachowców: "Było ich tam - wspominał dalej Thugutt - przecie pięciu czy sześciu z karabinami w garściach, a Berbecki był sam i miał w ręku tylko szpicrutę, którą się ze złości trzepał po butach, ale już dawno słyszałem o szalonej jego odwadze". Tyle jednak starczyło, aby członkowie legalnego, pierwszego rządu odradzającego się państwa mogli odzyskać wolność.
Od lewej: Leon Wasilewski, Jędrzej Moraczewski
Szkoda, że prof. Marian Marek Drozdowski w swej monografii poświęconej Naczelnikowi Państwa ograniczył się tylko do ogólnikowego rysu: "W nocy z 4 na 5 stycznia 1919 r., doszło do «operetkowego» zamachu stanu w Warszawie, kierowanego przez płk. Mariana Januszajtisa, księcia Eustachego Sapiehę, Tadeusza Dymowskiego i Jerzego Zdziechowskiego. Dzięki energicznej akcji gen. Szeptyckiego po paru godzinach spisek udaremniono, aresztowanych ministrów zwolniono, a zamachowców zatrzymano w Komedzie Miasta i stąd zwolniono na polecenie Naczelnika Państwa"****. Czy na operetkowość wyglądało, to czego świadkiem była siedziba Naczelnika Państwa, a skrupulatnie odnotowana przez Wacława Jędrzejewicza: "...oficerowie zamachowcy uzbrojeni w rewolwery i granty ręczne wtargnęli do Belwederu. Zostali oni natychmiast rozbrojeni przez pluton wartowniczy 7. p. ułanów i ochronę osobistą Naczelnika Państwa. Gdy mjr Głuchowski, dowódca pułku, zameldował się ze spieszonym szwadronem u Piłsudskiego, ten powiedział: «Odbywa się zamach stanu, ale to szopka, nie zamach»"*****. Stwierdzenie o operetkowości zamachu padło w obecności Thugutta, bo i on o tym wspomina: "Leżał na sofce straszliwie zmęczony, blady i zgryziony. Mimo to usiłował rzeczy bagatelizować i cały zamach uważał za operetkę". Czytając tylko te dwa zdania ma sie jednak wrażenie, że wbrew opinii powtarzanej przez wszystkich biografów, to jednak zmęczenie, bladość i zgryzioność raczej nie są objawami obojętności.
Ciekawie puentuje zamach prof. Andrzej Garlicki: "Skutkiem zamachu była dymisja rządu Moraczewskiego. Paradoks ten zrozumieć można tylko wówczas, jeśli się pamięta o generalnym celu Piłsudskiego - pozyskaniu prawicy. Nieudany zamach wzmocnił rząd Moraczewskiego, a barykady, które na wieść o zamachu zaczęli wznosić robotnicy w niektórych dzielnicach Warszawy, stały się widomym znakiem poparcia mas robotniczych dla rządu. To przekreślało możliwość porozumienia z prawicą"******. Powstał gabinet I. J. Paderewskiego. Najbliższym współpracownikom Piłsudskiego zdawało się to... nielogicznym posunięciem.
Stanisław Thugutt i jego "Autobiografia"
Cele Tymczasowego Naczelnika Państwa sięgały Paryża. Nie tylko uznania rządu w Warszawie za reprezentanta sprawy polskiej na konferencji pokojowej w Wersalu. Gra szła o sprowadzenie do Polski Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera! Stąd ta wypowiedź, którą bardzo oszczędnie cytuje w biografii swego autorstwa prof. Włodzimierz Suleja, za to bardzo szeroko prof. A. Garlicki: "Nic nie rozumiecie mojej sytuacji i całej sytuacji w ogóle. Nie chodzi o lewicę czy prawicę, mam to w d... Nie jestem tu od lewicy i dla niej, jestem dla cal ości. Mniejsza nawet, że kotłuje się w Poznańskiem i że w Warszawie ciągle się burzy. To jeszcze są rzeczy drugorzędne. Ale mnie chodzi o wojsko, którego naprawdę jeszcze nie mam. Przecież widzieliście, jak trudno ze Lwowem i co z Wilnem... Sprawy wewnętrzne załatwi Sejm, który na to właśnie zwołuję. Jaki będzie: lewy czy prawy - zobaczymy. Wszystkie moje wysiłki muszą iść w kierunku armii"******. Proszę wrócić do prozy J. Kadena, tam bardzo interesujący akapit właśnie na temat wojska.
![]() |
Generał Stanisław Szeptycki |
![]() |
Naczelnik Państwa i Prezes Rady Ministrów -1919 r. |
Literatura (podaję w kolejności cytowania):
cytat za Wapiński R., Ignacy Paderewski, Zakład Narodowy im. Ossolińskich - Wydawnictwo, Wrocław 1999 s. 98-99; wspomnienie L. Wasilewskiego też za tą publikacją s. 102
Thugutt S., Autobiografia, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1984, całość s. 124-127
Drozdowski M. M., Piłsudski Naczelnik Państwa Polskiego, Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2008, s. 32
Jędrzejewicz W., Kronika życia Józefa Piłsudskiego 1867-1935, Wydawnictwo Sanacja, Warszawa 1989, tom I, s. 413
Garlicki A., Piłsudski 1867-1935, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012, s. 313
porównaj: Garlicki A.,op. cit., s. 316 i Suleja W., Józef Piłsudski, Zakład Narodowy im. Ossolińskich - Wydawnictwo, Wrocław 2004, s. 218
Muśnicki Dowbor J., Moje wspomnienia, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2013, s. 386-388
Jędrzejewicz W., Józef Piłsudski 1867-1935. Życiorys, Wydawnictwo LTW, Warszawa 2002, s. 57
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.