czwartek, stycznia 09, 2025

My english adventure - odcinek 15 - The Mall, czyli idziemy ku Buckingham Palace

"My english adventure" - miała się powoli ku końcowi tu nad Tamizą. Czas jest nieubłagany. Podziwiać tylko, że moja kondycja naprawdę do pozazdroszczenia. "Do starego samochodu włożyliśmy nową część" - tak plastycznie rok wcześniej określił skutek wszczepienia mi bajpasów ordynator chirurgii w jednym z bydgoskich szpitali. Skutki tego odbierałam w czasie poznawania tajemnic Londynu.  Mój Syn miał pewne obawy czy podołam trudom  całodziennej, miejskiej eskapady. Nie zawiodłem ani Jego, ani siebie. Nie było przystawania, nie było zwalniania tempa. Pewnie te moje fotografowania, obchodzenie każdego spotkanego pomnika lub innego cudeńka architektonicznego, to już był pewien postój i przyhamowanie. Wigoru dodawała wizja: przed nami Buckingham Palace! To naprawdę dodaje skrzydeł.


Norweski lew! Tym razem dla odmiany. Ciekawe czy wprawne oko czytelnika wypatrzyło o jaką ambasadę chodziło mi, kiedy stałem w cieniu kolumny Nelsona? "Kanada!" - ryczy rozentuzjazmowany spoglądacz o dobrze dobranych szkłach korekcyjnych. Tak, a ten kartusz wypatrzyłem, gdy zacząłem opuszczać tak szczegółowo opisany plac w poprzednim odcinku. Tak, te kolejne moje kadry zaliczam do serii zdjęć: patrzycie, a nie widzicie. Zawsze namawiam moich uczniów, aby zwracali uwagę na detale, niby drobiazgi, ale cenne i wiele mówiące o historii. W końcu jakiś tam pomnik byle któś może sfotografować, ale wypatrzeć flagę szkocką już nie koniecznie. 


  

No i oto stanąłem przed pierwszym zaskoczeniem pomnikowym w drodze ku Buckingham Palace! Zachodziłem go od tyłu. Przyznam, że pomyślałem: Kościuszko? Ale niby skąd Naczelnik na cokole w Londynie. Nie dość na tym: a kogo bił w dalekiej Ameryce adept Szkoły Rycerskiej? Wojska JKM Jerzego III Hanowerskiego (1760-1820)! Wątpliwe, aby Anglicy postawili pomnik komuś, kto gromił ich pod Saratogą czy bronił przed nimi West Point! Szybko rzecz się wyjaśniła! Toć to sam kapitan James Cook (1728-1779), odkrywca m. in. Australii! Też miało mu się (czytaj: temu pomnikowi) oberwać, kiedy fala antykolonialnych wystąpień targała londyńską ulicą. Uratowano go. Stoi w zaciszu. 



Tu trochę jednak poszperałem i znalazłem, że to dzieło sir Thomasa Brocka (1847-1922) z 1914 r. Nie wiedziałem, że oto wkraczamy na słynną The Mall, reprezentacyjną aleję, która prowadzi prosto do celu, czyli siedziby JKM Karola III! Nie będzie to jednak pochód w jedną, określona stronę. Na tym polega męka peregrynowania w mojej obecności.


Duch imperialnej przeszłości bez wątpienia bił z kolejnego cokołu! Ten hełm, ta poza, ta apoteoza! Zatrzymany czas brytyjskiej potęgi kolonialnej? - ja tak to odczytuję. Royal Marines Memorial, dzieło które stworzył angielski rzeźbiarz Adrian Jones (1845-1938). Powoli zaczyna się pisać historia sztuki pomnikowej Anglii z przełomu XIX i XX wieku! W poprzednim odcinku odcinałem się od mądrzenia, a teraz sam płynę nurtem nadmiernego gadulstwa. Stąd poniżej mego wspominania linki do stron, które mogą uzupełnić naszą wiedzę lub jej brak. Pomnik powstał w 1903 r. i upamiętnia m. in. udział Anglików w zwalczaniu powstania bokserów (z lat 1899-1901). 




Lekko odbiliśmy z The Mall na St. James. Powód? Zaraz się ujawni! I to nie jeden, i nie dwa. Miło, kiedy spotyka się postacie z historii doskonale znane. Nie wiem jaki poziom emocji mną targnął, ale na widok kolejnego pomnika konnego wyrzekłem jedno krótki z lekką nutą niedowierzalności: Berty?! Nie mogło być żadnych wątpliwości: JKM Edward VII (1901-1910), niesforny syn JKM Wiktorii Hanowerskiej, wuj m. in. kaisera Wilhelma II (1888-1918) i carycy Aleksandry Fiodorowny (1894-1917). Malownicza, barwna, burzliwa i bez to sympatyczna jednak postać w królewskiej rodzinie przez cały XIX w. Biedna matka, że miała takiego urwi-połcia? Jako król okazał się godnym urzędu i powagi brytyjskiej korony.  Na cokole wyryto napis: "EDWARDUS VII REX IMPERATOR 1901-1910".    



Dopiero teraz, kiedy chcę jednak wzbogacić narrację o pewne szczegóły topograficzne dowiaduję się, że znaleźliśmy się na Waterloo Place. Trudno było nie dostrzec sylwetkę potężnego pomnika. Guards Crimean War Memorial z 1861 r.  upamiętnia udział żołnierzy angielskich w wojnie krymskiej. Robią wrażenia wiarusi stojący na przedzie, na szczycie bogini zwycięstwa Wiktoria! Czuje się przed nimi respekt. Robi na manie wrażenie napis: "CRIMEA". Trudno nie myśleć, jakie dziś jest położenie Krymu i w ogóle o wojnie, którą rozpętał kremlowski bandyta, W. Putin. To nie będzie ostatnie wspominanie wojny z lat 1853-1856. Zaraz kolejne spotkanie.




Z czasem plac dopełniły dwie figury. Średnio zorientowanemu miłośnikowi historii przypominać raczej nie trzeba kim była Florence Nightingale (1820-1910), ale już sekretarza wojny tego okresu znają raczej tylko szerzej zainteresowani konfliktem z Rosją cara Mikołaja I, Sidneya Herberta (1810-1861). Proszę zwrócić uwagę na to, co matka pielęgniarstwa trzyma w dłoni! W historiografii angielskiej nazywa się ją: the Lady with the Lamp ("Damą z lampą"). Nikt tak przecież nie przyczynił się do  szerzenia  oświaty medycznej, pielęgniarskiej, jak ta dzielna Angielka, która swoim poświęceniem uratowała wiele ludzkich istnień. 




Wróciliśmy na plac, na którym dumnie kroczył koń Edwarda VII. Raczej nie miałem wątpliwości widząc bohatera w jakimś dziwnym uniformie. To mógł być tylko kapitan Robert Scott (1868-1912)! I to był Robert Scott! Stali czytelnicy mego bloga (blogu?) wiedzą, że to bohater mego pisania kilka lat temu. Pasjonuje mnie Jego osoba, rywalizacja z Amundsenem o dotarcie do Bieguna  Południowego. Wiemy czym się ona zakończyła: wielką angielską tragedią! 


  

Bardzo okazale uczczono pamięć wyjątkowego bohatera wojny krymskiej, a był nim marszałek polny John Campbell, 1. baron Clyde (1792-1863). Czyn jego i podległych mu żołnierzy wpisał się w przebieg bitwy pod Bałakławą (1854 r.). To tu doszło do słynnych szarż kawaleryjskich wszystkich walczących stron i powstania pamiętnej czerwonej linii, jaką byli żołnierze Campbella powstrzymujący morderczy atak Rosjan! Jakby co, to mamy kolejnego londyńskiego lwa!



Wracamy na The Mall. Ale myliłby się ten kto sądziłby, że to koniec pomnikowych zachwyceń z mojej strony! Ostatnie królewskie spotkanie tego odcinka! "A królowa Wiktoria?!" - obrusza się pan, któremu spieszno do Buckingham Palace. Spieszę uspokoić: to jeszcze nie w tym odcinku, drogi panie. Nie wiedziałem, że czeka mnie spotkanie wyjątkowe, bo obojga królestwa, którzy wstąpili na tron po abdykacji Edwarda VIII. Panie i panowie Ich Królewskie i Cesarskie Moście: Jerzy VI i Elżbieta! Tak, rodzice Elżbiety II, a dziadkowie Karola III. Przypomnę, że Jerzy VI był wnukiem Edwarda VII. Koniec gadulstwa genealogicznej popisówy!


Ciekawe, że na pewnym portalu zakwalifikowano ten pomnik jako... wojenny. "Bo?" - zawiesił głos pan w kaszkiecie w stonowaną kratkę. Bo na płaskorzeźbach uwieczniono sceny z czasów II wojny światowej. Król jest w mundurze. Przypomina się też o ważnym fakcie: rodzina królewska w chwili dziejowej próby nie opuściła Anglii, pozostała w Londynie. Znamy filmy dokumentalne z tego okresu lub zdjęcia, jak królewska para odwiedzała miejsca nalotów, rozmawiała z londyńczykami. Mało tego księżniczka Elżbieta wdziała też mundur i to nie dla parady.



Znajdziemy tu również prywatne, rzekłbym kadry z życia, królowej-matki. Jej słabość do koni i miłość do psów rasy welsh corgi pambroke. 




Tak, można temu jednemu pomnikowi poświęcić autonomiczny odcinek. Siedem kadrów? Sam się sobie dziwię. Jest ich trochę więcej, ale pora jednak dotrzeć do Buckingham Palace. Robi się coraz później. Widzę to zniecierpliwienie na wielu obliczach, ba! nawet zmęczenie. A tym samym pora, aby opuścić Londyn.


Strony dla zainteresowanych:

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.