wtorek, kwietnia 17, 2018
Przeczytania... (260) Anna Wolff-Powęska "Polacy-Niemcy. Sąsiedzi pod specjalnym nadzorem" (Wydawnictwo Poznańskie)
O takim książkach, nawet jeśli nie wiemy, że mają się ukazać, powiemy: na taką czekałem! Oczywiście lektura, której już sama Autorka, pani profesor Anna Wolff-Powęska wzbudza emocje, o których łatwo przekonać się włączając Internet. Demotywator pl. publikuje zdjęcie ze znamiennym podpisem: "To Pani prof. Anna Wolff-Powęska. Boli ją, że Polacy kupują polskie produkty. Ona wola, żeby kupować u Niemca. Nie bądź jak Wolff". To już dla niektórych odbiorców ustawia niejako wobec tego, jakie poglądy wyraża. Mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, że szacowne Wydawnictwo Poznańskie wykazało dużą odwagę publikując felietony pani Profesor, jakie ukazały się w "Gazecie Wyborczej".
"Polacy-Niemcy. Sąsiedzi pod specjalnym nadzorem" - to spojrzenie bardzo szerokie. Dotyka różnych jej aspektów, stąd zapożyczam na pierwszy raz taki cytat: "Diagnoza kondycji Polski po Smoleńsku jako wspólnoty strachu, kraju utraconej niepodległości, będącego tylko pionkiem na szachownicy Rosji i Niemiec to skrajnie defetystyczna wizja Polski. Jej autorami są ludzie, którzy odnajdują siebie tylko w przeszłości i tylko w jednej tradycji historycznej".
"Polacy-Niemcy. Sąsiedzi pod specjalnym nadzorem" - to spojrzenie bardzo szerokie. Dotyka różnych jej aspektów, stąd zapożyczam na pierwszy raz taki cytat: "Diagnoza kondycji Polski po Smoleńsku jako wspólnoty strachu, kraju utraconej niepodległości, będącego tylko pionkiem na szachownicy Rosji i Niemiec to skrajnie defetystyczna wizja Polski. Jej autorami są ludzie, którzy odnajdują siebie tylko w przeszłości i tylko w jednej tradycji historycznej".
Tematyka polsko-niemiecka, niemiecko-polska jest mi bardzo bliska. W końcu moje ojcowskie korzenie, to Wielkopolska. Historia pisana tam między XV, a XIX wiekiem. To pewne dziedzictwo, odpowiedzialność, a może i balast. Staram się duże mówić o złożoności tych stosunków na gruncie bydgoskim. Że jednak stereotypy żyją dotknęło mnie do żywego, kiedy usłyszałem kiedyś z ust własnego ucznia: "To niemożliwe, że pan miał niemieckich przodków". "Dlaczego niemożliwe?" - podgrzałem dialog. "Bo pan się nie zachowuje, jak Niemiec" - nic dodać już się w tej materii nie da. Dlatego ucieszyła mnie przesyłka z książką "Polacy-Niemcy. Sąsiedzi pod specjalnym nadzorem".
Mam właściwie problem z książkami, takimi jak ta. Po prostu odnajduję w nich... siebie, swój sposób myślenia, swoją drogę rozwoju. I ciesze się, że nie jestem osamotniony w swoim pojmowaniu tematyk polsko-niemieckiej, niemiecko-polskiej. Ja bym jeszcze dorzucił: polsko-pruskiej, prusko-polskiej. W końcu siedzę w miejscu, które jeszcze sto lat temu był potocznie nazywane "kleine Berlin", w Bydgoszczy. Dlatego uważam, że jeśli mam zachęcić do wejścia w tok rozumienie historii przez Autorkę, na blisko sześćset stron wczytywania się w Jej argumentację, to mogę zrobić tylko jedno: wyłowić cytaty ważne, trudne, kontrowersyjne :
- Historia wykazała, że im powszechniejsza jest w Niemczech identyfikacja z prawicą, tym większa wrogość do cudzoziemców.
- Agresja wobec cudzoziemców nie pojawiła się bowiem jak deus ex machina. Antysemityzm i wrogość wobec obcych były w państwach socjalistycznych naturalnym skutkiem antypluralistycznych i antydemokratycznych praktyk.
- Wielokulturowe społeczeństwo wymaga intensywniejszego dialogu między władzą a obywatelem.
- W naszej debacie publicznej pojawił się ostatnio nowy termin "polityka historyczna" na określenie starego jak świat problemu wykorzystania przeszłości do bieżących celów politycznych.
- Historia [...] wymaga fachowej wiedzy, wyklucza doraźność, potrzebuje ciągłości i systematyczności badań.
- Przybliżanie naszej historii Niemcom, Białorusinom, Rosjanom wymaga nie tylko wzajemności, ale szerokiej współpracy.
- By nadgonić zapóźnienie cywilizacyjne, potrzebujemy dzisiejszych, a nie wczorajszych zasług.
- Problem cudzoziemców jest wygodnym sposobem kumulowania i wyładowywania różnych fobii.
Obraz budowania nowych Niemiec, tych po zjednoczeniu (BRD und DDR). Pani Profesor uświadamia nam, o ile nie posiedliśmy tej wiedzy wcześniej, że: "Integrowanie dwóch odmiennych społeczeństw jest wielki eksperymentem, który ma swoją cenę. [...] Rychło okazało się, że narodu nie da się zintegrować wyłącznie przez gospodarkę rynkową, a historycznie ukształtowanej obcości nie sposób przezwyciężyć odgórnie, przez moralne nakazy polityków". Różnice mentalne między dawnym BRD i DDR , to dopiero problem. Łatwo przesiąść się do mercedesa, ale zmienić wzorce i nawyki nie jest tak prosto. I to, na co zwraca się nam uwagę, powody do nie zrozumienia wschodnich i zachodnich Niemców. Trudno, by kilka felietonów rozjaśniło nam całkowicie obraz, ale jest uczyniony krok. A to chyba ważne.
Chwilami mamy swoisty powrót do przeszłości, bo np. trafiamy na doskonały moim zdaniem tekst pt. "Wybaczyć, nie zaniechać". Napisany na okoliczność 50-tej rocznicy zakończenia II wojny światowej. Jest okazja sprawdzić na ile zmienił się świat wartości, ocen tamtych zdarzeń. Z tego artykułu (a jakże "Gazeta Wyborcza" z 4 V 1995 r.) wybieram garść nietuzinkowości:
To nie pierwsza i ufam nie ostatnia książka na temat stosunków polsko-niemieckich, niemiecko-polskich pani Profesor. Dopóki mamy możliwość docierania o takiej literatury (bez względu na formę i jej publikowanie), to jest szansa, że nie zidiociejemy... że jest jeszcze wolna prasa i odważne wydawnictwa... że tli się w tym wszystkim, co nas otacza iskierka nadziei (i idei). Nie bez znaczenia dla mnie jest myśl o wielokulturowości naszego społeczeństwa. Wiem, to dłuższy fragment, ba! cały akapit, ale wart jest tu pomieszczenia. Zmusza do myślenia, refleksji, a może (co wrażliwszych) do uderzenia się w pierś ("mea culpa!"): "Ale jak wykładowca akademicki chce przekonać młodych Polaków do patriotyzmu, jeśli poza nawias wyrzuca wszelkich mieszkańców pogranicza kulturowego, etnicznego, wyznaniowego? Gdzie miejsce dla górali, Ślązaków, Kaszubów? Jaką prawdę wyznawcy religii smoleńskiej przekażą kolejnej generacji, skoro odrzucają strategię modernizacyjną, zamiast budowy dróg oferują podążanie polską drogą krzyżową, miejsce edukacji patriotycznej widzą nie w aktywności obywatelskiej, lecz na cmentarzach, zamiast racjonalizmu oferują romantyczną wykładnię dziejów?". Ja, jako wnuk Kresów (tych wileńskich) dorzuciłbym jeszcze dorobek ziem utraconych po 17 IX 1939 r. Nie ma zgody na grzebanie w naszych drzewach genealogicznych i szukania ile jest Polaka w Polaku!... Taką polemikę ułatwia też korzystanie z takich lektur, jak "Polacy i Niemcy. Sąsiedzi pod specjalnym nadzorem" pani profesor Anny Wolff-Powęskiej.
Nie spodziewałem się spotkać w tej książce wzmianki o jednej z rzek domowych, czyli Wilejce. Pani Profesor poruszyła m. in. kwestię stosunku do niemczyzny pozostawionej na obecnych ziemiach polskich. Nie musze daleko szukać i błądzić. O usuwaniu z powierzchni ziemi niemieckich cmentarzy i ja pisałem, i od czasu do czasu dostaje mi się, że uprawiam germanofilizm. "Z dzisiejszej perspektywy są to czyny zawstydzające. Czy jednak można było wówczas oczekiwać innej postawy?" - próba usprawiedliwienia? "Wielu potraktowało zajęte dobra jako rekompensatę za utracony majątek i doznana krzywdę" - znajdujemy w innym miejscu tych samych rozważań. Problem również mi dobrze znany, z racji 50% mej wileńskości.
Publikacja tego "Przeczytania..." 17 kwietnia nie przypadkowa: jesteśmy przed dwoma rocznicami 19 i 20 kwietnia. Ta pierwsza będzie obchodzona, o drugiej oby nigdy nie zaistniała: rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim i druga, to urodziny A. Hitlera. Nie wiem ilu rządzących sięgnie po książkę pani profesor Anny Wolff-Powęskiej. Znając miejsce pierwodruku mam poważne wątpliwości. "Gazeta Wyborcza" nie jest ulubioną lekturą tychże. Wolą toruńskie klimaty. Tym bardziej apeluję do przemyślenia takich słów: "OBCY SĄ ŻYWIOŁEM ANONIMOWYM, ZMUSZAJĄ DO CIĄGŁEJ KONFRONTACJI Z SAMYM SOBĄ, A ICH OBECNOŚĆ ŁATWO MOŻNA UCZYNIĆ SYMBOLEM UTRATY POCZUCIA ZADOMOWIENIA W OJCZYŹNIE I ZNAKIEM ZACHWIANIA WŁASNEJ TOŻSAMOŚCI".
Chwilami mamy swoisty powrót do przeszłości, bo np. trafiamy na doskonały moim zdaniem tekst pt. "Wybaczyć, nie zaniechać". Napisany na okoliczność 50-tej rocznicy zakończenia II wojny światowej. Jest okazja sprawdzić na ile zmienił się świat wartości, ocen tamtych zdarzeń. Z tego artykułu (a jakże "Gazeta Wyborcza" z 4 V 1995 r.) wybieram garść nietuzinkowości:
- Upływ czasu zmienił warunki i ludzi.
- Proces rozrachunku z wojną i jej dziedzictwem ma dziś coraz więcej wieloznaczności.
- Perspektywa minionych dziesięcioleci osłabia głos ofiar, niekiedy sprzyja również mitomanii i próbom zbijania kapitału na bohaterstwie ojców i dziadów.
- Do zadumy skłania fakt, że dialogu z Polakami nie zapoczątkowały niemieckie partie z przymiotnikiem christlich w nazwie.
- Ofiary wojny oczekując szczególnego zachowania Niemców.
- Znaki swastyki na murach i zdewastowane groby żydowskie wszędzie wywołują potępienie.
- Pojednanie jako moralny akt jest kwestią wyłącznie indywidualnych decyzji.
- Demokracja nie oznacza bowiem czekania na wielkiego człowieka, lecz współuczestnictwo w życiu publicznym zwykłych zjadaczy chleba.
- Ludzie "Solidarności" wolą antykomunistyczne pokrzykiwania niż działania na rzecz edukacji społecznej.
To nie pierwsza i ufam nie ostatnia książka na temat stosunków polsko-niemieckich, niemiecko-polskich pani Profesor. Dopóki mamy możliwość docierania o takiej literatury (bez względu na formę i jej publikowanie), to jest szansa, że nie zidiociejemy... że jest jeszcze wolna prasa i odważne wydawnictwa... że tli się w tym wszystkim, co nas otacza iskierka nadziei (i idei). Nie bez znaczenia dla mnie jest myśl o wielokulturowości naszego społeczeństwa. Wiem, to dłuższy fragment, ba! cały akapit, ale wart jest tu pomieszczenia. Zmusza do myślenia, refleksji, a może (co wrażliwszych) do uderzenia się w pierś ("mea culpa!"): "Ale jak wykładowca akademicki chce przekonać młodych Polaków do patriotyzmu, jeśli poza nawias wyrzuca wszelkich mieszkańców pogranicza kulturowego, etnicznego, wyznaniowego? Gdzie miejsce dla górali, Ślązaków, Kaszubów? Jaką prawdę wyznawcy religii smoleńskiej przekażą kolejnej generacji, skoro odrzucają strategię modernizacyjną, zamiast budowy dróg oferują podążanie polską drogą krzyżową, miejsce edukacji patriotycznej widzą nie w aktywności obywatelskiej, lecz na cmentarzach, zamiast racjonalizmu oferują romantyczną wykładnię dziejów?". Ja, jako wnuk Kresów (tych wileńskich) dorzuciłbym jeszcze dorobek ziem utraconych po 17 IX 1939 r. Nie ma zgody na grzebanie w naszych drzewach genealogicznych i szukania ile jest Polaka w Polaku!... Taką polemikę ułatwia też korzystanie z takich lektur, jak "Polacy i Niemcy. Sąsiedzi pod specjalnym nadzorem" pani profesor Anny Wolff-Powęskiej.
- Potrzebę akceptacji i normalności ma każde państwo.
- Swastyki pojawiające się na murach Londynu i Paryża budzą odrazę.
- Normalny naród ma przeszłość, z wszystkimi jej blaskami i cieniami.
- Z historii można jednak również wyciągnąć wnioski fałszywe.
- Wspomnienie kataklizmu II wojny światowej nie może powodować, że przeoczymy inne, współczesne zło.
- Po wojnie militarnej i wojnie ideologicznej Niemcy i Polacy toczą wojnę o pamięć i symbole historyczne.
- Konfrontacyjny charakter niemieckiego i polskiego monologu odbija się negatywnie na systemie wychowania i kształcenia obu narodów.
- Ucieczka przed poczuciem winy za współuczestnictwo w systemie totalitarnym jest udziałem wszystkich społeczeństw postkomunistycznych.
- Teraźniejszość wywodzi się z przeszłości, która nie powinna paraliżować, lecz sprzyjać tworzeniu nowej, lepszej rzeczywistości.
- Historii nie da się wytoczyć procesu.
- Wspólna refleksja nad przeszłością ma jednak sens tylko wówczas, gdy jednocześnie jest autorefleksją, a nie służy wyłącznie jako broń skierowana przeciwko innym.
- Na łamach "Rodziny Radia Maryja" dominują proste, łatwe do przyswojenia podziały.
- Wiecznym partyzantom trudno zaakceptować reguły społeczeństwa obywatelskiego.
- tolerancja stanowi wyzwanie moralne, nie leży w naturze człowieka, lecz jest wynikiem rozwoju kultury. Trzeba jej się uczyć.
- "Rodzina Radia Maryja" kontynuuje tradycje myślenia znanego co najmniej od czasów ks. Skargi, który już w XVI w. pisał, "iż zło Rzeczypospolitej wynika z tej ohydnej przywary, jaka jest tolerancja".
- Na tych, którzy nie radzą sobie w nowej rzeczywistości, czeka rzesza uzdrawiaczy, samozwańczych proroków, wróżbitów.
- Życie po komunizmie stało się wielkim poligonem doświadczalnym, odkrywając jednocześnie mnóstwo zaskakujących prawd o nas samych.
- Największym wyzwaniem dla społeczeństw, które nagle odzyskały wolność, stała się codzienna konieczność wyboru.
- Naród demonstruje swa jedność w wyjątkowych momentach historycznych.
- Dzieje Europy to historia otwierania się państw na zewnątrz i zamykania, fala modernizacji i cofania się.
- Hegemoniczne państwo narodowe jest niebezpieczną fikcją.
- Dzieje Europy od jej zarania charakteryzowało zawsze bogactwo idei, języków, poglądów i obyczajów.
- Moralne i duchowe konsekwencje wojny zawsze sięgają najdalej i najgłębiej.
Nie spodziewałem się spotkać w tej książce wzmianki o jednej z rzek domowych, czyli Wilejce. Pani Profesor poruszyła m. in. kwestię stosunku do niemczyzny pozostawionej na obecnych ziemiach polskich. Nie musze daleko szukać i błądzić. O usuwaniu z powierzchni ziemi niemieckich cmentarzy i ja pisałem, i od czasu do czasu dostaje mi się, że uprawiam germanofilizm. "Z dzisiejszej perspektywy są to czyny zawstydzające. Czy jednak można było wówczas oczekiwać innej postawy?" - próba usprawiedliwienia? "Wielu potraktowało zajęte dobra jako rekompensatę za utracony majątek i doznana krzywdę" - znajdujemy w innym miejscu tych samych rozważań. Problem również mi dobrze znany, z racji 50% mej wileńskości.
- Wojna i jej traumatyczne przeżycia zdominowały stosunki polsko-niemieckie na kilka dziesięcioleci.
- Konsekwencje II wojny światowej doganiają nas u progu XXI w.
- Demokracja i partnerstwo polsko-niemieckie zobowiązują do otwierania ran historii, ale nie po to, by moralizować, lecz żeby szukać prawdy, zrozumienia i dialogu.
- Nazwy ulic, rocznice, rytuały świąt narodowych skłaniają do refleksji i zadumy w Polsce i Niemczech.
- Im dalej od Września, tym większa niepewność w obchodzeniu się z symbolami przeszłości.
- Na Oświęcim muszą wszyscy bez wyjątku spojrzeć jak na katastrofę cywilizacji europejskiej.
- Symbole pamięci nie zawsze służą pojednaniu.
- Nauczeni doświadczeniem podwójnego totalitaryzmu Niemcy już dawno odeszli od triumfalistycznego demonstrowania narodowej historii.
Publikacja tego "Przeczytania..." 17 kwietnia nie przypadkowa: jesteśmy przed dwoma rocznicami 19 i 20 kwietnia. Ta pierwsza będzie obchodzona, o drugiej oby nigdy nie zaistniała: rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim i druga, to urodziny A. Hitlera. Nie wiem ilu rządzących sięgnie po książkę pani profesor Anny Wolff-Powęskiej. Znając miejsce pierwodruku mam poważne wątpliwości. "Gazeta Wyborcza" nie jest ulubioną lekturą tychże. Wolą toruńskie klimaty. Tym bardziej apeluję do przemyślenia takich słów: "OBCY SĄ ŻYWIOŁEM ANONIMOWYM, ZMUSZAJĄ DO CIĄGŁEJ KONFRONTACJI Z SAMYM SOBĄ, A ICH OBECNOŚĆ ŁATWO MOŻNA UCZYNIĆ SYMBOLEM UTRATY POCZUCIA ZADOMOWIENIA W OJCZYŹNIE I ZNAKIEM ZACHWIANIA WŁASNEJ TOŻSAMOŚCI".
Brak komentarzy: