czwartek, lutego 19, 2015
Przeczytania... (27) Konard T. Lewandowski "Czas egzorcystów" (Wydawnictwo ZYSK i S-KA)
Od razu się zastrzegam: nie jestem amatorem tego typu literatury. Do niedawna nawet nie tykałem się książek z kategorii kryminałów. Zrobiłem kilka lat temu wyjątek dla "Dwunastu prac Herkules" Agathy Christie, którego bohaterem był oczywiście Herkules Poirot. Długooo, długooo nic nie mogło zwerbować mnie, abym porzucił swój świat książek historycznych. Musiałem wreszcie trafić na prozę Henninga Mankella. Obcowanie z Kurtem Wallanderem, to kawał dobrej książki. Zrozumiałe, że mój osąd jest z poziomu raczkującego czytelnika gatunku... Błagam o wyrozumiałość.
Powieść Konrada T. Lewandowskiego "Czas egzorcystów" wydało Wydawnictwo ZYSK i S-KA. Nie potrafię zakwalifikować jej w swojej kategorii. Jedno mogę szczerze napisać: czyta się TO dobrze! Wciąga i zaskakuje od pierwszego zdania. Nie fundujemy sobie nudy za 34 złote groszy 90. Nie wiem, jakie ukryte wyzwanie szykował Autor swoim... wierzącym czytelnikom. Jak widać doszukuję się drugiego dnia.
Samobójstwo na torach? Pętla w kształcie gałęzi? Mroczne siły nieczystych? Już robi się dreszczykowato? Oto chyba chodzi w takiej literaturze. I to nam funduje K. T. Lewandowski. I powoli wciąga w nić swej intrygi i pomysłowości. Tym bardziej, że do komisarza Krzysztofa Louvaina ma się raczej pozytywny stosunek, choć chwilami, to dość... popaprany gość.
Osobiście mam bardzo ostrożny i nieufny stosunek już do samego samego terminu "egzorcysta" lub "egzorcyzmy". Mój umysł krytycznie odbiera każdy sygnał, że ktoś gdzieś z kogoś wypędza demony, Szatana i całą tą mroczną bandę. Choć pewnie to nie było zamiarem Autora, ale podskórnie budzi się we mnie oświeceniowy sceptyk, który mimo wszystko zaczyna stawiać pytania...
Na ile Lewandowski skopiował sylwetki choćby księdza Ryby czy nawróconej duszyczki Potockiej? Chciałoby się usłyszeć: czy to tylko fantazja? czy doświadczył kontaktu z ludźmi "tej branży"? Niby w miejscu, w którym pracuję, zaproszono raz księdza egzorcystę, ale ten skupił się na szkodliwości Halloween, a nie na czym polega Jego misja walki ze złem wcielonym... Jedną pewność mamy: egzorcyści są wśród nas! Aha - dorzucę jeszcze: nie jestem amatorem filmowych horrorów (kilka książek zaliczyłem). Nie mam więc zrobaczonej wizji tamtego środowiska. Z tym większą uwagą pogrążałem się w lekturze "Czasu egzorcystów".
Nie znałem terminu "rydzykant". Nie uprawiam w swoim pisaniu żadnej krucjaty przeciwko Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Trudno bym o istnieniu tej czytelni nie słyszał. Wiem, że mój promotor z UMK stał się "na stare lata" wykładowcą W.S.K.S. i M. Współczuć czy gratulować? Czy jest zaskoczeniem, że jeden z bohaterów powieści jest absolwentem uczelni ks. T. Rydzyka? Dziwne, gdyby kogoś takiego zabrakło!
Swoisty mistycyzm bohaterów, jak choćby Marcina Bieleckiego, może nas zaskakiwać. Co innego człowiek głębokiej wiary, co innego duchowy karierowicz, który mozolnie pnie się ku szczytom. Owszem, uczciwej Sprawy? Ufam, że nikt nie odrzuci narracji w takiej chwili, bo dopiero zaczyna się zagęszczać atmosfera. Odium fidei - zaczyna dopiero kiełkować... Czyli, że Lewandowski doskonale buduje atmosferę wokół czterech morderstw. A nie zdradziłem kto zginął? A choćby trzech ludzi wsparcia egzorcysty ks. Ryby.
Książka wciąga... Chwilami miesza nam w głowach. Z jakim uczuciem siadał Autor do jej pisania? Są momenty, kiedy można się jej bać! Egzaltacja religijna, miesza się z dewocją i ponurym okrucieństwem. Strach odwiedzać krawca po poznaniu, jak wiara (?) odcisnęła swe piętno na psychice jednego z mistrzów igły i nici...
Nie zbywa Lewandowskiemu na pomysłowości, jak pozbyć się niektórych bohaterów swej opowieści. Choć mówiąc szczerze przewidywalny był wątek i finał wizyty w "Gabinecie grozy"? Ciąg dalszy mógł nawet zmartwić szczególnie amatorów prozy Dana Browna, bo czyż pokuta jednego z bohaterów nie przypomina nam czegoś lub kogoś? Mam takie nieodparte wrażenie, że jednak - tak. Trudno pomieścić w mej głowie łobuzerski uśmiech świętego Jana Pawła II, XXI wiek i 777 razów batem po plecach. Nawet, jeśli to jest samo-pokuta. Pisemna ekskomunika?...
Postać komisarza Krzysztofa Louvaina nie dość, że uwikłana w śledztwo, to jeszcze w esbecką historię? Nie wiem czy ten wątek, to oko do pokolenia 50+? Czy relacje tegoż z hierarchami (wiadomo chyba kogo lub czego?) nie wpędzą Autora w... konflikt z rzeczywistymi członkami Episkopatu? Ryzykowna teza? Ja jestem tylko czytelnikiem. I nie wiem, co mnie bardziej wciągało do czytanie: czy odpowiedź na pytanie "kto stał za kolejnym morderstwem?" czy "jakimi nitkami pociągną hierarchowie?". Naprawdę mieliby aż taki wpływ na śledztwo i bieg kariery komisarza policji? Są wśród kleru różni księża Piotrowie, Pawłowie i Janowie? I piwnice, w których można bezpowrotnie zniknąć? Bo jeśli tak, to zaczynam bać się na jawie! Nie ukrywam, że chciałbym wiedzieć czy ta lektura trafiła w ręce któregoś z przedstawicieli kleru? Burzy żadnej nie słyszę? Protestów nie widzę? Autora nikt nie straszy stosem, bo rozdrapuje tabu?!
Niestety przy lekturze powieści Lewandowskiego wraca do mnie pytanie natury słowotwórczej? Wiem, wychodzi ze mnie belfer! Dlaczego taką prostacką karierę robi słowo "zajebiście"? Czy Autor też uważa, że brak takiego słowa zubaża Jego prozę? Pewnie wulgaryzmów tam więcej. O "ochujeniu" też znajdziemy ślad! Ani myślę nad każdym się pochylać. Chciałbym jednak zaspokoić swoją ciekawość... A może czas czytania też sprowadzić do "przesrania"? To tylko wybrane słownictwo z bluzg, jakie znajdziemy na tych 363 stronach. Ludzie Kościoła nie są wolni od ich używania. Co to, to nie!... Amen.
Z dialogu Louvaina z Cieślakiem można by wykroić całkiem zgrabny... traktacik etyczno-moralny, ba! rozpętać dyskusję na temat prawdziwego oblicza dobroczynności. I to są te zaskoczenia, na które wpadamy, co krok. Z Konrada T. Lewandowskiego tym razem wydziera filozof. Nie da się zawiesić jednej profesji i wejść w drugą - prędzej czy później ta pierwsza odzywa się. A czy to są usta Lucyny, Cieślaka, Ryby czy Bieleckiego? - to nie ma znaczenia. Z chęcią bym zrobił z tego użytek w "Myślach znalezionych...".
Bezbożny i pobożny czytelnik może, choć w okrojonej formie, obcować nawet z Pismem. Kolejne zaskoczenie, które nam serwuje Lewandowski, to fragment z Ewangelii św. Marka i wypowiedź samego Jezusa: "Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie bedzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami". A do tego jakieś neo-pogańskie rytuały z nieczystą kobietą w tle? Sacrum i profanum! Podziwiać należy Autora, to pewne. Nie pozwala nam się nudzić, to pewne...
Mam cichą nadzieję, że zainteresowani współczesną historią Kościoła nie muszą wyjaśniać sobie terminów: "Lefebryści", "sedewakantyści" czy "drugi sobór watykański", ale... większość, a ta jest logicznie rozumując w przewadze, ma bardzo mgliste pojęcie "z czym to się je". Smutne! Więc każdy, kto ma luki po prostu sprawdza i szpera. Albo trzeba wrzucić (tak w kryminale) przypisy? Ostatnio sondowałem grupę młodzieży prośbą o wymienienie wybitnych papieży XX w. (z pominięciem świętego Jana Pawła II). Niech mi będzie darowane ujawnienie wyników...
Że trafiamy na "wątek smoleński"? Tego bym nie przewidział, kiedy zacząłem czytać powieść Konrada T. Lewandowskiego. Nawet odnajdziemy "frazę" z poezji Jarosława Marka Rymkiewicza, choć z pewną dowolnością, bo powinno stać: "Krew na fotelach tupolewa / Zmywana szlauchem o świtaniu". Ufam jednak, że z tej gleby nie wyrośnie "drugi Kaczmarski".
Nie wiem czy to dobra czy zła literatura swego gatunku. Na pewno trzyma w napięciu. Sylwetki bohaterów są dobrze zarysowane pod względem charakterologicznym. Chwilami komisarz Louvain (też bym miał kłopoty z odmianą tego nazwiska) przypomina mi Wallandera. Ale... Ale byłoby chyba ciekawie zobaczyć go jeszcze "w akcji". Chyba, że "Czas egzorcystów", to jedna z części przygód post-esbeckiego policjanta? Nie sądzę, aby czytelnicy nudzili się. Bo to literatura, którą pochłania się od rozdziału do rozdziału z intrygującą ciekawością. A, że Autor co rusz nam podsuwa pewne niespodzianki, to na zamknięcie zagadka: dlaczego wplatam na koniec tego pisania obraz Tamary Łempickiej? Jak dla mnie temat do kolejnej "Palety"?
PS: No to do czytania! Bo ja już tą podróż mam za sobą.
Książka wciąga... Chwilami miesza nam w głowach. Z jakim uczuciem siadał Autor do jej pisania? Są momenty, kiedy można się jej bać! Egzaltacja religijna, miesza się z dewocją i ponurym okrucieństwem. Strach odwiedzać krawca po poznaniu, jak wiara (?) odcisnęła swe piętno na psychice jednego z mistrzów igły i nici...
Nie zbywa Lewandowskiemu na pomysłowości, jak pozbyć się niektórych bohaterów swej opowieści. Choć mówiąc szczerze przewidywalny był wątek i finał wizyty w "Gabinecie grozy"? Ciąg dalszy mógł nawet zmartwić szczególnie amatorów prozy Dana Browna, bo czyż pokuta jednego z bohaterów nie przypomina nam czegoś lub kogoś? Mam takie nieodparte wrażenie, że jednak - tak. Trudno pomieścić w mej głowie łobuzerski uśmiech świętego Jana Pawła II, XXI wiek i 777 razów batem po plecach. Nawet, jeśli to jest samo-pokuta. Pisemna ekskomunika?...
Postać komisarza Krzysztofa Louvaina nie dość, że uwikłana w śledztwo, to jeszcze w esbecką historię? Nie wiem czy ten wątek, to oko do pokolenia 50+? Czy relacje tegoż z hierarchami (wiadomo chyba kogo lub czego?) nie wpędzą Autora w... konflikt z rzeczywistymi członkami Episkopatu? Ryzykowna teza? Ja jestem tylko czytelnikiem. I nie wiem, co mnie bardziej wciągało do czytanie: czy odpowiedź na pytanie "kto stał za kolejnym morderstwem?" czy "jakimi nitkami pociągną hierarchowie?". Naprawdę mieliby aż taki wpływ na śledztwo i bieg kariery komisarza policji? Są wśród kleru różni księża Piotrowie, Pawłowie i Janowie? I piwnice, w których można bezpowrotnie zniknąć? Bo jeśli tak, to zaczynam bać się na jawie! Nie ukrywam, że chciałbym wiedzieć czy ta lektura trafiła w ręce któregoś z przedstawicieli kleru? Burzy żadnej nie słyszę? Protestów nie widzę? Autora nikt nie straszy stosem, bo rozdrapuje tabu?!
Niestety przy lekturze powieści Lewandowskiego wraca do mnie pytanie natury słowotwórczej? Wiem, wychodzi ze mnie belfer! Dlaczego taką prostacką karierę robi słowo "zajebiście"? Czy Autor też uważa, że brak takiego słowa zubaża Jego prozę? Pewnie wulgaryzmów tam więcej. O "ochujeniu" też znajdziemy ślad! Ani myślę nad każdym się pochylać. Chciałbym jednak zaspokoić swoją ciekawość... A może czas czytania też sprowadzić do "przesrania"? To tylko wybrane słownictwo z bluzg, jakie znajdziemy na tych 363 stronach. Ludzie Kościoła nie są wolni od ich używania. Co to, to nie!... Amen.
Z dialogu Louvaina z Cieślakiem można by wykroić całkiem zgrabny... traktacik etyczno-moralny, ba! rozpętać dyskusję na temat prawdziwego oblicza dobroczynności. I to są te zaskoczenia, na które wpadamy, co krok. Z Konrada T. Lewandowskiego tym razem wydziera filozof. Nie da się zawiesić jednej profesji i wejść w drugą - prędzej czy później ta pierwsza odzywa się. A czy to są usta Lucyny, Cieślaka, Ryby czy Bieleckiego? - to nie ma znaczenia. Z chęcią bym zrobił z tego użytek w "Myślach znalezionych...".
Bezbożny i pobożny czytelnik może, choć w okrojonej formie, obcować nawet z Pismem. Kolejne zaskoczenie, które nam serwuje Lewandowski, to fragment z Ewangelii św. Marka i wypowiedź samego Jezusa: "Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie bedzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami". A do tego jakieś neo-pogańskie rytuały z nieczystą kobietą w tle? Sacrum i profanum! Podziwiać należy Autora, to pewne. Nie pozwala nam się nudzić, to pewne...
Mam cichą nadzieję, że zainteresowani współczesną historią Kościoła nie muszą wyjaśniać sobie terminów: "Lefebryści", "sedewakantyści" czy "drugi sobór watykański", ale... większość, a ta jest logicznie rozumując w przewadze, ma bardzo mgliste pojęcie "z czym to się je". Smutne! Więc każdy, kto ma luki po prostu sprawdza i szpera. Albo trzeba wrzucić (tak w kryminale) przypisy? Ostatnio sondowałem grupę młodzieży prośbą o wymienienie wybitnych papieży XX w. (z pominięciem świętego Jana Pawła II). Niech mi będzie darowane ujawnienie wyników...
Że trafiamy na "wątek smoleński"? Tego bym nie przewidział, kiedy zacząłem czytać powieść Konrada T. Lewandowskiego. Nawet odnajdziemy "frazę" z poezji Jarosława Marka Rymkiewicza, choć z pewną dowolnością, bo powinno stać: "Krew na fotelach tupolewa / Zmywana szlauchem o świtaniu". Ufam jednak, że z tej gleby nie wyrośnie "drugi Kaczmarski".
Nie wiem czy to dobra czy zła literatura swego gatunku. Na pewno trzyma w napięciu. Sylwetki bohaterów są dobrze zarysowane pod względem charakterologicznym. Chwilami komisarz Louvain (też bym miał kłopoty z odmianą tego nazwiska) przypomina mi Wallandera. Ale... Ale byłoby chyba ciekawie zobaczyć go jeszcze "w akcji". Chyba, że "Czas egzorcystów", to jedna z części przygód post-esbeckiego policjanta? Nie sądzę, aby czytelnicy nudzili się. Bo to literatura, którą pochłania się od rozdziału do rozdziału z intrygującą ciekawością. A, że Autor co rusz nam podsuwa pewne niespodzianki, to na zamknięcie zagadka: dlaczego wplatam na koniec tego pisania obraz Tamary Łempickiej? Jak dla mnie temat do kolejnej "Palety"?
PS: No to do czytania! Bo ja już tą podróż mam za sobą.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.