sobota, lipca 05, 2014
Zapmniana victoria (3) - Kłuszyn 1610
JKM Zygmunt III Waza |
Nasłuchiwałem wczoraj. jak cztery lata temu... Efekt taki sam. Cisza wokół polskiego 4 lipca?! Niepojęte niedopatrzenie, historyczna odmiana amnezji?! Może zatem letnie wakacje to
doskonała okazja, aby... podciągnąć się w historii? Gnamy pod Grunwald lub na inne pole
znamienitej bitwy. Oj! dzieje się wtedy! Pęcznieje duma narodowa,
czujemy więź z herosami sprzed stuleci. Wspominamy straszliwe klęski powstań narodowych! A nie chcemy pamiętać największego triumfu oręża polskiego?! Jak to
możliwe, że jest w dziejach ojczystych bitwa wielka, triumf,
jakiego nie odniesiono ani gromiąc Teutonów, ani Turków, ani
Szweda czy Kozaka! I, co? I c i s z a ?! Komu przeszkadza wspominanie 4 lipca 1610 r.?!...
Czapka Monomacha - korona wlk. ks. moskiewskich |
Dymitr Samozwaniec |
Wasyl IV Szujski |
Rzadki to zaiste przykład
w dziejach Rzeczypospolitej Obojga Narodów wojny interwencyjnej.
Chaos, który zapanował po odejściu dwóch ostatnich Rurykowiczów
(Iwana IV Groźnego i jego syna Fiodora), a potem cara-boja Borysa
Godunowa przeszedł do historii carstwa (choć w Warszawie długo i
uparcie obstawano przy nazwie: Wielkie Księstwo Moskiewskie), jako
"wielka smuta". Najazd dwóch (!) Dymitrów Samozwańców dolał oliwy
do ognia. Dopiero z drugim z nich spotkał się król Zygmunt III
Waza. Monarcha zwiedzony obietnicą nawrócenia schizmatycznego
Wschodu ruszył na wojnę, która od czasów Stefana Batorego miała
okryć chwałą polskie i litewskie chorągwie, choć niestety
końcowy bilans będzie... bardzo ujemny!
Od pięciu lat wakowała
buława większa. Po śmierci Jana Zamoyskiego król w ten sposób
realizował politykę personalną państwa. Jeszcze minie kilka lat,
nim hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski sięgnie po godność
hetmana wielkiego. Władał on dobrze szablą (dał tego dowody m. in
pod Byczyną w 1588 r., kiedy brano w łyki arcyksięcia Rudolfa
Habsburga) i piórem. Pozostawił bowiem po sobie oprócz pamięci,
heroicznego przykładu śmierci na polu bitwy także pamiętnik!
Rzecz ukazała się pod tytułem „Początek i progres wojny
moskiewskiej”
Hetman S. Żółkiewski |
Już we wstępie S.
Żółkiewski oskarżał wojewodę sandomierskiego Jerzego Mniszcha o
rozpętanie konfliktu z Moskwą: „Który dla ambicji i chciwości
swojej Moskwicina Hrycka, syna Otrepiejowego, który per
imposturam (przez szalbierstwo) zwał się carewiczem moskiewskim
Dymitrem Iwanowiczem...”. Zresztą wystawił dalej o tej szlachcie,
co na Moskwę poszła jak najgorsze świadectwo: „Nasi zaś, którzy
przy nim byli, rozpustnie żyli, zabijając, mordując, gwałcąc,
nie tylko czemu inszemu, ale i cerkwiom nie przepuszczali”. To i
nie dziwota, że szala goryczy przechyliła się i 27 maja 1606 r. :
„Przez sześć godzin z rzędu nie było słychać nic innego prócz
bicia w dzwony, strzelaniny, uderzeń, tupotu, tętentu koni...
Litości nad Polakami okrutni Rosjanie nie mieli.”- tak opisał
dzień upadku i śmierci Dymitra oraz wielu Polaków świadek Konrad
Bussów. Władze w Moskwie ujął nowy car, Wasyl IV Szujski!
Ale my naszą uwagę skoncentrujemy na kampanii A.D. 1609 i 1610!
Za czasów królewskiego
dziada, Zygmunta I Starego, utracono Smoleńsk! To nad tym zdarzeniem
zasępia się „matejkowski Stańczyk”. Teraz nadeszła sposobna
pora, aby po blisko stu latach sięgnąć po tą ruską warownię.
Tym bardziej, że jak wspomina hetman króla: „...przyjdzie do
tego, że na Smoleńsk chce iść, gdyż mu nadzieję uczyniono, że
Smoleńsk dobrowolnie ma się poddać, że i teraz pan starosta
wieliski (tj. Aleksander Gosiewski – przyp. K.N.) koło tego
praktykuje...”. Sięgnąć po Smoleńsk, to raz, ale
rozbić alians Moskwy ze Szwedem, to dwa!
JKM Karol IX Waza/Vasa |
Król Szwedzki Karol IX Sudermański
(oczywiście z dynastii Wazów, stryj JKM Zygmunta III) doskonale rozumiał zasadę „wróg mego wroga jest moim
przyjacielem”. Postanowił wesprzeć Moskali swoim wojskiem. W
marcu 1609 r. Karol IX i Wasyl IV podpisali pokój wieczysty w
Wyborgu/Viipuri, który był wymierzony przeciwko Rzeczypospolitej!
Bratankowi, Zygmuntowi III, nie udało się odciągnąć stryja od
tego aliansu, co nie znaczy, że nie próbował. Jeszcze w
listopadzie 1608 r. Krzysztof Radziwiłł pisał do brata: „Król
snadź myśli, z Karolusem przymierze uczyniwszy, wszystką swoją
moc na Moskwę obrócić i królewicza (tj. Władysława Wazę -
przyp. K.N.) na to państwo osadzić”.
Smoleńsk okazał się
twierdzą niemal nie do zdobycia! Hetman Żółkiewski znalazł się
pod jego masywnymi murami (do sześciu metrów grubości) we wrześniu
1609 r. „Ufając tedy tej dużości murów – wspominał później
– gotowości i aparatowi, który niemały był – dział do
trzechset, oprócz inszej strzelby, prochów, kul dostatek, żywności
gwałt – nie chcieli się oblężeni wdać w żadne traktaty”.
Nadmienić tylko należy w tym miejscu, że twierdzę zdobyto dopiero
w... czerwcu 1611 r. To wtedy wybito medal z dumną sentencją: DUM
VINCOR LIBEROR (gdym zwyciężony, wolność odzyskuję). Gratulacje
na ręce monarchy przesłał m. in. papież Paweł V i cesarz Rudolf
II. Mógł się potem król uwieczniać na tle miasta na
„triumfalnych płótnach”, które niemal w konspiracyjny sposób,
przed 1989 r., omawiali na Wawelu przewodnicy...
JKM Zygmunt III Waza na tle Smoleńska - wg. T. Dolabelli |
W styczniu 1610 r. pod
Smoleńsk przybyło poselstwo moskiewskie, przeciwne rządom Wasyla
IV, i zaproponowało tron królewiczowi Władysławowi. Królewskie
plany waliły się z hukiem. Nie dane mu było w jednym ręku
zjednoczyć Rzeczpospolitą Obojga Narodów i Moskwę. W
lutym król wyrazi zgodę na koronację swego syna „w moskiewskim
obrządku”.
Oblężenie Smoleńska
trwało, kiedy stało się jasne, że nadciąga
moskiewsko-francusko-szwedzka odsiecz, pod wodzą carskiego brata
Dymitra Szujskiego! Samych Rosjan miało być około 30 000! Hetman
S. Żółkiewski ruszył naprzeciw przeciwnika. Ocenia się, że
wiódł ze sobą 6500 jazdy, 200 piechoty i raptem 2 działa!
„Nieprzyjaciel z małości wojska naszego lekce nas ważył i nie
mniej się nie spodziewał, jako tego, iżbyśmy tyle mieli śmiałości
o tak wielką potęgę się kusić, i owszem byli tej nadziei, żeśmy
mieli uciekać (...)”- czytamy we wspomnieniach polskiego wodza.
Lekceważenie przeciwnika, jak uczy historia, już niejednego
pysznego wodza doprowadziło do zguby.
J. De la Gardie |
Porywał się hetman
polny koronny na rzecz zdawało się niewykonalną. Pod Kłuszynem, 4
lipca 1610 r., rozgorzała jedna z największych lechickich bitew, o której potomni jakoś zapominają?! Zaczęło się optymistycznie dla polskich chorągwi, bo
jak czytamy w hetmańskiej relacji: „Naszym, którzy na moskiewskie
hufy przyszli, łacniejsza była sprawa, bo Moskwa nie strzymała
razu, jęli uciekać, nasi gonić”. Nic nie było przesądzone, tym
bardziej, że szwedzka piechota pod dowództwem Jacoba De la Gardie
dawała skuteczny opór husarii, która nie potrafiła złamać
przeciwnika. Uczestnik bitwy Samuel Maskiewicz wspominał: „To
jedno przypomnę, do wierzenia niepodobne, że drugim rotom się
trafiło razów ośm albo dziewięć przyjść do sprawy i potykać z
nieprzyjacielem. (…) to najbardziej przed oczyma mając, że wpół
ziemi nieprzyjacielskiej jesteśmy, a tak wielki tłum nieprzyjaciela
okrutnego przed sobą mając, przed którym ani wyjść obronna ręka,
o tym ani myśleć, wymodlić też niepodobna, jeno w łasce Bożej,
w szczęściu, w rękach nadzieja” O wodzu zanotował: „Hetman
(…) już zwątpił o sobie i o wszystkich nas i jako drugi Jozue,
ręce do góry trzymając, po wszystek czas o zwycięstwo prosił”.
Chwila słabości na szczęście nie trwała zbyt długo. Ponawiane
ataki zaczęły kruszyć opór moskiewski! Trzeba było teraz rzucić
husarię Marcina Kazanowskiego!
Szarża husarii - wg. H. Batowskiego |
„Aż kiedy już nie
stało onych Niemców pieszych – snuł swoją opowieść hetman
Żółkiewski – którzy przy płocie nam byli na przeszkodzie,
skupiwszy się kilka rot naszych, uderzyli w onę jazdę cudzoziemską
kopijami, kto jeszcze miał, pałaszami, koncerzami. Oni też
destituti praesidio (pozbawieni ochrony) ludzi moskiewskich i onej
piechoty nie mogli się oprzeć, jęli w swój obóz uciekać, ale i
tam nasi na nich wjechali, bijąc, siekąc, pędzili ich przez ich
obóz własny”. Dzielny J. De la Gardie salwował się ucieczką.
Dymitr Szujski też nie czekał, aż go Lechici wezmą w łyka! Nie
bez dumy hetmańskie pióro kreśliło jego obraz: „Choć niewiele
ich za nim goniło, uciekał potężnie. Na błocie, konia, na którym
siedział, i obuwia zbył. Boso na lichej chłopskiej szkapinie pod
Możajsk do Monastyra przyjechał”. Może dziwić w przekazie
„niewiele goniło” za bratem cara? Hetman nie kryje, jaka była
rzeczy przyczyna: „Padli w obozie na łupie onym, bo też to Moskwa
na to uczyniła, żeby naszych od gonienia zabawili”. A jak
zawrócił do owego obozu „Było wozów, kolas ledwie nie więcej,
niźli nas. Bo zaprzężone stały moskiewskie kolasy, które nasi
naładowawszy łupami wieźli, (…) że jeździe mijać ich z
trudnością przychodziło...”.
Droga na Moskwę stała
otworem! Bojarzy sami obalili Wasyla Szujskiego. Nic więc dziwnego,
że jak sam o sobie pisał hetman polny: „Prędko się ku Moskwie
spieszył, napisał list do dumnych bojar, pochwalając, że
Szujskiego z państwa złożyli (...)”.
Na polu pod Kłuszynem
miało, według S. Maskiewicza, paść do 10000 Moskali, a drugie
5000 wybito w pościgu. Straty polskie miały być minimalne: „stu
siedmiu towarzyszy poważnego znaku i stu czternastu rannych oraz
kilkuset pacholików”?
"Bracia Szujscy na sejmie warszawskim" - wg. J. Matejki |
Niech w pamięci pokoleń
(bez szowinizmu, ironii i złośliwości) pozostają fakty:
rozgromienie Rosjan (i Szwedów) pod Kłuszynem, pierwsze zdobycie
Moskwy (następne będzie wespół z Napoleonem Bonaparte w 1812 r.,
co nikomu się jeszcze nie trafiło, aby dwukrotnie, wojennie na
Kreml wjeżdżał!), wzięcie do niewoli cara Wasyla Szujskiego (i
jego braci). To musiał być przedni widok, kiedy 29 października
1611 r. przez Krakowskie Przedmieście w Warszawie podążał szereg
karet, w jednej z nich carski-jeniec razem z braćmi! Rzucił ich hetman u stóp Majestatu!
Jest-że potężniejsza w skutkach victoryja?! Jeńcy umrą w
polskiej niewoli.
Szujscy przed JKM Zygmuntem III i Sejmem - rycina z epoki |
Dopiero 6 lutego 1618 r.
król Zygmunt III Waza zdecydował się wręczyć Stanisławowi
Żółkiewskiemu buławę wielką i uczynić go hetmanem wielkim
koronnym. Wakat trwał 13. lat! Dwa lata później sędziwy wódz
wyruszyć miał na swoja ostatnią wyprawę wojenną. To wtedy na
kary polskiej wojskowości wpisane zostało tragiczne słowo: C e c o
r a !
PS: Kilka lat temu Rosjanie odgrażali się, że przemianują w Moskwie ulicę, przy której stoi polska ambasada na... Michaiła Murawiowa-"Wieszatiela". Ówczesny prezydent Warszawy Lech A. Kaczyński odpowiedział mniej tak (cytuję z pamięci): "Jeśli Rosjanie przemianują tak tą ulicę, to on w Warszawie zmieni tą, przy której stoi rosyjska ambasada na... Dymitra Samozwańca". Prawda, jaka celna riposta? A moje historyczne serduszko bije radośniej, że historia wciąż jest żywa i coś znaczy...
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.