środa, czerwca 08, 2016

Przeczytania... (142) Marek Nowakowski "Tak zapamiętałem" (Wydawnictwo Zysk i S-ka)

Na wstępie tego pisanie (jak kiedyś zaczynano wiele listów) rozprawiam się z najtrudniejszym pytaniem: "Czy gruba? Ta książka!". Uspakajam - chyba najcieńsza, która tu teraz leży na moim biurku! Nie liczę poezji Jacka Cygana. Jak wiemy miarą książki nie jest ani jej objętość, ani szata graficzna, ani ilość pikanterii. Gna nas ku nim m. in. Autor. Ten TU jest niezwykły. mój wileński Dziadek by pewnie rzekł: "Niezwyczajny". Marek Nowakowski! "Tak zapamiętałem" - Wydawnictwa Zysk  i S-ka! Jak czytamy na... okładce: "W Tak zapamiętałem znajdziemy portrety, a raczej witraże [...] takich, którzy budowali polską kulturę, a których nazwiska niewiele dziś mówią". Tak,  owym nawiasie wymieniono kilu z tych "budowniczych". Przyznaję rację: część z tych nazwisk też mi już NIC nie mówi? A uważam się za średnio inteligentnego starzejącego się pana. Mówi nam coś nazwisko: Felicja Krance? A Andrzej Roman? Pan, który wie - obrusza się, oburza, wzrusza ramionami nad płytkością mej inteligencji? A japo prostu uczciwie przyznaję się, że nie wiem, że nie znam, dlatego sięgam po "Tak zapamiętałem".
"Perypatetyk spotkał perypatetyka.  Kiedyś zaciągnąłem go do podłego szynku, kusząc specyficznie plebejskim, prawie przedwojennym urokiem. Dał się namówić na alkohol, co prawda wybrał trunek nader osobliwy, likier miętowy. Wypiliśmy brudzia" - to o Zygmuncie Kubiaku, którego urokliwe zdjęcie obok podpisano: "...Helleńczyk, erudyta". Tak, wyciągnę kilka zdań Marka Nowakowskiego na temat Jego zapamiętanych znajomości. "Był żarliwie wierzącym katolikiem, nieprzemakalnym na wpływ ideologii marksistowskiej". Do teraz nie wiedziałem, że TO brat... Tadeusza Kubiaka! Jest okazja, aby poznać skomplikowane relacje między braćmi. Nie rzucajmy się w poszukiwaniu taniej sensacji, ale nawet to, co odsłonił M. Nowakowski daje nam wiele do myślenia, jak destrukcyjny mógł być... PRL.
"Bardzo szybko poznały ówczesny areopag muzyczny, Grzegorza Fitelberga, Emila Młynarskiego, Karola Szymanowskiego, Romana Maciejewskiego, Artura Rubinsteina" - no robi się kulturowy szum w głowie od podobnej wyliczanki. W końcu, to nie tylko chodzi o córkę słynnego Franciszka Lilpopa, ale krewną samego... Henryka Wieniawskiego! O czym pan Marek Nowakowski nie wspomina, koncentrując się rzecz jasna na emigracyjnej roli pani Felicji Krance. Jako miłośnik Skamandrytów i generała Wieniawy zazdroszczę szczególnie wspomnień o Ziemiańskiej! Jest kropla dziegciu? A pada nieuzasadniony, a zakorzeniony błąd, w postaci zwrotu: "Legiony Piłsudskiego"? Takie  n i g d y   nie istniały. I to ja, piłsudczyk, wciąż muszę powtarzać. Jest też smutne zdanie, które tu wyeksponuję: "PRZESZŁOŚĆ JEST WYPIERANA PRZEZ TERAŹNIEJSZOŚĆ".
"...beztroskiego uśmiechu nigdy nie tracił. Chyba, że opowieść wymagała chwili głębszej refleksji lub smutku. sukcesy przyjaciół napawały go niekłamaną satysfakcją [...] Wszystkim życzył jak najlepiej. Ludzi nigdy nie osądzał" - i to jest opinia o...  N A S Z Y M   rodaku? "Wspaniałe zwierze" - to opinia o kobietach. niezwykła opowieść o człowieku, który PRL "...uznał za trwały dopust boży i uwił w nim sobie gniazdko". I stworzył swój świat, swój Szlak! "...wypełniał mu całe życie. Wszystko było żartem, beztroską, bon motem, humbugiem. Chyba stanowiło to jego sposób przetrwania". Kogo? Jasia Kiwi/Jana Sosnowskiego.
"Studia, praca, żona Amerykanka, dzieci mówiące tylko po angielsku. Naturalizowany jankes. Ojczystym językiem posługiwał się poprawnie, choć z pauzami, szukał i dobierał odpowiednie słowa z pewnym wysiłkiem" - oto obraz emigracyjnej inteligencji, którą wyroki historii po II wojnie światowej porozrzucały po świecie. Wielu bohaterów "Tak zapamiętałem" było takimi rozbitkami. Tym razem spotkamy się z Pawłem Mayewskim: "Był założycielem i naczelnym redaktorem kwartalnika  «Tematy», poświęconego prezentacji kultury amerykańskiej polskim czytelnikom. [...] Wszechstronny przegląd literacki i intelektualny tamtej kultury".
"We wczesnej młodości [...] był wojującym marksistą. Należał do pokolenia «pryszczatych», tych młodych, co gorąco  fanatycznie pragnęli budować w Polsce ustrój na wzór sowiecki. [...] W sposób surowy, bezlitosny osądzał siebie tamtego jako zalepionego czekistę z czerwoną gwiazdą na czapce.  Stanem aberracji umysłu i trującym zaczadzeniem nazywał tamto swoje zaangażowanie" - właściwie, to nie jest istotne o kim pisał Marek Nowakowski. Oto wycinek życia, kariery powojennej inteligencji. "Ukąszenie heglowskie", o którym tu czytamy również, dotknęło bardzo wielu z tzw. awansu społecznego, ale nie tylko. O bohaterze jest i taka mądrość: "Dźwigał [...] w swoim doświadczeniu zagładę rodziny, Żydów we Lwowie, śmierć świata, w którym zaczynał wchodzić w życie". I zaskakujące zakończenie o remoncie w kawalerce. Kolejny właściciel przy tej okazji "...odkrył w ścianach przewody podsłuchowe. Pamiątka z czasów czujnej inwigilacji służby bezpieczeństwa stosowanej wobec ludzi niepokornych".
Kolejna sylwetka chyba nawet nie potrzebowałaby rekomendacji. Bezbłędnie rozszyfrujemy z kim stykał się Autor, kogo miał okazję poznać, rozmawiać. Z każdą przeczytaną kartką (i nie dotyczy TO tylko tytułowych bohaterów) rośnie nasza zazdrość: "...stworzył żywy ośrodek myśli politycznej, promieniejący na Polskę, czego dowodem były zminiaturyzowane bibułkowe wydawnictwa Instytutu i numery miesięcznika przemycane do kraju. Nie była to skostniała enklawa emigracji, rzewnie rozpamiętująca utracone dwudziestolecie. Celem było stałe podsycanie w Polakach gasnącego ducha [...]". Starczy postawić jeszcze dwa słowa: Książę, Redaktor.Ciekawe wtrącenie o Józefie Lipskim. I zaskakujące dla mnie spotkanie: wspomnie o Adolfie Bocheńskim. Na tegoż temat powinien powstać oddzielny post/tekst. Jestem pod wrażeniem odkąd czytałem m. in. Jana Meysztowicza lub o Samodzielnej Brygadzie Strzelców Karpackich walczącej pod Tobrukiem. Brat Józefa Marii oraz Aleksandra. Nie nadążam, aby pochylać się nad każdą indywidualnością: Gustaw Herling-Grudziński, Jerzy Stempowski, Zygmunt Hertz.
"Natychmiast rozpoznawalny. Mistrz szybkiej karykatury, portretu, rodzajowej scenki tego miasta, Kreskę miał jak snajper" - tak Autor snuje o Julianie Żebrowskim. Muszę ze wstydem przyznać, że dla mnie... nie? Włączyłem stosowną stronę. Widzę. Oglądam. Nie kojarzę kreski! Życie i twórczość artysty stała się dla Marka Nowakowskiego okazją do nakreślenia losu... Warszawy: "Nasze miasto wyrastało z ruin w inny, odpychającym kształcie. [...] Zniszczone zostały więzi między mieszkańcami. Miasto stało się wielką spalnią obcych sobie i zapędzonych ludzi. Umierała dawna lekkość bycia, cwaniacki żart ulicy. Chamiało życie". Chciałbym zobaczyć grafikę, jaką Autor dostał od  Żebrowskiego w 1968 r.: "...przedstawiająca czołg LWP z czterema pancernymi i psem najeżdżającym typową szwejkowską piwiarnię - z podpisem: Czesimy się". Szkoda, że zabrakło choć jednej karykatury, grafiki - byłby cenny dodatek, uzupełnienie narracji.
Cenne przypomnienie dla pokolenia, które nie zna realiów sprzed 4 czerwca 1989 r.: "Dostałem też paszport. Łaskawie spuszczono z łańcucha u budy, w której spędziłem osiem lat pod nadzorem bezpieki, wyleciałem srebrzystym odrzutowcem za ocena". Dziś? Dziś, w stosunku do tego co było, jest nie-normalnie! Uczniowie, których zbieram na FB z różnych stron Europy piszą: pan przyjedzie! przyjeżdżaj! to godzina lotu!... Gdyby ktoś w 1988 r. (bo tego roku tyczy ten zapis M. Nowakowskiego) powiedział, że TO będzie norma? Ja z całego rozdziału skupiam się na jednym zdaniu, jak bardzo mi bliskim: "Pochodził z Elbląga, rodzice przyjechali ze wschodniej, zabranej Polski". Nie, nie mam nic wspólnego z Elblągiem. Nawet tam nigdy nie byłem. Spodobało mi się, to co Autor napisał o byłych Kresach - wschodniej, zabranej Polsce. Obawiam się, że zaprzęgnę te słowa do własnego wykorzystywania! Każdy uważny Czytelnik mego blogu wie, skąd ciągną się me macierzyste korzenie.
Samo nazwisko budzi respekt: Józef Mackiewicz. Proszę odnaleźć 134 odcinek tego cyklu - z 22 IV tego roku. Jakie to niezwykłe przyznawać się przed samym sobą: "Zachłysnąłem się Mackiewiczem i niektóre fragmenty jego prozy czytałem po wielokroć. Dodawał ostróg do własnego pisania. Tak, jak ułan, który spina konia ostrogami do galopu". A dalej jest młody Nowakowski wobec wielkiego Mackiewicza: "Wielki pisarz zaś przyjaźnie, ciepło i tak  zwyczajnie jak gospodarz gdzieś pod Surkontami czy Pikiliszkami na ziemi Wielkiego Księstwa Litewskiego rozmawia z nieśmiałym, oszołomionym przybyszem". Jesteśmy oczarowani? Tym bardziej, że wcześniej jest wzmianka o tak hołubionym w mym sercu, największym drzewniej polskim jeziorze: Naroczy! Jeśli ktoś wyrwie z kontekstu powyższy cytat może nieopatrznie zrozumieć to i owo - stąd chwilę dalej, na tej samej stronie zaskoczenie: "Nigdy nie spotkałem się z Józefem Mackiewiczem". Tak, to skutek rozmowy telefonicznej!... "Usłyszałem zaciągliwy, śpiewny głos, tak charakterystyczny dla tamtej  północno-wschodniej krainy jezior Naroczy, Świtezi [...]. Naprawdę jakbym znalazł się na tej kresowej ziemi, której przecież wcale nie znałem". Mam tę przewagę nad Autorem - ja Ją znam! ja TAM byłem! Takim zaśpiewem mówiła połowa mej rodziny! W końcu, co zwykłem podkreślać,  jestem wnukiem kresów (tych wileńskich).
"Przede wszystkim darzyłem go sympatią. Nie była to przyjaźń, która polega na ciągłości. Bywała dorywczo, sporadycznie. [...] Świetny kompan, facecjonista, gawędziarz. Styl bycia lekki, niefrasobliwy. Jednocześnie sprawiał wrażenie człowieka w stanie tymczasowym, prowizorycznym, bez stałego oparcia" - tak Marek Nowakowski wspominał samego Zbigniewa Herberta. Chciałoby się zaraz sięgnąć po zbiór poezji i poddać się jej. Jest o czytaniu jego poezji, włącznie z ważnymi "Guzikami"! "Bywał zaskakujący, pod dobroduszną pozą lekkoducha kryła się jeszcze inna sfera doświadczeń, wiedzy, którą niechętnie się dzielił". Tylko dal tego jednego rozdziału warto by było sięgnąć po "Tak zapamiętałem". I można mieć do Autora pretensje? Że tak mało, że tak oszczędniej spisał swoje zapamiętywania.  Przy okazji ciekawe wątki dotyczące wspierania KSS KOR-u, relacji z Adamem Michnikiem i tego, jak się potoczyły po "okrągłym stole". Chwilami gorzkie łyk przemian? Taka jest nasza historia. Nigdy biała czy czarna! A jakże czeka nas tej samej książce spotkanie choćby z przyjacielem poety, malarzem Janem Lebensteinem. To o nim Marek Nowakowski napisał: "Janek był pożeraczem książek, literatura stanowiła dla niego niezbędną strawę. Nie znałem żadnego malarza tak jak on wszechstronnie oczytanego".
"Był niewysoki, barczysty i brzuchaty. Twarz rumiana, szeroka, włosy krótkie, lekko kręcone. Jasny blondyn i oczy bardzo jasne" - do teraz nie wiedziałem kim był Gabriel Laub. Wszechwiedząca internetowa  Wolna Encyklopedia podaje w naszym rodzimym języku jedno zdanie: "...polsko-czeski publicysta, dziennikarz, satyryk i aforysta żydowskiego pochodzenia". Marek Nowakowski dalej tak dopełniał obraz: "Wesołek o klasycznym wyglądzie bawarskiego piwosza, mogący być reklamą tego napoju - to Gabriel Laub, pisarz, aforysta, autor humoresek, satyrycznych powiastek. [...]  Jego twórczość była nieustającą erupcją. Lepsze, gorsze, wszystko płynęło wartko z obfitego źródła". Panowie poznali się w pociągu. Na ile to klasyczna biografia tamtych czasów (żył w latach  1928-1998)? Proszę skonfrontować swoje oceny z tym, co nam pozostawił Marek Nowakowski. Dokładnie zmarły w dniu pierwszych urodzin mego Wnuka?
Powinienem być wdzięczny Markowi Nowakowskiemu, że przypomniał nam sylwetkę Leszka Proroka, w ogóle zakreślił, jak środowisko Związku Literatów Polskich wymykało spod czujnej kontroli organów partyjnych PRL-u! Poznajmy okoliczności czegoś, co sam Autor nazywa "fermentacją" tego środowiska. I na tym tle poznajemy właśnie Leszka Proroka: "Cichy, skromny pan, który zwykle siedział gdzieś w ostatnich rzędach krzeseł na sali. [...] W jego wystąpieniach dominowała nienaganna forma stylistyczna i chłodna rzeczowość, unikał osobistego tonu.  [...] Było w nim coś przedwojennego. Dawny styl, sposób bycia". Przypada do gustu jedno zdanie: "Stał się [...] łącznikiem z zerwaną przeszłością". To w nawiązaniu do  przedwojennego ukształtowania charakteru L. Proroka. Przypomnijmy sobie ilu wśród nas był podobnych "łączników". Dal mnie m. in. mój wileński Dziadek, który  jednak nie pozwalał sobie na idealizowanie "przed wojną". Nie ulega wątpliwości wzrastaliśmy w podziwie dla "tamtej Polski", jak mawiała moja wileńska Babcia. A w ówczesnych szkołach nam na Nią (Najświętszą Rzeczpospolitą) plwali! Czerwoni od nienawiści sowietyści, choćby spod sztandarów PZPR-u!
"Tak zapamiętałem" zamyka swoiste rozliczenie z literaturą? Jej grzechami na rodzimym gruncie. Jak literacko rozliczono się z ponurym okresem stalinizmu? "Nie było miejsca dla opisania dramatu ludzi z AK, WiN, NSZ. Nie znalazła się nawet najmniejszą wzmianka o powojennym antykomunistycznym powstaniu i losach niezłomnych żołnierzy walczących bez nadziei, ale z honorem o wolną Polskę. Ci bohaterowie pozostali z odium «bandytów» i «zdrajców», nawet miejsca ich pochówku były nieznane". I wspomina swoje odczucia choćby po przeczytaniu "Matki Królów": "Niedosyt. Fałszywy ton. Wrażenie amputacji". I tak dochodzimy do odkrycia, jaką dla M. Nowakowskiego była książka Aleksandra Ścibor-Rylskiego "Morze Sargassa". Dlaczego? Proszę zerknąć do książki, albo... Wrzuciłem frazę do wyszukiwarki i... znajduję wpis z 13 września 2013 samego Marka Nowakowskiego pt. "Morze Sargassa". Pouczająco naszkicowano życiową drogą A. Ścibor-Rylskiego: od AK-żołnierza powstania warszawskiego-prymusa socjalizmu-po autora scenariusza m. in. "Człowieka z marmuru". Moi rówieśnicy na pewno pamiętają losy zawadiackiego chorążego  Słotwiny z "Wilczego echa". Ten "polski western", to też dzieło wyobraźni pisarskiej autora "Morza Sargassa".
Tak, odkładam "Tak zapamiętałem" z lekkim niedosytem. Dlaczego TAK mało? A mimo tego pobudza do kolejnych refleksji, przede wszystkim nad losem polskiej inteligencji po 22 lipca 1944 r. - tej w kraju, jak i  zagranicą. Szczególnie ubogo wypada nasza wiedza o emigracji. Pewnie, kilka pomnikowych postaci znamy i o nich wiemy, ale reszta? A przecież bez ich mrówczej pracy nasza niepodległość byłaby miała, niepełna, nie-do-wartościowana! Dobrze by było, gdyby Wydawnictwo Zysk i S-ka poszło "za ciosem" i uraczyło nas jakimś szerszym wyborem pism, druków, grafiki choćby wspomnianych TU bohaterów. Rocznica 4 czerwca '89, która minęła (jak minął ją dyplomatycznie Najwyższy rang mieszkaniec Pałacu Namiestnikowskiego?) nastraja do refleksji. Bez ludzi opisanych w "Tak zapamiętałem", bez ludzi takich jak sam Marek Nowakowski - nie mielibyśmy teraz wolności w pełnym wymiarze. Smutne, że wielu współczesnym nie chce to przejść przez usta, ba! demolują obraz polskiej przeszłości, aby na jej ruinach budować pomniki nowej chwały i nowych bohaterów? Smutne... Potraktujmy też "Tak zapamiętałem, jako kolejny dowód jak bardzo nasza historia, współtworzący ją ludzie byli różni, bo to prawdziwa wartość dodana, z której zrodziła się III Rzeczpospolita!

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.