"My english adventure" - trwa w najlepsze. Oto trzeciego dnia mego pobytu na angielskiej ziemi dotarłem do miasta marzeń: L - O - N - D - Y - N - U ! Bardziej szczęśliwy mógł być chyba tylko Phileas Fogg, kiedy dotarł nad Tamizę po pamiętnych 80-ściu dniach swych niezwykłych przygód i uświadomił sobie, że jednak wygrał zakład.
"Pozdrawiam z Londynu, szczególnie od Lucy, Darwina i Wellingtona. Liczę, że kiedyś razem tu przyjedziemy i sam mnie tu oprowadzisz" - takie pozdrowienie, a zarazem życzenie znalazło się na karcie pocztowej dotowanej przez Royal Mail 7 III 2016 r., jaką wysłał do mnie mój osobisty Syn. Dodać należy, że na karcie widnieje zdjęcie portretowe, na którym uwieczniony został Charles Robert Darwin (1809-1882). I oto nadszedł t e n dzień: 18 września 2024 r., kiedy przekroczyłem magiczny próg, niemniej magicznego miejsca: NATURAL HISTORY MUSEUM!
"Ale, ale: przecież ta konstrukcja to nie NHM!" - oponuje znawca tematu, bywalec stolic świata. Prawda, proszę pana! Zanim do tego mogło dojść była najpierw podróż z Corby do Londynu! Na sam St Pancras International! Przepraszam, że chwilami mój entuzjazm przypomina zachowanie Buszmena, który niczego nie widział poza swoją kurną chatą i stada wydzierającego się drobiu, ale na peronie międzynarodowego dworca można było poznać potęgę dwóch światów: tego z czasów rewolucji przemysłowej i tego współczesnego, rodem z XXI w. ujrzeć w dziewiętnastowiecznych murach szybkie składy pociągów, a nie parowozów, to naprawdę musi zwracać uwagę. Kilkanaście zdjęć musiało zostać zrobione, np. kunsztowna kratownica zawieszonego nad naszymi głowami sufitu czy zegara.
Figura, pomnik (nie wiem jak zakwalifikować?) sir Johna Betjemana (1906-1984). Ten eseista i poeta był wielkim admiratorem architektury z czasów JKM Wiktorii Hanowerskiej, ze szczególnym wskazaniem na... dworce kolejowe. Jeśli dobrze zrozumiałem i zapamiętałem: były zakusy na przebudowę czy nawet wyburzenie St Pancras. I to on miał rozpocząć batalię o jego zachowanie! I wygrał! Londyn nie pozbył się tego cennego zabytku ery wiktoriańskiej. Brawa dla takich społeczników i nie strudzonych wojowników o zachowanie tego, co cenne pozostawiły poprzednie pokolenia!
Trudno nie dostrzec The Meeting Place! Krótko pisząc: oni całują się! Nie dość na tym: to jednak dziewięć metrów wysokości i dwadzieścia ton wagi. Dzieło wykonał Paul Day (rocznik 1968) jest hołdem dla miejsca czy nawet roli, jaką odegrał St Pancras. To, że on żegna się z nią (lub wita? - nie wiem która odpowiedź jest prawidłowa), to normalna, ludzka rzecz. Ale sędziwy dworzec był świadkiem burzliwych wydarzeń z historii Londynu i Wielkiej Brytanii. I to ujawnia niezwykły fryz, który zdobi podstawę całości. I moim zdaniem niknie zainteresowanie tymi obojga u góry. Widzimy kalejdoskop z czasu minionego i wcale nam nie do śmiechu. Jeśli ktoś poświęci mu kilka minut, wyłączy lub zwolni zabieganie, to może zafundować sobie pouczającą podróż historyczną.
Jak zwykle wyszedł ze mnie belfer? Norma! A ja oczywiście krok po kroku uwieczniałem kadr po kadrze. I dopiero wtedy mogliśmy opuścić cenny zabytek budownictwa przemysłowego, aby znaleźć się na ruchliwej ulicy Londynu AD 2024.
Tak, kierunek Natural History Museum. I tu kolejna niespodzianka osobistego Syna mego: podróż prawdziwą, ba! legendarną londyńską taksówką! Tak, przeżycie, jakby to co najmniej JKM Karol III przysłał konie na nasz przyjazd. No to ruszyliśmy. Świadomość, że już się jest w Londynie rosła z każdą sekundą! Chciało się, aby ta taksówkowa chwila trwała wiecznie, a to ledwo kilkanaście minut? Kolejna przeżycie zostało zaliczone!
Przed nami kilka kroków i cel podróży: Natural History Museum! Witaj świątynio nauki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.