wtorek, stycznia 08, 2019
Przeczytania... (286) Józef Dowbor-Muśnicki "Moje wspomnienia" (Zysk i S-ka Wydawnictwo)
100-na rocznica wybuchu powstania wielkopolskiego inspiruje do kolejnego z Nim spotkania. Dziś wyjątkowe, bo właściwie nie pojawiają się w cyklu książka sprzed... kilku lat. Byłem przekonany, że już o niej pisałem, a jednak myliłem się. Mea culpa!..
Nikogo nie powinien zaskoczyć wybór. "Moje wspomnienia", to książka, którą z dużą starannością edytorską wydał Zysk i S-ka Wydawnictwo, autorstwa samego Naczelnego Wodza powstania, generała Józefa Dowbor Muśnickiego (1867-1937), Bardzo silnie związanego z miastem, w którym powstaje ten blog: Bydgoszczą. To gen. J. Dowbor Muśnicki zajmował uroczyście niegdysiejszy Bromberg w styczniu 1920 r. To gen. J. Dowbor Muśnicki w 1925 r. odsłaniał w już polskiej Bydgoszczy Grób Nieznanego Powstańca. Szkoda, że miasto nie zadbało o bardziej reprezentacyjną ulicę dla takiego Patrona. Chyba nie powinno dziwić, że krzyżuje się w ul. gen. S. Taczaka. Gdyby to ode mnie zależało, to miast przywracać ul. Marszałka F. Focha upamiętnił w ten sposób właśnie gen. J. Dowbor Muśnickiego.
Moje "Przeczytanie...", jak nigdy, ograniczę tylko do... jednego rozdziału: XXIV, pt. "Armia Wielkopolska". To raptem trzydzieści pięć stron wspominań (389-424). Nie ukrywam, że warto zerknąć też do rozdziału XXVI, pt. "Wśród Wielkopolan", że o reszcie książki nie wspomnę. Bo wszak powstanie wielkopolskie, to tylko epizod z wojskowego (wojennego) życiorysu Generała.
Zaskakujący był moment nominacji Autora wspomnień na stanowisko wodza armii w zrewoltowanej Wielkopolsce: "Pewnego pięknego poranka miejscowy doktor zakomunikował mi... że jestem mianowany głównodowodzącym w Poznaniu. Wiadomość zaczerpnął z gazet. Istotnie, na drugi dzień przyjechał oficer z wiadomością, że komendant Piłsudski prosi mnie o przybycie do niego". Relacje między obu wojskowymi właściwie od samego początku układały się źle. Nie mnie tu oceniać przyczynny i skutki. Chcę być wierny literze wspomnień. Na pewno uważny Czytelnik zauważy bardzo krytyczną ocenę, jaką sobie wyrobił Autor na temat byłych oficerów legionowych (czytaj: piłsudczykach).
Robią wrażenie pisma, jakie na ręce Generała wysłała Naczelna Rada Ludowa oraz osobiście Wojciech Korfanty. Ten drugi zaczynał się słowami: "Jaśnie Wielmożny Panie Generale! P. Komendant Piłsudski zwrócił się do Naczelnej Rady Ludowej tydzień temu z propozycją, byśmy sobie wybrali na głównodowodzącego naszych sił zbrojnych Jaśnie Wielmożnego Pana lub generała Michaelisa". Zaraz też dostaje się Piłsudskiemu, bo na kolejnej stronie czytamy: "Z listów widać też, że Piłsudski nie spieszył się z zawiadomieniem mnie o decyzji Komisariatu, choć wypadki w Poznańskim «stają sie groźne»". Zderzenie obu indywidualności jest tu widoczne aż nadto: "W jakimś pisemku czytałem o czarującym wzroku komendanta i rad byłem to sprawdzić... Niestety, nie patrzył mi w oczy. Ja przyzwyczaiłem się w wojsku postępować odwrotnie".
10 stycznia Generał/Autor jechał już do Poznania. Na dworcu witał go m. in. W. Korfanty. A jakże, jak w przypadku wizyty I. J. Paderewskiego, zawieziono Dowbor-Muśnickiego do "Bazaru". Nowy Wódz powstania energicznie wziął się do dzieła reorganizacji wojsk powstańczych: "Rozmowa zaczęła się od tego, jak opanować sytuację. Wszędzie, bez ogólnego planu, walczyły luźne oddziały ochotników, a stan ogólny nie był do pozazdroszczenia. Oświadczyłem, że wolontariuszów ani organizować, ani dowodzić nie będę, i radzę formować wojsko regularne, chociażby z początku ochotnicze". Proszę nie zapominać, że Generał miał doświadczenie z tworzenia w Rosji I Korpusu Polskiego.
Cennym dopełnieniem wspomnień generała J. Dowbor-Muśnickiego są... załączniki. Jest ich 224. Brak ich bardzo by zubożył narrację, a nam zrozumienie całości. Pewnie, że można było w przypisach pomieścić fragmenty dokumentów, ale tu zadbano, abyśmy dostali je w pełnym brzmieniu. Starczy tylko przejść na stosowną stronę. "...ludzie niezwiązani przysięgą nie są wojskiem" - pada w pewnym momencie. I roty tychże przesiąg są opublikowane. Brawo. Doskonale! Profesjonalizm wydawniczy - na 6. To samo dotyczy strony ikonograficznej. Wiele zdjęć. Gro zapewne rozproszonych w różnych wydawnictwach, tu mamy część ich wykorzystane. Brawo!...
"Wyjeżdżając do Poznania, wiedziałem, że brakować tam będzie najbardziej obsługi łącznikowej. Niemcy byli przewidujący i obcoplemieńców do pełnienia obowiązków łączności nie dopuszczali" - kolejne bezcenne spostrzeżenie Autora/Generała. Wiele cennych uwag, jakie znajdujemy w tekście może i dziś stanowić podstawę do rozważań na temat wojska i wojskowości. Smutne, że wiele z krytycznych uwag odnosiło się do roli jaką odgrywał u boku podpułkownik Wacław Stachiewicz (czytaj: człowiek Piłsudskiego), znalazły się nawet wtrącenia dotyczące przewrotu majowego.
Pierwszy raz stykam się z informacją, jakoby PPS miało "brać pieniądze" od Niemców i tym sobie Autor tłumaczy stosunek piłsudczyków do Wielkopolski? Raz po raz wraca do rozmowy z Piłsudskim. Dostrzega niechęć tegoż do siebie, bo będąc z powrotem w Warszawie 12 stycznia został przyjęty na audiencji (takie określenie pada w tekście) dopiero dwa dni później, po czym wrócił do Poznania. W towarzystwie m. in. Władysława Andersa, ba! na dalszych stronach wystawił o nim bardzo pozytywną ceznurkę. "Okoliczności do pracy nagliły, bo zaczęły się wystąpienia poszczególnych dowódców powstańczych na własna rękę, co nie tylko nie pomagało sprawie utrzymania w naszych rękach Poznańskiego, ale wręcz szkodziło jego obronie" - oto jeden z pierwszych problemów, z jakim musiano uporać się nowe dowództwo powstania. Zaczęła się budowa polskiego wojska: "Poleciłem też zawsze podkreślać, że tworzące się wojsko będzie wyłącznie z Polaków złożone, a że poza Polakami w nim nikt służyć nie będzie, przeto musi się ono wyróżnić nie tylko u nas, ale i na całym świecie". Jako załącznik 91 jest cytowane przemówienie do żołnierzy z 19 I 1919 r. Bolączka tworzonego wojska był... brak oficerów. "Szkoła oficerska w Poznaniu jest moją dumą, bo nie znalazł się w niej ani jeden absolwent, któryby się źle spisał" - nie bez dumy wspomina Autor/Generał.
Jednym z problemów, które musiał rozwiązać nowy naczelny wódz powstania była sprawa artylerii i amunicji. O armatach i tworzonej artylerii znajdziemy taki zapis: "Trudno też szło z formowaniem artylerii; nie z powodu braku ludzi lub koni, ale dlatego, że początkowo nie mieliśmy armat. Powstańcy zdobyli tylko dwie - jedną w Gnieźnie, drugą znaleźli w arsenałach Poznania". Grenzschutz zdecydowanie był lepiej uzbrojony. Pociski robiono m. in. u Cegielskiego w Poznaniu czy w fabryce Johna w Łodzi. Autor/Generał z sumienną dokładnością wymienia swoich współpracowników, nie pomija ich zasług, np. pułkowników Siestrzencewicza, Pajewskiego czy Konarzewskiego. Dziwne, że nigdy nie wymienia ich imion. O trzecim wymienionym oficerze (skądinąd krewnym Władysława Broniewskiego) napisał m. in. "Właśnie pułkownik Konarzewski potrafił w krótkim czasie doszkolić żołnierzy i scementował ich w świetną jednostkę bojową [tj. 1 Pułk Strzelców Wielkopolskich - przyp. KN]".
Mieszkańcy Nakła, Kcyni, Żnina i okolic powinni być kontenci, bo znajdą wiele ciekawych epizodów dotyczących walk w tych regionach. Smutne, że Autor/General, zrzucając wszystko na dynamiczność wydarzeń, nie potrafił odtworzyć kto, gdzie, kiedy dowodził. Dobrze, że zapamiętano takie zdarzenie i zamieniono w taki opis: "Niemcy, widząc idących na bagnety powstańców, w popłochu pouciekali, zostawiając na pozycji przeszło czterdzieści armat. Epizod ten przechylił walkę na naszą stronę; Niemcy odeszli za Noteć". Niemcom, według Autora/Generała, zawdzięczali... dozbrojenie powstańczych formacji.
Ze smutkiem odnajduje raz po raz... ślady antysemityzmu w myśleniu Autora/Generała. Trzymając się zasady, że tylko Polacy (Wielkopolanie) mogą służyć w polskim (wielkopolskim) wojsku nie mógł zdzierżyć, że inni dowódcy (w czasie już wojny polsko-bolszewickiej) nie byli tak gorliwi w dobrze swej kadry: "...wcielano do szeregów rekrutów z Kongresówki, a nawet Żydów. Nie powiększało to zalet pułków wielkopolskich, a operacjom szkodziło". Zachował daleko idącą rezerwę, co do Niemców mieszkających w Wielkopolsce. Ciekawy pojawia się argument: "Młodsze roczniki tej ludności można zaciągnąć do szeregów. Nie zrobiłem tego, bo tak Komisariat, jak i ja trzymaliśmy się poglądu, że Niemcy zmuszeni będą wyjechać do Rzeszy; również nie chciałem dawać im atutu, że oni też walczyli o wyzwolenie Wielkopolski lub nawet o wolność Polski". Podaje też smutne fakty... szowinistycznych wybryków wielkopolskich Niemców, włącznie z napaściami na powstańców i ich mordowaniu. Stąd bezwzględna i niezachwiana postawa: "Aresztowano siedmiu czy dziewięciu Niemców. Sąd wydał wyrok skazujący. Kazałem go niezwłocznie wykonać [...]". Sprawiedliwość dosięgała również polskich (wielkopolskich) przestępców: "Nie myślałem stosować podwójnej miary sprawiedliwości względem zbrodniarzy Niemców i Polaków, pełnoletnich i takich, którym do pełnoletności brakowało paru minut".
Zamyka sie ten rozdział rozważaniami na temat armii, roli żołnierza, czego uczył Autor/Generał swych podwładnych, zwalczał agitację bolszewicką (stąd wzmianka o zwalczaniu "zaszczepianiu zasad nauki Marksa"). Zawodowy wojskowy po raz kolejny wyraził swoją awersję wobec wojska ochotniczego: "Gdyby taki system utrzymał się, śmiało twierdzę, że Polska byłaby opanowana przez bandy bolszewików, Ukraińców i Grenzschutzu. Nie ostałby się ani Lwów, ani Poznań". Wraca wątek narodowych szeregów: "Domieszka do szeregów przedstawicieli innych narodowości, zamieszkałych na terenie państwa, choć wzmacnia armię liczebnie, osłabia jej spoistość. Narody biją się przecież o swoje interesy, które mogą być rozbieżne z dążeniami obywateli innego pochodzenia". I po raz kolejny obrywa się... Żydom. Bardzo drastycznie wypadła ocena Ukraińców. Trudno chwilami nie przyznać racji Autorowi/Generałowi. Smutne. Szczególnie stwierdzenie: "Nie wierzę, żeby kiedykolwiek mogli przetworzyć się w coś wartościowego dla ludzkości lub spokojnie współżyć z innymi sąsiadami, a w pierwszym rzędzie z Polską". Nabiera ono innego wymiaru, gdy patrzymy na nie z perspektywy tego, jak spływał krwią Wołyń. Nie miał dobrego zdania o Białorusinach, zalecał ostrożność względem Niemców, choć wierzył w ich asymilację.
Publikacja tego "Przeczytania..." nie jest przypadkowa. Za dwa dni minie sto lat, jak generał Józef Dowbor-Muśnicki wyruszył do Poznania. Wiem, że to tylko wycinek z "Moich wspomnień". Warto przeczytać całość. Ja już kilka dni temu na tym blogu wykorzystałem to bezcenne źródło. Nie wyobrażam sobie mego księgozbioru bez niego. Moje rozumienie przeszłości byłoby uboższe. Proszę nie zapomnieć o rozdziale "Wśród Wielkopolan". To z niego na koniec kładę tu cytat: "DLA PRZEDSTAWICIELI INNYCH DZIELNIC WIELKOPOLANIE WYDAJĄ SIĘ ZAROZUMIALI I NAWET ŚMIESZNI. MÓWIĄ ŹLE PO POLSKU, ZATRĄCAJĄ Z NIEMIECKA, A JEDNAK NIKT IM ZARZUCIĆ NIE ŚMIE ANI BRAKU ZDROWEGO ROZSĄDKU, ANI BRAKU PATRIOTYZMU I ZROZUMIENIA, ŻE WOLNOŚĆ JEST NAJWIĘKSZĄ ZDOBYCZĄ NARODU".
10 stycznia Generał/Autor jechał już do Poznania. Na dworcu witał go m. in. W. Korfanty. A jakże, jak w przypadku wizyty I. J. Paderewskiego, zawieziono Dowbor-Muśnickiego do "Bazaru". Nowy Wódz powstania energicznie wziął się do dzieła reorganizacji wojsk powstańczych: "Rozmowa zaczęła się od tego, jak opanować sytuację. Wszędzie, bez ogólnego planu, walczyły luźne oddziały ochotników, a stan ogólny nie był do pozazdroszczenia. Oświadczyłem, że wolontariuszów ani organizować, ani dowodzić nie będę, i radzę formować wojsko regularne, chociażby z początku ochotnicze". Proszę nie zapominać, że Generał miał doświadczenie z tworzenia w Rosji I Korpusu Polskiego.
Cennym dopełnieniem wspomnień generała J. Dowbor-Muśnickiego są... załączniki. Jest ich 224. Brak ich bardzo by zubożył narrację, a nam zrozumienie całości. Pewnie, że można było w przypisach pomieścić fragmenty dokumentów, ale tu zadbano, abyśmy dostali je w pełnym brzmieniu. Starczy tylko przejść na stosowną stronę. "...ludzie niezwiązani przysięgą nie są wojskiem" - pada w pewnym momencie. I roty tychże przesiąg są opublikowane. Brawo. Doskonale! Profesjonalizm wydawniczy - na 6. To samo dotyczy strony ikonograficznej. Wiele zdjęć. Gro zapewne rozproszonych w różnych wydawnictwach, tu mamy część ich wykorzystane. Brawo!...
"Wyjeżdżając do Poznania, wiedziałem, że brakować tam będzie najbardziej obsługi łącznikowej. Niemcy byli przewidujący i obcoplemieńców do pełnienia obowiązków łączności nie dopuszczali" - kolejne bezcenne spostrzeżenie Autora/Generała. Wiele cennych uwag, jakie znajdujemy w tekście może i dziś stanowić podstawę do rozważań na temat wojska i wojskowości. Smutne, że wiele z krytycznych uwag odnosiło się do roli jaką odgrywał u boku podpułkownik Wacław Stachiewicz (czytaj: człowiek Piłsudskiego), znalazły się nawet wtrącenia dotyczące przewrotu majowego.
- Wojsko nie może być oparte na podstawach konspiracyjnych, bo nie jest partią polityczno-wywrotową, która się musi kryć.
- ...oświadczyłem, że nie należę do liczby tych generałów, którzy podpiszą podsuwane im przez szefa sztabu papierki i słuchają bezapelacyjnie jego rad.
- Jeszcze będąc w Bobrujsku, słyszałem, że legioniści nie są żołnierzami w ogólnym tego słowa pojęciu, lecz także sprzysiężeniem [...].
- Panowie politycy bałamucili szeregi.
- ...znam generałów, nawet w Polsce, którzy pełnią role manekinów, a pracuje faktycznie za nich sztab.
- Sekret szybkiego wykonania każdej pracy polega na umiejętności rozczłonkowania poszczególnych ich części.
- Utarło się w masach przekonanie, że kawalerzystą jest każdy, kto na koniu jeździ.
- Pierwsza bitwa lub potyczka musi bezwzględnie dać dodatni wynik [...].
- Stale dziwiła mnie u ziomków czułość w stosunku do obcych i gotowość do ofiar z naszej strony na ich korzyść.
- Szeroką sympatię zdobywają tylko ci, którzy dają sie kierować. Ja do takich, niestety, nie należałem.
Pierwszy raz stykam się z informacją, jakoby PPS miało "brać pieniądze" od Niemców i tym sobie Autor tłumaczy stosunek piłsudczyków do Wielkopolski? Raz po raz wraca do rozmowy z Piłsudskim. Dostrzega niechęć tegoż do siebie, bo będąc z powrotem w Warszawie 12 stycznia został przyjęty na audiencji (takie określenie pada w tekście) dopiero dwa dni później, po czym wrócił do Poznania. W towarzystwie m. in. Władysława Andersa, ba! na dalszych stronach wystawił o nim bardzo pozytywną ceznurkę. "Okoliczności do pracy nagliły, bo zaczęły się wystąpienia poszczególnych dowódców powstańczych na własna rękę, co nie tylko nie pomagało sprawie utrzymania w naszych rękach Poznańskiego, ale wręcz szkodziło jego obronie" - oto jeden z pierwszych problemów, z jakim musiano uporać się nowe dowództwo powstania. Zaczęła się budowa polskiego wojska: "Poleciłem też zawsze podkreślać, że tworzące się wojsko będzie wyłącznie z Polaków złożone, a że poza Polakami w nim nikt służyć nie będzie, przeto musi się ono wyróżnić nie tylko u nas, ale i na całym świecie". Jako załącznik 91 jest cytowane przemówienie do żołnierzy z 19 I 1919 r. Bolączka tworzonego wojska był... brak oficerów. "Szkoła oficerska w Poznaniu jest moją dumą, bo nie znalazł się w niej ani jeden absolwent, któryby się źle spisał" - nie bez dumy wspomina Autor/Generał.
Jednym z problemów, które musiał rozwiązać nowy naczelny wódz powstania była sprawa artylerii i amunicji. O armatach i tworzonej artylerii znajdziemy taki zapis: "Trudno też szło z formowaniem artylerii; nie z powodu braku ludzi lub koni, ale dlatego, że początkowo nie mieliśmy armat. Powstańcy zdobyli tylko dwie - jedną w Gnieźnie, drugą znaleźli w arsenałach Poznania". Grenzschutz zdecydowanie był lepiej uzbrojony. Pociski robiono m. in. u Cegielskiego w Poznaniu czy w fabryce Johna w Łodzi. Autor/Generał z sumienną dokładnością wymienia swoich współpracowników, nie pomija ich zasług, np. pułkowników Siestrzencewicza, Pajewskiego czy Konarzewskiego. Dziwne, że nigdy nie wymienia ich imion. O trzecim wymienionym oficerze (skądinąd krewnym Władysława Broniewskiego) napisał m. in. "Właśnie pułkownik Konarzewski potrafił w krótkim czasie doszkolić żołnierzy i scementował ich w świetną jednostkę bojową [tj. 1 Pułk Strzelców Wielkopolskich - przyp. KN]".
Mieszkańcy Nakła, Kcyni, Żnina i okolic powinni być kontenci, bo znajdą wiele ciekawych epizodów dotyczących walk w tych regionach. Smutne, że Autor/General, zrzucając wszystko na dynamiczność wydarzeń, nie potrafił odtworzyć kto, gdzie, kiedy dowodził. Dobrze, że zapamiętano takie zdarzenie i zamieniono w taki opis: "Niemcy, widząc idących na bagnety powstańców, w popłochu pouciekali, zostawiając na pozycji przeszło czterdzieści armat. Epizod ten przechylił walkę na naszą stronę; Niemcy odeszli za Noteć". Niemcom, według Autora/Generała, zawdzięczali... dozbrojenie powstańczych formacji.
- Ludzie miękkiego charakteru i niezdecydowani [...] nie powinni zajmować stanowisk wymagających zrozumienia potrzeb chwili i stanowczości.
- Mam uzasadnione uprzedzenia do "legionów", "wolontariuszy", "armii ochotniczych" i tym podobnemu "cywil-wojska".
- Dowodziłem zawsze regularnymi formacjami.
- ...żołnierz powinien być świadomym, że swoją krew oddaje za najwyższe dobro, za wolność i to nie tylko swoją, osobistą, ale i przyszłych pokoleń.
- Twierdzę też, że armia w państwie musi być narodowa.
- Armia Wielkopolska składała się [...] tylko z elementu polskiego, słowiańskiego, względnie spolszczonego i dlatego się wyróżniła.
- Jedynym państwem na świecie, które posiada pewna armię, są Niemcy.
- Widzę wielkie niebezpieczeństwo w tym, że wciągamy do szeregów rekrutów niepolskiej narodowości.
- Gdzie są Żydzi (od siebie dodam - i Ukraińcy), jak słusznie zauważył Starczewski, tam łatwo o grunt podatny do niepokoju.
- Na przysięgę zwracałem zawsze wielką uwagę.
Ze smutkiem odnajduje raz po raz... ślady antysemityzmu w myśleniu Autora/Generała. Trzymając się zasady, że tylko Polacy (Wielkopolanie) mogą służyć w polskim (wielkopolskim) wojsku nie mógł zdzierżyć, że inni dowódcy (w czasie już wojny polsko-bolszewickiej) nie byli tak gorliwi w dobrze swej kadry: "...wcielano do szeregów rekrutów z Kongresówki, a nawet Żydów. Nie powiększało to zalet pułków wielkopolskich, a operacjom szkodziło". Zachował daleko idącą rezerwę, co do Niemców mieszkających w Wielkopolsce. Ciekawy pojawia się argument: "Młodsze roczniki tej ludności można zaciągnąć do szeregów. Nie zrobiłem tego, bo tak Komisariat, jak i ja trzymaliśmy się poglądu, że Niemcy zmuszeni będą wyjechać do Rzeszy; również nie chciałem dawać im atutu, że oni też walczyli o wyzwolenie Wielkopolski lub nawet o wolność Polski". Podaje też smutne fakty... szowinistycznych wybryków wielkopolskich Niemców, włącznie z napaściami na powstańców i ich mordowaniu. Stąd bezwzględna i niezachwiana postawa: "Aresztowano siedmiu czy dziewięciu Niemców. Sąd wydał wyrok skazujący. Kazałem go niezwłocznie wykonać [...]". Sprawiedliwość dosięgała również polskich (wielkopolskich) przestępców: "Nie myślałem stosować podwójnej miary sprawiedliwości względem zbrodniarzy Niemców i Polaków, pełnoletnich i takich, którym do pełnoletności brakowało paru minut".
Zamyka sie ten rozdział rozważaniami na temat armii, roli żołnierza, czego uczył Autor/Generał swych podwładnych, zwalczał agitację bolszewicką (stąd wzmianka o zwalczaniu "zaszczepianiu zasad nauki Marksa"). Zawodowy wojskowy po raz kolejny wyraził swoją awersję wobec wojska ochotniczego: "Gdyby taki system utrzymał się, śmiało twierdzę, że Polska byłaby opanowana przez bandy bolszewików, Ukraińców i Grenzschutzu. Nie ostałby się ani Lwów, ani Poznań". Wraca wątek narodowych szeregów: "Domieszka do szeregów przedstawicieli innych narodowości, zamieszkałych na terenie państwa, choć wzmacnia armię liczebnie, osłabia jej spoistość. Narody biją się przecież o swoje interesy, które mogą być rozbieżne z dążeniami obywateli innego pochodzenia". I po raz kolejny obrywa się... Żydom. Bardzo drastycznie wypadła ocena Ukraińców. Trudno chwilami nie przyznać racji Autorowi/Generałowi. Smutne. Szczególnie stwierdzenie: "Nie wierzę, żeby kiedykolwiek mogli przetworzyć się w coś wartościowego dla ludzkości lub spokojnie współżyć z innymi sąsiadami, a w pierwszym rzędzie z Polską". Nabiera ono innego wymiaru, gdy patrzymy na nie z perspektywy tego, jak spływał krwią Wołyń. Nie miał dobrego zdania o Białorusinach, zalecał ostrożność względem Niemców, choć wierzył w ich asymilację.
Publikacja tego "Przeczytania..." nie jest przypadkowa. Za dwa dni minie sto lat, jak generał Józef Dowbor-Muśnicki wyruszył do Poznania. Wiem, że to tylko wycinek z "Moich wspomnień". Warto przeczytać całość. Ja już kilka dni temu na tym blogu wykorzystałem to bezcenne źródło. Nie wyobrażam sobie mego księgozbioru bez niego. Moje rozumienie przeszłości byłoby uboższe. Proszę nie zapomnieć o rozdziale "Wśród Wielkopolan". To z niego na koniec kładę tu cytat: "DLA PRZEDSTAWICIELI INNYCH DZIELNIC WIELKOPOLANIE WYDAJĄ SIĘ ZAROZUMIALI I NAWET ŚMIESZNI. MÓWIĄ ŹLE PO POLSKU, ZATRĄCAJĄ Z NIEMIECKA, A JEDNAK NIKT IM ZARZUCIĆ NIE ŚMIE ANI BRAKU ZDROWEGO ROZSĄDKU, ANI BRAKU PATRIOTYZMU I ZROZUMIENIA, ŻE WOLNOŚĆ JEST NAJWIĘKSZĄ ZDOBYCZĄ NARODU".
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.