sobota, stycznia 26, 2013

Louis de Funès - Louis le Grand - XXX lat bez Niego!...

Jutro minie równe 30. lat, jak sterane serce Wielkiego Komika powiedziało: dość! przestaję bić!... Nie miał nawet 70. lat. Trudno chyba  było znaleźć na ziemi kogoś, kto był oporny na talent Louis'a de Funès'a (czyli Louis'a Germain'a David'a de Funès'a de Galarza). Ten, który stał się ikoną humory francuskiego był potomkiem hiszpańskich emigrantów? Zupełnie, jak Juan Moreno y Herrera-Jiménez, czyli Jean Reno! Moja "znajomość" z Ludwikiem Wielkim/Louis le Grand zaczęła się od komedii "Zwariowany weekend / Le petit baigneur" (którą dziś można obejrzeć pt. "Mały pływak" - tytuł skądinąd zgodny z francuskim oryginałem). "Wpadliśmy na siebie" w 1972 r. kinie "Gryf", które pamiętają juz tylko njastarsi bydgoszczanie. Zwariowane perypetie niezrównoważonego właściciela stoczni pana Fourchaumea, który najpierw wylewa na zbity pysk, a później próbuje pozyskać genialnego projektanta Andréa Castagniera! Skąd mogłem wiedzieć, że zaczęła się dla mnie dekada obcowania z geniuszem!
 Każdy miłośnik humoru Louisa de Funèsa ma zapewne swego ulubionego... żandarma! Mój? To "Żandarm się żeni / Le gendarme se marie". I znowu zacznę od miejsca: osiedle Kapuściska, jesień 1972 i kino "Młodość". Nawet nie pamiętam dokładnie, w którym to miejscu było. Rzuca mnie na kolana scena, kiedy Ludovic Cruchot ma wlepić mandat Josépha Lefrançois'a za nadmierną jazdę. Dopada ją już w komisariacie. Tylko nie wie tego, co jego szef Jérôme Gerber! Spada na kobietę grad wyzwisk, miga jej przed oczami potężnym bloczkiem mandatowym i... Dowiaduje się o koneksjach kobieta, ba! spojrzenie szefa zatrzymuje się na portrecie sami wiecie kogo... Nagle z kipiącego triumfem żandarma, wybuchowego wulkanu staje się topniejącym, pocącym się, wystraszonym i zagubionym ludzikiem... A później, to porażenie miłością do wdowy po komendancie Górnej czy Dolnej Normandii! Mogę to oglądać na okrągło!
Można-że znaleźć genialniejszy, komediowy duet, jaki stworzyli de Funès razem z Bourvilem w "Wielkiej ucieczce / La grande vadrouille". Rok wcześniej był rewelacyjny "Gamoń / Le corniaud". Scena wypadku ulicznego, kiedy Antoine Maréchal zostaje z kierownicą w ręku, a sprawcą jest Léopold Saroyan, grany przez de Funèsa! Dwa przeciwstawne bieguny humoru. Smutne, że kolejne filmowe plany załamały się, kiedy w 1970 r. zmarł Bourvil! W biografii de Funès'a znalazłem informację, jak bardzo przeżył śmierć swego filmowego partnera: "Pogrążony w żalu, pełen pokory (...) wolał nie iść na pogrzeb, gdzie reprezentował go Gérard Oury [reżyser]". Potem wycofał się z produkcji planowanego filmu.

 Kiedy czyta się biografię Genialnego Komika autorstwa Stephanea Bonnottego "Louis de Funès" może nas zaskoczyć, jak bardzo był... skromny i nieśmiałym człowiekiem. Panicznie wręcz bał się publicznych wystąpień, konferencji prasowych. Tu z ratunkiem przychodził mu przyjaciel z planu i życia "filmowy Gerber", czyli Michel Galabru (kilka miesięcy temu skończył 90. lat), który występował "w jego zastępstwie"!
Jeśli miarą wspaniałości filmu jest ile razy szło się na niego do kina, to dwie komedie z Louis le Grand'em, to były to filmy, do których często wracam "Skrzydełko czy nóżka / L'aile ou la cuisse" oraz "Panowie dbajcie o żony / La Zizanie", gdzie rewelacyjnie partnerowała mu wspaniała Annie Girardot! Na obydwa poszedłem  dwukrotnie w przeciągu jednego tygodnia! 
 Tylko w tym tygodniu obejrzałem "Skrzydełko czy nóżkę" oraz "Słynną restaurację / Le grand restaurant". To w tym drugim filmie jest owa zniewalająca scena, kiedy w czasie rozmowy z Herr Müllerem "przepoczwarza" się w Adolfa H.! Pomysł przedni, wykonanie rewelacyjne!
 Czyż w "Skrzydełku..." nie okazano daleko posuniętą... proroczność? Charles Duchemin (w tej roli L. de Funès) walczył o jakość francuskiej kuchni. Chciał, aby jej finezja, smak nie zostały zepchnięte razem z pojawieniem się "śmieciowego żarcia". Jak się tak dobrze "wczytać" w fabułę, to przesłanie filmu z 1976 r. wraca do nas kamieniem! W biografii aktora znalazłem ciekaw spostrzeżenie: "Francuzi z niecierpliwością oczekiwali na powrót Louis de Funèsa po zawale; przeszło 5,84 milionów z nich poszło do kina na ten film".
 Jestem zdania, że jednym z odważniejszych filmów, w którym wystąpił Wielki Mały Nerwus są "Przygody rabbiego Jakuba / Les aventures de Rabbi Jacob"!  Aktor był nieprawdopodobnym perfekcjonistą! W tym przypadku przypominał swego  idola Ch. Chaplina - jak on wielokrotnie powtarzał ujęcia! Gérard Oury tak wspominał pracę przy tym filmie, kiedy wpadał do kadzi w fabryce gumy do żucia: "Umazany słodkiej mazi Louis, do którego zlatywały się na zewnątrz wszystkie osy, pszczoły, mrówki znajdował jeszcze sposób, by przed skokiem do olbrzymiej kadzi zawierającej pięć ton zielonkawej cieczy, powtórzyć kolejny raz swe hebrajskie tańce. Jakiż zapał, jakie umiłowanie zawodu!".  Tak, słynna scena, kiedy tańczy w gronie Żydów, to skutek mozolnych lekcji, jakie pobierał!
Tyle wspomnień wiąże się z osobą i jego filmami! Trudno tu o każdym napisać choć pół zdania. Przepraszam. Rośnie już drugie pokolenie odkąd odszedł. Nie chce się wierzyć, że to było 27 stycznia 1983 r., XXX lat temu!
5 września 2012 r., w wieku 83 lat zmarł Christian Marin, to pamiętny żandarm Merlot (ten wysoki, z głupawą miną i odstającymi uszami). Ostatni z szeregu, który prężył się na widok sierżanta Cruchota! Warto chyba na koniec przypomnieć, jak pięknie pożegnał swego "filmowego przełożonego" w biografii, na którą tu się powołuję:
"PANIE SIERŻANCIE,
PISZĘ DO PANA, BY MU PO PROSTU POWIEDZIEĆ, ŻE NIGDY GO NIE ZAPOMNĘ.
NA ZAWSZE ZACHOWAM O PANU SERDECZNE WSPOMNIENIE.
WIDZĘ PANA ZNÓW - TĘ CHARAKTERYSTYCZNĄ SYLWETKĘ STARAJĄCĄ SIĘ NA  WSZELKIE SPOSOBY WYDAWAĆ WIĘKSZĄ. NIEODŁĄCZNE KEPI, ELASTYCZNĄ TWARZ, USTA ROZCIĄGAJĄCE SIĘ NIEMALŻE DO SAMYCH USZU W UŚMIECHU ZWIASTUJĄCYM NADCHODZĄCA KARĘ. WIDZĘ TAKŻE PANA DWA PALCE, DZIOBIĄCE PROSTO W OCZY, KIEDY TYLKO UCHYBILIŚMY POSŁUSZEŃSTWU, JAKIE BYLIŚMY PANU WINNI.
PANA AUTORYTET I DYSCYPLINA ZAPROWADZIŁY NAS, ŻANDARMÓW Z BRYGADY W SAINT-TROPEZ, MIAROWYM KROKIEM DO WIELKIEGO, OSZAŁAMIAJĄCEGO SUKCESU.
DZIĘKUJĘ, PANIE SIERŻANCIE. DZIĘKI PANU POZOSTALIŚMY MŁODZI I WIECZNIE ŻYWI, KIEDY U PANA BOKU MASZERUJEMY DZISIAJ, Z PANEM NA CZELE, PRZEZ EKRANY CAŁEGO ŚWIATA.
CIESZĘ SIĘ, ŻE POLSKA OKAZUJE PANU SWOJE UWIELBIENIE.
ZASŁUŻYŁ PAN SOBIE NA NIE".

11 komentarzy:

  1. louis de funes był zajebisty nie ma takiego drugiego komika - dzisiejsze komedie są beznadziejne i tyle w temacie. ps: fajny blog!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się, co do oceny talentu Wielkiego Małego Nerwusa, choć może bez tego zaj... Zapraszam do ponownego odwiedzenia mego blogu. Szykuje pewien "dodatek" o "Fufu", jak Francuzi nazywali Louis de Funès'a. Pozdrawiam wielbiciela dobrej komedii francuskiej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, znakomity wpis, zupełnie odmienny od tego, co serwują nam zwykle w internecie. Dziękuję i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za docenienie tego wpisu. Louis de Funès zasługuje na pamięć, a wobec tego, na jakim poziomie (równi pochyłej) jest dzisiejsze kino tzw. komediowe, to wspaniałe, że pozostawił nam (widzom) swoje, niezapomniane, wspaniałe filmy.
    Pozdrawiam
    K. N.

    OdpowiedzUsuń
  5. Louis był wspaniałym, niepowtarzalnym komikiem i niezwykle dokładnym aktorem. Uwielbiałam każdy jego film, a w szczególności Skąpca i Przygody Rabina Jakuba. Nie wyobrażałabym sobie też Fantomasa bez niego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wyobrażałem sobie kina bez Niego! Gnałem po dwa razy na te same filmy do kina. Większego wyróżnienie nie mogłem wyłuskać wtedy z mojej nastoletniej skarbonki!...
    Pozdrawiam z niby-wiosennej Bdygoszczy

    OdpowiedzUsuń
  7. To znowu ja z Ustki. Louis był genialny i niepowtarzalny. To nie prawda, że są ludzie zastąpywalni. Kocham jego Żandarmską Mość. Mandat od Niego, to by było cośśśś. :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam sie w 100 %! Król był Jeden, a kilka (-naście) milionów ludzi nie mogło się mylić. Do tego - osobowość.
    Pozdrawiam
    K.N.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy to prawda, że L, de Funes był Hiszpanem?

    OdpowiedzUsuń
  10. Krótka odpowiedź: T A K ! Do tego był hodowcą róż.

    OdpowiedzUsuń
  11. Z tej Geneviève Grad to była niezła dupcia!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.