sobota, listopada 21, 2015
Przeczytania... (85) Sharon Kay Penman "Słońce w chwale" (Wydawnictwo ZYSK I S-KA)
"W mroku czyhała smierć. Ryszard czuł jej obecność, wiedział, że tam jest. Śmierć nie była już mu wcale obca po tym wszystkim, co stało się do tej chwili, raptem dziesięć dni po jego siódmych urodzinach. Śmierć zawsze czaiła się w pobliżu, dopadła w kołysce jego siostrę, zabierała kuzynów i kolegów. W najwcześniejszych latach życia zdążyła już nieraz i jemu zajrzeć w oczy" - to chyba dobre zaczęcia, aby napisać kilka akapitów o powieści Sharon Kay Penman "Słońce w chwale" (Wydawnictwa ZYSK I S-KA), w tłumaczeniu Jerzego Łozińskiego. To dla mnie pierwsze spotkanie z prozą tej amerykańskiej pisarki. Nie robi na mnie wrażenia notatka, że jej "...powieści historyczne [...] pojawiały się na liście bestsellerów «New York Timesa»". Po prostu nie znam gustów czytelników tego nowojorskiego magazynu. I przyznam się: niewiele mnie to interesuje. Magnesem, który skupił moją uwagę (oprócz okładki) był zapis na okładce: "BESTSELLEROWA POWIEŚĆ O RYSZARDZIE III". I bardziej intryguje: czy to uzasadniony wpis?...
Kiedy rozpoczynałem pisanie tego blogu nie przypuszczałem, że właśnie ten król będzie najczęściej obecny spośród władców Albionu. Mało tego: osobisty Syn (kiedy piszę te słowa Jego samolot kołuje i zaraz wzbije się, aby polecieć tam, na tą wyspę, gdzie swój wieczny spoczynek znalazł Ryszard III) był na ponownym pogrzebie tego monarchy. O czym zresztą można przeczytać na moich stronach. Jest coś wspólnego (acz całkiem przypadkowego), ale w naszych herbach jest Alba Rosa (Biała Róża), u nas Porajem zwana. Podśmiechujecie się ze mnie? Że niby szukam analogii "na siłę"? Niech tam.
Średniowiecze chyba tylko może konkurować z... epoką dinozaurów w zainteresowaniach. Ten czas rycerzy, potężnych zamków, intryg, lochów, tortur i krwawych bitew zawsze przyciągał. Ilu z nas bawiło się żołnierzykami-rycerzami i budowało kartonowe zamczyska, zwodzone mosty? Zapewne wielu! Dla tych, których wciągała proza choćby wielkiego Waltera Scotta (1771-1832) czy Roberta L. Stevensona (1850-1894)*, sięgnięcie po powieść Sharon Kay Penman jest tylko pewną logiczną kontynuacją. W tym świecie rycerzy nie może nas zabraknąć.
A, że narracja Autorki nie jest czczą paplaniną, to i nie oglądamy się, że czeka nas blisko pięćset stron tekstu: "Armia Lancasterów zalała Ludlow. Na ulicach tłoczyli się rozweseleni żołnierze. Chorągwie Lancasterów z łabędziem i różą załopotały na wietrze nad głowami księżnej Yorku i jej dwóch najmłodszych synów". Ja to widzę. Ja po prostu jestem tam. Nie ukrywam, że bardziej widzę się w poczcie Lancasterów, niż miejskiej ciżbie. Odzywa się we mnie krew tych z Kurozwęk i Grzybowa?
Świetnie się stało, że tłumacz, pan Jerzy Łoziński, raczy nas cytatami z "Biblii Brzeskiej"! Mamy posmak języka, klimatu średniowiecza. Fachowiec skrzywi się, że jednak dzieło (tłumaczenie) przeszło pół wieku młodsze od czas, kiedy żył Ryszard III! Niemniej język bliższy czasom. Chyba gorzej byłoby, gdybyśmy odnajdywali tu "Biblię Tysiąclecia": "Biadaż tobie, ziemio, gdy twój król jest dziecięciem". I za sprawą Tłumacza powieść została wzbogacona o przypisy. To naprawdę rzadkość w powieści historycznej. A tu jest! Zawiłości genealogiczne, które mogłyby wprowadzić chaos w tok myślenia Czytelnika ma tu odpór! Brawo! Drzewa genealogicznego Autorka nie pomieściła. Za to jest przypis. I to nie gdzieś wciśnięty na tył powieści. Chcę wierzyć, że to staraniem właśnie pana Jerzego Łozińskiego. Są i przypisy Autorki. To naprawdę ułatwia odbiór powieści.
Zresztą Jerzy Łoziński nie ogranicza się do pracy nad tekstem, uzupełnieniem go właśnie o owe przypisy, ale też i... włącza się do narracji, wyraża swoją opinię. Mamy więc do czynienia z kimś kto wie, co tłumaczy. Nie jest tylko rzemieślnikiem (w dobrym tego słowa znaczeniu), ale podpowiada Autorce: tu jest nieścisłość! O!... Nie ukrywam, że tego się nie spodziewałem po powieści historycznej. Tym bardziej doceniam. Sumienne potraktowanie Czytelnika, który przecież nie musi znać dziejów dynastycznych tego okresu. Choć powoływanie się w przypisie do "źródła internetowego" wyostrza moją uwagę. No chyba, że tłumacz ma na uwadze angielskie, profesjonalne strony (portale) mediewistyczne
Warwick, Lancaster, Andegawen, Tudor, Nevill, Parr** - wiele z tych nazwisk na pewno nie brzmi obco dla miłośników historii - i to nie koniecznie Anglii! Nie uwierzę, że choć dwa są obce nam nad Wisłą. Może zrodzi się w nas pytanie: co np. Małgorzata Andegaweńska miała wspólnego z "naszymi" Andegawenami? W końcu mieliśmy ich aż troje na tronie w Krakowie: Ludwika, Jadwigę i Henryka. Od samego początku jesteśmy w samym tyglu domowej rebelii: "Edward [York - przyp. KN] hełm swój obejmował zgiętym ramieniem i co jakiś czas sięgał do niego, aby sypnąć między wiwatujących garść monet". Tak triumfalny wjazd do Londynu 26 lutego 1461 r. opisuje Autorka. Jest i nadobna dziewoja i ofiarowana szarfa, "...na której z niezwykłą cierpliwością i starannością wyhaftowano promienie słońca na tle białych róż". Tak, tak jesteśmy w ogniu straszliwej "wojny Dwóch Róż".
Przebieg bitwy pod Towton poznajemy m. in. w taki sposób: "Tysiące, tysiące poległych. Przed bitwą padł rozkaz, że walczymy na śmierć i życie, żadnej łaski, litości, ponoć tak samo było po ich stronie. [...] Och, Chryste Panie, ta rzeka! Utonęło tylu ludzi, że z martwych ciał powstał most dla żywych, a nurt poczerwieniał na całe mile... Niczego takiego nigdy nie widziałem". Trudno, bym tu ze szczegółami kładł relacje, ale warto chyba przytoczyć jeszcze jedno zdanie o tej batalii: "Z szybkością błyskawicy rozchodziła się wieść, że pod Towton, w najbardziej zaciekłej bitwie, jaką kiedykolwiek stoczono na angielskiej ziemi, dokonała się krwawa koronacja Edwarda". Chodzi o Edwarda IV Yorka (1461-1483).
Zwycięzcy brali odwet. Zaraz podeprę to cytatem, ale... "Karząca ręka sprawiedliwości Yorków była teraz rychliwa i nieubłagana. Tego samego dnia co Somerset zostali straceni czterej inii buntownicy, następnych pięciu położyło głowy pod topór 17 maja, nazajutrz to samo stało się z siedmioma kolejnymi w Middleham, a 26 maja czternaście innych głów poleciało w Yorku". Oczywista to nie jest pełna lista. Epatuję okrucieństwem? Nie, takie były czasy. I przegrany musiał liczyć się z losem pokonanego: ciemnica lub pieniek!
"Niepodobna wykluczyć tego, że Elżbieta Woodville była najpiękniejszą niewiastą, na której skroni spoczęła korona królowej Anglii" - po takich zapewnieniach Autorki "wertujemy" strony Internetu i nadrabiamy to, czego nam nie dano w powieści: zaglądamy w oczy naszym bohaterom. I nie chodzi tu o sprawdzenie słuszności postawionej tezy. Po prostu zaspakajamy ciekawość, jak wyglądała żona Edwarda IV Yorka. Za to jest też okazja poznać ulubiony owoc JKM: "Trzeba je było przywozić z Italii i były niesłychanie drogie, co w równym stopniu jak ich słodycz decydowało o tym, że tak je lubiła". Cóż to był za delikates? Pomarańcza. Proszę doczytać, jak odbywała się jej konsumpcja. Ze względu na małoletność niektórych Gości tego blogu przejdę nad tym do porządku i...
Jakoś brakuje w moim opisywaniu przyszłego Ryszarda III. Jest, jest - proszę się nie martwić. Proszę mi wierzyć trudno opisuje się książkę. Trudno by było inaczej, skoro był bratem panującego Edwarda IV! Zdradzać całą fabułę, to odebrać smak czytania "Słońca w chwale". Tych kilka cytatów, to najczęściej to, co mnie najbardziej poruszyło choćby swoją plastycznością: "Kiedy spojrzało się ze szczytu białych murów Coventry, armia Yorkistów ciągnęła się tak daleko, jak okiem sięgnąć, uformowana w szyk bojowy pod stanowiącym emblemat Edwarda Yorka Słońcem w Chwale". Proszę mi wybaczyć określenie, ale jestem zaskoczony, że powieść wyszła spod ręki... kobiety. Sharon Kay Penman albo cudownie wczuwa się w średniowiecze, albo urodziła się w pancerzu! Jeszcze jedna próbka Jej prozy: "O milę na północ od wioski Barnet armia earla Warwicka ustawiła się w szyku bojowym wzdłuż Gladmore Heath. Warwick pod sztandarami Pnia Sękatego zebrał dwanaście tysięcy ludzi. [...] Dowodzenie centrum powierzył swemu zaprawionemu w bojach bratu [...].". I widzimy ustawione szyki księcia Exetera, straż przednią Lancasterów, wojska earla Oxforda! Miód na nasze rycerskie serca? Bitwa pod Barnet (14 III 1471 r.) i mamy Ryszarda w wirze wojennym! O krok od śmierci: "Nie miał pojęcia, jak poważna była rana. topór rozciął karwasz, a przedramię od łokcia po kiść całkowicie zdrętwiało". Ryszard walczący z przeciwnikiem! Krew się leje, miecze błyskają i ociekają purpurową posoką!... To, jak znajdujemy dalej w tekście: rzeźnia! A Warwick? Mamy scenę, kiedy Edward IV "...ukląkł obok ciała i przewrócił je na plecy. Łupieżcy już zdążyli zdobyć swoje trofea: brakowało fragmentów zbroi, znikły rękawice i pierścienie, które Warwick nosił na palcach".
Kiedy odkładamy powieść Sharon Kay Penman "Słońce w chwale" musimy wziąć głęboki oddech. Po takiej dawce wzajemnego wyrzynanie się Yorków, Lancasterów, Nevillów - trzeba odpocząć. Naprawdę. Czy i na ile "Słońce w chwale" jest tylko powieścią o Ryszardzie III? Chyba jednak marketingowo chwytają nas na haczyk naszej ciekawości. Nie twierdzę, że nie zostaje ona nie zaspokojona. Ale maj 1471 r. to zaledwie półmetek rządów Edwarda IV, starszego brata. Czy uczciwe jest nad-pisanie do tytułu "bestsellerowa powieść o Ryszardzie III"? Chyba, że jesteśmy na drodze ku jakieś większej całości (czytaj: ciągu dalszym). Jedno z historyczną uczciwością trzeba zedrzeć, to powieść o Edwardzie IV. Że ten król ni jak się nie ma do "czarnej legendy" swego młodszego brata? Śmiem twierdzić, że gdyby pojawiła się w nad-tytule wzmianka o wojnie Dwóch Róż, to wzbudziłoby to zainteresowanie. Tym bardziej, że powieść warta jest, aby stawiać ją w rzędzie tych powieści historycznych, które czyta się doskonale, zapewne z wypiekami na twarzy, z trwogą w sercu i odkłada się z niedosytem! Bo chce się krzyknąć ku Wydawnictwu ZYSK I S-KA: jeszcze! jeszcze! jeszcze!...
* Chodzi mi o dwie klasyczne powieści tych genialnych pisarzy: "Ivanhoe" i "Czarna strzała"
** Przedstawiciele niektórych tych domów dojdą do swego politycznego apogeum po dojściu do władzy Henryka VII i jego syna Henryka VIII Tudorów, czyli po zabiciu pod Bosworth Ryszarda III (1485 r.)
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.