niedziela, sierpnia 27, 2017

Spotkajmy się na Unter den Linden 7 - Treffen wir uns in Unter den Linden 7 (01)

On był w mundurze rotmistrza i miał barwy 13 Pułku Ułanów Wileńskich. Zdradzał go też różowy otok na czapce. Ona miała na sobie subtelną sukienkę w kolorze kości słoniowej, do tego słomiany kapelusik i długie czarne rękawiczki. Na długiej lufce tlił się papieros.
- Greta...
- Nie mów tak do mnie.
- Panna Hoffbauer wstydzi się swego imienia? Boska Greta...
- Daj spokój! - dało się wyczuć stan pewnego podrażnienia i irytacji. - Cała Europa zna mnie jako "Kirę", to ty również...
- Ale nawet jesteś podobna do Grety, ma królowo Krystyno...
- Tym bardziej.
Nalał jej do kieliszka czerwonego wina. Uwielbiał patrzeć na jej profil. Taki szlachetny. Wycięty niczym ze szlachetnego marmuru. Bardziej przypominała Greczynkę, niż chłodną Szwedkę. Na pewno nie Niemkę. A przecież wiadomo było, że jej ojciec, brat, stryjowie, to żydowska inteligencja berlińska, która zasłużyła się już Prusom za Fryderyka Wilhelma II, a może nawet wcześniej który z przodków wspierał ambitne plany Fryderyka I?
- Nie boisz się? - jego pytanie zawisło niemal w próżni. Greta spojrzała na niego. Wzrok utkwiła na krzyżu walecznych i trzech skuwkach na wstążce orderowej.
- Czego?
- Wracać do Berlina?
- Nie, doktor Goebbels...
- Wierzysz w jego zapewnienia?
- Mam inny wybór, Piotrze? Mój dom jest nad Sprewą i Hawelą. Musisz kiedyś przyjechać do Wannsee.  Nasza willa jest już wprawdzie leciwa, ale to cudowne miejsce, wierz mi.
- Nie boli cię to określanie...
- Mischling? - parsknęła. - Hitler to wariat. Goebbels to wariat, oni... przeminą.
- Zapewne, ale do tego czasu...
Greta machnęła ręką. Wyjęła dopalającego się papierosa.
- A ty nie boisz się wracać do tego swego Wilna?
- Nic nam nie grozi.
- Nic?
- Mamy sojuszników! - powiedział ze stanowczością.
- Aha! - zatrzepotała rzęsami, jakby miała powiedzieć coś lekkiego czy wręcz głupiego. Ale Greta  Hoffbauer nie powiedziała niczego niestosowanego. widziała wielu krewnych i znajomych o uznanej reputacji, którzy już dawno opuścili Rzeszę. Jej rodzina wierzyła w dobra gwiazdę Hoffbauerów. - Francja und Anglia?
- Rumunia! Węgry!
- Mikrusy, a tamci... tamci was zdradzą?
- Nie mów tak.
- Wyobrażasz sobie, że jakiś Pierre lub John rzucą się na Adolfa? Wątpię. niech tylko sami siebie obronią, to będzie dobrze. Do tego Sowieci...
- Mamy pakty!
- Podoba mi się twoja wiara i upór, Piotrze.
Nerwowo zaczęła szukać w torebce papierosów. Piotr otworzył swą papierośnice.
- Nie, dziękuję - uśmiechnęła się. - Dla mnie zbyt mocne.
Znalazła swoją paczkę. Wsunęła papierosa w lufkę. Piotr podał jej ogień.
- Zaśpiewaj mi jeszcze raz... - jej ciemne oczy zalśniły zachwytem.
- Was?
- Nie sil się na niemiecki - położyła swoją dłoń na jego. - Mój polski jest lepszy od twego niemieckiego, zapewniam ciebie. Zaśpiewaj.
- Ale co? I tu? Co ja Olsza czy Kiepura?
Rozejrzał się po lokalu.
- Tą śmieszną piosenkę o twoim pułku.
- Żurawiejkę?
- Ja. Żurawiejkę.
Uśmiechnął się pod wąsem.
- Jak chcesz: 

Zawsze dzielny i bojowy, 
To trzynasty pułk różowy. 
Chociaż otok ma różowy,
To jest jednak pułk bojowy. 
Otok jego jest różowy, 
Dawniej był to pułk bojowy.

Zaczęła klaskać, jak mała dziewczynka.
- Nie śmiałabyś się, gdybyś znała inne zwrotki.
- Bitte!
- Zostań przy swym nienagannym polskim.
- Warum?
- Sama chciałaś:

A trzynasty, to zasrańce, 
Pod Wilejką gubią lance. 
Swoich grabi, Żydów łupi, 
Pułk trzynasty nie jest głupi. 
A trzynastka Dąbrowskiego, 
Bije Żydów, coś strasznego.

- Nie chciałem.
- A, co jesteś winny za każde antysemickie gówno, jakie powstało w języku polskim?
Jak pocisk między stoliki wpadł gazeciarz i wykrzykiwał:
- Specjalny dodatek: "Schleswig-Holstein wpłynął do Zatoki Gdańskiej!".
Ten i ów wyciągał drobne.
- Co teraz powiesz? - jej ciemne oczy zrobiły się niczym dwie kreski. W podobnej chwili przypominała mu kotkę. Triumfowała.
- Mały podaj gazetę! - zawołał na chłopaka.
- Pan rotmistrz sobie życzy! - i podał gazetę. Po chwili ściskał monetę w dłoni. I gnał przed siebie. Tylu jeszcze czekało na wiadomości.
Piotr spojrzał na zdjęcie.
- Wiedziałaś, że to mój rówieśnik? Wszedł do służby w 1908 r.
- Nie interesują mnie okręty, samoloty i cały ten złom. Boję się, że nas to wszystko rozłączy, zniszczy.
Przez chwilę zakrył się gazetą.
- Brednie! Defetyzm!
- Piotr! Spójrz mi w oczy.
- No.
- Nie wierzysz w wojnę?
- Wierzę w czwartek 7 września...
- Czemu?
- A nie: warum?
- Czemu 7 września?
- Zapomniałaś? Masz koncert w Staatsoperze. "Carmen"!
- Zupełnie ciebie nie rozumiem! Tylu Polaków wdziewa mundury, a ty myślisz o "Carmen"?
- Nie, myślę o Unter den Linden 7. Koło 23 wejdę do twej garderoby, wyrzucę herrdyrektora na zbity pysk, niech sobie poogląda z każdej strony starego Fryca, a ja ci rzucę do stóp najpiękniejszy bukiet róż, meine Kira. Ich liebe Frau... A potem pójdziemy na golonkę. Zaprosimy Zarah Leander,  Marikę Rökk lub Ilse Werner?
- Myślisz, że Zarah lub Ilse pójdą?  Może jeszcze Leni und Magda?
- Magda?
- Goebbels. I skąd ten pomysł z golonką?
- Nie wiem! - uśmiechnął się z rozbrajającą szczerością. - 7 września, to czas szczęśliwej pory. 
- 7 IX i  Unter den Linden 7? Niezbyt wiele tych "7"?
- Wierzę w szczęśliwe liczby.
- A, co z "13"? Czy to nie numer twego pułku?
Piotr machnął ręką. 
- Ja się w czepku urodziłem. opowiadałem ci o 1920 roku?
- Ze sto razy. Miałeś dwanaście lat...
- I koło Wilejki wpadłem w łapy hord Tuchaczewskiego! Któryś z tym kałmuków  krzywymi ślepiami powiedział do mnie: "My twaju Warszawu czapku nakryjemy!". A potem uciekali, aż się za nimi kurzyło. 
- A jak teraz uderzą razem z Niemcami?
- Brednie!
- To po co Ribbentrop jeździł do Moskwy? Poznać Mołotowa i Stalina? Obudź się Piotr! - jego entuzjazm i wiara były nie do wytrzymania. 
- Greta...
- Kira.
- Kira. Nie psuj dzisiejszego wieczoru domysłami. Ty jutro wracasz do Berlina, ja do Wilna. Niech ten wieczór będzie tylko winem, kobietą i śpiewem...
Wejście do lokalu oficera w generalskich szlifach ożywiło kilka osób przy stolikach.
- Wieniawa?
- Nie, kochanie. Wieniawa jest w Rzymie, ambasadorzy. To generał Zając. Naczelnym Dowódcą Lotnictwa i Obrony Przeciwlotniczej.
- Aha.
- Zresztą Wieniawa nie jest łysy. 
Nagle, jakby spod ziemi wyrósł kierownik restauracji;
- Barański! Teofil Barański - przedstawił się ceremonialnie.
Oboje patrzyli na niego, jakby zjawił się pomiędzy nimi duch samego Marszałka.
- Pan rotmistrz pozwoli, że ja do pani... - z galanterią skłonił się przed Gretą. 
- Do mnie? - powiedzieć, że była zaskoczona, to mało. Pan Barański uśmiechnął się  bardzo życzliwie. 
- Gdzie też ja miałem oczy! - żachnął się, lekko posiniał na obfitym obliczu. - Maestro Weiss zwrócił mi uwagę, że gościmy samą madame Kirę! W naszej restauracji! Taki honor!
- Ach, to... - najchętniej parsknęłaby śmiechem, ale... W końcu nie stał przed nią jakiś młokos, ale topniejący w sierpniowym słońcu tęgi jegomość w słusznym wieku i w dodatku właściciel lokalu. Wyciągnął rękę. Musiała mu podać swoją. 
- Taka dama... taka... gwiazda...
- Czy może już oddać pan moja rękę?
Ta zasypywana była kolejnym potokiem pocałunków.
- Och... pardon! Ale... pani tak pięknie... po polsku...
- Panie Barański - Piotr chrząknął, bo i jego ta sytuacja zaczęła irytować. - Czy pan na coś oczekuje?
- No... że... bo...
Mina Piotra wyrażała chęć pozbycia się intruza jednym zdecydowanym cięciem. Szabli przy boku nie miał, ale i inne ułańskie metody przy Grecie raczej nie uchodziły. A po prostu należało się natręta wziąć za kołnierz i ze schodów!...
- Daj pokój, kochanie - pojednawczy ton Grety tylko dodał animuszu panu Teofilowi Barańskiemu.
- Bo ja bym... ale nawet nie ośmielę się...
- Proszę się ośmielić - w głosie Grety czuć było nieomal aksamit. Kiedyś  paraliżowało ją podobne zainteresowanie, ale teraz... Tak, to było miłe.
- Maestro Weiss - zerknął niepewnie w kierunku orkiestry. - Prosi... gdyby była pani tak... wspaniałomyślna...
- Chce pan żebym zaśpiewała? 
- Pan oszalał panie Baranowski! - Piotr warknął jak na natrętnego psa.
- Barański, panie rotmistrzu. Barański. Teofil Barański - właściciel niemal topił się wobec gniewu, jaki wyładowywał się na obliczu oficera 13 Pułku Ułanów.
- Piotrze, daj spokój. Ależ  oczywiście, herr Barański.
Greta wstała.
Uszczęśliwiony właściciel restauracji ruszył z szacownym gościem wprost ku orkiestrze.
- Będzie "Lili Marleen"?
- Nie.
Na czole herr Barańskiego pojawiły się ogromne krople potu.
Greta pochyliła się nad maestro Weissem.
- Dla mego... ukochanego Piotra...
Wzrok gości bezbłędnie poszybował w kierunku stolika, przy którym dopiero, co siedziała para. Oficer 13 Pułku Ułanów nerwowo zapalił papierosa. Czuł te wszystkie spojrzenia na sobie.
Orkiestra uderzyła w pierwsze tony.  Goście na dźwięk pierwszych wyśpiewanych słów najpierw osłupieli, aby po chwili jedni po drugich zaczęli wstawać z miejsc. Głos Kiry niósł śpiew tyle zaskakujący, co wzniosły:

W tęczę Franków Orzeł Biały 
Patrząc, lot swój w niebo wzbił.
c. d. n.

7 komentarzy:

  1. Zapowiada się wielce obiecująco.
    A i temat "na czasie ".
    Będę śledzić losy bohaterów...

    Amber

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem na ile starczy mi inwencji twórczej. Drugi odcinek za tydzień. Albo 7 IX?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli jeszcze akcja kolejnego odcinka rozpoczyna się 7ego, to byłoby to niewątpliwie logiczne.
    Choć przyznam,że chętnie poczytałabym szybciej ...

    Amber

    OdpowiedzUsuń
  4. Minął rok od odcinka 1. W poniedziałek (24 IX 2018) odcinek 34. Nie przewidywałem takiego rozwoju wypadków.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne usytuowanie w czasie, zapowiada się cokolwiek interesująco. Czasy burzliwe, niepewne, zaś korzenie bohaterow wyjątkowe. Ciekawa jestem tego zarysu mostu łączącego oba te światy.

    OdpowiedzUsuń
  6. A jednak kolejnego odcinka brak...

    Mona

    OdpowiedzUsuń