niedziela, grudnia 09, 2018

Przeczytanie... (284) Włodzimierz Lewandowski "Udział Wielkopolski w odbudowie Rzeczypospolitej w latach 1918-1919" (Zysk i S-ka Wydawnictwo)

Zysk i S-ka Wydawnictwo w ciekawy sposób włączyło się w nurt 100-lecia obchodzenia odzyskiwania przez Polskę niepodległości. Przypomniano książkę  Włodzimierza Lewandowskiego "Udział Wielkopolski w odbudowie Rzeczypospolitej w latach 1918-1919". Z biogramu Autora dowiadujemy się m. in. że jest  pierwszą próbą syntetycznego ujęcia udziału Wielkopolski w walkach o kształt II Rzeczypospolitej. To nie jest jakieś opasłe tomisko. Raptem 184 stron.
Kiedy myślę "Wielkopolska" mam bardzo wiele skojarzeń. Od czysto rodzinnych (stąd m. in. mój ród, historia nieprzerwanie pisana od XV do XIX w. - i dalej tam tworzona przez coraz to dalszych krewnych) po wielce historyczne (powstania: 1794, 1806, 1848, 1918). Za kilkanaście dni minie setna rocznica wybuchu powstania wielkopolskiego, przez wielu uważanych za jedyną zwycięską insurekcję w historii państwa polskiego, co nie jest prawdą. Proponuję zerknąć choćby do pracy Marka Rezlera*, aby się o tym przekonać i przestać odbierać Wielkopolanom prawa do chwały nie tylko za rok 1918 i 1919.
Nie wiem, jak wydanie AD 2018 ma się do przedwojennego, z 1938 r. Nie znam go. Nie dość na tym: dotąd znałem tyn tytuł z wykorzystywania go przez wspomnianego Marka Rezlera. "Małopolska zachodnia i centralne ziemie Polski wypędziły zaborców już z początkiem listopada 1918 roku. Inaczej było w zaborze pruskim" - tak zaczyna się książka Włodzimierza Lewandowskiego. Od pierwszej chwili szukam śladów okolic rodzinnych, stąd i nie dziwota, że moją uwagę przykuwa, co napisano o ziemi wrzesińskiej czy średzkiej, że wspomina się sławetny Miłosław, moją Bydgoszcz. Nic nie wiem o udziale krewnych czy powinowatych w walkach 1918/1919 na terenie Wielkopolski.
"Jedyne w swoim rodzaju przyjęcie, jakiego doświadczył Paderewski [...] było niezrównanym hołdem dla całej pracy życiowej tego obywatela" - to oczywiście na temat przyjazdu przyszłego premiera nad Wartę 26 XII 1918 r.  Dopiero następnego dnia padną strzały: "Na ulicach rozległ się okrzyk: «Do broni!». Kto czuł się Polakiem, wyciągał z ukrycia karabin i biegł, skąd dochodziły strzały. [...] W chaosie tych walk ulicznych trudno dziś się zorientować. Dość, że Polacy jeszcze 27 grudnia opanowali śródmieści". Warto by było część tej książki czytać spacerując po ulicach Poznania! Znaleźć się w miejscu, w którym padł Franciszek Ratajczak. Znajdziemy tu m. in. jego fotografię. W ogóle pod względem ikonograficznym Zysk i S-ka Wydawnictwo zdało na "6"! Tak się właśnie wydaje książki historyczne: z dużą dawką fotografii, map i szkiców. Wtedy czytelnik jest w stanie ogarnąć, co i jak. Pomaga nam bezbłędnie śledzić rozwój wydarzeń. Kresowa (wileńska) część mego serca rośnie na widok Mołodeczna czy Wilna. Nie spodziewałem się tu na nie trafić. A to tylko widomy znak, że wojenne losy Wielkopolan, to nie tylko Gniezno i okolice. Kolejny powód do dumy, dla tych, co znad Warty czy Noteci.
Nie wiem, jak wśród młodych Wielkopolan wygląda poziom wiedzy historycznej na temat dziejów regionu. Wiem, mam na ten temat dokumentację fotograficzną, jak wspaniałą robotę robił przez lata Poznań w tej materii. Zazdrościłem plenerowych wystaw na placu Wolności czy Starym Rynku. Móc spojrzeć w oczy generałów Stanisława Taczaka, Józefa Dowbor Muśnickiego, to kolejna zachęta, aby wziąć do ręki książkę Włodzimierza Lewandowskiego. Ja na pewno zrobię z niech użytek, jeśli dojdzie do mego wykładu w ramach Fordońskich Spotkań z Humanistyką. Dorastający bydgoszczanin raczej ma... blade pojęcie o oficerach, których tu wymieniłem, choć Dowbor Muśnicki wpisuje się w historię 20 stycznia 1920 r. A jest tu pewien wątek bydgoski. Na stronie 39 znajdujemy zdjęcie doktora praw porucznika Bernarda Śliwińskiego. W latach 1922-1930 był prezydentem Bydgoszczy. Znajdziemy też wzmianki o Janie Maciaszku, pierwszym polskim prezydencie Bydgoszczy. 
"Rozum polityczny, względy na politykę wewnętrzną i zewnętrzną, nakazują nam nie zrywać ostatnich nici łączących nas z Berlinem, lecz pozostawić ostateczne określenie zachodnich granic Polski kongresowi pokojowemu. [...] Celem polityki naszej jest zawsze Zjednoczona Niepodległa Polska z własnym wybrzeżem morskim" - czytamy w jednym z cytowanych przez Lewandowskiego manifeście Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej. Kto dziś pamięta, że "...Jędrzej Moraczewski jako premier pierwszego polskiego rządu zarezerwował dla reprezentantów byłego zaboru pruskiego trzy teki i starał sie  usilnie, zgodnie z zadaniem powierzonym mu przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, o pozyskanie reprezentantów zboru do współpracy, do porozumienia w tej sprawie przecież nie doszło". Wzmiankujemy o tym na lekcjach historii? Wątpię. Wiem, że to nie książka o rządzie Moraczewskiego, ale dość oględnie Autor wzmiankuję o dymisji tegoż w styczniu 1919 r.
Wielkie Księstwo Poznańskie, jako termin historyczno-geograficzny raczej nie wryło się do głów, jak Królestwo Polskie (Kongresówka). Trudno. Chyba już tego nie nadrobimy. Tym bardziej warto zerknąć do tekstu Włodzimierza Lewandowskiego. W ogóle potraktujmy to czytanie, jako swoistą podróż w czasie. Rzadko mamy okazję poznać narrację tak bliską opisywanym wydarzeniom. Dla mnie cenne są spostrzeżenia natury... społecznej, np.: "Społeczeństwo nie znało wtedy klęski bezrobocia. Z wyjątkiem pasa przyfrontowego, narażonego na działania wojenne, wszystkie warsztaty produkcyjne były w pełnym ruchu, nie mogąc sprostać zamówieniom. Począwszy od rolnika, a kończąc na przemysłowcu kierującym fabryką, wszyscy mieli pełne ręce pracy, wykonywanej w niezwykłym poczuciu, że jest potrzebna Polsce". Bardzo interesujące fakty dotyczący odradzania się w dawnym Wielkim Księstwie Poznańskim szkolnictwa polskiego! opisany entuzjazm cały czas działa na wyobraźnię: "Kobiety i mężczyźni garnęli sie na tych kursach ochoczo do pracy, gdyż wszyscy pałali chęcią, aby wraz ze swym zapałem wnieść do organizującego się szkolnictwa najwięcej ducha polskiego i polskich tradycji pedagogicznych". Swoją drogą ciekawe, do jakich tradycji chciano się odwoływać?
To dobrze, że przypomniano m. in. wileńskie epizody wojenne i udział w nich wojsk z Wielkopolski. Mapa. Czy się pomylę pisząc, że zaczerpnięto ją z wydania sprzed 1939 r.? Taka znana z tamtego okresu maniera graficzna.  Myślę choćby o mapie pt. "Rejon działań Poznańskie Batalionu Śmierci". To pod nią, na tej samej stronie jedno zdanie: "W porównaniu z dwiema pierwszymi wyprawami do Małopolski Wschodniej prawie zupełnemu zapomnieniu uległa trzeci wyprawa poznańskiego oddziału płk. Obrony Krajowej Józefowicza, który wyruszył na Wileńszczyznę, by uczestniczyć w działaniach osłonowych na przedpolu Wilna". Chodzi o pamiętne walki z 1919 r., kiedy Belina na Wielkanoc zdobył dla Komendanta bliskie jego sercu Wilno.
Jest okazja cytować za Autorem choćby znamienne zdania generała Józefa Hallera: "Z chwilą gdy wstąpiłem na ziemię polską podlegam władzy Naczelnika Państwa, który dzierży władzę z woli i w porozumieniu z Sejmem Rzeczypospolitej Polskiej. Jestem sługą mego narodu i tutaj w Józefie Piłsudskim uznaję najwyższą władzę, jaka naród przez Sejm swój ustanowił". Sporo miejsca poświęcono przybyciu do kraju Błękitnej Armii. Przyznaję, że nie znałem militarnej statystki tychże transportów: "...przyjechało wtedy 366 pociągami 3328 oficerów, 75 765 szeregowych, 28 087 koni, 698 dział, 1191 samochodów, 121 czołgów, 136 samolotów i 7026 wozów". Te liczby jeszcze teraz robią wrażenie, po 99-ciu latach.
Tak, jestem dumny ze swej wielkopolskości, bo choć związki z matecznikiem zerwane zostały w 1895 r., to zawsze powtarzano w domu nie bez dumy, "żeśmy z Poznańskiego". Dlatego nie do pomyślenia było, abym mógł przejść obojętnie wobec książki z takim rodowodem i takiej treści. Wielkopolska i Wielkopolanie zapisali piękne karty w walce o polskość. Za mało się o tym pisze, przypomina.  Bez względu czy jesteśmy z Kongresówki, Galicji, zza Niemna czy zza Buga. Ponowne wydrukowanie książki Włodzimierza Lewandowskiego, to bardzo dobry pomysł. Książka powinna naprawdę trafić pod strzechy, aby nie poszły w zapomnienia czyny żołnierzy i oficerów.  Na zamknięcie tego "Przeczytania..." kładę cytat z generała Józefa Dowbor Muśnickiego, który tak żegnał się ze swymi podkomendnymi: "Niewątpliwym jest dziś, że gdyby nie ofiarna walka jedynie wielkopolskiego żołnierza na ogromnym Froncie Wielkopolskim, gdyby nie krew tysięcy poległych i rannych, obecna granica nasza zachodnia inaczej byłaby zakreślona". Potomkowie Powstańców czapki z głów dla czynu Waszych krewnych!

Brak komentarzy: