czwartek, kwietnia 03, 2014

Racławickie kosy...

Na to wszystkich jedne głosy:
"Dosyć tej niewoli
mamy Racławickie Kosy,
Kościuszkę, Bóg pozwoli".

J. Wybicki
"Mazurek Dąbrowskiego" .

"Bitwa pod Racławicami, obok bitwy pod Grunwaldem,należy do najbardziej rozsławionych zwycięskich batalii Polaków, choć, jak oceniał sam Kościuszko, była to raczej żywa potyczka" - tak rozpoczyna się popularna monografia autorstwa Bartłomieja Szyndlera "Racławice 1794", wydana w zasłużonej serii "Historyczne Bitwy" (wyd. Bellona). Wielki znawca epoki prof. Jan Lubicz Pachoński swój popularny szkic o bitwie zaczął tak: "Nasuwa się pytanie, dlaczego my, potomkowie rycerzy spod Grunwaldu, Chocimia i Wiednia - gdzie mierzyły się ogromne armie i decydowały losy Europy - z takim sentymentem wspominamy bitwę racławicką (4 IV 1794), chociaż w niej walczyło ledwie po 6 tysięcy żołnierzy po stronie polskiej i rosyjskiej". Nie, nie skazuje nas na domysły. Dalej bowiem czytamy m. in. "...Racławice stały się ogromnym symbolem, zapoczątkowując ponad 120-letni okres walk niepodległościowych; one też przyczyniły się do wstrząsu w psychice narodowej, jakby załamującej się pod wpływem ostatnich niepowodzeń, one odnowiły męstwo w szeregach walczących i pobudziły do ofiarności na rzecz uciemiężonej Ojczyzny". 





Jakie ma przeciętny Polak wyobrażenie o Racławicach? Pierwsze skojarzenie, to kosynierzy! Potem padnie nazwisko Kościuszko lub Głowacki. Dziwne, ale często zapomina się czyje to armaty chrobre chłopy małopolskie dobywały pikami, siekierami, widłami, cepami i kosami. Rok 1794 r. też raczej uchodzi pamięci? Kiedy, wespół z jedną z uczennic Magdą Kilichowską, robiłem wystawę poświęconą wybuchowi insurekcji kościuszkowskiej - Ona wykorzystała materiały z Internetu, ja - wycinałem ilustracje z... kalendarza wydanego w 1984 r. Nie przeciwstawiam "staroci z XX w." nowoczesności komputera. Tylko, że XXX lat temu komuś jeszcze zależało na wydaniu takiego kalendarza. Może źle szukałem, ale pod koniec 2013 r. nie widziałem w księgarniach takowych na rok kolejny - rok 220 rocznicy?... To o jakiej edukacji historycznej my w ogóle mówimy? Tej podręcznikowo-szkolnej?...


Cytowany przeze mnie w poprzednim "kościuszkowskim poście" Jerzy Jedlicki w swym "Dyaryuszu..." pod datą 11 kwietnia zanotował: "Wyszedłszy Kościuszko z Krakowa z częścią sił swoich traktem kieleckim z zamiarem szukania drogi do Warszawy, napotkał dnia 4 praesentis koło wsi Racławice straż przednią korpusu jenerała Denisowa, dowodzoną przez Tormasowa. Polacy obrali pozycję obronną na wzgórzu i czekali na atak nieprzyjacielski. Ten gdy się rozwinął, zaczęło lewe skrzydło polskie (dowodzone przez Zajączka i  Madalińskiego) chwiać, a towarzysze z kawalerii narodowej już jęli tył pokazywać nacierającemu nieprzyjacielowi. Wtedy Kościuszko nagłym atakiem z frontu poprowadził milicje włościańską, dniem pierwej z rekruta dymowego do obozu przybyłą, prosto na baterie nieprzyjacielskie". A jakże odnajdujemy opis walki. Nie ukrywam, że zaskakuje mnie mnogość szczegółów, jakie mieszkaniec Warszawy, zamieścił w swym dzienniku wydarzeń z 1794 r. Nie zaopatrzono wydania, które przed sobą żadnym wstępem czy posłowiem. Jedliński był doskonale poinformowany: "Żołnierz ten w sukmanie, za całą broń mający tylko pikę lub kosę, nigdy w obrotach wojennych nie ćwiczony, pokazał się nieulękłym i strasznym w boju. Zaskoczeni atakiem kanonierzy moskiewscy życie położyli na armatach, a kosy i piki wsparte bagnetami czterech kompanii piechoty wraz złamały środkową kolumnę nieprzyjacielską". Kończy się ów opis batalii zdaniem: "Zaciekłość walki była taka, że jeńców prawie nie brano. Stracili powstańcy około dwustu ludzi, Moskale kilkakroć tyle".



Jeśli ktoś chce zagłębić się w szczegóły, to sięga m. in. po "Bitwę pod Racławicami" lub "Kościuszkę na Ziemi Krakowskiej" J. Lubicz Pachońskiego. Tam dla każdego, kto uwielbia szczegóły dotyczące ustawienia wojsk, liczebności stron itd. Niezbędne jest zaopatrzenie się w pracę innego wielkiego historyka prof. Stanisława Herbsta "Z dziejów wojskowych powstania kościuszkowskiego 1794 toku". Bitwa zajmuje aż 14 stron. To tam (na stronie 69) znajdziemy wypowiedź samego Tormasowa "Mimo silnego ostrzału sam Kościuszko na koniu towarzyszył pierwszemu szeregowi chłopów, uzbrojonych w piki". Tu osobiste gratulacja dla Mateusza SŁOWIŃSKIEGO za bezbłędną identyfikację na moim Facebooku!  Z kolei Szyndler w swej monografii przytacza wspomnienie uczestnika walki Wojciecha Mączyńskiego: "Zabrać mi chłopcy te armaty! Bóg i Ojczyzna! Naprzód wiara! Na ten rozkaz wieśniacy ci pędzą na nieprzyjaciela i to tak gwałtownie, że zaledwie armaty rosyjskie były w stanie dwa tylko kartaczami wyzionąć na nich ogniem, a już je zdobyli". Osip  Igelström pisząc do Nikołaja Repnina nie bawił się w kurtuazję i tak ocenił atak kosynierów: "...różna hałastra była prowadzona do boju na wzór pijanych".

Jeśli ktoś do dzisiaj nazwisko Władysława Reymonta kojarzył tylko z losem Antka i Jagny z Lipiec, to może zerknie za mną do powieści laureat literackiej Nagrody Nobla "Rok 1794": 
"Porwali się jak burza, z okropną wrzawą i krzykiem. (...)
- Bij w nich! Jezusie, Maryjo! Bij, kto w Boga wierzy! Za mną! - ryknął Bartosz rzucając się z kosą na asekurację dział i tnąć straszliwie. Chłopy spięły się za nim, jak tabun dzikich koni, kosy wzniesły się wstęga błyskawic i spadły piorunami. Runęli jak orkan, druzgocąc wszystkie przeszkody. Zawyła dzika zawierucha! Prali jakoby cepami, jeno nie ziarno tryskało spod tej młocki, ale krew z ran okropnych, odwalone łby, obcięte ręce, krwawe strzepy ciał. Bartosz prowadził niby zjurzony odyniec, a za nim, jako potężne warchlaki, szły rozsrożone kumy tnąc straszliwymi kłami śmierci". 


  
Gen. Aleksandr Tormasow
Nie chcę zostawić po sobie opinii, że epatuję bezmyślnym okrucieństwem. Jest w monografii bitwy prof. Pachońskiego na stronie 74 przypis 106 i tam również znajdziemy ten krwawy fragment powieści, w niej trzeba to odszukać w tomie III. Na popularnym portalu handlowym znajdziemy całość za... 10 zł 64 gr. Nikt się o nie bije! To dorzucę drobny ciąg dalszy: "...przez wyłom w pękniętej tamie, chlusnęła spiętrzona fala chłopów na połamane szeregi Moskalów. Rozpoczęła się rzeź, urągająca wszelkim wyobrażeniom. Nieludzki ryk wydzierał się raz po raz. Siekli, jakby gęsty i zwarty łan, do czysta. Siekli bez miłosierdzia. (...) Kto  żebrał pardonu - marł nie wymówiwszy jeszcze tego słowa. Kto sie próbował bronić - padał jak zrąbane drzewo. Jakaś rota przywiedziona do rozpaczy, próbowała ich powstrzymać bagnetami. Hej, nie przeszło i Zdrowaś, a już leżała pokotem, poćwiartowana jak woły. Kozacy próbowali stawić czoło. Luty wicher tak nie rwie, nie łamie drzew, nie roznosi liści, jaki prędko rozsypali się krwawą sieczką pociętych ciał. Walili zwartą ławą, zmiatając kosami, co się tylko dało". Dlaczego my tego nie znamy? Czyż to nie piękne, że Moskal "...czoło kolumny rozprysło się pod uderzeniami chłopskich pieści jakoby krucha szklana zastawa. Świst kos, straszliwa siła ciosów, od których rozłupywali się ludzie jak szczapy, przejmowały Moskalów taką zgrozą i strachem, że widząc niechybną śmierć uciekali, ciskali broń i co im przeszkadzało". 

Ocena  prof. Herbsta może być dla wielu, niewtajemniczonym w szczegóły zaskoczeniem? "Bitwa była krwawa. Wzięto mało jeńców. straty rosyjskie w rannych i zabitych przekroczyły 1000 żołnierzy. Straty polskie były mniejsze o połowę" - to czysta statystyka? Jest pochwała "wymanewrowania przeciwnika" przez Kościuszkę oraz zastosowanie przez Naczelnika "nowej metody walki piechoty, nieznanej taktyce linearnej", ale dalej znajdujemy: "Zwycięstwo taktyczne było jednak niepowodzeniem operacyjnym. Armia polska cofnęła się. Musiała przejść do obrony pod Kraków, rezygnując na długo z marszu na Warszawę". Aby łatwiej nam był strawić tą opinię, odnajdziemy na koniec o racławickiej victorii taką pochlebną opinię z tego samego źródła: "Miało ono natomiast doniosłe znaczenie jako doświadczenie w zastosowaniu nowej taktyki, w użyciu masy wojska ludowego, wojska nowego typu, uzbrojonego ludu". 


 Jest też pewna... plama na honorze uczestników Racławic? "Ucieczka jednak znacznej części kawalerii narodowej - piszę Herbst - (która przyniosła do Krakowa wieść o klęsce), rozbiegnięcie się się kantonistów, którzy obowiązek swój uznali za wykonany, uczyniła armię polską chwilowo niezdolną do działań". Wielu kosynierów po bitwie po prostu zdezerterowała!...
Raz jeszcze sięgam po Jedlickiego: "Już odgłos tej batalii grzmi po całym kraju i prawdziwie burza się zbiera. Zaczyna naród czuć siłę swoją, której ani się domyślał". A dalej dopisuje o zachowaniu Moskala w stolicy: "Z rozkazu Igelströma znowu kilku oficerów aresztowano, którzy mieli do spisku należeć. Chodzą ciągle pogłoski, żę Moskale chcą Arsenał odebrać, żeby sie ubezpieczyć od miasta. Coraz mniej pewnie się tu czują: już nawet wiadomo, że pisał ambasador do Prusaków, aby pod Warszawę podeszli".
Warto chyba zamknąć ta gawędę cytując "Rapport Narodowi Polskiemu", który wystawił Tadeusz Kościuszko, Naczelnik Najwyższy Siły Zbrojnej Narodowej (podaję go za faksymile, które zamieścił  Bartłomiej Szyndler w swej biografii "Tadeusz Kościuszko 1746-1817" na s. 198 - z zachowaniem oryginalnej pisowni):  
"Batalia ta pod Racławicami trwała od godziny trzeciey po południu do godziny osmey wieczor. Skutek iest zupełne zwycięstwo. Otrzymaliśmy plac bitwy, wzieliśmy iedenaście armat, wielkiego i mnieyszego kalibru, z zaprzęgami i ammunicyą do nich należącą. (...) Młodzież z ochotnikow pierwszy raz bitwę widząca w ogniu z 3. stron na nas sypanym, pokazała się prawdziwemi obrońcami swobod Narodowych, to iest ludźmi za nic życie własne dla Oyczyzny ważącemi".

4 komentarze:

  1. Czyli, że co? Zwycięstwo bez zwycięstwa? Smutne. To jak z Kościuszką było? Zwycięzca czy pokonany? Cholernie dużo pytań!... Ale, co sobie chłopy pomachali, to ich... No i kilka moskalskich łbów pospadał. Przydałoby się dziś kilka takich zrąbać!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Najpierw zwycięzca potem pokonany.

    OdpowiedzUsuń
  3. TO JEST NASZ DZISIEJSZY OKUPANT!!! "Trzeba przyznać, że wszyscy ludzie są obdarzeni wystarczająco zdrowym rozsądkiem, aby odróżnić dobro od zła, aby odpowiednio się zachowywać, przeprowadzać rozumowania, ujmować i porównywać stosunki [zachodzące między rzeczami i zjawiskami – M.S.], jak również rozszerzać swe idee drogą refleksji i studiów (wyłączam spośród nich tych, którzy rodzą się szaleńcami, ale istnieją szpitale, aby im uniemożliwić czynienie szkody).
    Czy nie lepiej byłoby zacząć od rozumowania razem z ludźmi, aby dać im poznać, że w prawdziwym ich interesie leży działanie uczciwe i sprawiedliwe, żeby byli raczej dobrymi ojcami i synami przywiązanymi do swej ojczyzny i posłuszni prawom, niż żeby sobie szkodzili i oszukiwali się nawzajem pozbawieni wszelkiej spokojności umysłu i miotający się, by się przeciwstawić zasadzkom i podstępom innych; jeśli do takiego wychowania dodacie dobre prawa, które karząc zbrodnie, utrudniają jednocześnie pomnożenie się występków; jeśli do tego dodacie jeszcze swoją własną osobą przykład cnót we wszelkich okolicznościach, niewątpliwie cały lud pójdzie za wami, gdyż ludzie są z natury naśladowcami podobnie jak małpy.
    Ale – przeciwnie – jeśli zaczniecie od oświecania księży, dostarczycie im więcej środków do zniewolenia ludu i do trzymania go silniej pod ich wpływem; albowiem wszelkie ciało udzielne w narodzie będzie działało przeciw poczynaniom rządu, przy którym będą istniały utajone rewolty, konspiracje, w które niestety obfituje historia; nie można spodziewać się, że zmienią postępowanie, gdyż w ich interesie leży istotnie fascynowanie oczu ludu kłamstwem, strachem przed piekłem, dziwacznymi dogmatami i abstrakcyjnymi czy też niezrozumiałymi ideami teologii.
    Księża zawsze wykorzystają ciemnotę i przesądy ludu, posłużą się religią – w co nie możecie wątpić – jako maską, by przykryć swą hipokryzję i niegodziwość swych przedsięwzięć. Lecz w końcu cóż z tego wynika? Lud nie wierzy więcej w nic, jak na przykład we Francji, gdzie chłopi nie mając obyczajów ani religii, są bardzo ciemni, przebiegli i występni.
    Widziano rządy despotyczne posługujące się tą zasłoną religii w przekonaniu, że była ona najmocniejszą podporą ich władzy; wówczas to wyposażono w sposób możliwie najbogatszy księży kosztem nędzy ludów. Przyznano im najbardziej oburzające przywileje łącznie z zasiadaniem przy tronie. Słowem, do tego stopnia rozmnożono łaski, dobra i bogactwa duchowieństwa, że połowa narodu z tego powodu cierpi i jęczy w nędzy, podczas gdy oni nic nie robiąc, opływają we wszystko.
    Obecnie, kiedy znamy złowrogie skutki tego błędu, wydaje mi się, że nie ma lepszego środka, jak pozwolić im, by popadli w upodlenie i ustanowić na koszt rządu szkoły dla chłopów, gdzie będą mogli uczyć się moralności, rolnictwa, zawodów i rzemiosł.
    Przemawiam do filozofa i do zręcznego polityka; rząd niezależnie od jego charakteru nie powinien mieć innej religii poza religią Natury. Ten niezmierny glob [sic! – chodzi o wszechświat – M.S.] zapełniony nieskończoną ilością gwiazd, jak również nasze serca szukające bezwiednie ucieczki od wszystkich naszych nieszczęść, świadczą w sposób oczywisty o istnieniu Istoty Najwyższej; my jej wcale nie rozumiemy, ale czujemy ją wewnętrznie i musimy ją wszyscy wielbić. Zostawmy więc wszystkim sektom i wszystkim religiom wolność uprawiania kultu, pod warunkiem, że będą one posłuszne prawom ustanowionym przez naród."- T. Kościuszko.

    OdpowiedzUsuń