piątek, stycznia 25, 2013

Dux - odc. 10 (ostatni)

Kirasjer
Natrafił na obóz wojskowy . Żołnierze o czymś z przejęciem dyskutowali. Widział płonące ogniska, rozstawione warty, tu i tam ustawione w kozły karabiny. Postanowił trzymać się spotkanych wojaków. Czuł jakiś sentyment do mundurów. Konie spokojnie rżały pod czujnym okiem młodego masztalerza. 
Marszałek M.  Ney
Z pobliskiego namiotu wyszła grupa oficerów, chyba generałów, bo mieli złotymi i srebrnymi nićmi wyszyte kołnierze. Ten, na którego pilnie patrzono miał rudą, rzednącą czuprynę.
- Obiecałem królowi...- przystanął.
- A gdzie masz... tą... stalowa klatkę?...- powiedział jeden z oficerów z jego otoczenia.Rudy zatrzymał się. W jego spojrzeniu było coś niepokojącego. Nie odpowiedział jednak. Wcisnął tylko kapelusz na głowę. Podano mu konia.
- Ten dzień zadecyduje o losie Francji - rzucił jakby od niechcenia i ruszył przed siebie. Pozostali oficerowie tez dosiadali  koni.
Dux usłyszał dźwięczny odgłos trąbki. Z namiotów zaczęli wysypywać się żołnierze. Pozorny chaos trwał jakiś czas, po chwili zaczęły formować się kolumny. Nawet nie spostrzegł, kiedy zniknęły namioty i zasypano tlące się przed chwilą ogniska. Na komendę jakiegoś dowódcy wojsko ruszyło przed siebie. Dux postanowił trzymać się w bezpiecznej odległości, ale tak, aby nie tracić ich z pola widzenia.
Maszerowali już kilka godzin, kiedy kolumna na przedzie zatrzymała się. Żołnierze widać poczytywali sobie to za sygnał do odpoczynku, bo zaczęli przysiadać i rozchodzić się, ale oficerowie przynaglali ich do przywrócenia porządku w szyku. Stanęli w poprzek drogi. Teraz dopiero Dux dostrzegł, że z południa wynurzyła się inna kolumna żołnierzy. Nie chciał wierzyć własnym oczom, ale wśród tamtych pojawił się ów dziwny człowiek w charakterystycznym kapeluszu.
P. Michałowski "Napoleon wydający rozkazy"
 Żołnierze, za którymi od kilku godzin szedł, podnieśli broń do oczu. I wtedy stało się coś, czego Dux nie pojmował swym psim rozumem: człowiek w charakterystycznym kapeluszu wyszedł przed najeżone bagnetami szeregi, rozpiął mundur, coś krzyknął i... Do jego psich uszu dochodziły jakieś wyrwane słowa:
- Jak... strzelać... niech... swego... cesa... rza...
Szeregi załamały się! Żołnierze odrzucali dopiero co wycelowane karabiny i biegli do owego mężczyzny! Padali przed nim, całowali po rękach, butach, a z wielu piersi rozległ się okrzyk, który doskonale pamiętał:
- Vive l’Empereur!
Napoleon pod Grenoble
 Wiwatujący żołnierze wzbudzili zachwyt w Duxsie. Zaczął szczekać, skakać. Nie patrząc na nic rzucił się w kierunku tych, którzy jeszcze chwilę temu, zdawało się zaczną do siebie strzelać. Przeskoczył niewielki parów. Już był na dole. Już biegł w kierunku mieszających się szeregów. Raptem drogę mu zajechało potężne cielsko gniadego konia. Zarył kopytami tuż przy pysku Duxa, aż ten odskoczył. Siedzący w siodle żołnierz ściągnął mocno lejce, aż wędzidło zazgrzytało w końskim pysku.
Kirasjer
- Ki diabeł?!- wrzasnął jeździec. Dux na dźwięk tych słów osłupiał. Podniósł łeb i spojrzał w górę.
Rosły kirasjer miał na głowie ciężki hełm z końską kitą. Dux wpatrywał się w nią.
- Co, co się stało?!- jeździec już zsiadał ze swego wierzchowca. Zmarszczył brwi. Ale Duxowi zdawało się, że oto w ten marcowy dzień słońce świeci tylko dla niego! On już wiedział...
Kirasjer puścił wodze. Z niedowierzaniem patrzył na wynędzniałego psa. Twarz jego wyrażała zdziwienie pomieszane z litością. Otworzył szeroko usta, ale widać było, że słowa grzęzną gdzieś głęboko.
- To... to...- wystękał wreszcie.- To nie może być prawda! Ty nie... możesz... Ty nie... możesz być... Du...– Ale nie dokończył. Dux rzucił mu się do nóg. Radosnemu szczekaniu nie było końca, a kapitan kirasjerów Robert la Roschell nie musiał już niczego mówić. Szorstki psi język smagał jego twarz z taką siłą, jakby chciał z niej zedrzeć kilkudniowy zarost.
Dla tych dwojga nic nie było wtedy ważne. Ani mężczyzna w trójgraniastym kapeluszu, ani rudowłosy generał, ani bratające się wojsko, ani to, co ich czeka, kiedy wreszcie dotrą do Paryża. Wydawało się, że istnieją tylko oni dwaj: Dux i jego Robert! I choć przyciskał psa do swego stalowego pancerza obaj czuli, jak ich serca biją, biją, biją...



K O N I E C

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.