niedziela, stycznia 13, 2019

Przeczytania... (287) Anthony McCarten "Czas mroku" (Marginesy)

Rzadko to robię, aby w cyklu "Przeczytania..." pojawiła się książka wydawnictwa, które ignoruje moje do nich pisania. Zaliczam do tej kategorii Marginesy. Robię to przede wszystkim dla Bohatera "Czasu mroku". Dopisek "Film już w kinach" możemy dopełnić: "Film obsypany Oscarami". I to w sześciu kategoriach. Ale, że to nie cykl o filmach, to daruję sobie wyliczankę złotych statuetek. Wspomnę tylko Gary Oldmana, którego kreacja na długo zapada w pamięci. Dla wielu widzów, to po prostu był ON - Winston Churchill!
Anthony McCarten "Czas mroku. Jak Churchill zawrócił świat znad krawędzi" w tłumaczeniu Jana Wąsińskiego, to dobrze zainwestowana gotówka. Nawet, jeśli jak ja skorzystał z 25% obniżki ceny. A może tym bardziej. Nikt komu bliska jest tematyka II wojny światowej, Blitzkriegu raczej nie obejdzie jej dużym łukiem. Po prostu prędzej czy później zjawi się ona na naszej półce.
"U McCartena fakty historyczne wciągają jak najlepsza powieść. Trzymająca w napięciu, pouczająca, odważna książka" - to jedna z opinii o lekturze, jaką znajdziemy na skrzydle okładki. Druga nie pozostawia wątpliwości: "Rzetelna książka, od której nie można sie oderwać". I ja się z tym zgadzam.
Nie byłoby tego "Przeczytanie...", gdyby nie moje zainteresowanie samym Winstonem Churchillem (1874-1965). Kiedy na koniec XX wieku "Polityka" proponowała ranking na temat polityków, których oceniamy pozytywnie i negatywnie, to w moim przekonaniu w obu kategoriach, na samym szczycie, stał właśnie Churchill. Cyniczny, wyniosły, chwilami skuteczny, polityczny drań. Zbiór takich różności i rozbieżności charakterologicznych, że niemożliwe, aby nie fascynował.
Mamy zatem książkę, która ukazuje kulisy tego, co działo się w Londynie w ciągu kilku gorących dni pamiętnego maja 1940 r., kiedy decydowały się losy kontynentalnej Europy. I tylko tyle! Jeśli ktoś chciałby zobaczyć angielskiego premiera w Teheranie czy Jałcie, to może nie podchodzić do książki A. McCartena. Nic na ten temat tu nie znajdzie. "Czas mroku" nie powstał dla szerokiej panoramy historycznej i faktograficznej. To tylko wycinek, dla wielu pewnie znikomy, acz bardzo doniosły.
"Anthony McCarten tworzy portret Churchilla na nowo. Odmalowuje wielkiego przywódcę, którym w tamte burzliwe i mroczne dni targały wątpliwości i który rozważał ustąpienie Hitlerowi. Brytyjskim premier nie jest tu ikoną. Jest człowiekiem ze wszystkim ułomnościami i słabościami" - czytamy m. in. na okładce.
Dla mnie, nauczyciela historii, lektura nieomal obowiązkowa. Będzie z czego korzystać w bieżącej pracy, kiedy przyjdzie mi omawiać ten okres historyczny. Nie wiem czy książka (i film) wpłynęły na zmianę wizerunku i ocenę roli, jaką odegrał w czasie II wojny światowej Winston Churchill. Jest niezaprzeczalna okazja, aby przyjrzeć się "od podszewki", jak doszło do klęski Neville Chamberlaina i mógł na dobre pojawić się na 10 Downing Street. Mamy wrażenie, że uczestniczymy w parlamentarnej debacie. Emocje po chwili udzielają się czytającemu. Jesteśmy w środku stada os, które obskoczyły pokiereszowanego szerszenia, jakim był premier, architekt m. in. traktatu monachijskiego. "Ostra debata przeciągnęła się aż do nocy. Chamberlain nie zamierzał łatwo odejść. [...] Być może czuł, że te dni to ostatnia szansa, aby nie zostać obarczonym odpowiedzialnością za upadek Europy, demokracji i brytyjskiego stylu życia" - uświadamia nam Autor.
Śmiem twierdzić, że niewielu z nas orientuje się, jaka była w tym czasie pozycja pierwszego lorda Admiralicji. Zaryzykuję stwierdzenie, że tylko doskonale zorientowani w temacie zdają sobie sprawę, że to na niego spadała odpowiedzialność za klęskę w kampanii norweskiej. I McCarten drobiazgowo wylicza: "...stracono tysiąc ośmiuset ludzi, lotniskowiec, dwa krążowniki, siedem niszczycieli oraz okręt podwodny". Tym kimś był rzecz jasna Winston Spencer Churchill. 
"Nie był lubianym politykiem. Wtedy uchodził wręcz za pośmiewisko, egotystę, «amerykańskiego mieszańca», który [...] popierał tylko jedną opcję: samego siebie. Trudno  to uwierzyć dziś, gdy w wielkiej Brytanii jego imię nosi trzy i pół tysiąca pubów i hoteli, półtora tysiąca auli i budynków oraz dwadzieścia pięć ulic, a jego twarz spogląda ze wszystkiego, od podkładek pod kufle po wycieraczki do butów [...]" -skrupulatnie przypomina i wylicza Autor "Czasu mroku". Pogłębioną wyliczankę znajdziemy na początku rozdziału o znamiennym tytule "Pasożyt społeczny". Proszę trzymać się mocno: "Niezrównany mówca. Pijaczyna. Kpiarz. Patriota. Imperialista. Wizjoner. Projektant czołgów. Niedorajda. Awanturnik. Arystokrata. Więzień. Bohater wojenny. Zbrodniarz wojenny. Zdobywca. Pośmiewisko. Murarz. Właściciel koni wyścigowych. Żołnierz. Malarz. Polityk. Dziennikarz. Pisarz, laureat Literackiej Nagrody Nobla... ta lista nie ma końca, ale każda z etykiet osobno byłaby wobec niego niesprawiedliwa". Ten cytat stanowi dobitny argument, aby poświęcić Churchillowi część ze swego czasu. Podejrzewam, że po lekturze A. McCartena wielu westchnie: mało! I rzuci się do szukania i czytania tego, co jest dostępne. 
Na mnie "Czas mroku" robi wrażenie. Ja się nią nie nudziłem. Wciąga, jakby chodziło o biografię kogoś wymyślonego dla potrzeb atrakcyjnej fabuły. Tylko, że to wszystko, co tu odkrywamy (bo dla gro z nas jest to odkrywanie) jest zapisem autentyczności, wydarzyło się naprawdę! Zresztą A. McCarten wprowadza nas tez w świat prywatny Churchilla. Choćby to, co napisano o rodzicach. Zasiewa nawet ziarenko niejasności, co do... czasu przyjścia na świat przyszłego premiera: "Urodził się rzekomo dwa miesiące przed terminem, najprawdopodobniej jednak został poczęty przed ślubem". Wielu pewnie zna wersję, że panią Jeanette de domo Jerome Churchill bóle porodowy miały wziąć w czasie pewnego balu.  Chyba nikogo, kto choć pobieżnie zna biografię Winstona Spencera nie powinno zdziwić to zdanie: "Już lista tego, co  w y p i j a ł  każdego dnia, przy dzisiejszych standardach zapewne pozwoli zaszufladkować go jako alkoholika leczącego się na własną rękę".
Dla mnie to też okazja do... wyławiania cytatów, o których wiem, że będą mi kiedyś pomocne. A może nie? A jeśli nie, to co z tego: sam fakt, że siedzę nad interesująca książką z ołówkiem i łowię słowa, to już wartość dodana. Równie dobrze mógłbym w tym czasie robić coś głupszego...Czego na 2019 nie polecam nikomu. Nudy z "Czasem mroku" na pewno nie przeżyjemy.

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.